Wednesday 3 December 2014

M9 Dzień bez dziecka: przeżyć i nie zwariować

Nigdy dotąd nie zostawiłam jej na tak długo. Nie było mnie 14 godzin. Pełna obaw, jak to przeżyje, nawet bardziej ona niż ja, ale wyjścia nie było - kiedy coś zaczynam lubię to skończyć i kiedy pierwsza z trzech części mojego warszawskiego kursu dobiegła końca i przyszła pora na egzamin w środku tygodnia - Mill została pod opieką reszty rodziny - Towarzyszem Mężem, a kiedy Towarzysz Mąż był w pracy - Matką Polką, Babcią Pra i Dzidkiem z doskoku między spotkaniami.

Oto mały poradnik, oparty na moich dzisiejszych doświadczeniach, na temat wymieniony w tytule: Jak (prze)żyć (panie premierze, chciało by się rzec) dzień bez dziecka i nie postradać wszystkich zmysłów?

1. Wstań o 3:30. Albo innej podobnie nieludzkiej porze.

Pobudka o tak dzikim czasie sprawia że przez pół dnia jeszcze śpisz, a jak wiadomo kiedy się śpi to się nie myśli a tym samym nie zwariuje.

2. Koniecznie obudź śpiące w najlepsze dziecko na karmienie przed wyjściem.

Opcje są trzy - albo się rozryczy na maksa i będziesz się cieszyć że wychodzisz i nie Ty musisz to opanować. Albo zje i będzie dalej spało, co pozwoli Ci wyjść ze spokojem sumienia i nadzieją że Towarzysz Mąż tudzież ekwiwalent pośpi choć do tej 7:00. Trzecia opcja - dziecko kompletnie zignoruje fakt że chcesz je nakarmić i postanowi spać dalej, w związku z czym musisz rozparcelować spakowany wcześniej laktator, odciągnąć pokarm, umyć zababrany laktator, wysterylizować, spakować ponownie. Przy okazji stresując się, że nie zdążysz. Stresowanie się że nie zdążysz ogólnie świetnie robi na niemyślenie jak to będzie.

Czy muszę pisać którą opcję wybrała Mill?

3. Wyjdź z lekkim poślizgiem.

Stresując się że nie zdążysz. Patrz wyżej.

4. Prowadź samochód. Spotkaj się z ludźmi. Zdawaj egzamin. Śpij. Rób COŚ.

Oto moja poranna sekwencja wydarzeń - jazda samochodem do Gliwic o 4:00, stamtąd BlaBla car do Warszawy z trzema fajnymi babeczkami, trzyipółgodzinny egzamin w Warszawie.

Serio - nie miałam nawet czasu pomyśleć o tym, czy moje dziecko mnie nie potrzebuje już i natychmiast. Kiedy jesteśmy zajęte nawet się nie obejrzymy - a już będziemy z powrotem.

Kiedy nie mamy nic konkretnego do roboty (może serial, może książka, może porządek i tym podobne mało konkretne zajęcia w wykonaniu których obsuwa nie zawali nam dnia) - może to nie zadziałać w ten sposób i nasze myśli niebezpiecznie podryfują w stronę niemowlęcia, które zapewne po chwilowej z nim rozłące wydaje nam się najpiękniejsze i najsłodsze na świecie (no wiadomo, że nasze właśnie takie jest!) i już nie możemy się doczekać spotkania z nim. Ten etap też będzie, ale później. Póki co - szał zajęć.

5. Nie odciągaj pokarmu w regularnych odstępach czasu.

Przecież piersi same Ci przypomną, że dawno nie karmiłaś. Objawiając się kamienio-twardością podobną do tej z pierwszych miesięcy karmienia. Tudzież wyciekiem jednostronnym. Albo dwu. A to wszystko w połowie egzaminu z którego nie możesz wyjść żeby beztrosko odciągnąć sobie pokarm (ha! wszak wpadłaś na to że prędzej czy później odciągnąć trzeba będzie i spakowałaś laktator, patrz punkt 2). Cała sytuacja tak wybije Cię z rytmu, że zamiast myśleć o tym jak się ma Twoje niemowlę będziesz myśleć tylko o tym jak cudownie będzie kiedy w końcu uda się podpiąć pod laktator.

Plamy z wycieku zakrywamy swetrem lub szalikiem.

