Sunday 29 June 2014

M3 Sielsko angielsko

Dzisiaj Milly kończy trzy miesiące. Ćwierć roku, kawał czasu - a jednocześnie tak niewiele. Fakt że jest z nami wydaje się być czymś najbardziej naturalnym na świecie. Uwielbiam fakt, że jest. Uwielbiam naszą małą rodzinę.

Jak wiecie jesteśmy z Mill u tesciów. Jak jest? Sielsko-angielsko. Nawet pogoda się poprawiła! Czas spędzamy aktywnie i intensywnie, tak jak lubimy najbardziej, ale zdarzają się i chwile lenistwa (jak to w wakacje!), picia nieskończonych kubków herbaty z mlekiem, oglądania programów do których oglądania wstyd się przyznać w telewizji (nie samym mundialem człowiek żyje) i czytania książek (moja angielska guilty pleasure - bardziej ambitne lektury zawsze tu zamieniam na dziewczyńskie książki, pochłaniając je tonami. Kończę nową Sophie Kinsellę, a w kolejce czekają jeszcze dwie lektury z podobnie mało powalającej intelektualnie półki, ale za to jakie relaksujące!). Oto mała próbka tego czym się zajmujemy kiedy jesteśmy w UK.

Dzień 1: CZWARTEK

Mąż Angielskiej Teściowej odbiera nas z lotniska, wyjątkowo bez teściowej bo ta ma imprezę pożegnalną koleżanki z pracy która przechodzi na emeryturę (serio - impreza nie dość że w czwartek to jeszcze o drugiej po południu. Emerycko w rzeczy samej mimo tego że moja teściowa emerycka bynajmniej nie jest, mimo tego że na emeryturze). Okazuje się że zamontowanie bagażnika dachowego typu trumna i brak Angielskiej Teściowej to dobry ruch, bo z walizką Towarzysza Męża spakowaną na dwa miesiące, moim plecakiem, plecakiem Towarzysza Męża, torbą na pieluszki, wózkiem Milly i Milly zajmujemy jednak dość dużo miejsca w nie tak znów dużym gabarytowo samochodzie teściów.

Fotelik na szczęście jest (po historii przyjaciółki M. której angielski teść pojawił się na lotnisku odebrać ją, jej angielskiego męża i ich dwuletniego synka bez fotelika wolałam się upewnić 10 razy że Angielska Teściowa fotelik załatwi, bo jak nie to taszczyłabym mój polski ze sobą. Fizycznie mając do ogarnięcia wózek, dziecko, torbę i plecak mogło by to być trudne, ale bez fotelika ani rusz, co w UK mimo wszystko nie jest aż tak oczywiste jak w Polsce). Nieważne że to fotelik 9-18 kilo, za to z najwyższej półki. Na najmniejszym ustawieniu Mill pasuje jak ulał i lepszy rydz niż nic.

Przyjeżdżamy, dom Angielskiej Teściowej pachnie domem Angielskiej Teściowej. Ciężko określić co to za zapach, ale bardzo go lubię. Dla mnie to zapach wypoczynku, czytania książek i braku spraw do natychmiastego załatwienia.

Herbata, tosty i spotykamy się u Angielskiego Teścia który jeszcze nie widział wnuczki. Na chrzciny się nie pofatygował i ogólnie jakoś mało mój Angielski Teść jest dziecięco-szaleńczy. Angielski Teść to stary (sorry teściu!) hipis, który co rusz wyskakuje z pomysłami typu 'Sprzedaję cały dobytek i wyjeżdżam na Goa, gdzie będę żył na łódce i łowił ryby'. Ale serce ma dobre i kocha swoje dzieci i wnuki nad życie, nawet jeśli nie zawsze umie to okazać. U Angielskiego Teścia dołączają do nas siostra Towarzysza Męża, jej dwie córeczki i mąż. Mill po dniu pełnym wrażeń i małej ilości snu jest dosyć marudna i po 5 minutach usypia. Sorry Winnetou, następnym razem może będzie mniej śpiąca.

Wracam z nią do domu a Towarzysz Mąż odwiedza swojego najlepszego przyjaciela M. Nie czekam na niego i podobnie do Milly idę spać. Dla mnie to też był długi dzień.

Apropos spania - Angielska Teściowa stanęła na wysokości zadania i załatwiła nawet łóżeczko turystyczne dla Mill. Ale zostawiliśmy ją spać w gondoli a rano przy karmieniu została, tak jak w domu, spać z nami. Póki co tak właśnie śpimy, ale dziś (niedziela) planujemy łóżeczko owe wypróbować (no bo co, ma się zmarnować?)

