Friday 31 October 2014

M8 This is Halloween, this is Halloween...

Znacie tą piosenkę z filmu 'The Nightmare Before Christmas'? Ja filmu nie znam, bo wszelkie horrory i horroropodobne odpuszczam, jako że granica mojej wytrzymałości jeśli chodzi o banie się kończy się na Faktach TVNu, 'Walking Dead' do którego oglądania namówił mnie Towarzysz Mąż i 'Z archiwum X', które oglądałam, kiedy się jeszcze wszystkiego tak nie bałam.



Piosenka natomiast w głowie gra mi cały dzień. Halloween nigdy wybitnie nie obchodziłam. W zeszłym roku poszłam do mojej przyjaciółko-sąsiadki A. na domówkę, w piątym miesiącu ciągle jeszcze prawie niewidocznej ciąży i wróciłam pełna fantastycznego jedzenia, herbaty i wody mineralnej i naładowana imprezową atmosferą z którą wiedziałam że już wkrótce będę musiała się pożegnać (w sumie prawda, moje życie towarzyskie ogranicza się do spacerów i kawiarni, na imprezach nie bywam, ups). Wróciłam o drugiej nad ranem, dodajmy, i tylko dlatego że przyjaciółka A., też zresztą A., ale inne A., oblała mnie winem, a że miałam na sobie jedną z dwóch ciążowych par spodni, i pech chciał że trafiło na te jasnoniebieskie a nie te czarne, musiałam natychmiast pędzić do domu je zaprać. Fajnie było, no.

Poza tym zeszłorocznym wyskokiem twierdziłam że Halloween nie ma w naszej tradycji, że nie obchodzę, że to kolejne mikro-święto do nabijania przysłowiowej kabzy sklepom produkującym coraz to bardziej wymyślne Halloweenowe gadżety. Dziś trochę bardziej zgadzam się z Jackiem Żakowskim (a więcej o jego opinii można przeczytać tu) - i chcemy czy nie - Halloween się dzieje. A na dowód mam to że właśnie do moich drzwi zadzwoniła banda poprzebieranych dzieciaków oferując z angielska 'Cukierek albo psikus'. Poszłam w cukierek (jakaś kinder czekolada której nie lubię się jakimś cudem u mnie uchowała, choć myślę że wiele racji ma Ruby Soho twierdząc że uchowała się pewnie właśnie dlatego że jej nie lubię) i nawet, mimo zaskoczenia że sytuacja ma miejsce u mnie, w Polsce, w bloku, na nowoczesnym osiedlu, a nie w przystrojonym kościotrupio domku na idyllicznej amerykańskiej prowincji - w przytomności blogerskiego umysłu zapytałam czy mogę im zrobić zdjęcie. Dzieciaki najwyraźniej usatysfakcjonowane Kinder czekoladą wykrzyknęły ochocze 'TAAAAAK' i tym sposobem mogę się z Wami podzielić moim pierwszym w życiu aktywnym uczestnictwem w Halloween. Poza zeszłoroczną imprezą u sąsiadki to jest, i przebieranymi drinkami na mieście z czasów, kiedy mieszkałam w San Sebastian (ale to było taaaaaak dawno).

 Dzisiejsze cukierko-albo-psikuso przebierańce...

 ... i zamierzchłe czasy z Halloweenowej wigilii w Kraju Basków

Ponadto obdarowana przez Olgę z Instytutu Doświadczeń tematycznym bodziakiem dla Mill nie mogłam się oprzeć małej pierwszo-millo-halloweenowej sesji z dynią, no po prostu nie mogłam. Uwielbiam patrzeć na te zdjęcia i już z tyłu głowy myślę o bożonarodzeniowych. W gruncie rzeczy - chyba lubię Halloween. Można je oswoić. I wcale nie jest tak strasznie.







Zwłaszcza, kiedy na osłodę ciasto dyniowe, a do popicia herbata o smaku gruszki w czekoladzie.

A Wy jak? Świętujecie czy jesteście anty?

Buziaki,
z&m

PS. Jeśli macie ochotę na więcej zdjęć niemowląt w takim samym bodziaku z kościotrupkiem zapraszam do Ruby (tu) i Olgi (tu). Kropka i Pola prezentują się zaiste zacnie! Mam nadzieję że sesja z dziewczynkami w tym samym outficie jeszcze nam się uda.

7 comments:

  1. Ja mam stosunek do tego taki jak Ty :) wybitnie nie obchodzę, ale nie jestem przeciw, bo trochę zabawy w szarej codzienności nikomu nie zaszkodzi :) no a przede wszystkim to Milly przesłodka jest!!!

    ReplyDelete
  2. Ostatnia fota mega refleksyjna :) Loooowaaaam!

    ReplyDelete
  3. Mill mega do twarzy w dyniowym. Wygląda super. Przy dziecku fajnie jest obchodzić WSZYSTKO hehe. To tyyyyle radochy. Myślę o przyszłym malowaniu pisanek, robieniu łańcuchów na choinkę, andrzejkowych wróżbach, Marzannie itd. Can't wait!

    ReplyDelete
    Replies
    1. To fakt, też czekam już na WSZYSTKO! :)

      Delete