6. Zapomnij laktatora. Albo chociaż jakichś jego elementów.

Po egzaminie z mega ulgą wpadasz do kibla (cóż, nie będziesz na chybcika szukać miejsca do odciągania w budynku, którego jednak dobrze nie znasz). Jest jak jest, nieważne, już już prawie jest lepiej - i wtedy odkrywasz że nie masz tych tubek, które się nakłada na piersi, które są nieodłączną (w senie - do mycia odłączną, ale bez nich nie zadziała) laktatora częścią.

Zamiast dzwonić do domu, mówić że poszło raczej dobrze ale wyniki w lutym więc się okaże i jak się ma Malutka i czy mogę z nią porozmawiać nie masz czasu nawet włączyć telefonu (podczas egzaminu musiał być wyłączony, jasna rzecz) tylko zaiwaniasz do najbliższego sklepu z akcesoriami okołodziecięcymi (i tutaj lokalizacja w samym centrum Warszawy bardzo się przydaje) i rzucasz się na lejki do laktatora jak zuz na czekoladę po czterdziestodniowym poście (w sensie - bardzo się rzucasz). Szybko płacisz i modlisz się żeby znaleźć miejsce żeby ich użyć.

Rozważasz też zakup świeżej koszulki tudzież w ogóle rezygnację z koszulki (plamy na wysokości cycków - nie jest to fajne, umówmy się) i ubranie samego swetra.

Przy okazji masz szczęście że trafiasz do Smyka z cudowną obsługą (Chmielna 25, polecam baaaardzo, och i ach - mega profesjonalne, fajne, uśmiechnięte dziewczyny bez których nie wiem jak przeżyłabym dzisiejszy dzień). Okazuje się, że masz do dyspozycji pokój dla matki karmiącej tudzież pokój matki z dzieckiem. Przewijak (dziś niepotrzebny, ale you never know), przestronna toaleta za osobnymi drzwiami (ale fajnie że ktoś założył że matki karmiące to też ludzie i mimo posiadania dzieci też muszą czasem siku) i duży, wygodny fotel, na którym w końcu możesz się rozłożyć, podpiąć do ustrojstwa i złapać oddech.

 Wykonujesz wtedy szybki telefon do domu żeby się zameldować. Postaraj się nie pytać o to jak ma się dzidziuś, bo jeśli rodzina jest zbyt szczera (fatalnie, płacze ciągle) będziesz się tylko zamartwiać, a z odległości ponad trzystu kilometrów średnio jesteś w stanie to zrobić. Ja zapytałam się o Mill i miałam szczęście usłyszeć że wszystko w porządku, że cudowna, że bawi się, śpi, je i w ogóle nie płacze - ale nie wiem co bym zrobiła jeśli nie było by dobrze. Poza zamartwianiem się i brakiem telepatycznej mocy sprawczej - chyba nic. Kończysz telefon. Zanim wykonasz kolejny do Towarzysza Męża - ktoś dzwoni do Ciebie.

Wtedy dzwoni Twój transport. Dziewczyny gotowe wcześniej, możecie jechać. Lewy cycek ciągle nie taki jak ma, ale ujdzie. Czasu na obiad brak, ale też ujdzie. W końcu chcesz jak najszybciej być w domu z dzieckiem.

7. Zgub się.

Zapytaj się ludzi o drogę. Idź największym możliwym kółkiem i nie dojdź. Zadzwoń do transportu z wyznaniem że nie wiesz gdzie jesteś. Zestresuj się (choćby niepotrzebnie, a jak, wszystko co odciąga myśli od tego co potencjalnie fatalnego może dziać się z Twoim dzieckiem bez Twojej jedynej i niezastąpionej obecności - może się sprawdzić). Zostań odebrana spod hotelu może nie tyle na drugim końcu miasta, ale na pewno na drugim końcu ulicy.

8. Padnij na dziób.

Ja wiem że dopiero piętnasta. Twój dzidziuś musi jeszcze trochę poczekać. Siadasz w samochodzie, którego nie musisz prowadzić. Jesteś głodna. Ale jest Ci też tak ciepło i błogo, zwłaszcza jeśli nie zdejmiesz kurtki, szalika i czapki. Adrenalina egzaminowa opuszcza, a odzywa się pobudka o 3:30. Głowa sama leci. Śpisz. Vide: nie myślisz co tam jak tam.