 Fotelik

 Z nowopoznanym dziadkiem i przypadkowym butem Towarzysza Męża na pierwszym planie

Szalejące i szalone siostrzenice TM

Dzień 2: PIĄTEK

Wydarzeniem dnia jest wieczorne wesele, na które szykujemy się od niemalże rana. Oszczędzamy się w sensie. Pilnujemy, żeby Mill się wyspała. Ja od rana kombinuję co założyć, bo od leje i chłodno, a ja mam przyszykowane sandałki i letnią sukienkę (w końcu poszłam w sandałkach i letniej sukience, bo mimo tego że było szaro i buro, to wcale nie jakoś mega zimno). Mill ma plan b w postaci bodziaka z kołnierzykiem do założenia pod sukienkę i rajtuzków. Wygląda bosko.

A, poza tym wykąpaliśmy ją, a właściwie Towarzysz Mąż ją wykąpał w dużej wannie teściów. Problemów brak, i nawet plecy dały radę. A Mill na imprezę mogła iść świeżutka i pachnąca.

Wesele jest nietypowe. Ślub Państwo Młodzi (kuzyn Towarzysza Męża) wzięli na Cyprze 12 czerwca w małym gronie, a po powrocie urządzili weselną imprezę dla tych, którzy nie mogli być na ślubie. Była cała wielka rodzina Towarzysza Męża więc w końcu była okazja żeby poznać Milly.

Parę wniosków poimprezowych:

1) Mam najgrzeczniejsze dziecko świata. Na początku rozdawała uśmiechy na prawo i lewo i świetnie znosiła przerzucanie z rąk do rąk. Kiedy jej się znudziło i się zmęczyła dała dość głośny sygnał że pora na zmiany, nakarmiłam ją, wsadziłam w Tulę i przespała 4 godziny. Światła disco, głośna muzyka beznadziejnego skądinąd didżeja i ludzie krzyczący nad jej uszami (trzeba było krzyczeć żeby można było rozmawiać) kompletnie jej nie ruszały aż do dotarcia do samochodu, w którym ekwilibrystycznie nakarmiłam ją kiedy była już zapięta w foteliku, po czym poszła dalej spać i spała do rana.

2) Polskie vs angielskie wesela - zdecydowane 1:0 (na angielskich byłam 3 do tej pory i wszystkie podobnie nudne. Plus polityka buy your own drinks jest jakimś kompletnym nieporozumieniem).

3) Za to miejsce było prześliczne (dla zainteresowanych: tu) i fajnie było zobaczyć całą rodzinę w dobrych humorach. Świetnym pomysłem była budka ze zdjęciami i mnóstwo śmiesznych akcesoriów, w których można było pozować do zdjęć i od razu je drukować. Świetna sprawa!

4) Jedzenie bez szału, nie ma się co oszukiwać. Dobrze że nie tknęłam kiełbasek, bo załatwiły Towarzysza Męża i jego szwagra.

5) Ale ogólnie było ok. Uwielbiam wesela!


A to moja Angielska Teściowa. I ja, w weselnej budce do robienia zdjęć. Wybaczcie co najmniej wątpliwą jakość zdjecia, ale to zdjęcie zdjęcia, zrobione iPhonem po zachodzie słońca, więc dziwne by było, gdyby szał jakościowy był. 

A tak wygląda cała seria czterech szalonych zdjęć. Na załączonym obrazku nasza trójka + siostrzenice TM.

 Ch., Milly i ja. Double-babed.

I w końcu, Mr & Mrs

Dzień 3: SOBOTA

Kolejny intensywny dzień (jak codzień!). J., siostrzenica Towarzysza Męża, obchodziła swoje czwarte urodziny. W związku z czym w porze lunchu wylądowaliśmy z Towarzyszem Mężem i szwagrostwem i szóstką dziewczynek w wieku 4-8 w miejscu zwanym Funsters (czyli takim zadaszonym placu zabaw, baseny z piłkami, klatki do wspinania, i zdecydowanie za duża ilość decybeli pochodzących z dziesięcio-lub-mniej letnich płuc wyrażających podekscytowanie, radość, frustrację i inne wszelkie emocje które nie mogą być wyrażone bez krzyku). Mill klasycznie przespała całą imprezę w Tuli (kocham Tulę!) po czym udaliśmy się na kinderbal w domu siostry Towarzysza Męża. Mill wciąż była grzeczna, ale kiedy tylko przyszliśmy do domu dała niezły popis swoich możliwości wokalnych. Ząbki dają jej jednak trochę popalić i na szczęście żel na dziąsełka zakupiony przez Angielską Teściową przyniósł ulgę. Z prawej strony jej się skubaniec tak wyżyna, że będę zdziwiona jeśli się nie wykluje przed naszym powrotem do Polski.

