Tuesday, 8 April 2014

M1 Gadżety młodej mamy - nasze hity

Hej hop!

Milly ma 10 dni, waży 3070gr i ciągle je, śpi i jest przesłodka. Aż bym chciała na coś po ludzku ponarzekać, ale kurka, no nie mam jak, taki mi się fajny egzemplarz trafił. Jestem wyspana, dom mam ogarnięty, laktacja się normuje (w sensie - coraz mniej boli),  rany połogowe się goją, pogoda jak ta lala i na spacerki możemy śmiało hasać więc hasamy. Czytamy książki (Język Niemowląt, w końcu!), oglądamy seriale (Orange Is the New Black, polecam bardzo, świetna odskocznia od wszelkiej okołodziecięcej tematyki) i ogólnie... pięknie jest.

Więc dziś, z perspektywy świeżo upieczonej mamy (wiem, wiem, w tytule posta stwierdziłam że młodej, no ale kto mi zabroni?) z dziesięciodniowym niemowlątkiem w domu pokażę Wam jakie gadżety ułatwiają nam funkcjonowanie z M. i świetnie się sprawdzają na dzień dzisiejszy. Planuję też osobny post z tymi, które się nie sprawdziły (na szczęście nie ma tego za dużo) tak w ramach możliwości ponarzekania na coś, jeśli Was to zainteresuje. A więc o to nasze top ten (ok, ok, top eleven, bo nie udało mi się zmieścić w dzisięciu):

 1. Kocyki

Trochę kupiłyśmy, trochę dostałyśmy w spadku, trochę dostałyśmy w ramach prezentów dla M. z okazji narodzin. Mamy ich chyba z 8, jeśli nie więcej. W użyciu są na okrągło przynajmniej 4. Niezastąpione w domu (w każdym pomieszczeniu mamy przynajmniej jeden), na spacerach, w podróżach (póki co podróże zaliczyłyśmy dwie - do dziadków i do Urzędu Stanu Cywilnego po akt urodzenia i do ZUSu po macierzyński, ale w każdej z nich kocyk się przydał), do spania w kołysce, do kimania w gondolce wózka - zawsze i wszędzie. Kocyków nigdy dość.


A to nasz ukochany kocyk z Zary Home - prezent urodzinowy (dla mnie) od cioci A. - zdjęcie stąd

2. Rogal/fasolka do karmienia

Poradziła mi go kuzynka O., która ma dwoje dzieci i przy drugim się w niego zaopatrzyła. Pisałam już o nim zresztą tu. Jako że całkiem niedawno były moje urodziny to kolejny z prezentów który dostałam, wedle własnego życzenia, tym razem od mojej babuni. Nie wyobrażam sobie karmienia bez niego, naprawdę mega mega ułatwia sprawę. A wiem że ułatwia, bo kiedy byliśmy u rodziców bez niego karmiłam na zwykłej poduszce. I dało się, ale komfort nie ten. Polecam, bardzo, zwłaszcza że na allegro ceny nie są jakieś z kosmosu a sprawdza się to ustrojstwo fantastycznie. Jedyne co - jedna poszewka to za mało (wszek ulewa się dziecku, albo nam coś z cyca kapnie, ot, życie), a ceny poszewek akurat są z kosmosu - polecam więc uszycie dodatkowych samemu jeśli talent nam Bozia dała, a jeśli nie (jak na przykład mnie) znalezienie kogoś, kto nam przynajmniej ze dwa dodatkowe pokrowce machnie. Moja babcia uszyła nasze w jedno popołudnie. 

My mamy taki rogallo - naprawdę jest super! Zdjęcie stąd.

3. Sprout baby - aplikacja na iPhone i iPad

G-e-n-i-a-l-n-a aplikacja! W ciąży używaliśmy Sprout Pregnancy +, a po urodzeniu M. Sprout baby. Co aplikacja robi? Zapisuje. Wszystko. Wszystko co możemy chcieć zapisywać przy niemowlęciu. Ja poprosiłam Towarzysza Męża żeby nam ją ściągnął bo chciałam zapisywać jak nam idzie z karmieniem (jak długo, jak często, z której piersi i te sprawy) - klikam kiedy M. przystawiam, klikam kiedy odstawiam. Banalne w obsłudze. Aplikacja pokazuje ile razy dziennie karmię, z której piersi, jakie są przerwy między karmieniami. Ma wykresy i statystyki (czy ja już wspomniałam że uwielbiam wykresy i statystyki?). Ma możliwość synchronizacji między urządzeniami (więc kiedy na przykład nie mam telefonu pod ręką a Towarzysz Mąż tak to może on zacząć zapisywać na swoim telefonie a mój się automatycznie aktualizuje) i ogólnie mnóstwo szmerów-bajerów. Zapisujemy też zmiany pieluch. Można też zapisywać kiedy dzidziuś śpi a kiedy nie, czas kąpieli, dodawać zdjęcia, dzielić się na fejsie (cóż, to funkcja absolutnie nie dla nas ale jak ktoś lubi to możliwość taką ma), wysyłać wszelkie zapisane dane na maila i ogólnie jest niezastąpiona do śledzenia jakichkolwiek regularności. Najlepiej wydane 2.99GBP w moim życiu. Serio.


zdjęcie stąd - można tam też pobrać darmowe próbne demo - polecam!

