Tak, dobrze się Wam wydaje, popełniać będę recenzję. I tak, wydaje Wam się równie dobrze, że super pozytywna ona nie będzie. Ale do rzeczy, oto nasz fotelikowa historia.
Dlaczego zdecydowaliśmy się na Cabrio-Fix jakże popularnej na polskim rynku firmy Maxi-Cosi?
1. Nie oszukujmy się - bo ma dobry marketing. Przedstawiciele Maxi-Cosi są chyba na wszystkich (w każdym razie na bardzo wielu!) warsztatach dla kobiet w ciąży i wychwalają swoje produkty pod niebiosa chwaląc się liczbą gwiazdek i świetnymi testami ADAC. Poza tym opisując krew w żyłach mrożące wypadkowe historie z których dzieci wyszły cało i zdrowo na łamach gazet w stylu 'Mamo to ja' (też dostałam kilka kopii na różnorakich warsztatach) przyszłym nie kumającym bazy (iso-fix, hue hue) rodzicom sprzedaje wizję ich dziecka, jedynego pierwszego i wyczekanego uchronionego przed całym drogowym złem tego świata. No kto by na to nie poszedł, no kto?
2. Design - podobało nam się jak pięknie wygląda taki czarno-biały wpięty w stelaż naszego wózka (o nim
tu). Widziałam się (i Towarzysza Męża, i wszystko, żeby nie było, oczyma wyobraźni) powożących nasz wózek ze śpiącą w foteliku Mill bo zasnęła w samochodzie, a nie ma sensu jej budzić... Z góry zaznaczam, że nie widziałam nas powożących jej po galeriach handlowych, bo galeringu w fotelikach samochodowych nigdy nie rozumiałam, ale jakiś spacer u dziadków, albo poczekalnia u lekarza... czy coś.
3. Gwiazdki - w przeciwieństwie do swojego następcy - modelu Pebbles - Cabrio-Fix ma pięć gwiazdek a nie cztery. A wiadomo, pięć gwiazdek na pięć to super bezpieczeństwo.
4. ADAC - świetne opinie ma. Nieważne co to jest ADAC, ale brzmi naukowo i poważnie niczym WHO więc to na pewno dobrze.
Dlaczego dziś wybrałabym inaczej?
1. Po pierwsze, bo trochę się opierzyłam. Wiem już czego szukać w fotelikach i nie ufać tylko marketingowcom bo są przekonywujący (a są!) i sypią faktami jak z rękawa. Weryfikować te fakty z innymi źródłami, dociekać, a nie brać, co podane najbardziej na tacy, najbardziej popularne i znane z tego że znane, a niekoniecznie - najlepsze. W tym bardzo pomógł mi cudowny blog
8 gwiazdek, który dziewczyny poleciły mi kiedyś w komentarzach, ale oczywiście musztarda po obiedzie, bo ja wtedy fotelik już miałam. Teraz
8 gwiazdek sama polecam i kolejny fotelik dla Mill na pewno będzie zakupem bardziej przemyślanym (już mam co nieco na oku, ale może o tym kiedy przyjdzie czas).
2. Design - well, nie wszystko złoto co się świeci, jak mawia przysłowie. Na pierwszy rzut oka fotelik robi świetne wrażenie - wygląda na porządnie wykonany i bardzo przemyślany, z regulacją pasów, wkładką dla niemowlaka, ochroną przeciwsłoneczną i innymi bajerami. W praktyce jednak, po prawie 4,5 miesiąca użytkowania, stwierdzam że nie do końca wykonany jest dobrze - osłonki z pasów i klamry do zapinania z przodu notorycznie spadają (zwłaszcza ta od klamry!) a osłonkę przeciwsłoneczną udało mi się wyrwać z mocowania z jednej strony (a wiadomo - nie chciałam!) już w pierwszym tygodniu używania niechcący, a z drugiej strony puściła ze dwa tygodnie temu. Teraz zamiast sprytnie chowanej w plastiku za siedziskiem osłonki mam osobny kawałek materiału który muszę kminić jak zamocować za każdym razem kiedy jest potrzebny. Że już nie wspomnę o tym, że to teraz 2 osobne rzeczy, więc podejrzewam tylko kwestią czasu jest kiedy ową osłonkę zgubię bądź zapomnę zabrać (trzymam w samochodzie, ale nie zawsze jeżdżę moim samochodem, tylko na przykład wiezie ktoś nas, więc o takich sytuacjach mówię). Osłonki w Cybexach, choćby, wyglądają sto razy solidniej. Pod tym względem nie polecam. Poza tym - Maxi Cosi każdy, ale to naprawdę każdy ma. Nam szalenie się spodobał czarno-biały wzór bo, jak już pisałam, tak pięknie grał z naszą ramą od wózka. Suma summarum - tej funkcji wózkowej użyliśmy może ze dwa razy, a wszędzie indziej gdzie zdarza nam się być z fotelikiem i gdzie są inne dzieci prawie zawsze znajdzie się ktoś z identycznym. Rekordowo w poczekalni u lekarza widziałam cztery (!) 'nasze' foteliki, identyczne, włącznie z wzorem i kolorem (a my akurat byłyśmy wózkiem, bo było by pięć). A co za dużo, to wiadomo, niezdrowo. Jeszcze chwila, a otworzysz lodówkę, a z niej, obok Chodakowskiej, Korwina-Mikke i ciężarnej Kożuchowskiej, wyskoczy Maxi-Cosi Cabrio Fix w kolorze/wzorze Graphic Crystal.
