Tak, wiem, miało być o prezentach dla Milly, ale chyba będzie temat musiał poczekać do jutra.
Właśnie wróciłam z warsztatów w ramach kampanii społecznej 'Po prostu położna' (więcej szczegółów
tu) zorganizowanych przez fundację Siostra Ania (ich strona
tu) i wrażenia na gorąco spisać muszę, jakem ja nerwus i niecierpliwiec.
Konferencje tego typu nie są mi obce. Hmmm... W sumie tego typu tak, to pierwsza (i zapewne ostatnia, ale nie zarzekam się, bo przecież nigdy nie mów nigdy) konferencja o tematyce okołodziecięcej, ale z racji mojej pracy w nauczycielskich zlotach tego typu uczestniczyłam dużo, ba, nawet prowadzić mi się zdarzało, więc wiem czym to się je (albo jeść ma) i generalnie jak wyglądać powinno. No właśnie, powinno, a czasem nie wygląda.
Jak było dzisiaj?
Trochę fajnie, trochę niefajnie. Dlaczego?
Na plus:
+ miejscówka - ludzi niby dużo, ale sala przestronna, dość miejsca na nogi i wygodne krzesła, co w salach konferencyjnych zdarza się rzadko
+ wykład o karmieniu - prowadził go, jak sam zainteresowany słusznie zauważył, facet po czterdziestce (zresztą, ciężko było tego nie zauważyć), p. Tomasz Chodkowski (nie mylić z guru fitnessu o podobnym nazwisku). Zdziwienie było, bo co niby facet, choćby i ojciec trójki dzieci (którym jak się okazuje pan Chodkowski jest) ma wiedzieć o karmieniu piersią. Dość dowcipnie i nienudno opowiadał on o pozytywnym wpływie karmienia piersią i na dziecko i na matkę. Dużo oczywistych oczywistości, trochę rzeczy nowych, ale, co doceniłam najbardziej biorąc pod uwagę fakt że pan jest przedstawicielem jednego ze sponsorów produkującego laktatory (tak, wiem co to laktator. Kto nie wie odsyłam
tu) , że padło podczas wykładu żeby laktatora nie kupować, dopóki nie okaże się niezbędny, i że tak jak nie ma jednej pary butów która pasuje wszystkim tak samo nie ma takiego laktatora, który by odpowiadał wszystkim. Brzmiało to wiarygodnie i zdecydowanie na plus
+ położne - kto ma pojęcie o porodach poza Polską wie, że położna jest co najmniej tak samo ważna jak lekarz. W takiej Anglii na przykład to położna prowadzi ciążę, a konsultacji u lekarza ma się dwie lub trzy. Ale dużo osób tego nie wie. Tak samo jak dużo kobiet które nigdy nie rodziły, i nie rozmawiały z nikim niedawno rodzącym, mają obraz w głowie niczym z amerykańskich filmów, lekarza odbierającego poród. Też tak miałam, dopóki nie zainteresowałam się bardziej tematem i dopóki nie okazało się że położna naprawdę podczas przebiegu porodu jest najważniejsza. Ale dużo babeczek, które nigdy w ciąży nie były (jak ja do niedawna) tego nie wie. Kampania uświadamiająca rolę położnych podczas porodu naprawdę tę rolę spełnia. Ja nie dowiedziałam się niczego nowego, ale podejrzewam ze wiele ciężarówek początkujących, które jeszcze się nie zdążyły porodem poważnie zainteresować mogło skorzystać.
+ przerwowe jedzenie - z konferencyjnym jedzeniem bywa różnie, albo jest dobre albo nie. Mini-kanapeczki na bagietce wyglądały i smakowały bosko. Wstyd się przyznać, ale wsunęłam siedem (ale spoko, dużo jeszcze zostało)
+ nagrody - same w sobie, niekoniecznie sposób ich rozdawania (ale o tym w minusach). Mnie udało się wygrać książkę 'Ciąża i narodziny' i zestaw zdrowych produktów od Sante (coś czuję że już wkrótce kolejny atak na
ecookland.com i jakiś nowy przepis do wypróbowania). Ponadto 'goodie bag' na wejściu, poza stertą niepotrzebnych ulotek, zawierał otręby (zawsze się przydadzą) i bobo fruit (ach te smaki dziciństwa) i archiwalny egzemplarz 'Dobrej mamy' (a dla kogoś kto w życiu nie miał żadnej dzieciowej gazety w ręku to frajda) i informacje o spotkaniu z przydatnymi linkami (do deklaracji wyboru położnej, planu porodu i standardu opieki okołoporodowej, na przykład), co tak naprawdę było istotą tego spotkania.
Tyle z rzeczy kolorowych. Co było mało fajne (według mnie, jasna rzecz, może komuś to pasowało, więc proszę się tu nie obruszać. Albo właśnie nie - proszę się obruszać, chętnie poznam Wasze zdanie!)
