Thursday 30 October 2014

M8 Dobra Mama

Często zadaję sobie to pytanie. Czy jestem wystarczająco dobra? Co zrobić, żebym była lepsza? Jak zapewnić mojemu dziecku tą optymalną dawkę miłości, czułości i uwagi, żeby wychować je na wrażliwego, dobrego człowieka, który mając na uwadze dobro innych potrafi też dbać o siebie? Czy to w ogóle jest możliwe? Oczywiście, marzy mi się dziecko z charakterem, które jest wszak grzeczne, ale z osobowością - ale ile jest w tym mojego wpływu, ile to geny a ile ona sama w sobie? Jak tłumaczyć córeczce świat, uczyć co jest dobre a co złe tak, żeby słuchała? A teraz - czy staram się wystarczająco? Czy wymyślam dość zabaw/za bardzo stymuluję siedmiomiesięczne niemowlę, czy nie jestem z nią za dużo/za mało, czy jej dieta jest wystarczająco różnorodna/zbyt różnorodna?

Czasem chciałabym, instrukcję obsługi. Przez większość czasu polegam na intuicji i mam w domu roześmiane, pogodne dziecko - ale czy to dzięki mnie? Czy po prostu ten typ tak ma?

I jak to będzie dalej? Jakim dzieckiem, nastolatkiem, dorosłym będzie moja córka? I co ja mogę zrobić żeby ona była najlepszą wersją siebie?

Często zadaję sobie te pytania. Często obserwuję inne mamy i ich dzieci, wyciągam wnioski dla siebie - jedne podziwiam, inne - w myślach - trochę besztam (no ależ kurczę, kiedy mama na placu zabaw przez pół godziny wpatruje się w ekran swojej komórki ciągnięta przez dziecko za nogawkę spodni i proszona, ba, błagana wręcz o wspólną zabawę to szlag mnie trafia. I staram się nie oceniać, nie znam sytuacji, może to pilne, nie wiem. Ale dzieciaka szkoda). Zastanawiam się, zwyczajnie, jaką ja jestem mamą i jaką będę. Mam nadzieję, że taką, o jakiej marzy moja córka.

A inspiracją do tych rozważań dzisiejszych była wizyta O. O. to mama dwójki cudownych dziewczynek, Nikolki i Zuzi, między którymi jest rok i siedem miesięcy różnicy. O. ogarnia. O. panuje nad sytuacją totalnie i jest jedną z tych mam które budzą mój podziw, i to wielki. Dzieci O. trzylatka i półtoraroczniaczka, grzecznie się bawią, mówią 'proszę' i 'dziękuję', przepadają za warzywami i owocami a do słodyczy pochodzą z zadziwiającą dzieciom obojętnością. Dzieci O. sprzątają po zabawie, odkładają rzeczy na miejsce, ale w całej swojej grzeczności i uprzejmości widać że są dziećmi, bawią się radośnie i z zapałem. I tak, jak wszystkie dzieci, szukają granic, urządzają chwilowe sceny rozpaczy, ale ich mama doskonale sobie z tym radzi (nie, nie możesz bawić się aparatem. Płaczesz? Dobrze, usiądź tu na kanapie i się wypłacz i przyjdź jak będziesz spokojna, ok?). Cudownie się patrzy na O. i jej przychówek. I zdaję sobie sprawę że ich codzienność wcale nie musi być tak idealna jak ich wizyta dzisiaj. Ale bez żadnego przymusu przyznaję - niesamowicie się to obserwowało. Przed O., jej cierpliwością, stanowczością kiedy trzeba i miłością okazywaną na każdym kroku - totalnie chylę czoła.

Mam nadzieję że też mi się tak uda.

A Wy, macie podobne myśli, czy kompletnie nie wybiegacie tak daleko w przyszłość? I znacie mamy które podziwiacie?

Ściskamy,
z&m







14 comments:

  1. OMG !!!! Zuziaaaaa, wzruszyłaś mnie.... naprawdę, jest mi niezwykle miło czytać ten post o sobie i słyszeć tyle miłych i ciepłych słów, lowju soł macz :* i MIlly też :* Takie radosne i kochane dziecko - lek na wszystko :) O. :D

    ReplyDelete
  2. No własnie... ciekawy temat. Jak wiadomo, każde dziecko jest inne i każdy rodzic jest inny, ale są pewne zasady dotyczące wychowania, które się nie zmieniają: dziecko potrzebuje miłości, bliskości, bezpieczeństwa, rytuału i wyznaczania granic, co wolno, a czego nie. Wiem, że się nie powinno oceniać innych rodziców, bo tak jak piszesz, może ktoś ma taką a nie inną sytuację. Mimo to uważam, że rodzicielstwo to jeden z najważniejszych egzaminów w naszym życiu i nie rozumiem, w jaki sposób można go "olewać". Ktoś kiedyś powiedział, że w dorosłym życiu wyjmiemy z dziecka tyle, ile włozyliśmy w niego w okresie dzieciństwa. Oczywiście jest to duże uproszczenie, nie do końca zgodne z tym, co wiemy o psychologii rozwojowej, ale wspominam o tym, gdyż ostatnio dużo myślę o pewnej małej dziewczynce, niekochanej przez matkę. Matka ta dba o jej podstaowe potrzeby - dużo jej kupuje zabawek i ubranek, dziecko jest umyte, najedzone i zadbane. Mimo to matka małej nie przytula, tylko na nią krzyczy, potrafi na tydzień oddawać ją do dziadków, twierdząc, ze mała "jest nieznośna" i że musi od niej odpocząć. Ojciec z kolei pozwala dziecku na wszystko, próbując zrekompensować mu tę krzywdę. Pisałaś, że możliwe, że Milly wyjściowo jest grzecznym i kochanym dzieciątkiem - i może rzeczywiście tak jest. Ale fakt, że ma spokojny dom i kochających rodziców wzmacnia jej pozytyne cechy, a wygłusza lęki i niepewność.