3. Po czasie okazało się że Cabro Fix owszem, pięć gwiazdek ma, ale tylko z bazą Isofix (o tym co to Isofix można poczytać na przykład
tu, nomen-omen u Maxi Cosi), bez niej ma cztery, podobnie jak nowszy, lżejszy i niewiele droższy Pebbles. Jako że w czternastoletniej hondzie opcji montażu bazy iso-fix brak (we wszystkich samochodach produkowanych po 2006 jest taka opcja, we wcześniejszych bywa taka opcja, w naszym niet), równie dobrze można było kupić Pebbles. Albo w ogóle co innego, innej firmy i naprawdę bezpiecznego (i nie mówię że Maxi Cosi są niebezpieczne, ale są na rynku foteliki lepsze, okazuje się, a nie miałam o tym pojęcia. A na foteliku akurat przyoszczędzać nie chciałam, bo te mrożące krew w żyłach Maxi-Cosowe wypadkowe historie totalnie mnie zhoplowały na punkcie bezpieczeństwa). Poza tym gwiazdki to nie wszystko i liczy się też to jaki mamy samochód i jakie mamy dziecko (choć oczywiście fotelik musimy nabyć przed dzieckiem, przynajmniej ten pierwszy, więc to kryterium akurat odpada. Ale czy my zastanawialiśmy się jaki fotelik będzie najbezpieczniejszy dla naszego samochodu? Oczywiście że nie, myśleliśmy, jak większość rodziców którzy nigdy nie mieli do czynienia z fotelikami, że foteliki są bezpieczne albo nie, kropka. A tu d., za przeproszeniem, gwiazdki to nie wszystko i nikt mi nie wmówi że białe jest białe a czarne jest czarne, że tak pojadę (nomen-omen) klasykiem.
4. ADAC, jak się okazuje, to
niemiecki automobilklub (największy w Europie, żeby nie było), który robi testy wypadkowe. OK, niemieckie testy dobra rzecz, ale przecież nie jedyna wyrocznia, a w Polsce panuje totalna ADACowa fiksacja. Co wytestuje ADAC jest święte. No ale jak jest kiedy nie jest? Na ostateczne ADACowe wyniki (vel gwiazdki) składają się różne, mniej lub bardziej obiektywne kryteria. Na wspomnianym już wyżej blogu (przypominam: 8 gwiazdek) - świetne wskazówki jak czytać te testy i jak producenci nas mogą robić w bambuko. A ja się w bambuko już dać robić nie chcę.
I tak, wiem, że mogło być gorzej. Mogłam na przykład kupić wózek no-name z fotelikiem 3w1, a kupiłam Maxi-Cosi, co nie było jakimś szalenie fatalnym posunięciem, natomiast mogłam zainwestować fotelikowo lepiej (RWF! Dlaczego o nich się kompletnie nie mówi, no dlaczego?).
A Wy jak? Jesteście zadowolone ze swoich fotelików?
Pozdrawiamy,
z&m
Powrót ze szpitala
Hmmm... czyżby okolice Wielkanocy?
Poduszka mi uciekła! I niewygodnie chyba jednak kiedy fotelik wpięty jest w stelaż (brak możliwości nachylenia kąta pod którym fotelik ów jest zamocowany). Wyjmujemy dziewczynkę, raz!