Friday 5 December 2014

M9 Samozwańcza mini-encyklopedia ubranek dziecięcych część 3: co się sprawdziło a co nie?

Część pierwsza: 

W25 Co to u diabła jest rampers?! Samozwańcza mini-encyklopedia ubranek dziecięcych część 1: bodziaki, pajacyki, rampersy i śpiochy

Część druga:

W28 Samozwańcza mini-encyklopedia ubranek dziecięcych część 2: rajstopki, półśpiochy, kaftaniki, niedrapki

Część trzecia (i ostatnia?): Poniżej

Osiem miesięcy ponad za pasem, czas na małe garderobiane podsumowania. Oczywiście jest to przegląd subiektywny i dla dzieci urodzonych o innej porze roku lub o innych tendencjach przemieszczania się (według Pediatry Mill jest niezwykle ruchliwa i pięć minut spokojnie nie uleży, ale w zestawieniu z taką Polą na przykład to Mill jest dzieckiem obłędnie statycznym) lub o innych preferencjach rodziców. Ale dziś, bogatsza o doświadczenie ośmiomiesięcznego macierzyństwa, już wiem co zadziałało u nas i w co ja bym poszła kompletując wyprawkę. W tej ostatniej (chyba) części encyklopedii zweryfikuję wszystkie wymienione w poprzednich częściach ciuchy. Przydały się? Nie przydały? Zobaczcie same!

PAJACYKI


Nie ma rzeczy dla noworodka nad pajacyk - w moim odczuciu. Na wszystkie te słodkie sukienusie, dżinsiki, koszuleczki, dupereleczki jeszcze przyjdzie czas. Noworodek który nawet stabilnie nie trzyma główki (kiedy to było?!) i jest tak malutki (no dobra - to już jest bardzo indywidualne - Mill ważyła 2,730kg, miała 50cm wzrostu i zwyczajnie - była malutka. Dzieci czterokilowe na dzień dobry może nie są wybitnie malutkie, ale ciągle są funkiel-nówkami dziecięcymi i obchodzić się i z nimi trzeba jak z jajkiem) że człowiek się boi że mu coś niechcący zrobi (znów - kiedy to było?) i najwygodniejszym moim zdaniem wynalazkiem są pajace. Najlepiej zapinane z przodu, na napy ewentualnie na zamek błyskawiczny. Pajace z zapięciem z tyłu to jakaś uber porażka - parę odziedziczyłyśmy ja się cieszyłam że takie jak nowe, a potem przestałam się dziwić że są jak nowe skoro Mill założyła je raz i więcej mi się z tym bawić nie chciało. Że już nie wspomnę o Towarzyszu Mężu którego ta sztuka totalnie przerosła.

Do teraz pajacyki uwielbiam, a robią u nas one za piżamy. Jako że ośmiomiesięcznemu dziecięciu już chyba tak nie wypada pomykać w pajacyku w ramach outfitu dziennego. Ale na noc i do użytku domowego - no cudo. Jestem na tak! Trzy razy na tak!

 Przykład bodziaka durnie zapinanego z tyłu. Nie nie i jeszcze raz nie.

 Pajacyk idealny. Dostany od cioteczki M., z Nexta. W rozmiarze 50 i to takim nieoszukanym, bo 50tki z innych firm pięćdziesięciocentymetrowej Mill leciały z chudego wtedy jeszcze tyłka. Posłużył nam długo, najulubieńszy z najulubieńszych.

Kolejny uwielbiany przez nas model, w rozmiarze 0-3 (u nas bardziej 0-4,5) z F&F, dostany od mamy chrzestnej Mill, niezastąpionej A.B.-B.


BODZIAKI


Kolejny must-have niemowlęcia. Sprawdziły się wszystkie - zależnie od pory roku - od tych na cieniutkich ramiączkach na mega-upały (ciężko dostać, ale Lindex ma) i jako podkoszulki pod koszulki z długim rękawem (patrz: koszulki), z krótkim rękawem na ciepłą, ale nie upalną pogodę i z długim rękawem na teraz.

Osobiście najbardziej lubię te z zakładkami przy szyi (bo zabawa w zapinanie tych dwóch guzików/zatrzasków tuż przy szyi to średnio potrzebna jest) i bez udziwnień (typu: zapinane z przodu na zatrzaski, wiązane jak kaftanik etc. Normalne body przez głowę i szlus. 

Brzuch schowany, do przewijania łatwe rozbieranie, wszystko śmiga.