9. Rozładuj baterię w telefonie.

Korki są. Masz poślizg. Bateria nie działa. Stresuje Cię że nie możesz dać wszystkim znać że wszystko ok. Ale nie możesz też zadzwonić żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Znów - jeśli nie w porządku - nie możesz nic zrobić więc chyba lepiej nie wiedzieć. No news is good news jak mawiają Anglicy.

10. Wróć.

Wróć. Zobacz jak Twoje szczęśliwe dziecko pięknie bawi się z Twoja rodziną. Przeżyło cały dzień bez Ciebie, uff. Żyje, ma się dobrze. Jest uśmiechnięte, radosne, a na Twój widok szczerzy malutkie kły (no dobra, dolne jedynki, ale w obliczu pierwszego od 3:30 karmienia - albo i wcześniejszego jeśli o 3:30 jeść dziecko nie chciało - straszą te dolne jedynki niczym kły z prawdziwego zdarzenia, jakby nie patrzeć). Tuli się do Ciebie i nie wygląda na ani trochę sfochowane, że Cię nie było. Ot, zwyczajnie, super się bawiło, ale cieszy się że już jesteś. Oddychasz z ulgą. Wszystko dobrze. Jesteś. Bez zwariowania. Emocje opadają. Dałaś radę. Dziecko i reszta rodziny też. Nie było tak źle w końcu, a może nawet dobrze.

To był długi dzień. Ale warty tego powrotu do domu.

/obrazek stąd/

A co tam u Was? Zostawiłyście już swoje dzieciaczki na tak długo? W jakim wieku (dzieciaczki, nie Wy)? I jak było?

Pozdrawiamy,
z&m

27 comments:

  1. My już po tym wielkim wydarzeniu. Zostawiałam Juniora jak miał 3 tygodnie na "godzinkę" z których wyszło ponad 6 godzin bo mi się zrobiła dziura w brzuchu w miejscu cięcia po CC, pech chciał że to była niedziela i utknęłam na Izbie Przyjęć. Potem, jak miał niecałe półtoramiesiąca pojechałam na chrzest 150 kilometrów od domu i zostawiałam go na około 9. U nas problem karmienia odpadł, za to z laktatorem się nierozstawałam wtedy, więc kible niekible, przymierzalnie nie przymierzalnie - dawałam radę. Jakoś się nie stresowałam wcale, nie myślałam, nie martwiłam... w końcu z Tatą zostawał... wyrodna jestem?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj tam, wyrodna. Jak Mill była w wieku Witka to ja panieński zaliczyłam, ba, nawet na wesele poszłam i Mill spała u dziadków i nie było problemu. Ale to było w czasach kiedy bez problemu piła z butelki, dużo spała i ogólnie chyba jej zwisało czy ja jej daję jeść czy ktokolwiek inny. Teraz tak z lekką paniką podeszłam do wyjazdu nie dlatego że się martwiłam o Mill samą w sobie ale o jej brak dostępu do, nazwijmy rzeczy po imieniu, cycków, no.

      Dziura po cesarce?! Aua!!!!!! Ale dobrze już?

      Delete
  2. Ja poleciałam z grubej rury - jak Mała miała 3 miesiące została pod patronatem Taty i Babci na weekend...A że wyjazd nadto absorbujący nie był to już w drodze "do" chciałam zawrócić, bo apokaliptyczne wizje mnie zdominowały, pomimo zostawienia epopei co do obsługi Pulpetowej;) Okazało się jednak, że dzieć przejęcia nie podzielał, ba nawet świetnie się bawił, niekoniecznie zauważając matkowy ubytek.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No właśnie, ale kurka, trzymiesięczną Mill łatwiej mi było zostawić niż ośmiomiesięczną. Hmmm...
      Ale wyjazd łikendowy to rispekt - ja marzę o takim na moje urodziny w marcu, ale nie wiem czy się odważę, choć Mill już będzie miała prawie rok. Kurka. No. Zastanawiam się kiedy znów będę mogła wyjść na luziku :)

      Delete
  3. Haha, ale sie usmialam na dobranoc:) uwielbiam ten pokój matki z dzieckiem w Smyk:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pokój jest super, indeed! Cieszę się że się uśmiałaś, przynajmniej taki pożytek z moich przygód :)

      Delete
  4. Ja za jakieś 2 tygodnie musze po raz pieryzostawic 10 miesięcznego synka pod opieką Taty (!) i Dziadków i tez boje się niemiłosiernie! A to będzie zaledwie jakieś 7 godzin! Obawy takie same! Jak on to przeżyje? A znając życie gorzej będzie ze mną niż z nim... Pozdrawiam! Stała Czytelniczka z Będzina :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ooooo, mam stałą czytalniczkę w Będzinie? Super!

