Monday, 23 June 2014

M3 Śluby, wesela, spotkania i blogowe wagary

Strasznie mi ten czerwiec leci, zaległości na blogu mam jakieś szalone, w pisaniu, w czytaniu, we wszystkim!

Na swoje usprawiedliwienie mam tylko intensywne spotkania, wyjazdy, wesela, spotkania i millusine zęby, które postanowiły zacząć dać jej popalić już tak wcześnie. Tak więc wolnych chwil coraz mniej a i ten komputer jakoś dziwnie mnie odstrasza, podchodzę do niego jak pies do jeża, chciałabym, ale jakoś tak... Mając do wyboru spotkanie na żywo lub spotkanie online, zawsze wybieram to pierwsze. A tych ostatnio nie brakuje.

W piątek odwiedziły nas cioteczki A.B.-B. i M. Z worami prezentów (standard, cóż, mam najbardziej cioteczkowo rozpieszczone dziecko na świecie) i swoimi córeczkami - dziewięcioletnią Mają i prawie czteroletnią Olcią. Dziewczyńsko, mimo brzydkiej pogody, wybrałyśmy się (a jakże by inaczej) do mojego ulubionego lokalnego parku mimo brzydkiej pogody i było bardzo fajnie poza tym że Mill udało się przepampersić i zrobić kupę która przeszła wszystkie warstwy jej ciuchów (taaaak... kupa była sprite'em a ja pragnieniem). Szczęśliwie miałam zapasowe półśpiochy i sweterek, nieszczęśliwie to wszystko co miałam, także przebierałam dziecko z kupy w środku parku, w same półśpiochy i sweterek. W pewnym momencie nie miała na sobie nic (wszak zakupione ciuchy trzeba było zdjąć) poza czapką. Ale ej, czapkę miała!

Później zdecydowanie odmówiła leżenia w wózku więc Maja pchała wózek a matka czyli ja niosła dziecko w półśpiochach, sweterku i kocu na rękach do domu przez około dwa kilometry. Oh joy!


W sobotę był ślub przyjaciółki B. u nas w Katowicach. Jak pisałam już wcześniej, miałam nie iść, jako że zabukowany sto lat wcześniej M. miał ślub i wesele w Szczyrku, gdzie trzeba było też się dotarabanić na czas. Ale dla chcącego... Spakowałam Mill, siebie i Towarzysza Męża (sobie wzięłam trzy pary butów, a Towarzyszowi Mężowi zapomniałam wziąć butów od garnituru, więc musiały mu wystarczyć brązowe skórzane conversy, ooopsi daisy. Mill spakowałam pół szafy na wypadek ulewania, co było niezłym posunięciem, nie przewidziałam jednak że uleje jej się konkretnie oprócz na wszystkie swoje ciuchy jeszcze na moją weselną kieckę. W sensie gościnno-weselną, nie weselną. Panna Młoda roztropnie mimo nacisków swojej nowej rodziny w osobach rodziców swojego nowego męża odmówiła wzięcia Mill na ręce i tym samym uratowała swoje piękne weselne koronki) i pognałam wybitnie niewyjściowa w dżinsach i trampkach do Urzędu, osiągając tym samym rekordową prędkość na trasie dom-USC, jako że primo miałam niedoczas, secudno zbierało się na deszcz, tertio tramwaj odmówił współpracy z okazji soboty więc prawie że biegłam. Ale zdążyłam! I mimo braku wyjściowości szalenie się cieszę! I B. i ja płakałyśmy ze wzruszenia - ona, bo nie wiedziała że będę, ja - bo byłam, a miałam nie. No ale przecież nie mogłam tego przegapić. Że już nie wspomnę o orkiestrze górniczej... Pięknie było!

W międzyczasie Towarzysz Mąż ogarniał Milly i bagaże (serio, wyjazd na dwa dni z niemowlęciem to bagażowo coś w stylu naszego wyjazdu na sześć tygodni bez niemowlęcia, aż chyba napiszę o tym osobny post), moi rodzice przyjechali i ich zgarnęli, po czym zapakowani po sam dach (a samochód mojego taty to nie znowu takie maleństwo jak nasz) odebrali mnie sprzed urzędu i pojechaliśmy w góry, na kolejny ślub.