Poza tym sobota to dzień wieczoru bez dziecka, jako że Angielska Teściowa i jej równie Angielski Mąż zaoferowali się na wieczornych babysitterów. Poszliśmy więc z Towarzyszem Mężem do pubu, spotkaliśmy się z dawno niewidzianymi znajomymi, było jak zwykle cudnie. Wypiłam pół małego Guinessa i w życiu nic mi tak alkoholowego chyba nie smakowało. Spędziliśmy świetny wieczór, zakończony w domu u H. i A. i wróciliśmy bezczelnie o 2 rano. Angielscy Teścioweie nie spali i czuwali nad Mill, mimo tego że ona spała w najlepsze. Ooopsi daisy, nie powinniśmy byli zakładać że podobnie jak moi rodzice pójdą spać, ot tak po prostu.

I sama trzymam butelkę, o-o!

Dzień 4: NIEDZIELA

Towarzysz Mąż spał do południa, ja wstałam z Mill zwartą i gotową do zabawy o 7 rano. Byłam padnięta i czułam się skacowana (serio? po pół z pół piwa?), podobnie jak Towarzysz Mąż który jednak na podobny stan zdecydowanie sobie zasłużył. Jako że umówiliśmy się w mieście na kawę ze znajomymi o 12 Angielska Teściowa wykopała Towarzysza Męża z łóżka, a ja zebrałam Mill i poszliśmy. Ledwo zamówiłam Chai Latte Mill postanowiła że jej się w Cafe Nero nie podoba i swoje niezadowolenie wyraziła głosnym płaczem. Nakarmiłam ją, przewinęłam, ale ciągle jej się nie podobało. W ruch poszła więc Tula (czy ja już mówiłam że kocham Tulę?!) i szybka ewakuacja spacerowa, wszak nie po to ludzie chodzą do kawiarni żeby słuchać płączących niemowląt i ja to kompletnie rozumiem. A że się podczas spaceru lekko rozpadało, a ja akurat doszłam pod same drzwi Primarka... Cóż, nie obeszło się bez małych (tyci tyci) zakupów. Mill przy okazji usnęła, deszcz przestał padać, a my wróciliśmy autobusem do domu (pierwszy raz w autobusie, a dziewczynka nasza całą imprezę przespała, phi) gdzie czekały na nas siostrzenice Towarzysza Męża. Ależ one się pięknie zajmują Mill! I są absolutnie zafasynowane karmieniem piersią, odkąd widziały jak ja to robię kiedy były u nas w maju. J. karmi piersią lalki, na przykład.
Później Towarzysz Mąż wyszedl do taty, a Mill wpadła w totalne tantrum i płakała przez jakieś 15 minut. Przy okazji wpadlam w mini tantrum i ja, bo żeby ona tyle płakała to jeszcze nie słyszałam. Nie wiedziałam kompletnie co jej jest ani jak ją uspokoić, w związku z czym Angielscy Teściowie oprócz uspokajania Mill musieli uspakajać i mnie. Pomogły szumy z brzucha z iPada. Prawdopodobnie była Malutka zmęczona, nie umiała usnąć i nie bardzo wiedziała co się z nią dzieje. Kiedy się uspokoiła i ona i ja (pomogła zielona herbata i czekoladowe herbatniki hobnobs) wypuściłyśmy się na spacer wokół domu. Z poprawioną pogodą było naprawdę cudownie. Powrot do domu, koleja herbata, dziecko śpi, Kostaryka ogrywa Grecję a ja mam czas na bloga. Jest super!

Pierwsza podróż autobusem

Przytulanki z kuzynkami




Wieczorna rundka koło domu

I kończymy w stanie alfa

A jak tam u Was? Też macie wakacje?