4. Linomag Bobo a + e

Cudo za grosze. Położna nie mogła się nachwalić jaką Milly ma ładną skórę na pupie, zero odparzeń ani nic. Poza tym doraźnie na wysuszone stópki i rączki. I w ogóle wszelkie suche skórki, Millusine i moje (suchy łokieć? Linomag i po sprawie). Podobno w tubce z zielonym napisem jest jeszcze lepszy, ale poczekamy aż ten nam się skończy. A mamy jeszcze jeden słoik w zapasie, bo dostaliśmy w szpitalu. Świetny jest.

zdjęcie stąd

5. Podkłady jednorazowe

Kupiłam ich mnóstwo do porodu. Najpierw dwie paczki po 10 sztuk w LIDLu, potem jeszcze domówiłam u T., pracującego w hurtowni farmaceutycznej wielką paczkę chyba wszystkim znanych SENI (30 sztuk). W szpitalu zużyłam jedne całe LIDLowe, a reszta została. Na szczęście!

Naszą stację do przewijania (do wglądu tu) chwalę sobie niezmiernie, wygodna jest i w ogóle nie ma to tamto. Jest tylko jeden problem. Nasza M., przy każdym, dosłownie każdym przewijaniu ma zwyczaj sikania pod się (z reguły tuż po wyczyszczeniu pupy i zaaplikowaniu Linomagu) - i o ile mata do przewijania z Ikei jest naprawdę fajna, to ilość frotowych pokrowców na nie ograniczona (póki co mamy dwa, oba w ciągłym praniu) - i owszem, mogłabym dokupić więcej pokrowców, ale musiałabym je prać XXX razy dziennie, a skoro z tego właśnie względu olałam pieluszki wielorazowe to po co mam sobie dokładać matami do przewijania? Bez frotowego pokrowca dmuchana mata nie trzyma fasonu, poza tym dać tak dziecku leżeć na ceracie też słabo... I tu właśnie sprawdzają się podkłady jednorazowe. Kładziemy je przewijak. Milly sika, zsuwamy posikaną część niżej i używamy suchej do ubrania świeżej pieluchy. Banalne. 

Wiem że na dłuższą metą ani to przyjazne środowisku rozwiązanie nie jest, ani ekonomiczne też nie, ale chwilowo nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Może Wy mi coś doradzicie?

Jako tymczasowe rozwiązanie podkłady się spisują super, więc trafiają do zestawu. Plus, przydają się też mnie do wietrzenia krocza, co w połogu czynić trzeba.


 zdjęcie stąd


zdjęcie stąd

6. Wózek Bebetto Luca

Nie jest to ostateczna recenzja. Są to pierwsze wrażenia po jeździe w warunkach ekstremalnych dość - ścieżkach leśnych, żwirowych, kocich łbach i innych polsko-drożnych przeszkodach. Amortyzacja robi to co ma, duże koła się sprawdzają bardzo bardzo. Poza tym wizualnie jest śliczny, przynajmniej moim zdaniem. Jeszcze poza tym gondoli z powodzeniem używamy w domu do drzemek Millusinych, kiedy jesteśmy w naszej salono-kuchni i oglądamy seriale (ale o tym już było, prawda?) i nie chcemy żeby ona była sama w sypialni - gondola mieszka wtedy na naszym worku sako i mamy ją tuż obok siebie, na wyciągnięcie ręki i możemy na nią zerkać ile dusza zapragnie, a dusza pragnie zerkać na nią ciągle, bo taka jest cudna. 

Ponadto torba do wózka też jest super i opcja z wpięciem fotelika też przetestowana. Jeszcze poza tym wózek ma uchwyt na kubek/butelkę, który wybitnie upodobał sobie Towarzysz Mąż i wypróbował go wczoraj z piwem. Działał. Świetna sprawa.



