Moje dziecko kocha plastik.
Ku rozpaczy matki-estetki czyli mojej (rozpaczy mojej, nie matki).
Na nic się zdało selekcjonowanie zabawek, może nie tyle dizajnerskich prawdziwie, lecz ciągle estetycznych, cieszących matczyne oko drewnianych klocków, wizualnie przyjemnych długouchych królików od LaMillou, sorterów z Ikei i innych niemowlęcych przedmiotów.
Przyjeżdża człowiek do Angielskiej Teściowej, która siłą rzeczy nie czyta bloga (choć ponoć czasem ogląda) i nie wie o mojej niechęci do plastiku (to znaczy - nie zrozumcie mnie źle - zawsze wiedziałam że era plastiku, Myszki Miki, Monster High i innych tego typu nadejdzie, ale cieszyłam się chwilą że moje dziecko ma dopiero miesięcy dziewięć, i to niecałe, zgubnego wpływu równolatków zafiksowanych na różowy kicz rodem z Chin jeszcze nie odnotowało i szalałam póki mogłam zaspokajając własne gusta zabawkowo-estetczne po cichu przy tym licząc - o ja naiwna - na kształtowanie podobnegoż u Mill) i pod choinką zastaje paczek sześć. Od samej Angielskiej Teściowej, o reszcie rodziny nie wspominając. Zebrało się tego ze dwadzieścia prezentów, jeśli nie więcej, dla samej tylko Mill, o naszych nie wspominając. Matczyno-minimalistyczna część mnie już przed rozpakowaniem owych lekko załamała ręce. Nie ma szans żebyśmy zmieścili to wszystko w naszym bagażu podręcznym, walizkę trzeba będzie dokupić, opcji nie ma. A wiadomo - nie zostawimy wszystkiego, bo zwyczajnie nie wypada, bo ktoś się natrudził, żeby Mill zrobić przyjemność. Mnie, jak się okazało po rozpakowaniu prezentów - zdecydowanie bardziej wątpliwą, wszak wielka część paczek to plastikowe zabawki rodem ze znanej wszystkim młodym rodzicom firmy F-P, która jest często uwielbiana, w moją estetykę się nie wpisuje ni hu-hu (z wyjątkiem karuzelki, karuzelka była przednia! I mata dla niemowlaka najmniejszego też obleciałą, choć drugi raz bym jej nie kupiła, nawet okazyjnie). Większość nabyta pod szyldem ELC (Early Learning Centre - elc.co.uk) - w końcu nie ma co marnować czasu i na edukację nigdy nie jest za wcześnie. Nawet jeśli ta edukacja wizualnie odbiega mocno od tego, co lubi mama - za to świetnie odzwierciedla jak się okazuje wątpliwe gusta Angielskiej Teściowej (nie żebym coś miała do gustów mojej teściowej samych w sobie - lubię jej wnętrza i jej garderobę - natomiast jeśli chodzi o zabawki szału nie ma, nooo).
Milly, niestety, podziela gusta Angielskiej Teściowej w kwestii zabawek.
Uwielbia wszystkie swoje nowe plastikowe prezenty, a także odziedziczone po swoich kuzyknach plastikowe zabawki gabarytów większych od niej samej. Bawi się grającym i gadającym - o zgrozo - różowo-fioletowym edukacyjnym koszykiem kształtowo - kolorowym aż miło, wrzuca kulki w wielkiego dinozaura piszcząc przy tym jak wariatka i gra na instrumentowych grzechodkach kombinując przy tym po swojemu jak zlożyć je w jedno.
Już w myślach kombinuję jakby tu opróżnić jedną z szafek w salonie żeby te plastiki gdzieś trzymać. Poddałąm się więc walkowerem, i wbrew moim przekonaniom nowe zabawki wracają z nami do domu. Jednak nie poddałam się tak do końca - z powodu braku swojego pokoju Mill musi się też do mnie dopasować trochę - a walających się po salonie plastikowych żyrafek z mnóstwem kulek w środku - choćby nie wiem jak długo mnie przekonywać - nie zdzierżę. Kiedy zabawki nie są w użyciu mogą równie dobrze nie denerwować matki czyli mnie i spokojnie mieszkać sobie w zamkniętej szafce.
Dobry kompromis?
I jak u Was? Pozwalacie dzieciom na mnóstwo plastiku czy podobnie jak ja łudziłyście się że jeszcze na trochę Was ten problem nie będzie dotyczył? Albo podobnie jak Angielska Teściowa - nie macie nic do platiku?
Ściskam Was mocno angielsko,
z&m
U nas jeszcze nie czas plastików, ale chyba nawet niebędę z nimi walczyć jak nadejdą. Walczyłam jak lwica o kolory różnych dzieciowych sprzętów: bujaczka, maty, krzesełka, żeby były ładne, stonowane, pasowały do salonu itd itp tylko niestety co mi po tym że bujaczek ma ładne dizsjnerskie, pastelowe dyndające nag głową Juniora słoniki, skoro one w ogóle go nie interesują. Junior kocha pstrokaciznę bo ją dobrze widzi i pokocha pewno plastik, bo gra, świeci i gada. I co zrobić. A to dla nniego w końcu ma być, nie dla mnie. Przeżyję.
