Thursday, 12 February 2015

M11 Dwa centymetry sześcienne pączka

Uwaga, będzie kontrowersja!

I żeby nie było że nie ostrzegałam! Rekord pączkowy oficjalnie pobity, zjadłam pięć i obyło się bez zgag i dalszych kiepskich następstw które towarzyszyły mi zeszłorocznie (o tym tu). Wybrałam się do kawiarni, bo jak grzeszyć ciastowo-kawowo, to tylko w kawiarni. Albo u Matki Polki, ale dziś padło na kawiarnię. Co więcej, do tłustoczwartkowego kawiarnianego świętowania zaprosiłam Mill, choć wcale nie planowałam karmić jej pączkami.

Ale kawałek pączka mi ukradła. Około 2 centymetrów sześciennych. I mimo tego że w moim mniemaniu jest na pączki jeszcze zdecydowanie za mała to nie zrobiłam z tego tragedii. Nie rzuciłam się w obronie przed cukrem, żółtkami, drożdżami, mąką i mlekiem. Mill oblizała się ze smakiem i zajęła na powrót swoją zabawką. Ja dopiłam jeszcze ciepłą kawę i dokończyłam napoczętego pączka. Tego, którego raczyło skosztować moje dziecko. Nie zadręczam się, że zjadła coś tak niezdrowego, kalorycznego, smażonego i niemowlęco-niewskazanego.


Weźmy pierwszą z brzegu kaszkę dla niemowląt. Taką wszystkim znaną jakąś, Nestlé na przykład, z malinami:

  • mąka ryżowa 82%
  • cukier
  • malina 0,8%
  • aromat
  • węglan wapnia
  • maltodekstryna
  • skrobia kukurydziana
  • witaminy (C, E, niacyna, D3, A, B1, B6, kwas foliowy)
  • fumaran żelazawy
  • siarczan cynku
  • kultury bakterii Bifidobacterium lactis

I co ja widzę? Cukier na drugim miejscu w składzie?  Maltodekstryna - czyli kolejne cukry proste przyswajalne równie szybko jak glukoza? Aromat? A malin ile, osiem procent tylko? A nie, przepraszam, zero osiem! I to jest dla niemowląt od czwartego miesiąca życia? Que?!

A, kolejna część żartu. To wszystko na stronie producenta o szumnej nazwie: zdrowystartwprzyszlosc.pl

Mill tego nie je. Kaszki je, owszem. Nawet mannę, nawet błyskawiczną (oczywiście obok jaglanej, gryczanej, quinoi i naszego ostatniego hitu - pęczaku) - ale bez cukrów i polepszaczy, bez aromatów, węglanów wapnia (tak tak, to chemiczny dodatek spożywczy o złowrogo brzmiącym symbolu E170, czym oczywiście nie chwali się Nestlé) i innych rzeczy których nie uważam za odpowiednie dla małych jelitek. Je dania i zupy moje albo Matki Polki, owoce, warzywa (wszystkie praktycznie, z brukselką włącznie), mięso i ryby (uwielbia), zdarza jej się pieczywo i grassini i obiadki ze słoiczków też wyjazdowo (choć raczej zwykła nimi pluć). Ponadto pije tylko moje mleko i wodę. Uważam jej dietę za zdrową i zbilansowaną, gdybym ja się stuprocentowo odżywiała tak jak ona to miałabym figurę Claudii Schiffer, ale nie mam bo poza zdrową bazą jem zdecydowanie za dużo pieczywa, makaronów i czekolady (po nocach!) i przyznaję się bez bicia choć plany by to zmienić są i może się nawet bardzo wkrótce uskutecznią. Ale to nie o mnie jest ten post.

Mill nie je natomiast parówek, bakusiów, danonków, flipsów, biszkoptów dla niemowląt bądź całych kawałków szarlotki tak słodkiej że ja nie jestem w stanie jej podołać (i tak, to przykłady z obserwacji).

I czy ktoś naprawdę myśli, że te dwa centymetry sześcienne pączka zjedzonego raz w roku ze smakiem naprawdę zmienią jej życie? Że ja, wyrodna matka, na takie ekscesy pozwalam, i co ja sobie wyobrażam, że przecież ona dlatego taka gruba że pączki je (!!!!). Że jak tak można, że to skrajnie nieodpowiedzialne, że cukier biały, że SMAŻONE! (dodam tylko że pączki ze sprawdzonej, rodzinnej piekarni, gdzie ręczę za składniki świetnej jakości i brak polepszaczy i innych ustrojstw które Real dodaje do pączków żeby im wyszło 10 sztuk za 5 złotych).

Że nie upiekłam jej beztłuszczowej i bezcukrowej wersji odpowiedniej dla niemowląt, no jak ja śmiem!