      A synkiem się nie martw, da radę. Ja odkąd Mill ma pół roku dwa razy w tygodniu wychodzę na 6h do pracy - i nie ma najmniejszych problemów. Odkąd nie musimy polegać ma mleku z butelki (butelki Mill nei uznaje po prostu, no. Smoczek pogryzie, ale pić nie pije, ni hu hu) bo je też inne rzeczy - jest luzik.

      Delete
  5. Brawo mamuśka - dałaś radę :))
    U nas bardzo wcześnie zaczęły się rozstawania na cały dzień, bo studiuję zaocznie, a nie brałam dziekanki. Fakt - początkowo znosiłam to kiepsko, zwłaszcza, że jeszcze wtedy karmiłam piersią. Wydawało mi się, że nikt sobie tak dobrze nie poradzi jak ja. Myliłam się - jestem do zastąpienia ( tylko nie wiem czy ten fakt mnie do końca cieszy... )
    Hehe, pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odzdrawiam!
      I też podziwiam za powrót na studia tak wcześnie. Ja przez pierwsze pół roku Mill nie robiłam nic poza zajmowaniem się Mill i byciem dostępną 24/7... a i tak bywało ciężko!
      A niezastąpiona jesteś, oj jesteś, nie martw się :)

      Delete
  6. Ciekawe bardzo. Dzień miałaś pełen wrażeń. Mam nadzieję że mój dziecka będzie kiedy to dziecko pójdize do przedszkola ;) oczywiście żartuję :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. hehehehe, moje wizje też tak obecnie wyglądają :/ Ale już od lutego mam jednodniowe wyjazdy do Warszawy co dwa tygodnie, więc raczej nie będę jej targać, także ten... Rodzinka będzie miała wesoło :)

      Delete
  7. Córka - pierwszy raz na jakieś 12godzin (miała 1,5 m-ca)
    Synek - kilka godzin to gdy miał jakiś miesiąc, ale mamy też już za sobą 2 oddzielne weekendy.

    Wszyscy mają się dobrze - ja też spokojnie dałam radę, nawet dzwoniłam naprawdę symbolicznie.
    W końcu dziecko ma dwoje rodziców :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No jasne że dwoje! Tylko problem się zaczyna kiedy drugi rodzic nie ma cycka! :)

      Delete
    2. Ja też nie mam ;)
      Z mlekiem -znaczy.
      Zatem łatwiej.

      Delete
  8. Uśmialam się, przypominając sobie jak to ja nieraz walczyłam z laktatorem. A raz wyjechałam bez i musiałam drugi kupić :-) Ach te przygody matek karmiących ;-) Mój mały z moją mamą zostawał często na 3-4 godz, czasami idzie do babci spać :-) .. raz został z teściową na 6h i franca go nie nakarmiła przez ten czas! więc wolę dziecko zabrać niż jej zostawić.. Niunia kilka razy była u mamy jak byłam na zakupach ale raczej jeździ wszędzie z mamą :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jessi, brzmisz totalnie jak ja. Zapominalstwo laktatorowe - hi five! :)
      Poza teściową - moja teściowa jest super - tylko z kolei pod moją nieobecność dała jej owsiankę na mleku (niemodyfikowanym) - więc... Yyyy.... następnym razem jej przywiozę jedzenie dla Mill i powiem co ma jej dac i kiedy, i tyle :)
      Mill też wszędzie raczej jeździ ze mną. Chyba że do fryzjera raz na dwa miesiące albo na paznokcie raz na dwa tygodnie - idę sama. Mill jest z Towarzyszem Mężem. A ja się cieszę, ekhem, wolnością :)

      Delete
  9. Pierwszy raz Witka na dłużej niż godzinę zostawiłam jak miał 4 miesiące i oprócz mojego cyca nie chciał żadnego innego mleka z butelki, więc katastrofa nie mała. Miałam iść do fryzjera, miało mnie nie być 3h. Wyszło 6h.
    Jak nigdy wypił moje mleko, ale nie z butelki, a dzielna babcia podawała łyżeczką :D
    Wiola

    ReplyDelete
    Replies
    1. Noooo, Wiola, ależ Twoja historia brzmi znajomo. Mill na początku spoko, piła moje mleko z butelki jak ta lala. Modyfikowanego też odmawia, no ale jej nie wciskam, bo po co. A potem nawet mojego mleka z butelki nie chciała, ani wody, ani w ogóle nic z butelki, i do dzisiaj jej to zostało. Ale w miarę ogarnia kubeczek i je inne rzeczy teraz, więc jest luz.

