Monday 5 January 2015

M10 Skończyło się rumakowanie czyli o pociążowych kilogramach

Jeśli regularnie czytacie mojego bloga (albo mnie znacie osobiście albo i jedno i drugie) wiecie co następuje:

- nie jestem wybitnie szczupła ale wybitnie gruba też nie (choć wiadomo, perspektywa widzenia zależy od punktu siedzenia czy jak to szło), ot taki przeciętniak, raczej w stronę grubszych niż chudszych, z klasycznym muffintopem maskowanym ubiorem, ponadprzeciętnymi rozmiarowo cyckami i przyzwoitymi nogami mimo dość niskiego wzrostu (każdego szkoda)
- mój ciążowy brzuch był z tych raczej małych (moja szwagierka w 13 tygodniu ciąży ma taki brzuch jak ja kiedy byłam w jakimiś 30-33 - serio!) - do tego stopnia że nawet miałam jego kompleks (że taki mały, w sensie. Teraz oczywiście, z perspektywy, bardzo się cieszę że był taki mały, ale co ja wtedy wiedziałam o ciąży). Na początku ciąży schudłam ze 3-4 kilo wszak klasyczny jadłowstręt i nudności nie tylko poranne dopadły i mnie. Później było trochę lepiej, ale cały trzeci trymestr przerzygałam (co tu ukrywać no - w co drugim poście z końcówki ciąży o tym pisałam) i nie czułam się najlepiej. Nie miałam dzikich zachcianek (poza tymi, ale i one nie były jakieś mega. Wcześniej bez ciąży miewałam większe) i pobudek w środku nocy żeby wyżerać węgorze i wszystko inne co lodówka miała do zaoferowania (jak, nie przymierzając, Matka Polka kiedy była w ciąży ze mną). Summa summarum - przez całą ciążę przybyło mnie raptem 8.5 kilo a w mniej-więcej tydzień po porodzie miałam swoją wagę sprzed ciąży
- potem nastąpił przestój i mimo karmienia piersią jakoś nie chudłam (w związku z czym twierdziłam że rzekomy magiczny wpływ karmienia piersią na chudnięcie jest znacznie przereklamowany)
- aż tu nagle magicznie w okolicach lata waga zaczęła spadać, mimo rozlicznych lodów, ciast makaronów, chleba i innych rzeczy z reguły powodujących tycie
- i tak pięknie pierwszy raz w życiu, bez żadnego wysiłku, żadnych diet, żadnych reżimów ćwiczeniowych (których zresztą nie było mi wolno ze względu na poporodowe kuku, ale zanim nie wiedziałam że mi nie wolno to trochę ćwiczyłam) i bez biegania (które nie wpływało na chudnięcie znacząco wcześniej, za to bardzo na samopoczucie) - schudłam i ważyłam pięć kilo mniej niż przed ciążą
- jeszcze 4 i osiągnęłabym moją wagę idealną, wymarzoną, której nigdy nie widziałam na wadze, nawet w podstawówce (ups) czy podczas okresu dietetycznych eksperymentów w liceum (skutecznych - ważyłam wtedy tyle co po pociążowym schudnięciu, jednak okupione to było wieloma wyrzeczeniami i mnóstwem ćwiczeń. No i oczywiście było nie do utrzymania więc cichaczem jakoś te kilogramy mi, skubane, wróciły)

ALE

Wróciłam z Anglii. Dwutygodniowy pobyt u Angielskiej Teściowej spowodował że przytyłam 2 kilo. W 11 dni, psia kość i cholera jasna. I nie, że nie wiem z czego. Ale hmmm.... W domu też powinnam tyć na potęgę a nie tyłam, a bywało że i chudłam. Nawet w domu bardziej bo fantastyczna kuchnia Matki Polki i absolutna faza na bezę (i inne ciasta, jeśli mam być szczera) sprawiały że jadłam więcej od Towarzysza Męża. I reszty rodziny chyba zresztą też. Tym samym nasuwa się tylko jeden wniosek (i nie jest to 'kochanego ciałka nigdy dosyć', bynajmniej) - skończyło się rumakowanie. Wygląda na to że karmienie piersią, mimo że uskuteczniane jak najbardziej, straciło swoje magiczne właściwości i nie mogę już jeść wszystkiego co popadnie. A buuuu....

