Nigdy nie podejrzewałam się o to, że będę przed wyjściem miała jakieś opory. Co więcej, za każdym razem kiedy wychodził Towarzysz Mąż trochę mu zazdrościłam (wiem, wiem, wyrodna matka). I w końcu przyszła kolej i na mnie - jako że przyjaciółka B. za tydzień wychodzi za mąż, a na jej ślubie nie będzie mogło mnie być, bo od dawna zamówiony mam już inny ślub (tak, tak, zdecydowanie czerwiec to miesiąc imprez wszelkiej maści, głównie weselnych), dlatego nie mogło mnie zabraknąć chociaż na wieczorze panieńskim.
Towarzysz Mąż w pełnej gotowości, mleko od tygodnia sukcesywnie ściągane i zamrażane, wszystko przygotowane na czas taty z córką i bez mamy. Ale w razie 'W' ja i tak pojechałam samochodem na wypadek konieczności natychmiastowego powrotu na CITO do dziecka, które wyjątkowo płacze za mamą (cóż, nie płakało).
Razem z M., siostrą B., przyszłą szwagierką B. - G. i przyjaciółkami B. jeszcze ze studiów D. i A. urządziłyśmy naszej lokalnej patriotce B. śląski wieczór panieński. Ślub też będzie w śląskim klimacie więc wydawało się to idealnym połączeniem. Jako że B. nie jest za bardzo klubowo-taneczna stanęło na mini-plenerze zdjęciowym i domówce-niespodziance w nowym mieszkaniu A.
Chyba nie muszę mówić że było cudownie? Wycieczka na śląski Nikiszowiec gdzie w wianku zrobionym przez świadkową i siostrę w jednym i szarfie zrobionej przeze mnie i Towarzysza Męża nasza B. budziła sensację i strzelałyśmy jej zdjęcia. Pyszne przygotowane przez nas jedzonko, prezentacjo-quiz z odpowiedziami narzeczonego wyświetlanymi na projektorze (B poradziła sobie wspaniale!), dekoracje w śląskich kolorach, sisha (cóż, nie dla mnie) i mojito (cóż, virgin mojito, a swoją drogą o ironio, virgin mojito pite tylko przeze mnie i G., mamę trzy tygodnie starszej od Milly Olci - żeby matki bynajmniej nie virgin musiały pić virgin drinki,o ironio!) i ploty do rana. Coś wspaniałego.
Co było trudne?
- Nie dzwonienie do Towarzysza Męża co pięć minut i pytanie czy wszystko w porządku (facebookowałam co 1,5h, więc i tak poszło nieźle)
- Nie zamartwianie się na zapas czy starczy im jedzenia, Towarzysz Mąż nie zapomni że mnie nie ma i wytłumi mentalnie odgłosy płaczącego dziecka (ale próbowałam! A dziecko pod opieką Towarzysza Męża przeżyło i dziś, w dwa dni po imprezie, ciągle ma się dobrze)
- Niesprowadzanie każdego poruszanego wątku do rozmów o dzieciach a konkretnie o moim dziecku (ale próbowałam, serio!)
- Fakt, że tak się zagadałyśmy że kompletnie zapomniałam że moje cycki tyle nie mogą być bez odciągania i w pewnym momencie do imprezy dołączyły dwie mokre plamy w stosownych miejscach. W duchu dziękowałam sobie że nie jesteśmy w klubie i uberwstydu nie ma, skitrałam się w sypialni A. na 20 minut i odciągnęłam (w przytomności umysłu przed wyjściem z domu jednak wzięłam laktator) jakieś mega dzikie ilości mleka. A. poratowała mnie czystą koszulką i było ok. Ale przy okazji świetna lekcja na wesele pojutrzejsze - bez laktatora ani rusz
- Pogodzenie się z faktem, że nie jestem niezastąpiona i Towarzysz Mąż i Milly oboje słodko wstali kiedy trzeźwa nieprzyzwoicie matka dotarła do domu o wpół do trzeciej.
A Wy? Pamiętacie swoje pierwsze wyjście bez dziecka?
Ściskam ponownie z m.
PS. A oto mała fotorelacja:

.png)