Awans na noworodka dziewczynka uczciła domagając się rozrywek między drugą a czwartą. Rodzice rozrywek dostarczyli. Mama zadbała o jedzenie i picie (szwedzki bufet, ale danie jednogarnkowe, pełne laktozy, ale dziewczynka nie wybrzydzała) a tata o szeroko pojęte entertainment - czy ja już wspomniałam że Towarzysz Mąż totalnie rodzicielsko daje radę?
Poza tym wróciła do normalnej siebie, więc to rzeczywiście musiał być jakiś skok rozwojowy... Grzeczna jest jak aniołek - leży, śpi, zajmuje się sobą, mnie daje się zajmować sobą i ogólnie jest kochana i nie płacze (to znaczy płacze, kiedy chce jeść, ale to by było na tyle. Po wczoraj - uffff...) i je.
Zgodnie z zapowiedzią i w związku z niewątpliwym postępem rozwojowym Milenki (wszak zmiana dotyczy nie tylko nomenklatury, choć niemowlak - a nie noworodek - w domu, to brzmi dumnie!) ja postanowiłam że jestem gotowa wyjść z domu na dłużej niż pół godziny. O jedzonko dla M. zadbałam mimo braku porozumienia między mną a laktatorem i tym sposobem Towarzysz Mąż został sam z dwoma butelkami odciągniętego pokarmu i śpiącym dzieckiem na całe 3 godziny.
A ja sobie spokojnie siedziałam u fryzjera.
W życiu nie cieszyłam się tak z wizyty u fryzjera. Wizyty u fryzjera to dla mnie zwykle nudy na pudy i strata czasu, ale wyglądać jakoś trzeba. Dziś wizyta u fryzjera to moje wyjście do świata. Pięknie było! Wyszłam z brakiem odrostu i bez 10cm na końcach (odrosną!). Nie martwiłam się zwyczajem klasycznego martwienia się świeżych mam jak sobie dziecina radzi beze mnie, bo wiedziałam, że jest z nią Towarzysz Mąż. czyli jest w dobrych rękach. I w dodatku z zapasem jedzenia.
Przeżyli i mieli się dobrze.
Później wpadła moja przyjaciółka M. w swojej przerwie pracowo-kawowej z cudowną karuzelą dla M. (tak tak, niemowlęciu karuzela się należy i ona w końcu zaczyna zauważać takie rzeczy) i dmuchawą-farelką dla niecierpiącą wietrzenia pupy M., a z pupą tego wietrzenia wymagającą (o tym będzie osobny zapowiadany post). Dzięki M.!!!!!
A później wpadła położna. O tym jak kocham moją położną pisałam tu. Teraz kocham ją jeszcze bardziej.
Położna:
a) uspokoiła mnie zupełnie jeśli chodzi o stan milllusinej pupy. Mówi że wygląda kiepsko, ale to się zdarza i to nie jest absolutnie nic co ja mogłam byłam zrobić więc mam się nie obwiniać i nie płakać tylko działać
b) w ramach działania co następuje: ja - mms do położej jak to wygląda, położna - kontakt z lekarzem, odbiór recepty, ja - to nie muszę iść do przychodni? polożna - nie, przychodnia przyjdzie do Was!
c) chwaliła millusiną skórę poza pupą, millusine dźwiganie główki i inne parametry niemowląt (tak, tak, niemowląt, a nie noworodków!) w jej wieku
d) i mimo tego że nie wiem ile M. waży bo wagi dziś nie było widać że rośnie jak na drożdżach a to też dobrze
e) obejrzawszy moje piersi stwierdziła że bomba (no i bomba, zapas kapusty w zamrażarce i tam jej dobrze, oby się już nie przydała!) i obejrzywszy moje krocze stwierdziła że zagoiło się jak ta lala
[ja (z nadzieją w oczach): - a to znaczy że mogę już biegać?!
położna: - Yyyyy.... biegać.... myślałam że mnie pani zapyta czy może uprawiać seks!]
Więc wobec takich cudownych wiadomości mogłam się tylko cieszyć. Żeby jeszcze bardziej uczcić miesiąc M. pogoda dopisała i wyrwałyśmy się na spacer (ok, dzień jak co dzień, ale trasa nowa!) trzygodzinny (to już nie jak co dzień, nie oszukujmy się) i odebrać wyniki posiewu kupy, które twierdzą że niczego niezwykłego w kupie nie ma, więc kupujące (poo-oholic!) nieomal non-stop dziecko to po prostu taki jej urok i nic groźnego i nic do przejmowania się, jako że tyje i rośnie i cudnie jest.
Także wspaniale ten miesiąc nam minął, nie powiem.
Gdybym wiedziała, że dzieci (własne!) są takie wspaniałe to miałabym je wcześniej i więcej.
Ściskamy,
dorosła (hue hue) z. & niemowlę m.