I jako że kupiłam w listopadzie dwie pary nowych, mniejszych spodni, które bardzo lubię (i w ogóle jakoś tak dobrze się czuję w tym mniejszym rozmiarze, nie chcę się z nim żegnać jeszcze!) muszę coś z tym zrobić.... A taaaaaak się ciężko zebrać, nooo...

W związku z tym prośba do Was - jako że postanowienia noworoczne hulają (moje nie, mam nadzieję że uda mi się jeszcze w styczniu napisać o tym, podobnie jak o podróżach, wózkach i kilku innych postach które miały być już sto lat temu ale się nie zebrałam, no, za dużo się dzieje a czasu za mało, kurka) i może któraś z Was jakieś zmierzające w tym kierunku - szukam motywacji. Może jakiś mamo-ćwiczeniowy blog albo jakiś z przepisami (mogą być wege! ale nie muszą) które są zdrowe i w miarę niskokaloryczne (choć wiadomo, nic drastycznego raczej nie wchodzi w grę przy karmieniu piersią) albo... Albo coś. Wiecie o co chodzi. coś, co sprawi, że spodnie będą jednak ważniejsze od bezy, bo różnie u mnie z tym bywa.

A u Was jak tam? Też czasy pociążowe były łaskawe czy dalej gubicie nadprogramowe kilogramy?

Ściskam,
Trochę większa z. &
(i, jak twierdzi Dzidek, Mill też jakby trochę większa, ale jej to akurat nie powinno wybitnie szkodzić w tym wieku) m.


Jeszcze całkiem niedawno, selfie przedimprezowe (co widać - włosy i makijaż jeszcze w wersji przed - czytaj: kok dwusekundowy, bo nawet nie dwudziesto, plus makijażu brak) z tegorocznego Sylwestra (i tak, nie ma to jak ani razu nie użyte łóżeczko turystyczne dla Mill w tle):


A tu w jednym z grubszych momentów. Fota z moich 25 urodzin, w stylu lat 80. Zaznaczam, że wyglądam na niej dość niekorzystnie, łudzę się że na żywo nie było AŻ tak źle. Różnica między teraz (wliczając te felerne dwa angielskie kilogramy) a wtedy to jakieś 7 kilo. Niby nie tak dużo, ale ja widzę znaczną różnicę. Chyba nie muszę dodawać że wolę się w tej wersji u góry?


21 comments:

  1. Ja zabrałam się za siebie (oczywiście postanowienie noworoczne, możesz podpatrzeć u mnie na blogu). Do zrzucenia dosyć dużo ;-) Ćwiczę z Ewą Chodakowską na ile mi dzieci pozwolą. A co do diety dużo nabiału , zero smażonego i ciężkostrawnego oraz słodyczy :-) . Jedyne uzależnienie to słodzona kawa. Efekt -1,8 w 5 dni :-D Najważniejsze to zacząć a jak o tym powiesz to już jesteś zobowiązana do roboty ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz co... Wzmianka o tym że karmiąc nie ćwiczyłaś.... tego... Jakoś mnie nie motywuje :DDDD Wszak ciągle karmię! Aczkolwiek program fajny, czemu nie, ale chyba zaczną trochę później. Misja: przeżyć styczeń przede mną. A doba nie chce być dłuższa :/

      Delete
    2. Próbowałam ćwiczyć karmiąc ale ale i jedno i drugie dziecko w tym czasie jakieś "dziwne" było..więc odpuszczałam. Dopiero niedawno rozmawiając z położną dowiedziałam się że ćwicząc zmienia się dużo w naszym organizmie i coś (wybacz nie pamiętam co :-) ) dostaje się do mleka matki. Nie każdemu dziecku to odpowiada, podobno jak się ćwiczy zaraz po karmieniu to do następnego to znika. Ile w tym prawdy nie wiem, ale po kilku próbach sobie odpuściłam... A dzięki tym ćwiczeniom nie mam problemów z kręgosłupem (z którym zmagam się od 1 ciąży ). Także jak się zdecydujesz nawet po karmieniu to polecam spróbować :-)

      Delete
    3. Ćwiczenia... nie idą mi, no. Próbowałam parę razy, ale Mill chyba to wyczuwa i się budzi z drzemki i chce cycek już-natychmiast, ale widowcznie nie smakuje jej rzeczywiście taki powysiłkowy bo po kolejnych pięciu minutach budzi się znów... I tak 40minutowy trening trwa u mnie 2 godziny. A ja nie mam dwóch godzin! Cóż, na wiosnę spróbuję znowu, póki co ograniczę się do dłuższych spacerów. Dzięki za polecenie!

