Sunday 27 April 2014

M1 Śniadanie na trawie

Najpierw była Mama Silesia.

Mama Silesia poinformowała o akcji Śniadanie na trawie.

Śniadanie na trawie wszak fajną inicjatywą jest, a u Judyty o tym możecie przeczytać tu.

Temat podchwyciła też Ruby Soho (gadżetowe zło wcielone, poza tym do zakochania, ale o tym dalej) i pod moim postem o architektach i mamach była tak miła i dała mi znać że idzie.

Ja i tak chciałam iść, a tak to motywacja była jeszcze większa.

Zapakowałam więc M. do wózka i w drogę. Towarzysz Mąż został w domu (ktoś musi sprzątać żeby po imprezach plenerowych mógł się bujać ktoś). Odstałam się w kolejce po herbatę i mufina czekoladowego (tak, wiem, niewskazany w diecie matki karmiącej, ale na moje usprawiedliwienie dodam że od GoodCake, a wiem że Bella żadnego chemicznego syfu tam nie wciska), porozglądałam, porobiłam zdjęcia aparatem którego nie umiem obsługiwać i usiadłam na tyłku.

Pod parasolem, w sensie, przy obrusie. Z gazetą 'Silesia dzieci' przed sobą, Milenką śpiącą w wózku, słońcem świecącym, dziećmi bawiącymi się wszędzie dookoła, superszczęśliwie się czująca (zapomniawszy na chwilę o ciągle niedogojonej milusinej pupie, chyba od jutra czeka nas maść antybiotykowa, ale o tym napiszę jak już się wygoimy i stres mi trochę opadnie) zabrałam się za moją herbatę, i moje śniadanie nieomal na trawie. Porozglądałam się wokoło i patrzę i widzę a tu idzie taki sam wózek jak nasz. W odcieniu lekko innym z naciskiem na lekko. A wózek popycha śliczna dziewczyna w brzoskwiniowej marynarce. I siada obok! I mówi do mnie! Aaaa!

Dziewczyna okazała się być mamą Poli z Instytutu Doświadczeń (dziewczyna, nie Pola, bo Pola, jak rozumiem, mieści się w ramach doświadczenia), którą od mojego kontrowersyjnego wyjścia z domu bez czapki (Milly bez czapki to znaczy, nie ja, bo w wyjściu 29-latki bez czapki przy 22'C nic kontrowersyjnego nie ma, umówmy się, ba, podejrzewam nawet że wyjście w czapce mogło by być kontrowersyjne) kocham platoniczną miłością wielką za komentarz o wyjściu z domu nie dość że bez czapki to jeszcze bez zapasowego sweterka. Uffff, czyli że nie tylko ja.

Na dzień dobry Faux Pas i mówię mamie Poli że się znamy ze szpitala. Nie ze szpitala, z bloga. Psia kość i cholera jasna, skąd mi się ten szpital wziął!? A myślałam że mam pamięć do twarzy! Mam nadzieję że zostanie mi wybaczone!

Dołącza do nas koleżanka Instytutu Doświadczeń, A., która jest równie śliczna i ma maluńkiego synka, który jest o 5 dni starszy od Milly i waży tyle teraz, ile ona kiedy się urodziła, jako że wcześniaczkiem z 35 tygodnia jest. A słodki strasznie strasznie, i A. przesympatyczna. Dzieci smacznie urzędują w wózkach a my w najlepsze gadamy o porodach, o tym jak ubierać/nie ubierać dzieci, o tym co jeść i czego nie i o wszelkich młodo-mamowych sprawach które tylko młode mamy są w stanie ogarnąć. Albo i nie są (jak ja), ale nie mają wyjścia (jak ja), bo dzieci są i zaopiekować się nimi trzeba, nie ma to tamto. Dziewczyny są cudowne, ooooch i aaaach!

Niedługo potem pojawia się i Ruby Soho z całą rodzinką. Z miejsca zakochuję się w rzęsach Młodego (rany julek, naprawdę można mieć takie rzęsy!? I to bez maskary!?) i w nosidełku Kropki (w nosidełku byłam zakochana już wcześniej, ale na żywo miłość wzrosła). I w Ruby też się zakochałam z miejsca, no ale to było do przewidzenia, bo to taka wirtualna miłość internetowa przeniesiona na grunt nieinternetowy. Czasami nie wypala, moja wypaliła totalnie, było wspaniale!