Kurczę no, śmiem. Nie po to jem pączki raz do roku żeby jeść wersje beztłuszczowe i bezcukrowe. I to jeszcze w tłusty czwartek. Nie, nie uważam żeby Mill musiała to jeść ze mną, przeciwnie, nawet gdyby urządziła awanturę o większy kawałek niż zjadła to pewnie by go nie dostała. Bo to ja decyduję. W chwili kiedy zwinęła mi fragment pączka zdecydowałam nie robić histerii. W końcu ja go jadłam, na jej oczach. Mea culpa.

Ale nie do końca. Nie czuję się winna, choć, szczególnie w wirtualnej i pełnej anonimowego hejtu blogosferze, to może nie uchodzi. Świat się nie zawalił. Mill nie ma problemów z żołądkiem. Na obiad wcięła kaszkę z domowym pesto, na podwieczorek pokrojonego w plasterki banana a na kolację łososia z koperkiem i kalafiorem od Matki Polki.

Serio, pączek (i to w takiej szalonej ilości!) robi aż taką różnicę?


A jak u Was? Obchodzicie tłusty czwartek? Z umiarem? Bez? A może pączki to w ogóle nie Wasza bajka i nie wiecie o co kaman?

Ściskamy,
Z&M


 


26 comments:

  1. Dzięki Bogu za polskie sklepy na obczyźnie, dzięki którym dzięki którym dzisiaj zjadłam dwa pączki! Na szczęście moje Dziecię spało więc nie musiałam się ukrywać :D (niestety chociaż nie wiem ile by zjadł swojego jedzenie to gdy tylko widzi kogoś z czymś smacznym, od razu atakuje :))
    Słodyczy ogólnie staram się mu nie dawać, ale biszkopciki niejednego zjadł bo ktoś poczęstował albo ukradł kuzynce.
    Ja ze swojej strony kupiłam herbatniki z Holle i raz na pare dni, raz na tydzień w kryzysie po nie sięgam.
    Ale tort urodzinowy spróbuje na pewno! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hehehe... herbatników Holle nie znam, ale moja teściowa i TM mają obsesję na punkcie Rusks, które oczywiście Mill musiała spróbować. Ale chyba tyłka jej nie urwały bo nie mlaskała jak przy bananach ze szpinakiem na przykład :)

      Delete
  2. A Młody je parówki, danonki, słodycze i nugetsy z maca i żyje i ma się bardzo dobrze - jest zdrowy, odporny (w ciągu 3,5 roku chorował 3 razy), niealergiczny

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz, że niealergiczny to szczęście, a odżywianie a odporność to jedno, ale parówki, danonki, słodycze i nugetsy z maca nie są, moim zdaniem, świetnym wyborem jeśli chodzi o odżywanie niemowląt (choć Młody chyba nieco starszy). I jasne, bez ekstremów, wszystko jest dla ludzi, ale trzeba pamiętać że kształtujemy ich - dzieci - upodobania żywieniowe na całe życie. A nadmiar tłuszczów trans i cukrów prostych, że już nie wspomnę o wszelakich E i mięsie niewiadomego pochodzenia naprawdę nie jest czymś, co chciałabym, żeby Mill lubiła. Zatkane żyły, otyłości i inne choróbska których nie widać na pierwszy rzut oka (bo dziecko nie kicha, co ma kichać!) niekoniecznie są fajne.

      Delete
  3. Oj tam, kto by się przejmował. Kropka dziś dostała wielkiego pączka, w ramach pierwszej imprezy urodzinowej. Pierwszego w życiu. Wyjadała dżem aż miło! A tych rzeczy, które wymieniłaś też nie ma w naszej diecie. Kaszki kiedyś były, teraz tylko Holle, lub zwykłe kasze. Zresztą pączki mamy z tego samego źródła. OBŁĘDNEEEE

    ReplyDelete
  4. Jacie! Ty rzeczywiście się tłumaczysz! Chociaż nie opisałaś metody pomiaru objętości piekielnego pączka, to nie wiem, czy można zaufać, że to były rzeczywiście 2 jego cm sześcienne :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz co, dwa centymetry sześcienne na oko, jasna rzecz. I ja się broń Boże nie tłumaczę, nie taka w każdym razie idea tego posta była - a taka, że nie ma co patrzeć nienawistnie na każdą napotkaną mamę której dziecko dorwie kawałek pączka (wszak często widzimy tylko kawałek rzeczywistości, świata, diety dziecka), podczas gdy nasze dziecko własne wsuwa 'zdrowystartwprzyszłość' kaszki popijając mlekiem modyfikowanym, no.