      Delete
  2. Ja na razie mam postanowienie i... mam postanowienie :) jeszcze nie zaczęłam. Man na oku dietę dość restrykcyjną a w rodzinnym kalendarzu na googlu jeszcze jedną imprezę w styczniu co mi się ni jak nie zgrywa.. hmm może od lutego? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, luty brzmi dobrze! Ja stwierdziłam że mam taki hardcore i nawał roboty w styczniu że może być bardzo ciężko się faktycznie zmotywować. Byle tylko nie przytyć za bardzo :/

      Delete
  3. Ja na razie wdrożyłam takie coś: nie słodzę herbaty, piję herbatę czerwoną (ponoć pomaga w odchudzaniu), generalnie staram się mniej jeść (co nie oznacza, że nie jem w ogóle, ale po prostu mniejsze porcje), zakupiłam bańki chińskie do masażu brzucha, które poleciła kejt. Może jakoś zmuszę się do brzuszków, bo ćwiczyć nie lubię wybitnie...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz co, brzmi fajnie. Herbaty i tak nie słodzę, ale picie czerwonej mogę uskutecznić, podobnei jak jedzenie mniej (choć bez przekonania, bo lubię jeść dużo, no ale skoro nie mogę to spróbuję mniej), masaż brzucha odpada bo kompletnie nie mam czasu, a ćwiczyć z kolei lubię, ale muszę jakoś się ćwiczeniowo zorganizować,a chwilowo to nie idzie mi zupełnie ;/

      Delete
  4. Oj tam, 2 kilo? Zara zleci, wyluzka mama:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No oby, oby! Może ten dziki przyrost wagi związany jest z tym że pierwszy raz od.... yyyy.... czerwca 2013 w końcu dzisiaj dostałam okres (niby po ciąży miałam jakieś tam dwa regularne plamienia w czasie kiedy powinnam mieć okres które uznałam za tenże ... ale chyba jednak nim nie był. No i to było latem,a mamy styczeń!)

      Delete
    2. O, no to masz odpowiedź, hormony się odzywają, coś się tam dzieje. U mnie cisza i to jak makiem zasiał. Jeśli moja córka nie zacznie jeść porządnie, to będę ją karmić piersią do osiemnastki i nigdy nie dostanę okresu:(

      Delete
    3. Też tak myślałam!!!! Serio! Mill ciągle najporządniej je pierś (mimo tego że wszystko inne też je, ale cyc to cyc, wiadomo) a tu takie zaskoczenie. Fajnie, jaram się. A Ty się nie martw, przecież Twoja córka jeszcze młodsza od mojej! x

      Delete
  5. A żeby to był jeszcze czas na ćwiczenia ;-/ zreszta ja na wage nie narzekam :-) a ty tez super wygladasz bo ja niesttey po karmieniu jestem płaska jak decha a miałam najwieksze piersi w rodzinie.Wszystkie stare staniki poszly do smietnika :-(

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja bym się cieszyła, gdyby poszły do śmietnika! I mniejszy rozmiar przywitała z chęcią! Poza tym wiesz... Ja ciągle karmię.... I też kiepsko z czasem an ćwiczenia. Muszę go znaleźć, ale w tym miesiącu już wiem że będzie słabo :(

      Delete
    2. A ja ci zazdroszczę bo procz stanika push up tam nie ma nic heheh

      Delete
    3. Ja mam aż nadto. Jak to zwykle bywa :) A stanik pomniejszający :)

      Delete
  6. Ja akurat szybko zgubiłam ciążowe kilogramy i na szczęście nie wracają (mimo że jem niemało). Polecam Ci natomiast blog http://qchenne-inspiracje.blogspot.de/ - super przepisy na całotygodniowe jadłospisy z ograniczoną liczą kalorii i zdrowe, ale bez udziwnień-normalne gotowanie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O - fantastycznie! Dziękuję bardzo za polecenie bloga!

      Delete
  7. Ej tam, przesadzasz. Pisałaś czasami o tym i owym dotyczącym Twojej sylwetki i kilogramów, tymczasem na żywo super szczupła laska z Ciebie, zupełnie inna niż to nakreśliłaś na blogu, co zresztą Ci już powiedziałam. Także ten, dziewczyny, nie dajcie się zwieźć :)

    ReplyDelete