ReplyDeleteSłuszne podejście. Ja też przeżyć muszę. Jak już pisałam w poście - Mill kocha plastik. No i co zrobię no, nic nie zrobię.
Deleteoj tam, trochę plastiku jeszcze nikomu nie zaszkodziło! U nas jest, ale trzymamy w ryzach - mamy dokładnie 4 tego typu ustrojstwa, i to te, które moim zdaniem nie są brzydkie i denerwujące, więc nie przeszkadzają mi specjalnie. Te, które przeszkadzały już znalazły nowy dom. Najlepszy kompromis: przywieź je do Polski, wybierz te, które są w miarę spoko, a resztę wystaw na all, pod tytułem: nie trafione prezenty - niemal nowe, tylko rozpakowane, używane 2 tygodnie. I już Gra i trąbi. Dziecko się trochę pobawi, a potem zabawka pójdzie w świat, a rodzic zyska fundusze na coś bardziej pasującego mu wizualnie. Wiem, że zawsze jest jakieś poczucie winy, że ktoś wydał pieniądze, ale.. ja się przestałam przejmować - to ja mam z tym wszystkim mieszkać na co dzień, więc wybieram to, co mi się podoba i koniec. I Kropka :) Buziaki :))
ReplyDeleteDokładnie tak!!! Ja bym co prawda nie miała serca sprzedać, ale często zostawiam plastik na dole u rodziców albo u teściów - żebym nie musiała zabawek wozić przecież :) Zawsze to trochę luzu w domu. A odnośnie plastiku - obczajcie naszego rolnika z trzodą (w nowym wpisie) - ten na serio mi się podoba! (to znaczy zabawka, nie plastikowy rolnik ;))
DeleteOlga, rolnik serio spoko :) My też mamy parę fajnych (instrumenty muzyczne są bardzo fajne i zawartość koszyka piknikowego w przeciwieństwie do koszyka piknikowego też całkiem daje radę) a parę... nie aż tak fajnych, mówiąc enigmatycznie. All raczej nie, nie w moim stylu, ale myślę że zamykany kosz na zabawki ktorych nie widać kiedy nie są w użyciu załatwi sprawę :)
DeleteJa mojej Julce kupilam drewniane cymbałki pod choinkę- prezent trafiony bo sie bawi :-) ale nie zabraniam jej bawic się plastikowymi zabwakami chociaz ze wszystkich zabawek najabardziej odpowiada jej balon i piłeczki :-) i oczywiscie "wsztstko"inne co nie jest zabawką
ReplyDelete:P
Oooooo tak, zabawki-nie zabawki to hity. U nas największe to butelki z mineralką, sznurówki, kosz na pranie i durszlak :)
DeleteP. S. u nas też juz brak miejsca na zabawki -tez mamy tylko 2 pokoje ;-/
ReplyDeleteMnie to szczerze mówiąc obojętne :) Niech Lenka bawi się tym, czym chce. Głównie migająco-grającym plastikiem ;)
ReplyDeleteMnie nie było obojętne... Ale odpuściłam trochę :) Plastik w codziennym użyciu ku zadowoleniu wszystkich... a więc i moim. AT powiedziała przeczytawszy za pomocą tłumacza Google tego posta (ups) że nie wiedziała, że mogła MI kupić drewniane zabawki... Ale włąśnie o to chodzi - że one nie mają być dla MNIE tylko dla Mill. A Mill je lubi, jak się okazuje. Więc niech ma. Od odrobiny (nawet ciut większej odroboiny) plastiku jeszcze nikt nie umarł!
DeleteMnie się plastiki nie podobają. Na razie nie mamy ani jednego świecącego (kilka wydaje dźwięki, ale to nie takie typowe f-p, tylko np. pozytywki-przytulanki). Udało się na gwiazdkę nie dostać :D
ReplyDeleteWystarczy Wam jedna walizka??????
Mnie się też nie podobają... Ale co z tego, wychodzi na to że to Mill się mają podobać, nie mnie. Ona kompletnie ignoruje wszystkie misie/przytulanki i inne 'miękkie' zabawki - peszek. Może dorośnie.
DeleteA walizka luzem wystarczy, przyjechaliśmy na 11 dni z podręcznym bagażem tylko, spakowani my, spakowana Mill i spakowane prezenty dla wszystkich. Także walizka będzie tylko na nowe graty dla Mill :))) No dobra, i na mój nowy płaszcz (ale ciiii).
Ech u nas też plastiki rządzą. Ale mam to gdzieś. Po zabawie wrzucam je wszystkie do wiklinowego kosza i udaję że zniknęły :D No ale umówmy się że lepiej mamla się plastikowo-gumowe ustrojstwa niż drewnane klocki ;)
ReplyDeleteGumowe to może i lepiej, ale plastikowe tak samo jak drewniane;)
Delete