      Delete
    2. Ej, i żeby nie było że się czepiam mleka modyfikowanego - ale wiadomo, o co mi chodzi.

      Delete
  5. A niech jej te dwa centymetry pączka w cycki wejdą :) - oczywiście jak będzie duża :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O nieeee, lepiej nie! Cycki to rzecz zdecydowanie przereklamowana :)

      Delete
  6. Zapomniałam zostawić namiary na siebie http://naslonecznej.blogspot.com/

    ReplyDelete
  7. Y szczerze ? Totalnie mnie to nie ruszyło :) Nie pojmuję jak niektórzy fanatycy mogliby zrobić aferę o coś takiego... To mogłoby jedynie świadczyć o totalnym miszmaszu pomiędzy uszami...
    Wyobraź sobie, że ja zjadłam tylko połowę (POŁOWĘ) pączka i to u koleżanki. Totalnie nie miałam chęci na niego, ale wręcz go we mnie wmusiła :D Szczerze powiedziawszy to wolę je zjeść od czasu do czasu poza tłustym czwartkiem, bo wydaje mi się, że akurat w tym dniu wszyscy robią je na masówkę i ciężko jest znaleźć miejsce z pięknymi, dorodnymi, pulchnymi pączkami, nie ociekającymi tłuszczem.
    A jeśli chodzi o te zachwalane kaszki owocowe, to nie rozumiem, no po prostu nie rozumiem jak można podać je dziecku. No cholera. I przepraszam owocowe ? A gdzie są - ja się pytam - te owoce ??

    ReplyDelete
    Replies
    1. wredna baba z dobrą pamięcią14 February 2015 at 01:38

      "po prostu nie rozumiem jak można podać je dziecku" --> przeczytaj archiwalne wpisy na swoim blogu o kaszkach malinowych i jabłkowych a zrozumiesz.... ;)))

      Delete
    2. Haha :-) Co prawda to prawda :-)

      Delete
    3. Oj tam, przecież nie będziemy robić aferek o kaszki. Nie?

      Mamy - jako mamy - i tak pod górkę. I tak zawsze coś będzie niehalo. Więc inspirujmy się brakiem kaszek, ale nie rozpętujmy piekiełka nad podawaniem ich. Peace, ponad wszystko! Podpisano zarządca bloga zuz (LOL)

      Delete
    4. Nikt nie robi afery tylko to jest super śmieszne jak ktoś kto sam chwali się na blogu podawanien kaszek instant pisze:"nie rozumiem jak można coś takiego podać dziecku". Komedia...

      Delete
  8. Jest tłusty czwartek-są pączki! Moja nie dostała, bo wyjątkowo mieliśmy tylko po dwa na głowę, więc żal mi było się dzielić (to dopiero wyrodność!):) Zjadłam, gdy spała. Zresztą wcale, aż takie smaczne nie była, a na pewno nie takie jak Wasze :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahhaha, no właśnie! Musisz koniecznie przyjechać na nasze znów!

      Delete
  9. Eeeej dziewczyno, Ty naprawdę czułaś potrzebę usprawiedliwienia się z tego powodu? :) Kawałeczek pączka to i tak pewnie nic w porównaniu do tego, co większość dzieci znajduje na podłodze i zjada ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. HEHE, o tym samym pomyślałam. Mój Grześko ostatnio ma manie lizania podłogi, idą mu 3-ki i chyba szuka metody załagodzenia bólu.

      Delete
    2. Szkoda że ten post wyszedł jak usprawiedliwienie się, nie taki był zamysł... A z tą podłogą to prawda, nawet bez trójek, jasny gwint :)

      Delete
  10. Aaaa! Jak można spędzić taki Czwartek bez Tłustego Pączka? No nie da się! :)
    Ja jako facet zjadłem ich aż... 9. Z czego dwa takie naprawdę spore, z dwa razy większe niż normalne pączki. Ale każdy chciał poczęstować. A pracę mam taką, że mam kontakt z ludźmi, to i kawka, i jakaś słodkość się przydarza.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No i dobrze, raz w roku się może przydarzać. Dziewięć pączków - jesteś moim bohaterem! Ja z moimi pięcioma jestem lokalną rekordzistką i żaden z moich uczniów ani znajomych nie przyznał się do zjedzenia większej ilości :) Wiadomo, jeśli nie robimy tego codziennie... to nic. 'Everything in moderation including moderation itself' jak mawia Towarzysz Mąż :) Hawk!

      Delete
  11. Zjadłam jednego pączka w pracy do kawki i tylko dlatego ze szefowa częstowała wszystkich pracowników :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. No to brawo. Jeden pączek w tłusty czwartek to dla mnie zdecydowanie za mało :)))

      Delete