Wybrałam się dzisiaj ambitnie na darmowe USG 4D. W Smyku taka akcja była. A że do Smyka mam jakieś 5 minut spacerkiem nic nie stało na przeszkodzie żeby skorzystać. W smyku były dzikie tłumy i to okazało się być przeszkodą. Dziewczynkę w 4D zobaczymy innym razem (już co-nieco tam podejrzeliśmy na badaniu prenatalnym połówkowym, którego wyniki, odpukać, bardzo dobre), nie mniej jednak przed wyjściem towarzysz mąż zrobił mi parę zdjęć. Oto Milly i ja, w drodze na USG, jeszcze nieświadome niepowodzenia jakie nas spotka (spoko, straty zminimalizowane - daleko nie mielismy i przy okazji pooglądaliśmy wózki :D)
Brzuch widać, brzuch! I to nie jest duży obiad tylko najprawdziwszy dwudziestotrzytygodniowy dzidziuś :)
Co mam na sobie:
- chusta: vintage, zajumana mamie, a właściwie babci, ale ponoć moja mama nosiła ją jak była nastolatką. Potem nie nosił jej nikt, a ja sobie ją wyjątkowo upodobałam już parę dobrych sezonów temu i noszę nader często.
- sweter: nowy-nie nowy nabytek z H&M. W lumpeksach bywam bardzo rzadko (ostatnio z dobrych pięć lat temu) aż do czasu kiedy czerwony ludzik zatrzymał mnie na pasach, a ten sweter wisiał na wystawie lumpeksu przy światłach. Weszłam, zobaczyłam, zwyciężyłam. Sweter jak nowy, ani pół kuleczki zmechacenia, śladu zużycia, NIC, do tego ten skład: 55% wełny. I można go prać w pralce (na programie wełna, ale jako że jestem szczęśliwą posiadaczką takiego programu to piorę, i nic sie z nim nie dzieje). Niech mi ktoś pokaże sweter w sieciówce z takim składem! Kolejny bonus: zapłaciłam za niego całe 18 złotych. Deal roku.
- płaszcz: Top Secret. Kupiłam go ładnych parę lat temu i do tej pory pamiętam że kosztował 199PLN. Do tej pory jednak nie pamiętam dlaczego pamiętam, że tyle kosztował. Lubię, ale nie wielbię. Noszę dla odmiany. Okryć wierzchnich mam akurat dość sporo, już od paru lat nie kupiłam niczego nowego, bo wszystko co mam spokojnie mi wystarcza.
- dżinsy: H&M , ok. 30 dolarów (przywiezione z podróży poślubnej w Stanach - byłam wtedy w jakimś 8 tygodniu ciąży i wydawało mi się że w ciąży na pewno będę gigantyczna, więc muszę wziąć rozmiar 38, który do tej pory jest mi za duży, za to jedyna druga para ciążowych spodni którą posiadam, ktora też jest z H&M, i która ma postać czarnych rurek w rozmiarze 36 leży jak ulał i trzeba było nie zakładać najgorszego, ale mądry Zuz po szkodzie, a przecież nie będę kupować większej ilości spodni ciążowych, zwłaszcza w mniejszym rozmiarze)
- buty: Zara Kids. Są idealne. Płaskich motocyklówek szukałam wszędzie i niby wszędzie teraz są. Ale albo nie było mojego rozmiaru, albo jakoś kiepsko wykonane, albo wyglądały moje nogi w nich kiepsko, albo... Zawsze jakieś albo. Te, nie dość że są skórzane, to jeszcze mają w środku futro. A dobre futro na zimę, jak każdy wie, nie jest złe. Ich jedyny mankament to chyba tylko to, że jeszcze nie jest wystarczająco zimno żeby je nosić non-stop. Ale może to też być mankament pogody, nie butów. Acha, nie wspomniałam o cenie. Moje idealne buty na ten sezon kosztowały 199PLN, czyli połowę ceny damskich motocyklówek w sieciówkach. O sklepach typu Badura czy Aldo nie wspominając.
- torebka: Fendi. Dostana od ex-chłopaka na gwiazdkę za czasów kiedy jeszcze byłam młoda, niezamężna, szczupła, bez dzidziusia w brzuchu i na pocztątku studiów. Około miliona lat świetlnych temu. Chociaż, jak teraz o tym myślę, to przecież ciągle jestem młoda, a i wybitnie szczupła nie byłam. Torebka, tak czy inaczej, dogorywa. Uszy miałam już robione u szewca, zamek nie działa. Ale noszę ją jeszcze. Nie non-stop, ale noszę. Na bogato, a jak. Choć przy jej stopniu zużycia, nie wiem czy tak bym to nazwała.
- fryzura: dwudzistosekundowy kok ekspresowy. Potrzebne tylko długie kudły i gumka. Włosy zbieramy do góry i spinamy gumką. Zrobione.
- makijaż: też szybki szpil bez udziwnień. Zresztą i tak go nie widać, więc nie ma co się rozpisywać.
- niewyraźna mina: darmoszka. Na zawołanie. Mówisz i masz, nic prostszego.
Bez 4D, ale za to z outfitem - pozdrawiamy,
Milly & z.-
No comments:
Post a Comment