    Czytam od kwietnia Twojego bloga i nie zauważyłam, żebyś traktowała swoje dziecko jak zło konieczne, żebyś uważała, że dziecku wystarczy czysta pieluszka i pełny brzuszek. Zaspokajasz wyższe potrzeby dziecka - bliskości, poczucia bezpieczeństwa itd. To dla mnie definicja dobrej mamy,lub szerzej: dobrego rodzica.

    Pozdrawiam!
    Rosie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ojej... Bardzo mnie wzruszyłaś - dziękuję i cieszę się że tak nas postrzegasz. Ze smutkiem przeczytałam historię o znajomej Ci dziewczynce. Nie wiem, jak to możliwe. Naprawdę, nie wiem.

      Delete
    2. Możliwe, jeśli dziecko pojawia się na świecie ze złych powodów. A w tym przypadku tak było:(

      Powiem Ci, ze gdyby w blogosferze zabrakło Twojego bloga, zrobiłoby się trochę bardziej szaro-buro. Przynajmniej u mnie. Dzieki, że piszesz. U Ciebie jest tak przyjemnie - żadnego kreowania się, żadnych fantazji i urojeń, wszystko jest takie normalne, zwyczajnie niezwyczajne (a może chodzi tez o ten niepowtarzalny styl pisania:D). Masz dziecko i to zmieniło Twoje życie - po prostu. Nie na gorsze, nie na lepsze. Po prostu zmieniło. I to jest niesamowite.

      R.

      Delete
  3. Król Julian (kojarzycie: pingwiny, madagarskar, Mort) powiedział kiedyś coś rewelacyjnego:
    'Ważne, że wychowam go na swoje podobieństwo. Będzie piękny, genialny, ale co najważniejsze skromny'

    :) :*

    ReplyDelete
    Replies
    1. LOL. Tak, Mill też z pewnością będzie piękna, genialna i skromna :D

      Delete
  4. Choć totalnie nie jestem zwolenniczką podejścia "wypłacz się i przyjdź jak się uspokoisz", bo to daje dziecku poczucie, że kochamy je, gdy jest grzeczne, a gdy nie radzi sobie ze swoimi emocjami, to je odrzucamy, to zazdroszczę Ci takiego mentora wychowawczego, bo to bardzo fajnie mieć kogoś, na kim się chce wzorować. Kogoś, kto ma starsze dzieci i można się go poradzić w kwestiach wychowania.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz co, nie wiem za bardzo jak można nie być zwolennikiem niedyskutowania z terrorystami. To nie jest - idź wypłacz się - tylko usiądź tu na kanapie, TU - a nie nigdzie indziej - ja jestem, możesz się przytulić, możesz porozmawiać, ale jak przestaniesz płakać. Zresztą rozmowa z płączącym dzieckiem jest fizycznie niemożliwa, nie wiem czy próbowałaś. Ciekawi mnie jakie Ty masz podejście i co byś Ty zrobiła w takiej sytuacji? Bo ja myślę że zachowałabym się znacznie mniej racjonalnie, niestety, i pewnie wkurzała się na dziecko które urządza scenę, mając nadzieję że wymusi coś płaczem, a nie płacząc bo jest wybitnie nieszczęśliwe. I mimo wszystko chcę, żeby moje dziecko wiedziało, kiedy jestem wkurzona a kiedy nie - i tak, wiąże się to też z szerokopojętą grzecznością. Nie chcę epatować miłością do histeryzującego dziecka, chcę żeby wiedziało co jest w porządku a co nie. Jeśli zachowanie wynika z nieradzenia sobie z emocjami - zawsze chętnie przytulę i wytłumaczę, ale nie chcę dać sobie wejść na głowę i nie chcę żeby moje dziecko bezstresowo terroryzowało mnie, siebie i innych. To do mnie przemawia, ale nie ma przymusu, że musi do wszystkich. Choć serio SERIO jestem megaciekawa jaki Ty masz na to pogląd.

      A jeśli chodzi o mentora wychowawczego to też się cieszę :)

      Delete
  5. Każda mama zadaje sobie takie pytania, z drugiej strony nie da się poświęcać dzieciom 100% uwagi przez cały czas. przynajmniej ja nie potrafię, a czasem nie mogę z oczywistych względów (trzeba dać im jeść, pranie zrobić.. jest ich dwoje, a ja jedna). Czasem serio myślę, że mogłabym się bardziej starać - dziś Młody bawił się pięknie w piaskownicy, ugotował mi zupę (w wiaderku), podał na talerzyku (foremka) z łyżeczką (łopatka), a ja bawiłam się z nim, ale trochę na pół gwizdka, bo kończyłam czytać świetną książkę i nie mogłam sie od niej oderwać. Gdy do mnie przybiegał to się nim zajmowałam i jadłam z nim zupę, a gdy leciał do piaskownicy to tylko odpowiadałam półgębkiem na jego okrzyki, czytając dalej. Gdy skończyłam to pobawiliśmy się jeszcze w sklep itd. ale jednak przyznaję, że przez połowę czasu poświęcałam mu tylko część mojej uwagi. Zła matka, zła!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz, jest różnica między 100% czasu (ja też nie potrafię. Zwłaszcza w dni kiedy pracuję, planowanie lekcji + zajmowanie się Mill na pół gwizdka to poranny standard, niestety), a 0% czasu i totalną ignorą.

      Delete