Thursday 15 January 2015

M10 Nowości zakupowe z ostatnich miesięcy

Kiedyś chciałam pisać posty zakupowe co miesiąc. Ha!

Okazuje się, że nie jest ze mną tak źle i aż tak szalonych potrzeb zakupowych nie mam. W tym poście podzielę się z Wami moimi (i Mill, oczywiście też) ostatnimi nabytkami zakupowymi. jeszcze jutro mam w planach nabycie Mason Jars na sałatki do pracy i możeeee pudła na zabawki. A potem... A potem to już tylko minimalizm. I tak, szykuję się do wyprzedaży na allegro czy innym olx... Ale szykuję się od sierpnia mniej więcej, podobnie jak z domeną blogową... Więc... Yyy... trochę to może potrwać. Póki co oto nasze konsumpcyjne szaleństwa ostatnich miesięcy.

MILLY


1. Czapka

Wyrosła mi, Skubana, z zimowych czapek przed końcem zimy. W związku z czym na poświątecznych wyprzedażach w Anglii nabyłam dla Mill piękną czerwono-białą czapkę w norweskie wzory. Z rękawiczkami w komplecie, ale rękawiczek nie nosi. Czapki też nie nosi zresztą, bo zgubiła ją w dziurze pomiędzy schodami pociągu a peronem. Smuteczek.

Tak w czapce wygląda Mill a na stronie Next(a) - wysyłającego do Polski - można ją (czapkę nie Mill) znaleźć tu.

Substytut czapki nabyła dla Mill Matka Polka w osiedlowym sklepiku, z szalikiem włącznie. Był tam ponoć jakiś cekinowo-bazarowy element ale znając idealnie moje gusta i podejście do cekinowo-bazarowych elementów Matka Polka odpruła go zanim zdążyłam go zobaczyć. Czapka ma też fajny pompon który jak na złość schował się pod kapturem kurtki, a o kurtce, skąd-inąd też nowej, więcej poniżej.


2. Kurtka

Kurtkę też dorwałam na wyprzedażach angielskich, i to znaczniej taniej niż w Polsce (o 1/3). Długo nie chciałam w ogóle kurtki, skoro mam (Milly ma, w sensie) kombinezon i ciepły śpiworek, ale zakładanie kombinezonu zaczęło przyprawiać mnie o nerwicę, zwłaszcza w dni kiedy muszę wychodzić kilkakrotnie i kilkakrotnie ją w ten kombinezon ubierać tylko po to żeby po chwili go ściągnąć. No upierdliwe to i niepraktyczne, zwłaszcza że kiedy jedzie w wózku to nogi ma zawsze ale to zawsze pod śpiworkiem, a na wystającą górę kurtka jest jak znalazł.

Poza tym kurtka jest bardzo ciepła, puchowa i porządnie odszyta. I bardzo lubię jej kolor i fason, sama bym nosiła! Dziwny rozmiar 12-18 (mniejszy - 6-12 wydawał mi się - na oko - za mały, ale oczywiście byłby dobry... Cóż, pozostaje mi mieć nadzieję że lekko za duża w tym sezonie kurtka posłuży jeszcze i w przyszłym roku). Anyway, lubię ją! I używam nader często, choć chwilowo u nas odwilż.


Zdjęcie znalezione dzięki wujkowi google odsyłające nas do strony z wyprzedażami GAPa, ale owej kurteczki na nich nie ma. Hmmm....


3. Doidy cup

Dostany w prezencie od chrzestnego Milly po tym, jak Mill stanowczo odmówiła picia z butelki. I niekapków (z twardym i miękkim dzióbkiem). Poradziły mi go komentarze u niezastąpionej logomatki. Jest ok, ale... bez szaleństw. Rozpływania się w zachwytach nad nim nie będzie. Przymierzam się do lovi zachwalanego przez Ruby, może to rozwiąże problem. Póki co najlepiej sprawdza się normalny kubek (albo doidy, ale większej różnicy w komforcie użytkowania nie widzę, choć bardzo bym chciała. Daję mu szansę wszak, myślę że sprawdzi się trochę lepiej trochę później - w sensie jak Mill dorośnie do niego. Bo póki co głównie się jednak oblewa).

zdjęcie z Amazona a więcej o kubeczku do poczytania tu

4. Książeczki

Mill jest bardzo książkowa. Ufff... Uwielbia kiedy jej czytać i z kosza na zabawki bardzo często wyjmuje książki właśnie, przewraca się na plecy i gaworzy udając że sama je czyta. No prześmieszna jest! O jej biblioteczce będzie osobny post, ale już Wam zdradzę że książka z 'fakturami' to absolutny hit nad hity.

zdjęcie i więcej informacji na stronie wydawnictwa

Oczywiście nowości u nas więcej. Garderoba Mill powiększyła się znacznie o wiele praktycznych, fajnych rzeczy dostanych na Gwiazdkę i po Gwiazdce, podobnie jak biblioteczka i kosz z zabawkami (który się zrobił za mały, więc szukam nowych rozwiązań). Ale to takie kilka rzeczy które towarzyszą nam ostatnio codziennie, a może i Wam się do czegoś przydadzą.