Niemowlę jak za starych dobrych iPhonowych czasów, jako że aparat tak Towarzysz Mąż schował że nie mogę go znaleźć, phiiii.
Milly jak zwykle piękna <3 !
ReplyDeletePołożna mega ! :o !
Dopominam się o zdjęcie po fryzjerze ;) ! I relacji z reakcji Milly na karuzelkę ;)
Pupko zdrowiej w końcu ! :)
Ściskamy !
O włosach już jest, o karuzelce też będzie... :)
DeleteDziękujemy za komplementy no i pupko, gój się!!!!
Odściskujemy!
Śliczna :)
ReplyDeleteJa też się wybieram do fryzjera, ale jakoś na razie to nie wyszło ;)
Dzięki! :)
DeleteTy za to byłaś na zakupach, a ja się wybieram, ale na razie mi nie wyszło :)
Fryzjer... kiedy to będzie... dziś u fryzjera była Lady Mama. Okazało się, zupełnie przypadkiem, że w drugiej filli, kilka ulic dalej, relaksuje się moja siostra. Ta dzwoni do Lady, coby poszły na kawę po fryzjerze, a tam cisza w eterze. Sfrustrowana siostra rezygnuje i dzwoni wiele godzin później na domowy "wyjaśnić sytuację". Dziewczyna działa nauczona doświadczeniem. Dwa lata temu Lady coś zablokowała i zupełnie przypadkiem zbanowała siostrę na cały rok dodając ją do listy zablokowanych kontaktów. I wyobraź sobie, że wydzwaniała do niej jeszcze z pretensjami "Ty się w ogóle nie odzywasz, nie dzwonisz!" ;)
ReplyDeleteA córa przepiękna!
moja Lady robi podobnie.. to znaczy najczęściej w ogóle nie odbiera telefonu, a potem z pretensją stwierdza, że wcale do niej nie dzwoniłam (5 razy), bo nic się nie wyświetla. Taaak
DeleteDziewczyny, brzmi to też trochę jak moja mama! Moja mama nawet nie umie pisać smsów :/
DeleteTak, wizyty u fryzjera to teraz święto :)))
ReplyDeleteMilly cudowna jest po prostu
Milly jets cudowna po prostu, zgadzam się.
DeleteI z tym że wizyty u fryzjera to święto - też się zgadzam :)
Ja się w ogóle ze wszystkim co piszesz tak zgadzam że strach się bać!
Slodzki ten nasz Niemowlak:)brzmi dumnie:D
ReplyDelete:))) No nie?
Deletewnoszę o zdjęcia po wizycie u fryzjera! :) Położną masz rzeczywiście wspaniałą, tak jak pisałaś, widać że babka wie co mówi i jak mówi :)) a i ja też się pochwalę, że mój M. to najlepszy tata na świecie i jak do tej pory wariuję, jak B. zostaje z kimś innym, czyli dziadkami(choć to się zdarzyło jedynie kilka razy), tak kiedy zostaje z M. to nic a nic się nigdy nie martwiłam :)))
ReplyDeleteWniosek zaakceptowany :)
DeletePołożna jest cudowna i w ogóle nie ma to tamto!
I fajnie z takimi tatkami udanymi, nie? :) My M. zostawić będziemy musieli z dziadkami pod koniec czerwca bo idziemy na wesele i ja już się boję jak to będzie, mimo tego że ufam moim rodzicom totalnie i wiem że krzywdy jej nie dadzą zrobić.
ha, a my idziemy na wesele na początku lipca :D ale Ben też zostaje, bo wymęczył by się i nas przy okazji, myslę, że jeszcze ciut za mały, zeby zrozumieć, że to fajna imprezka będzie :D
DeleteNo właśnie... Nasza idzie do kościoła (no bo jak, do ojca chrzestnego jej nie wezmę?!) a potem przechwytują ją rodzice właśnie z tych samych powodów :)
DeleteŚliczny NIEMOWLAK ;) Tak, tak, mnie też duma rozpierała kiedy Kita została awansowana :D Jeśli o mnie chodzi, to moje pierwsze dłuższe wyjście bez dziecka to chyba było na randkę z mężem-wężem jak się już wygoiłam i dobrze czułam. Kitkę zostawiłam mamie, z którą mieszkamy i wyfrunęliśmy. Nie zadzwoniłam ani razu i nie bałam się o nią, więc pełen relakssss ;)
ReplyDeleteHi hi, no bo duma jest - miesiąc PRZETRWAŁYŚMY!
DeleteZ mężem na randkę mi się jeszcze nie udało iść, ale może niebawem... :)
O matko, jak ja marzę o wizycie u fryzjera... ;)
ReplyDeleteWiem jak to jest. Też marzyłam! Ale skoro ja się doczekałam to doczekasz się i Ty :)
Delete