Acha - letnia dziewczyńska wariacja body+wszyta sukienka to był nasz hit lata. Teraz zdecydowanie wolę długi rękaw.

Mam też dedykowane body do karmienia, które nawet jeśli jest z marchewki - to co. Siedmiopak kosztuje w Primarku około 7.50GBP czyli jakieś niecałe 40PLN. Czyli cena jednego bodziaka z Lindexu czy Benettona. I o ile z reguły wolę jakość od ilości o tyle w przypadku ciuchów dla niemowlęcia niekoniecznie taka polityka ma rację bytu - bo jak uświni swój świetnej jakości bodziak który musi wylądować w praniu to w czym będzie chodzić? No w czym?

Tym samym mamy trochę bodziaków 'wyjściowych' a trochę takich do zajechania. Wszystkie lubię.

 Dupka w chorwackim upale w bodziaku na ramiączkach z Lindexu. Rośnie razem z Mill. Ma rozmiar 62, całe lato w nim Mill oblatała jako w koszulce a do dzisiaj nam robi za podkoszulek. Uwielbiam!

Sam bodziak na lato też dawał radę (choć osobiście wydawał mi się nieco za bieliźniany tak samopas i bodziak saute tylko po domu)...


...ale za to hitem wyjściowym były sukienko-bodziaki



Teraz na tapecie raczej te długorękawne...

RAMPERSY

 

 Krótkie rampersy - tak. Sprawdziły się bardzo. Mniej 'bieliźniane' niż body, Mill spędziła w nich dużą część lata. Jeśli chodzi o rampersy długo-nożne i długo-rękawne - to póki co wolimy pajacyki. Ale podejrzewam że związane jest to z faktem braku umiejętności chodzenia i niewspinaniem się na wszystko. Myślę że kiedy Mill zacznie stawiać pierwsze kroki mają szansę wyprzeć pajace (wszak stopa nie ślizga się tak jak dół pajacyka, a dziecka wywijającego orły nie chcę, no bo kto chce, no kto).

 Mill w zielonym rampersie z H&M obczaja stopę Kropki

 A tu w cudownym lnianym rampersie od Olgi plotkuje z jej córeczką Polą


ŚPIOCHY 

 

 Trochę do nas przyszło w darach. Z pełną stanowczością: NIE POLECAM!
 Nawet zdjęcia Mill w żadnych nie mam, tak rzadko je na sobie miała. 
Nawet jeśli są zapinane od dołu - to pod spód i tak trzeba to body włożyć i tak, rozpinanie podwójna robota, bez sensu. Lepiej włożyć pajacyk (patrz: pajacyk) i hej do przodu!

 

 RAJSTOPKI

 

Też nie lubię. Ma Mill trochę, ale jeśli nosi to bardziej do krótkich spodenek niż sukienek - ja po prostu nie cierpię tyłka na wierzchu i koniec. I nie zmieniłam zdania - rajstopy powinny być pod spodem czegoś, a nie ekwiwalentem spodni. Tym samym nie dołączam do grona matek-polek-dziecięcorajtkowych-zamiast-dołu-z-prawdziwego-zdarzenia. Sorry.

 No i właśnie o tym mówię. Rajtuzy złooooo!

PÓŁŚPIOCHY

 

Kiedy Mill była całkiem maluńka wykopywała stopy z półśpiochów i tak czy siak trzeba jej było ubierać skarpetki. Teraz półśpiochy spoko, wykorzystuję te które mam, nie trzeba się użerać ze spadającymi skarpetkami (które kurka zawsze, ale to zawsze spadają!), ale... dziecko wygląda trochę jak w piżamie. Czyli ewentualnie oblecą, ale u mnie szału półśpiochowego nie było. Wolę inne rozwiązania.

KAFTANIKI 

 

Mill miała ze dwa, wszystkie dostane w spadku. Ubrała je też chyba też z raz albo dwa, na tej samej zasadzie co koszulki z długim rękawem (patrz: koszulki z długim rękawem). Bez sensu. Zbytek. Nie polecam. 

Mill w kaftaniku jako jednej z warstw w drodze do Morskiego Oka

NIEDRAPKI

Tak jak przypuszczałam - nie sprawdziły się kompletnie. Paznokcie Millowe obciął Towarzysz Mąż i po problemie.