Na minus:
- Agnieszka Maciąg w roli specjalisty. Ja rozumiem że oni muszą czymś przyciągać na spotkania, ale na Boga, poszłam tam słuchać położnych i konkretów, a nie prywatnych opowieści kogoś, kto jest znany, kto wypowiada się tylko dlatego, że jest znany. Równie dobrze mogę posłuchać moich koleżanek mam i taki sam z tego pożytek byłby. Pani Agnieszka jest piękna, wysoka, chuda, sympatyczna i dowcipna, i absolutnie jej tego nie odmawiam, ale kiedy słyszę o tym jak mówi o tym, że kiedyś kobiety miały status bogiń bo rodziły dzieci i to było takie cudowne i wspaniałe, a później pojawiły się feministki i im to odebrały, to flaki mi się przewracają, krew bulgoce i mam ochotę wstać i wyjść (zacisnęłam zęby i zostałam)
- program sobie, a konferencja sobie. Jasne, opóźnienia i zmiana kolejności wykładów się zdarzają, ale żeby nastąpiły godzinne opóźnienia w rozkładzie to już mało fajne, zwłaszcza dla kobitek w ciąży. Weź tu wysiedź cztery godziny, choćby i na wygodnym krześle. Cięęęęężko.
- wykład o przepisach prawa nie miał nic wspólnego z przepisami prawa. Podczas godzinnej prelekcji trzech gadatliwych kobitek z praw które mi przysługują dowiedziałam się tylko że konsultacje z położną na NFZ od 21 tygodnia ciąży raz w tygodniu (a od 32-ego dwa) mogę sobie zorganizować i że mamy piękne zapisy prawa, ale nie respektowane. O tym jak je egzekwować już nie za bardzo. To było bardziej jak podsłuchiwanie trzech przyjaciółek (założycielki fundacji, eksperckiej położnej i A.M.) i ich historii i prywatnych doświadczeń bardziej niż to, czym miało być.
- podczas pytań z sali padło jedno o porody w wodzie. Doświadczona położna stwierdziła, że nie jesteśmy rybami, nie żyjemy w środowisku wodnym (co z tego że nasze dziecko tak, o tym już nie mówiła) więc po co rodzić w wodzie. Zaznaczyła, że to jej prywatna opinia. A ja chciałam posłuchać czegoś profesjonalnego, a nie prywatnego. Od prywaty mam koleżanki i blogi.
- sposób rozdawania nagród - moim zdaniem trochę niesprawiedliwy. Nie było losowania, które było by fair, i najlepsze nagrody, typu profesjonalne sesje ciążowe/dzidziusiowe dostały panie, które są w 36-39 tygodniu ciąży i pani, która miała urodziny. Nie rozumiem zachęcania więc do przyjścia na wykłady, bo do wygrania są profesjonalne sesje, skoro tak naprawdę jeśli jesteś poniżej 36 tygodnia na taką 'wygraną' nie masz szans. ja na moja książkę załapałam się dlatego że mieściłam się w przedziale '30-35', ale uczestniczki które były w 25 tygodniu dostały na przykład jakieś zabiegi spa, darmowe usługi fryzjerskie i zniżki do sklepów ciążowych, fuksiary. Za to panie które były w tygodniu na to 20 nie dostały nic. Na sali było też dużo położnych i babek nie w ciąży, i one też kompletnie nie miały szans na wygraną. Także to było słabe, myślę. Acha, a zestaw dobroci od Sante wygrałam, bo wiedziałam co to jest quinoa. Woohoo!
Ogólnie nauczyłam się kilku fajnych rzeczy, ale też zmarnowałam trochę czasu. Mam mieszane odczucia. Uważam, że to, co było naprawdę przydatne można było zrobić w znacznie krótszym czasie. Ale może ja się nie znam... Nie żałuję że poszłam, ale następnym razem się zastanowię.
Wysiedziane na konferencyjnych stołkach za wszystkie czasy,
z&m
Wykład o karmieniu piersią z perspektywy mojego krzesła (strategiczne miejsce, przy kanapkach :)
Moja 'wygrana' książka
Zapasy zdrowych rzeczy na moje ulubione zdrowe rzeczy (choć niektóre niezdrowe też lubię:) Bardzo się cieszę z tej nagrody i już się nie mogę doczekać gotowania (oczywiście kiedy będę mieć czas kiedy nie będę pracować... Wróć, przecież już nie pracuję. Niedługo, więc! Mimo tego że moja lista rzeczy do zrobienia nie skróciła się znacznie, a wręcz przeciwnie, co chwilę mi coś do niej dochodzi, czekam już na ten moment kiedy siądę przed jagodzinym blogiem i ugotuję nam coś pysznego)