Po czym przyjechał Towarzysz Mąż i zgarnął nas na obiad u babci (Millenki babci a mojej mamy to znacz. Poza tym uwaga alert - moja niekomputerowa mama ma iPada, Towarzysz Mąż ustawił jej mój blog tak, że wystarczy że kliknie na ikonkę i czyta i w związku z tym moja mama czyta mojego bloga. Także ten, tego, muszę się pilnować).

Cudnie było.

Oby więcej!

Ściskamy odinternetowane i nowo-mamowo-na-żywo-zachwycone,

z&m

 Na wszystko spoglądał Jurek Ziętek

 Stacja śniadaniowa z panini, naleśnikami i jogurtami

 Nasza M. pierwszy raz w dżinsach (ewidentnie bardziej boyfriendach niż rurkach) i bez czapki zdjętej tylko w celu jej poprawienia, spokojnie, świadków mam na to że czapkę miała, więc proszę nie wzywać opieki społecznej!

 moje śniadanie


 Pola, Alek i Milly leżakujący na świeżym powietrzu

 Stacja kawowa z Pomnikiem Powstańców Śląskich i Spodkiem w tle


 Premiera butów. Kurczę, fajnie było!



12 comments:

  1. Łał! Co za cudne i miłe słowa! Dziękujemy wszyscy. Dzień spędziły/-liśmy równie miło, a to za Twoją i Ruby sprawą. Nie ma to jak babskie ploty mam maluszków. W końcu brak tych spojrzeń z wyrzutem, że gadam tylko o ubrankach, porodzie, szpitalu (który w tym wypadku został Ci wybaczony od razu), diecie matki karmiącej. Mam plan być tam jeszcze nie raz, będę dawać znać, pośniadaniujemy sobie. A może by zorganizować taki blogowy spacer? Już widzę początek posta: "Pewnego dnia na lotnisku Muchowiec mamy poszły w las..."

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, tak, tak, ja jestem bardzo i oczywiście za! Śniadania, spacery, cokolwiek, co jest wyjściem z domu w towarzystwie kogoś, kto odpowiada prawdziwymi słowami, a nie tylko puszcza bańki ze śliny! :)

      Delete
  2. Ohhhh jak miłooo ! Zazdroszczę Wam! Też chcę na żywo !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja wiem że Toruń daleko, ale wiesz, zawsze możesz zapakować Małgoszę i zapraszamy na Śląsk!

      Delete
    2. Mój mąż jedzie za 2 tygodnie do Torunia. Przyjedź na Śląsk wymianę ;), żeby status quo było zachowane!

      Delete
  3. cudowne spotkanie! jak się cieszę, że wypaliło i tylko mi rozbudziło apetyt na więcej, bo czuję niedosyt, pogadałabym znacznie dłużej gdyby nie dwa małe żywioły które trzeba było ogarnąć plus jeden niedospany małżon :)) Już od razu mówię że za tydzień też się zjawimy, jeśli pogoda będzie łaskawa. Pozdrawiamy cieplutko!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, cudowne! Ja też bym została dłużej, ale obiad u mamy święta rzecz, poza tym brak butelki i asysty Towarzysza Męża w karmieniu w połączeniu z Millusinym apetytem trochę nas przegnał... Ale następnym razem będziemy dłużej! Też czuję niedosyt! A dwa żywioły + niedospany małżon (świetny w roli babysittera!!!!!) było mi bardzo miło poznać, świetni są!

      Delete
  4. Wygląda na to, że na Śląsku same fajne mamuśki mieszkają:)

    ReplyDelete
  5. ale żałuję ogromnie, że mnie nie było :( no ale Ben już doszedł do siebie po chorobie, to napewno jeszcze zajrzymy! Powiedz, że Wy też, plizzzz :) daj znać! Zresztą ja liczę na to, ze już 10 maja widzimy się na pikniku na 3 stawach! :)))

    ReplyDelete