INNE: NA TAK

 

 - spodnie dresowe. Bawełniane. Moje ulubione z H&M z organicznej bawełny. Nie dość że kosztują dwie dychy to jeszcze często są w promocji 3x2. Piorą się świetnie, nie uciskają nawet takich brzuszków jak Millowy, rosną razem z dzieckiem i się nie niszczą (tylko dziecko z nich wyrasta. Ale wolno!)Lubimy obie!
- miękkie dżinsy - z szeroką gumką w pasie(trochę jak spodnie ciążowe) albo z zapinaniem, ale takim luźnym. Takie, które układają się jak dresy, nie ugniatają i łatwo się zakładają. Mill miała jedne Cubusowe (te) kiedy była fest małym noworodkiem i były naprawdę ok. Kolejny hit to zarowe z obniżonym krokiem, które Mill nosi że ho ho. A jakoś tak.. lepiej wyglądają niż dresy.
- kombinezon zimowy - Mill ma dwa, jeden polarowy, jeden puchowy. Kiedy była funkiel-nówka niemowlakiem też miała. Bez byłoby ciężko wychodzić w zimniejsze dni.
- Legginsy z luzem w pasie - i takie jakby szersze... U Mill sprawdziły się GAPowe i H&Mowe (też nie wszystkie), bo małe brzuszki nie lubią, jakim się coś wpija. A duże małe brzuszki tym bardziej.
- sweterki/bluzy zapinane z przodu - jako warstwa kiedy jest chłodno. Praktyczne i wygodniejsze niż opcja przez głowę.
- apaszki na zatrzask pod szyją - na wiosnę i jesień bawełniane, na zimę grubsze - z minky lub podobne. Bardzo praktyczne i świetnie spełniają swoje zadanie. Motanie w szalik takiego malucha - no nie widzę tego.

 Kombinezon musi być. Ten - też dostany od Olgi. I czapka od Babci-Pra. Dzięki!

 Kombinezon no 2, od A.B.-B. I ukochana apaszka w koty od Lela Blanc.

Sweterek na guziki, miękkie getry, wszystko jest!

 Te dżinsy były naprawdę gites majonez


INNE: NA NIE

 

- koszulki. Zarówno z krótkim jak i z długim rękawem dla niemowlaka kompletnie się nie nadają. Już wiem czemu dostałam tyle w tak świetnym stanie - po prostu są mega niepraktyczne. Pod spód bodziaka założyć trzeba tak czy inaczej bo inaczej brzuchol na wierzchu non-stop, a po co się męczyć, jak można zamiast kombo bodziak + koszulka założyć bodziaka z długim rękawem. Koszulki Mill nosi (na bodziaki podkoszulkowe albo krótki rękaw na długorękawy bodziak - ale bardziej po to żeby zużyć to co ma niż ze względów praktycznych. Dziesięć razy bym się zastanowiła zanim kupię koszulkę dla takiego maleństwa. I koniec końców - nie kupiła. Na koszulki przyjdzie jeszcze czas.
- sztywne dżinsy/sztruksy - niewygodnie się ubiera, niewygodnie nosi i w ogóle - nie. Też dostałam tego mnóstwo w spadku po zaprzyjaźnionych dzieciach i już wiem czemu. To się w ogóle nie niszczy bo tego się w ogóle nie nosi. Nie nie i jeszcze raz nie.
- koszule. Piękne są, fakt. Ale trzeba je prasować i do szczytu wygody też bym ich nie zaliczyła. Jako że nie lubię sobie dokładać roboty (patrz: prasowanie) - póki co Mill ma jedną, używaną sporadycznie koszulę i na zakup nowej się nie zanosi.
- sukienki. W lato jeszcze jako tako oblecą, zwłaszcza jeśli mają majty do komplety (ale to już moje estetyczne zboczenie, po prostu nie cierpię widoku pieluchy. Wielorazowe może i oblecą z tymi swoim estetycznymi kolorami, ale nikt mi nie wmówi że pampersy (i ekwiwalenty) są 'śliczne' (a czytam takie kwiatki w różnych opiniach o pieluszkach, oj czytam). Zimą kiecki dla niemowlaka to porażka z tego samego powodu co koszulki z długim rękawem - zwłaszcza jeśli niemowlak jest już mobilny. Brzuch na wierzchu albo bodziak pod spód, innego wyjścia nie ma. Do tego rajtuzy (patrz wyżej) na widoku - no sorry Gregory ale nie-e. Sukienki są piękne dla dziewczynek stojących, albo na zdjęciach kiedy niemowlę siedzi i wygląda cacy. Poza tym no-no. Poczekają do wiosny.
- ogrodniczki - zarówno sukienki jak i gacie. Odpina się toto z przodu niekontrolowanie. Do leżenia na niewygodne, do brykania też nie. I w ogóle - dla Mill kompletnie nie, choć znam mamy, które sobie chwalą. Ja zdecydowanie do nich nie należę i odradzam.
- buciki niemowlęce - dopóki niemowlę nie zacznie chodzić bucików zwyczajnie nie potrzebuje. Mill dopiero teraz pomału użytkuje te które odziedziczyła, ale kiedy była całkiem mała nawet do głowy mi nie przyszło żeby upychać ją w buciki bo tak. Bez sensu.