MAMA



1. Czarne oficerki

Chciałam bardzo. Jedne z klasyków których od kilku sezonów brakowało w mojej szafie. Matka Polka obiecała mi parę na Gwiazdkę, ale wcześniej się nie złożyło. Może i dobrze, bo w ferworze posezonowych wyprzedaży moją parę udało nam się dorwać za niecałe 100PLN na dziale - a jakże - dziecięcym w Zarze. Są skórzane, proste, klasyczne, dobrze wyglądają ze spódnicą, ale również mieszczą spodnie. Lubię, lubię, uwielbiam!

więcej zdjęć i link to produktu tu

2. Biały płaszcz

Też już był na mojej liście od dawien dawna. Niekoniecznie biały, ale akurat biały się trafił. Miał być oversizowy i z boucle. Mój dorwałam na przecenach w Next podczas poświątecznych wyprzedaży w Anglii. Analogicznie jak w przypadku kurtki Mill, strona z której pochodzi zdjęcie to strona producenta, ale produktu jako takiego na niej nie ma. Hmm... Selfie w płaszczu jeszcze się nie dorobiłam, sorry!













3. Książki z przepisami Chodakowskiej

Miało nie być postanowień noworocznych i w sumie nie ma - połowa stycznia za nami a ja dopiero teraz czuję potrzebę konkretnego zorganizowania się żywieniowego, wszak jak pisałam wczoraj ilości pochłanianej przeze mnie ostatnio czekolady po prostu muszą, no muszą mi jakoś szkodzić, nie ma innej opcji. Korzystając z promocji w Matrasie kupiłam wszystkie trzy książki za pół ceny. Przekartkowałam pobieżnie, ale tą, od której zacznę będzie na pewno 'Przepis na sukces Ewy Chodakowskiej' - ma świetne, proste, zdrowe przepisy z produktów ogólnodostępnych i bez udziwnień i wyglądające łatwo i szybko. mam kilka świetnych książek ze zdrowymi przepisami, jak na przykład 'Jesteś tym co jesz' Gillian McKeith, ale produkty wymagane do stworzenia tych wszystkich potraw to jakiś kosmos... Serio - próbowałam! Zobaczymy jak pójdzie praktyka. Póki co zrobiłam listę zakupów opartą na liście zakupów z książki... I jutro idę na zakupy z listą, jak już dawno nie.

zdjęcie ze strony empiku, gdzie możecie nabyć książkę w niby promocyjnej cenie 41.99PLN. Jest też w Matrasie - online kosztuje więcej (31.99PLN) niż w sklepie stacjonarnym (22PLN). Czy ktoś mi może wytłumaczyć jak działa ten fenomen?
 
4. Terminarz na 2015

zdjęcie z ceneo.pl

Zwykły, czarny, bez udziwnień, z Tesco. W sensie, z Oxfordu, ale kupiony w Tesco za dwadzieścia kilka złotych. Nie kumam fenomenu Moleskine'a, no nie kumam. W końcu to tylko kalendarz (choć Moleskin, oczywiście to AŻ kalendarz według mega dobrych speców od marketingu. A może się mylę? Bo ja oczywiście w sekrecie marzę o Moleskinie bo jest taki kultowy, jak klasyczna ofiara marketingowców, ale pisałam Wam już o tym że ja jestem, niestety podatna na te wszystkie triki, jasny gwint. W każdy razie dlaczego Moleskin stał się taki kultowy nie mam pojęcia - dla mnie kalendarz jak kalendarz).

Nigdy nie musiałam mieć kalendarza tak czy inaczej. Wszystko pamiętałam, wszystko. Terminy, wizyty, spotkania. Co chcesz. rzuć datą, ja wiedziałam. A potem zaszłam w ciążę i mi przeszło. Historia o tym jak znalazłam telefon w lodówce stała się już legendą. 

Ciąża się skończyła, Mill jest na świecie drugie tyle co ciąża trwała, a zaniku negatywnego wpływu ciąży na funkcjonowanie mojej pamięci nie widać. Piszę wszystko i bez kalendarza nie podchodź (i pomyśleć że całe życie nie rozumiałam osób które notatek tego typu potrzebowały zamiast po prostu działać i pamiętać, a nie zapisywać i planować). Zwracam honor. U mnie jak czegoś nie ma w kalendarzu to na bank tego nie zrobię. Jak to się stało, no jak?