      A babcia super z tą łyżeczką - respect!

      PS. 6h u fryzjera?!!??!?!?! WOW!

      Delete
  10. O, moja córka też Milenka. Planuję wraz z mężem iść na zaoczne studia w przyszłym roku więc boję się trochę bo prawdopodobnie będę musiała zostawiać Małą z jej babcią na weekend co dwa tygodnie. Ale w sumie od początku zostaje co jakis czas na godzinkę/ dwie z babcią i bardzo dobrze to znosi - a babcia jaka szczęśliwa wtedy! Aż sama nas co chwię zachęca żebyśmy gdzieś poszli do kina czy na zakupy i zostawili jej Małą na ten czas. Po za tym ciekawie piszesz więc pewnie będę śledzić tego bloga! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję za komplement i do śledzenia zapraszam:)

      Fajnie że babcia się garnie do opieki nad Milenką. U nas na początku było z tym różnie, teraz coraz lepiej :) Aczkolwiek kino i zakupy razem - yyy.... Chyba jeszcze dłuuuugo przed nami :)

      Delete
  11. Kiedy czytam (jako niematka) Wasze wypowiedzi, nie chce mi się wierzyć, że można tak panikować w takich sytuacjach:) Mam nadzieję, że nie będę się tak stresować:P W końcu drugi rodzic to też rodzic:) W dodatku Babcie, Dziadki w zasięgu ręki... aż zazdroszczę i zaczynam naprawdę się zastanawiać czy ja sama z partnerem dam sobie radę na obczyźnie...kiedy "dorobię" się potomka:) W sumie bardziej przerażający scenariusz to ten z brakującym sprzętem do laktrtora, cieknącymi piersiami w sytuacjach publicznych a nie to dziecko w opiece najbliższych. Generalnie uśmiałam się. Zuza! Książkę napisz!:) Bestseller w gronie matek/ przyszłych matek murowany! Perypetie MAtki Polki:P Buzia! JAgoda (znowu nie mogę się zalogować na konto googlowe)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahaha, Jagoda, Ty we mnie wierzysz jak nikt, dzięki!

      A jeśli chodzi o obawy - Kochana, ja się nie boję - Broń Boże - o to, że jej się będzie działa krzywda ani tym bardziej nie mam złudzeń że nikt się nią nie zaopiekuje lepiej ode mnie. Przeciwnie - ja jestem często tak zajechana, że nawet na pewno moja rodzina ogarnie ją lepiej. Natomiast moja rodzina nie dysponuje mlekiem prosto z piersi, taka prawda. A że Mill mleka modyfikowanego nie toleruje i jest bezsmoczkowa - to brak jej dostępu do moich piersi - bardziej niż do mnie - spędzał mi sen z powiek. Ale na szczęście byłam zajęta i nie miałam czasu myśleć a Mill była świetnie zaopiekowana i też dała radę. Widzę światełko w tunelu. Może w przyszłym roku się uda wyjść do tego kina :)

      Delete
  12. W kinie byliśmy pierwszy raz jak Młody miał 2 tygodnie, od 3 miesiąca regularnie co drugi weekend jakieś wyjście tylko we dwoje, kilka bezdzietnych weekendów, jeden wyjazd na tydzień. Nawet teraz jak Młody ma już 3 lata bardzo lubię nasze wyjścia we dwoje i to uczucie totalnej beztroski :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha, też lubię to uczucie! Ale Ty masz rozpasanie bezdziecięce, no no :) Może jak Mill będzie mieć 3 lata też do tego dojdę :D

      Delete
  13. Ja już przywykłam że moje dziecko jest bez matki ok. 7 godzin dziennie prócz weekendów :-) Weekendy są tylko moje i córki i gdzies tam mąz jeszcze :P
    :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. hehe... Moje dziecko jest bez matki 5,5h dwa razy w tygodniu plus co drugi weekend po 5h ale z przerwami na karmienie, więc tak jakby się nie liczy. A i tak się zastanawiam czy to nie za mało... Ale myślę że dla nas jakoś to działa, pasujący nam balans między życiem dziecięcym i poza. A będzie tylko lepiej! :)

      Delete