Koszulka z długim rękawem. Wszystko spoko, ale bodziak pod spodem i tak musiał być.

Sukienka-ogrodniczka. Na zdjęciu piękna. Ale podobnie jak wszystkie ogrodniczkowe rzeczy - na co dzień nie do końca się sprawdziła.

Ufff... I tym samym chyba zakończyłam serię ubraniową. Phi! Wytrwałym gratuluję dobrnięcia do końca posta, bo ups, trochę przydługi mi wyszedł.

A u Was jak? Co się sprawdziło a co nie? Macie podobne odczucia czy przeciwnie - nie lubicie czegoś co ja chwalę lub vice-versa?

Ściskamy,
z&m

14 comments:

  1. Ooo, ja się podpisuje wszystkim co mogę pod tym rankingiem :) Chociaż nie powiem, te maleńkie sukieneczki...no popaczeć lubię. A miętowy sukienko - bodziak w Pulpetowej letniej garderobie też robił furorę :)

    ReplyDelete
  2. Uważam dokładnie tak samo, choć u nas w lecie ubieralam Małą w koszulki na krótki rękaw, a teraz na krótki bodziak ubieram bluzkę z długim rękawem ;-) a po za tym mogę się podpisać pod Twoimi słowami :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też tak robię z bodziakami, ale to dlatego że takie mam, a nie dlatego że mam takie potrzeby. No przecież nie będzie nie chodzić w bodziakach z krótkim/koszulkach z długim które ma w szafie tylko dlatego że uważam że to niepraktyczne. Ale gdybym miała jeszcze raz kupować.... I-te-de... To by pewnie tak nie chodziła :)

      Delete
  3. O masz Ci los!
    Zgadzamy się w kwesti śpiochów i półśpiochów - a fe!
    Ale reszta?! Kurde całkiem na opak.
    Najbardziej na świecie kochamy rampersy - takie długonogawkowe i długorękawowe, czyli jakby pajac bez stóp to nasz hit. Wolimy niż pajace. Pajace oblecą ale z nie z każdej firmy. Z większości Junior nogę wyjmuje jak u Was z tych półśpiochów i wkurza się niemiłosiernie.
    Kochamy spodenki wszelkiej maści - w tym ogrodniczki mięciutkie. Witek miał w sumie ze 4 pary i wszystkie cudne były. Dżinsiki mięciutkie też lubimy.
    i teraz uwaga... bo kochamy koszulki, t-shirty i koszule :) Koszule to wiadomo "do Babci na obiad", a że Babcie ma dwie to i tych obiadów sporo, więc w ciągłym użyciu.
    Nasz ałtwfit na codzień, to bodziak bez rękawów, na to koszulka z długim rękawem, do tego spodenki i skarpetki - koniecznie z H&M. Jedyny i najwspanialsze niezjeżdzające nieważne jak nu Junior kopał nóżkami. Dla nas to strój idealny - bo na piersi są dwie warstwy - u nas zimo w domu. Jak się podwinie koszulka to brzuch schowany i wszystko gites.
    Za to body z krótkim rękawem, których chyba najwięcej kupiłam i dostałam praktycznie leżą nieużywane. To też z powodu pory roku zapewne - bo pod coś założone to się rękawek wałuje, a same żeby nosić to za zimno. Zakładamy praktycznie tylko na wizytę u PraBabci, bo u niej sauna w mieszkaniu :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz - ja już sie przekonuję do rampersów - odkąd Mill dość pewnie stoi widzę potencjalne niebezpieczeństwa ukochanych do tej pory pajaców - ale do tej pory to one jednak wiodły prym.