Ściskamy,
z&m



17 comments:

  1. No wspaniałe sprawozdanie, właśnie miałam pisać z zapytaniem co porabiacie, teraz już wiem wszystko :)))
    Piękna okolica tak btw, już zapomniałam jak tam jest intensywnie ZIELONO! Trzymajcie się cieplutko, buziaczki dla super grzecznej Mill (chociaż mam wątpliwości, czy najgrzeczniejszej ever, bo wiesz.. ma konkurencję w postaci naszej mega grzecznej Hel).
    PS. Podoba mi się osoba teścia hipisa :)
    PS2. No i widzisz, tak narzekasz że Ci generuję potrzeby, a zobacz jaka na Tula przydatna! Co Ty byś beze mnie zrobiła :)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zielono i pięknie, indeed! Mill odsyła buziaki swojej ulubionej grzecznościowej konkurentce! x
      PS. Mnie się też podoba... czasami :)
      PS2. Bez Ciebie i bez Tuli ani rusz!

      Delete
  2. Kochany okruszek :) Oby ząbki szybko odpuściły. Fajny czas mieliście. Pozdrawiam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No słodka jest, słodka! Nie wiem co z tymi zębami, ale idą :) Czas jest super, jak to na wakacjach :) Odzdrawiam!

      Delete
  3. Tula jest super !
    Zabawne zdjęcia z wesela wymiatają :D
    Siostrzenice na maxa urocze ! Chociaż wiadomo że Mill i tak jest naj ;)) Drzemka we wózku najsłodsza, one wszystkie są najkochańsze gdy śpią ;)
    A co do niespania teściów pod Waszą nieobecność miałam podobnie ostatnio ! Tylko że teściowa zadzwoniła do mnie o 23 i pytała się kiedy wrócę, ja kazałam jej iść spać bo wróciłam po godzinie, troszkę się zagadałam na tym piwku z psiapsiółą ;)
    Ps. Mi też się podoba osoba teścia hipisa :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tula jest suuuuuper!!!!
      Fajnie że Ci się udało wyrwać, ja jeszcze bardziej doceniam wszystkie chwile z Mill kiedy wracam z takiego wyrwania (a, umówmy się, za często to nie następuje, no ale kiedy jak nie w wakacje?:)

      Delete
  4. 3 miesiace i zeby? moja skonczyla 3 miesiace 24 czerwca slini sie okropnie, gryzie co popadnie ale chyab na zeby to jeszcze wczesnie;p Moja mam tez by nei spala;p Ba do teraz nei potrafi zasnac jak ktoras siostra przyjedzie na weekend i wyjdzie na impreze;p

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja miałam zęby (dwa!) jak miałam trzy miesiące więc chyba nigdy nie jest za wcześnie...
      I moja mama kiedy z nią jeszcze mieszkałam też nie spała... I podejrzewam że i dziś by nie spała gdybym miała do niej wrócić do domu :)

      Delete
  5. Cóż za niesamowita relacja: ) Piękne widoki, świetne fotki. A samodzielne trzymanie butelki - to nie byle co! : )

    ReplyDelete
  6. Pokażę ten wpis dziś mojemu Ł. bo negocjujemy Tulę intensywnie od kilku dni, a on wciąż domaga się kolejnych argumentów za:)
    ps. Światowa ambasadorka karmienia piersią. Lubię to!:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polecam się! Tula swietną inwestycją była i podejrzewam że jescze trochę nam posłuży...
      Karmienie piersią jasna sprawa, choć w pruderyjnej, jak mówi Towarzysz Mąż, Wielkiej Brytanii niekoniecznie tak jasna... W Polsce czuję się sto razy komfortowiej karmiąc piersią, szczerze mówiąc, ale i tak najważniejsze żeby Mill była najedzona, reszta mi lotto :)

      Delete
  7. Karmienie małej zapiętej już w fotelik to mistrzostwo świata!:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. hhahah, no było ciężko, ale pierwszy raz w życiu chyba rozmiar moich piersi się na coś przydał :)

      Delete
  8. Wow, Ty i Milly wymiatacie. Swoim luzem i bezproblemowością. Oraz TM też wymiata, za to, że też jest wyluzowany i często miewa kaca:)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki! No bo co się mamy spinać, przecież to w niczym nie pomaga? A TM... No cóż... Cieszy się z komentarza :p

      Delete
  9. Też tak karmilam w foteliku Mieszka, gdy jechaliśmy nad morze i nie chcieliśmy stawać na postój, zeby nie tracić czasu, a mały się darł. Dawałam pierś siedząc obok.

    ReplyDelete