A może to STAROŚĆ!?

A jak u Was? Jakieś dziecięce albo dziewczyńskie zakupowe hiciory ostatnich tygodni?

Ściskamy,
z&m

14 comments:

  1. Piękne oficerki. U mnie problem z pamięcią pojawił się po ciąży. W ciąży śmiałam się, że co, że ja zapomnę? No a teraz kalendarz, zapisane wszystko i do przodu.

    ReplyDelete
  2. Zgadza się. Z tymi oficerkami to trafienie roku! Jaki Ty masz rozmiar buta, kobieto? Ja już chodzę od miesiąca właśnie za takimi klasycznymi (do wszystkiego) i albo rozmiaru brak, albo nie do końca fajne, albo cena taka, że dziękuję. W duchu liczę, że nie zdążę ich kupić, bo wiosna przyjdzie wcześniej. Zdarzę Ci sekret. Sama wstrzymywałam się z przejściem na swoją domenę, bo to przecież tyyyyle roboty i pewnie z tydzień mi to zajmie. Tymczasem wszystko trwało max. z 20 minut. No może godzinę, jeśli wliczyć w to poprzedzający maly research internetowy :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oooo.... oooo... Dzięki za nius! Póki co czekam aż TM Wróci ze szkolenia z przychodów internetowych na które jedzie w pierwszy weekend lutego do Londynu i potem ruszam z blogiem pełną parą, taki jest plan! Ale sekret zacny, ach zacny!

      A nogę mam 36, ale rozmiarówka w dziecięcej Zarze sięga 39 więc śmiało możesz kupować! :)

      Delete
    2. Radoshe, zdradź proszę więcej informacji jak to było z tą Twoją domeną?? Też się przymierzam.. i właśnie martwię się, że to tyyyyle roboty:) Jakieś konkrety na priv poślesz?? Plizzz :)

      Delete
    3. Poślę dzisiaj wieczorem :)

      Delete
    4. Dzięki Rodoshe!!!!!!!!!! xxxx

      Delete
  3. Najbardziej jestem ciekawa postu o biblioteczce Mill. U nas touchy-feely też jest absolutnym hitem. Polecam Ci angielską serię "That's not my...". Jest genialna!
    Głupio mi tak trochę, bo sama nie lubię takiego spamu u siebie, ale jako wierna czytelniczka zapraszam do mnie. U mnie tematy okołodziecięce raczej ciągle w planach, ale akurat nowy post o biblioteczce jest i może Cię zainteresuje. Zwłaszcza, że dużo pozycji anglojęzycznych.
    Pozdrawiam! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, i jeszcze kubek! U nas dokładnie tak samo. Tzn. niekapki i butelki absolutnie nie. Doidy działa jak zwykła szklanka, czyli zupełnie bez szału, ale pije z niego kaszkę, bo łyżeczką całkiem nie chce. Lovi 360 zupełnie ignorowany. Jedyne co się sprawdziło to zwykła słomka. Ciągnie z niej aż miło! A jak dostanie bidon, to prawie nic nie wyleje. :)

      Delete
    2. Ach, ależ macie biblioteczkę <3 <3 <3 Na bloga oczywiście będę zaglądać i absolutnie nie mam nic przeciwko zaproszeniom komentarzowym - gdyby nie ono to pewnie dalej tkwiłabym w nieświadomości!

      A o tej słomce możesz coś więcej? W co wtykasz tą słomkę? Jaki bidon? (o mamo, ja nic nie wiem o możliwościach picio-dziecięcych!!!! są jakieś książki na ten temat?:D)

      Delete
    3. Słomka taka zwykła, plastikowa, jednorazowa, włożona do kubka z wodą. :) U nas przez pierwsze 3-4 dni sama słomka była najbardziej absorbująca, ale trzeba przeczekać! Później załapała, że trzeba z tego pić. Bidon najtańszy i podobno (wg dziewczyn z fejsowej grupy o BLW) najlepszy - z Canpolu. http://p.alejka.pl/i2/p_new/26/55/canpol-babies-bidon-370-ml-56-113_0_b.jpg
      Może wtedy sama trzymać i jest przeszczęśliwa. :)
      Moja cała wiedza z fejsowej grupy właśnie, tam mi polecili picie ze słomki. :D Spróbuj, może i u Was się sprawdzi. :)

      Delete
  4. Najbardziej spodobał mi się ten patent kupowania butów na dziecięcym w Zarze. Zuzia wymiatasz :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. W Zarze na dziecięcym naprawdę mają świetne, porządne, skórzane buty w przyzwoitych cenach. Moje zeszłosezonowe biker boots są hitem i w tym sezonie, noszę je nader często, uwielbiam! Polecam i obczaj, mówię Ci! xxx

      Delete