      A co do reszty - Ty masz dużego chłopczyka, ja malutką dziewczynkę (nooo, może juz nei taką malutką - ale była malutka) - więc oczywiście że nie musimy się ze wszystkim zgadzać:)

      Delete
  4. o rety,ależ Mill malutka na tych zdjęciach! Przecież to tak niedawno było, nooo :)
    U nas w miarę podobnie - pajace do snu, w dzień bodziaki i miękkie gacie, sukienki czasem, ale nie za często, jak już to z bodziakiem zapiętym na wierzch, by tymi nieszczęsnymi rajtkami nie epatować. Poza tym sukienki tylko przykrótkie, dłuższe ograniczają swobodę ruchu, zwłaszcza jak ktoś raczkuje, czworakuje i chodzi dookoła stołu na zmianę, czasem przydepnie se tą kieckę i już dzwon gotowy.
    A tak w ogóle to dla takich maluchów słowo klucz to wygoda :) (a niewygodne śliczne łaszki do sesji zdjęciowej się nadają. na godzinkę :)

    ReplyDelete
  5. Ja tylko nie kumam tych półśpiochów. U nas były w ruchu w czasie 0-3 i miały stópki, więc... JAKIE SKARPETKI? Kaftaniki też spoko, ale też 0-3, kiedy bobas nieruchomy i możesz ubierać. U nas w domy generalnie zimnica, ale na sweter za ciepło, na body za zimno, więc kaftanik akurat robił sprawę. No i śpiochy też generalnie na tak, bo tak, jak kaftanik - cieplej niż w samym dole. Wszystkie "nie" zgadzam się, poza sukienkami, które namiętnie Polce wkładam. Są idealne wyjściowo (bo na codzień to nie i bez sensu) 0-3, kiedy bobas leży. Jak zaczyna się turlać, raczkować - tylko przeszkadzają. Wrócimy do nich, jak będzie chodziła ładnie, bo teraz nie, no nie (choć na święta mam kreację piękną i choćby na wejście jej założę, a co, niech ma!). I jeszcze jedno co do chodzenia dziecka 8-miesięcznego w pajacu - nasza też w nich śpi, ale jak dostaje rankiem przyspieszenia to kolanka pajaca nagle wypełniają się stópkami bobasa (taka konstrukcja). To jest zwyczajnie niebezpieczne! Mimo, że można np. w Tesco kupić pajaca z ABS'em, to nie, no - rano zmiana na ubranie a nie piżamowanie. (Rampers, luz, tu problemu nie ma. Ale mówimy na to "piżamka").

    ReplyDelete
    Replies
    1. Skarpetki po to, żeby te stópki zostawały tam, gdzie powinny być - czyli na stopie a nie że stopa w okolicach kolana a stopki półśpiochów samopas. Może Polka się tak nie wykopywała, masz prawo nie kumać problemu jeśli go nie doświadczyłaś, no :)

      Zgadzam się do niebezpieczeństw jakie niosą ze sobą pajace - dopiero je odkrywam, ale motorycznie Mill lata świetlne za Polką, więc wiesz, mam prawo nie wiedzieć :)

      Też mamy rozdział na 'piżamowe' i 'niepiżamowe' ciuchy :)

      Buźka dziewczyny!

      Delete
  6. U nas pajacyki tylko do spania a body z długim i krutkim rękawem pod bluzki :-) no i rajtuzy codziennie pod spodnie to już normalka:P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wow! My zdecydowanie jeszcze nie na tym etapie. W domu ciepło, na zewnątrz ciepły śpiworek albo kombinezon i heja, na szczęście obywa się bez rajtuz :)

      Delete
  7. Ja też nie lubiłam sukienek. Dopóki Lenka nie zaczęła stać :) Teraz ubieram je w nie niemal codziennie ;)

    ReplyDelete
  8. Natalia z Jagódką16 January 2015 at 02:15

    Ja to bym zaapelowała w ogóle do producentów ubranek dziecięcych, no bo jak to można tak robić takie metki przy karku na kilometr albo sztywne jak papier. ..ja rozumiem, ze te metki muszą być, wymogi, itp.... mam jednego pajaca gdzie metka na karku jest ale wszyta od zewnatrz...jest to jakiś pomysł. Ostatnio kupiłam coreczce czapkę z h&m..no toż tam jest wewnątrz normalnie książeczka wręcz wszyta 10-cio stronnicowa! Niby mozna te metki uciąć, alr czasem jeszcze bardziej taka ucieta drażni skórę. .czy nie mozna tego np schować w taką wszywkę z materiału. .? Niektore bluzy dwustronne dla dzieci tak mają, ze takie kieszonki gdzie się chowa metki żeby na drugiej stronie nie było widać! No! Można! Pozdrawiam! Stała (zachwycona blogiem) czytelniczka:)

    ReplyDelete