Szczęśliwie mam Matkę Polkę która uwielbia gotować i która efekty tego uwielbiania często pakuje mi w paczki i ładuje nimi lodówkę. W sensie sama tą lodówkę ładuję, wiadomo, ale jest ona pełna wiktuałów od MP. W bardzo dużej mierze rozwiązuje to mój problem z nielubieniem gotowania.
Jest też Towarzysz Mąż, który przejmuje pałeczkę kiedy zapasy od Matki Polki się kończą. Tym samym ja muszę gotować w absolutnej ostateczności, co bardzo sobie chwalę. Jeść tak - gotować nie. Jestem zbyt niecierpliwa do gotowania, a jak nie daj Boże spieprzę to sobie wyrzucam.
Za to śniadania lubię przygotowywać. I nie wiem czemu. Ale jakoś tak.... U mnie w domu zawsze jadło się śniadanie i do tej pory śniadanie jest dla mnie stałym punktem rozkładu dnia, bez względu na to czy pracuję czy nie. Wszelkie śniadaniowe opcje lubię i jadam falami - maltretuję owsiankę, potem opuszczam ją na rzecz tostów z oliwą i pomidorami, a kiedy te mi się znudzą przerzucam się na zupę śniadaniową z kuchni pięciu przemian, a z kolei kiedy ta mi się znudzi na zwykłe kanapki albo jogurt z granolą. Ostatnio u nas na tapecie jajka... Autorskie jajka z parowaru!
Nie wiem czy ktoś na to wpadł wcześniej. Pewnie tak, ale jakoś nigdy o tym nie słyszałam. Zastanawiając się jak przygotować jajecznicę dla Mill unikając smażenia stwierdziłam że zaeksperymentuję i wsadzę jajko do parowaru (w sensie rozbiję i rozbełtam w miseczce, bez tłuszczu, a miseczkę wstawię do parowaru). Wyszło cudownie, mimo tego, że nie wyszła jajecznica (wyszłaby, gdybym mieszała w trakcie). Wyszedł taki jajko-omlet jakby. Idealnie okrągły, puszysty, delikatny. Od tej pory to mój ulubiony sposób na przyrządzanie jajek dla całej rodziny.
Wypróbowałam już wersję z jajkiem wymieszanym widelcem (wychodzi fajna, marmurkowa biało-żółta struktura), jajkiem zmiksowanym blenderem, jajkiem niezmieszanym kompletnie (sadzone bez smażenia - coś świetnego) i z dodatkiem wszystkich możliwych zielenin, ziół i przypraw. A kto się nie boi mleka może dodać i odrobinę mleka (w wersji dla siebie, nie dla dziecka, jasna rzecz, chyba że dziecko nie jest niemowlęciem i mleko mu niestraszne) - wtedy wychodzi jeszcze bardziej puszyste.
Dla Milly jajko kroję niczym pizzę (pizza-egg) i serwuję sauté. Albo z dodatkiem awokado które ostatnio u nas na tapecie też często. Awokado jest idealne do BLW, poza tym pełne zdrowych tłuszczów i witamin, więc podane w okolicy 10-11 miesiąca życia dziecka będzie świetnym uzupełnieniem diety. Poza tym resztki po takim BLWowym śniadaniu świetnie można wykorzystać blendując całość (w sensie jajko na parze + awokado) i otrzymując jedną z najlepszych past jajecznych jaką jadłam. Bez żadnych majonezów i maseł. Uwielbiam!
A u Was? Co na śniadaniowej tapecie aktualnie?
Ściskamy,
z&m
Mill ze swoim pizza egg i awokadem (i tak, wiem że tego się nie odmienia, Ci co mnie znają natomiast wiedzą że ja wszystko namiętnie odmieniam włącznie z nieodmienialnymi)...
... które zanim je dorwała wyglądało tak.
A tu moje śniadanie, czyli to samo plus szpinak i inne zielone liście które mam w lodówce, mozzarella, pomidory i trochę oliwy truflowej.
W razie gdyby niemowlę pogardziło jajkiem lub awokadem (albo gdyby nam zwyczajnie wyszło za dużo, albo jeśli celowo zrobimy za dużo) - wszystko blendujemy, dodajemy trochę świeżo zmielonego pieprzu i ta-dam! Przepyszna pasta jajeczna gotowa.
I z tą pastą można na przykład zjeść kolację. Tu zwykła bułka pokrojona w poprzek i dodatek w postaci mojej ulubionej bresaoli (do dostania w Lidlu) i szczypiorku.
A jak ktoś lubi kanapkę z jajkiem jak Towarzysz Mąż to i ze zwykłym chlebem smakuje super. Nie mogłam się powstrzymać od tego pomidora mającego robić za nos. A jajka są z dużą ilością szczypiorku, chilli i pokrojoną w małą kosteczkę bresaolą właśnie. Ale właściwie wszelkie dodatki jajecznicowe sprawdzają się świetnie. Potem rach ciach, jajko ładujemy między chleb i voilá!





