Nie wiem czy zawsze tak jest, ale kiedy dziecku stuka dziewięć miesięcy to same się cisną refleksje i porównania do okresu ciąży która w standardzie trwa plus minus dziewięć miesięcy właśnie (moja tak właśnie standardowo trwała, a wody odeszły mi - choć odeszły to dużo powiedziane - w pięć minut po północy w dniu terminu).
Dziś dużo wspomnień w stylu: jak to było kiedy się dowiedziałam o istnieniu Mill (wstyd się przyznać ale dnia dokładnie nie pamiętam. Pracowałam w Oxfordzie 24/7, uczyłam, trochę asystento-dyrektorowałam w zastępstwie, nie miałam czasu na myślenie o tak przyziemnych sprawach jak jaki dzisiaj dzień konkretnie, ale mimo tego że nie pamiętam dokładnej daty to na pewno jeden z tych dni, które zmieniły moje życie, bez względu na to jak patetycznie i górnolotnie to brzmi, a uczucie jest chyba znane wszystkim rodzicom dowiadującym się że tak oto ich bezdzietne czasy mają nie tak znowu odległą datę przydatności do wykorzystania), jak to było w ciąży (zaskakująco nie-tak-dużo-brzuchowo, za to z rzyganiem przez praktycznie cały pierwszy i trzeci trymestr, ale poza tym bez większych na szczęście komplikacji, z pracą w drugim trymestrze i czasem na filmy, książki, seriale i porządki w trzecim - choć to akurat wspomnienie dosyć mgliste), jak to było kiedy Mill się urodziła (zadziwiająco spokojnie, naturalnie, normalnie. Spodziewaliśmy się oboje z Towarzyszem Mężem większych rewolucji) i jak jest teraz, po dziewięciu miesiącach (ciągle bardzo naturalnie, choć bardziej absorbująco. Czasy Millowego niemowlęctwa kiedy głównie spała wspominam z rozrzewnieniem. Teraz jest zdecydowanie bardziej wymagająca uwagi, odciągania od kabli niezliczoną ilość raz dziennie i innych zabaw okołodziecięcych. Teraz trzeba kminić co by tu zjadła bo czasy kiedy mleko było jedynym pokarmem wydają się bardzo odległe, a minęły raptem trzy miesiące. Teraz porusza się wszędzie gdzie chce, uwielbia stać, siedzieć, śmiać się, bić brawo, bić brawo rękami mamy i wygłupy szeroko pojęte, co oczywiście jest plusem. Podobnie jak nie martwienie się o brak umiejętności trzymania głowy, ulewanie, biedniutką pupę której nie pomagały żadne kremy. Albo uszkodzenie wątłego nowo-niemowlęcego ciałka przy ubieraniu - i mimo że to ponoć trudne - to ja i tak miałam paranoję że mnie się uda. No i kompletne poleganie na li i wyłącznie moim mleku - cieszę się, że ten etap już za nami, choć cieszyłam się każdym z nich kiedy trwał. I taki mam plan na następne dziewięć miesięcy. I kolejne dziewięć. I tak... chyba długo jeszcze).
I tak mi niepostrzeżenie rośnie dziewczynka jak na drożdżach.
A Wasze dzieci jak? Macie/miałyście podobne refleksje dziewięciomiesięczne?
Ściskamy mocno,
z&m
Mill wszystkiego dobrego z okazji 9 miesięcy życzy Cioteczka z daleka!
ReplyDeleteRefleksje rozumiem, choć ta dziewięciomiesięczna jeszcze przed nami ( teraz wydaje mi się że daleko, daleko przed nami, z pewnością minie szybciej niż się spodziewam), bo ja refleksje mam non stop. Co miesiąc ósmego. Co tydzień w piątek. Z okazji 100 dni życia. Z okazji rocznicy II kresek. I za każdym razem dziwię się że to tak szybko minęło, że to było dopiero co, że Junior tak się zmienia, że moje życie tak się zmienia, że dopiero co się przyzwyczaiłam do jednego stanu, a już od nowa jest wszystko inaczej.
I choć już to chyba pisałam Ci gdzieś, to jestem Ci wdzięczna za tego bloga. Za dzielenie się Waszym wspaniałym Światem ze mną (tak, wiem że nie tylko ze mną :) ), ale najbardziej za to, że natchnęłaś mnie (natchnęłyście ?) do pisania czegoś swojego. I choć nigdy pewno nie osiągnę lekkości Twojego pióra i poziomu satyry, to jestem mega szczęśliwa. Bo łapię tą ulotność chwil. Magię i wyjątkowość tego jak było, a już nie jest.