Moi rodzice pojechali z nami żeby opiekować się Mill kiedy Towarzysz Mąż i ja się bawimy weselnie, i mieliśmy pokój tuż obok weselnej sali, więc ja sobie po prostu doskakiwałam na karmienie. Świetne rozwiązanie dla rodziców małych dzieci, polecam. Ominęło mnie tylko krojenie tortu, ale jakoś to przeżyłam, zwłaszcza że konsumowanie go mnie nie ominęło, a był pyszny! Kiedy Mill była w dobrym humorze wzięliśmy ją również na salę, odtańczyła popisowo 'Twist and shout' z Towarzyszem Mężem, wyrzygała się na parkiet i ponownie została odstawiona do dziadków. Och, ależ ja ją kocham tą dziewczynkę!

Wesele było super, Pan Młody w kilcie i piękna ruda Panna Młoda, niczym ładne wydanie Fiony ze Shreka w Shreku zrobili absolutną furorę.

Mill górskie powietrze też zdawało się służyć bo ładnie spała i się śmiała. Nad ranem co prawda bolał ją troszkę brzuszek (mea culpa, mimo tego że jem wszystko, DeVolay i frytki to niekoniecznie coś co małe dzieci karmione piersią lubią najbardziej) ale na szczęście już wszystko wróciło do normy. Jako takiej, znaczy się, bo dają popalić nam zęby dla odmiany, ale to już w ogóle osobny temat. Mimo porannego podietetyczno-zębowego bycia nie w sosie Mill opuściła imprezę z gośćmi ochającymi i achającymi nad tym, jaka jest cudowna. Ano, jest.

Ale to nie koniec weekendowych wrażeń, bo udało mi się też niedzielnie popołudniowo spotkać z Ruby Soho (bez dzieci!!!!!) o czym pewnie też napiszę osobno, bo plan na post już mam. Także moje czerwcowe zamotanie, zamieszanie i niedoczas obiecuję odrobić w najbliższym czasie! Jak bum cyk cyk!

A jak u Was? Też tak intensywnie rozpoczynacie lato?

Ściskamy mocno,
stęsknione z&m


 Cioteczka A.B.-B.

Cioteczka M. z Milly w trakcie akcji 'Kupa challenge'






















Angielskich i śląskich kartek weselnych Ci u nas niedostatek, więc zrobiłam sama


  Ślubna iPhonowa B.

Orkiestra górnicza wygrywająca 'All you need is love'

 Przepiękny kościół św. Jakuba w Szczyrku gdzie miejsce miał ślub no 2

I szczęśliwi M&M

 Mój outfit z jeszcze nieporzyganą córeczkowo sukienką, ale za to z bezczelnie rozwaloną w cyckach marynarką. Na szczęście tylko chwilowo i na zdjęciu, zapewniam zaniepokojonych że poza zdjęciem wyglądała całkiem ok

I na koniec sneaky peak spotkania z Ruby Soho o którym niebawem

8 comments:

  1. Szalone życie na pełnych obrotach widzę;D

    A Milly jest cudowna, nawet ulewająca na parkiet i zakupkana w parku!;))

    ReplyDelete
  2. Jednak najważniejsze, że w czapce!

    ReplyDelete
  3. No zdjęcia super, ciotka szczęśliwa ze kupkowego bobasa trzymała, Milenka jest urocza, Maja zakochana, a ty jak zwykle bosko wygladalas;-) pozdrawiamy i ściskam was mocno

    ReplyDelete
  4. Ale wam fajnie, imprezujecie, a u nas póki co ciiisza - w domu siedzimy :)))

    http://zapisane-wspomnienia.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. Dzieje się, oj dzieje widzę. Zazdroszczę przygód, a najbardziej FRYTEK!! ;) Ślicznie wyglądałaś (czy aby nie lepiej niż Młoda?)

    ReplyDelete
  6. Cudnie slonce-ach i och.A Milly od piatku "gosci"u nas co pare minut, bo moje dzieci przescigaja sie w odtwarzaniu filmu z jej gaworzeniem podczas zmiany pampersowej w parku:)

    ReplyDelete
  7. Sukienka miętowa MEGA. No ale wiesz, że czuję miętę do tej mięty :) Kupa challenge rozbawiła mnie do łez :) no i moje gacie w kwiatki też widzę na zdjęciach, skąd one się tam wzięły? ;)

    ReplyDelete
  8. Faajnie ! :) Masz Ty przygody !
    U nas jest od kilku dni totalnie leniwie, dzisiaj już miałam plan wyjść na spacer.. a tu po pół h rozpadał się deszcz i cieszyłam się że jednak zostałam w domu, do tego obudziłam się z mega bólem głowy i zatok, masaakraa.. przy schylaniu mózg chce mi eksplodować. Chcę słońce :((

    ReplyDelete