Ciocia Milly :*
Ciotko z dalekoa, bardzo dziękujemy Ci za łzogenny komentarz! I już tak nie skromniej tutaj bo ani lekkości pióra ani poziomu satyry Ci nie brakuje nic a nic :)
Deletexxxxxxx
Już dziewięć miesięcy:) Fajniutka córcia:)
ReplyDeleteNooo... zleciało! Dzięki!
DeleteNie miałam podobnych refleksji, bo cały dziewiąty miesiąc upłynął nam pod znakiem marudzenia, płaczu i ogólnego niezadowolenia. Mała była niezadowolona, bo dużo chciała, a nie wszystko mogła, a poza tym zęby szły hurtem w dwuszeregu. Także 9-ty m-c to był moment kiedy obie byłyśmy wyczerpane sobą nawzajem i każdym dniem. W 9-tym miesiącu dobre było to, że minął :)
ReplyDeleteO, a nasz odpukać jakoś w miarę, ósmy był chyba gorszy :) Choć na górne zębiszcza (nooo.. na jeden) ciągle czekamy więc może dziesiący będzie gorszy. A może nie. Wolę się nie nastawiać :)
DeleteAle duża córeczka :) Mój synek ma 6 miesięcy i niby 3 miesiące to mala różnica ale u takich szkrabków jest kolosalna :) Pozdrawiam
ReplyDeleteTak, to fakt, w przypadku takich maluchów to naprawdę duża różnica. Kiedy ja patrzę na półroczną Mill wydaje mi się taaaaaka malutka :) Pozdrawiamy synka!
DeleteU mnie co miesiąc takie refleksje, a z każdym kolejnym etapem wydaje mi się, że jest lepiej i fajniej niż w miesiącu minionym. (oprócz spania, tu cofnęliśmy się do czasów noworodkowych chyba). A to za sprawą kumatowości dziecka, która wzrasta niepodzielnie z każdym kolejnym dniem. Za niedługo zaczniemy o ciuchach i innych takich gadać:) can't wait! Kurczę, ale Mill wydoroślała na twarzy :)
ReplyDeleteBoszzzszz... spanei noworodkowe! Yes please!!!!!! Mam nadzieję że za trzy miesiące, jak Mill dobije do zacnego wieku Matyldy też jej tak przyjdzie :)))) Ale z tą kumatością się zgadzam, mega się zmieniają dzieciaki, z dnia na dzień, w stronę bartdziej kumatych włąśnie... Cudownie to obserwować!
DeleteI wiesz że mi się też wydaje że Mill wydoroślała? Tylko gdzie te włosy? :)))
Też tak miałam przy 9-ce, ale też przy 8-ce, 7-ce i innych, a najwięcej przy 1-ce. Wspomnienie ciąży było wtedy najbardziej żywe, i najbardziej nierzeczywiste. Mimo, że przwechodziłam ją lekko i przyjemnie (no dobra, lekko to nie - +25kg), to był to dla mnie ciężki i niemożebny okres. Myślałam, że macierzyństwo też takie będzie, a tu niespodzianka. Byłam zszkokowana i jestem coraz bardziej każdego miesiąca. Jest coraz lepiej i lepiej.
ReplyDeleteNo i tak trzymać!!!!
DeleteBuziak na 9! :*
ReplyDeleteU nas jeszcze trochę do dziewięciomiesięcznego rozmyślania, ale nie dawno minął rok odkąd dwie kreski pojawiły się na teście i też mnie trochę wzięło na refleksję... bo szczerze nie wiem jak funkcjonowałam przed tym całym macierzyńtwem ;) no dobra...wiem.. było fajnie, ale teraz jest o niebo lepiej! pełniej! :)
Hehehe, wiem o czym mówisz. Ja czasem tęsknię za niemacierzyńskimi czasami, podróżowaniem bezstresowym, jedzeniem na mieście, bieganiem spontanicznym i znacznie większym nakładem czasu i sił na czytanie książek... A potem jeden uśmiech tego małego brykacza i wiem, że nie wróciłabym już do czasów bezdzietnych:)
Delete