7. Pajacyki

Pamiętacie moją samozwańczą encyklopedię ciuchów dziecięcych? (tu i tu). Na naszą kruszynkę wszystko jest póki co za duże, mimo tego że nabyliśmy dość sporo rozmiwarów 50/56. Topi się w nich, Maleństwo. Ma 2 pajacyki które pasują idealnie i trochę lekko za dużych, ale to właśnie pajacyki skradły nasze serca jeśli chodzi o dziecięce ciuchy. I ile rodziców tyle preferencji, dla nas jeden ciuch, zapinany na obie nogi i potem z przodu na zatrzaski to najwygodniejsza rzecz pod słońcem, zwłaszcza że M. ma jeszcze kikut pępowinowy (na wylocie, ale jednak ma), więc wszelkie spodenki mogły by jej po prostu haczyć, a po co. Nie ma to jak pajacyk. Kocham pajacyki! Towarzysz Mąż zresztą też. 



Oto jedne z naszych ulubionych outfitów (dzięki ciociu M.!) + patrz punkt 1. + 6.

8. White Noise for Babies - playlista na Spotify

Towarzysz Mąż i ja namiętnie korzystamy ze Spotify - kto się uchował i nie wie co to jest odsyłam tu. Towarzysz Mąż, jako jednostka zdecydowanie bardziej ogarnięta technicznie ode mnie, zainstalował playlistę dźwięków, które lubią noworodki ze względu na to, że przypominają im odgłosy z brzucha, do których są przyzwyczajone. I tak mamy dźwięk odkurzacza, suszarki, zmywarki i odgłosy brzuszne same w sobie też, włącznie z biciem serca. Kiedy nasza księżniczka nie chce spać o dzikiej porze typu 5 rano wystarczy 5 minut i odpływa. Na szczęście nie musimy używać tych odgłosów za często, ale w zanadrzu dobrze je mieć.

   
zdjęcie stąd


9. Ściany w salonie i sypialni

Jak powszechnie wiadomo noworodki uwielbiają kontrasty, bo najlepiej je widzą. Nasza córka z uwielbieniem wpatruje się w ścianę w salonie i sypialni. Z takim uwielbieniem, że twarz Taty który ją wtedy trzyma, na przykład, jest zdecydowanie mniej interesująca ku niezadowoleniu Towarzysza Męża. Koniecznie musimy jej nabyć kontrastowe książeczki dla niemowlaków, bo coś czuję że będą kolejnym hitem.


Ściana w salonie (i nawet kawałek naszego rogala do karmienia widać)


Ściana w sypialni

10. Nawilżacz powietrza (my mamy Metrox, ale to akurat bez znaczenia, myślę że każdy inny sprawdziłby się równie dobrze).

Suche powietrze w domu mamy, fakt. Nie możemy po prostu rozwiesić prania na kaloryferze bo kaloryfery mamy niskie, typu jamnik, zresztą kto by grzał przy 18 stopniach na plusie? O ile Towarzysz Mąż i ja możemy używać balsamu do ust bez większego problemu żeby nie mieć suchych skórek, to od kiedy przynieśliśmy Milly do domu stwierdziliśmy że z nią operacja balsamu do ust nie przejdzie i po co mamy ją dodatkowo wysuszać. Skoczył więc Towarzysz Mąż biegusiem do Saturna i za niecałą stówę nabył nawilżacz. Mieszka on na moim nocnym stoliku, obok Millusinej kołyski. Włączamy go wieczorem na parę godzin i rano też na chwilę. Problem spierzchniętych ust zniknął a i my mamy poczucie że M. lepiej w bardziej wilgotnym powietrzu. 



 obrazek stąd


11. Czerwone światło z czołówki Petzl Tikka 2 XP

Czołówkę nabyliśmy z Towarzyszem Mężem kiedy szarpnęliśmy się na tysiąckilometrowy spacer z Sewilli do Santiago de Compostella (Via de la Plata, o szczegółach szlaku tu) i Towarzysz Mąż uznał że będzie niezbędna. Była. Przydała się też wielokrotnie potem, na obozie z dzieciakami a nawet do mojego czytania w łóżku kiedy Towarzysz Mąż absolutnie nie mógł znieść zapalonego światła a bardzo, ale to bardzo chciał spać. Przy Milly odkryliśmy nowe czołówki zastosowanie - mianowicie kiedy ustawiona jest na czerwone światło ja widzę dokładnie jak ją przystawiam do piersi, a jej to światło w ogóle nie rusza, nie wybudza się i po karmieniu i ewentualnym przewijaniu dalej idzie spać. Że już nie wspomnę o aspekcie niebudzenia przy tym Towarzysza Męża. Same zalety. No i nie musieliśmy kupować żadnej nocno-karmiącej lampki. Hit. Ewidentny.

zdjęcie stąd

A jakie były/są Wasze noworodkowe hity? Może jeszcze coś u Was podpatrzę!
Ściskamy,
z&m


20 comments:

  1. Wnoszę o fotę z nocnego karmienia z czołówką na maminym czole:) uśmiałam się!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mówisz i masz, fota do wglądu w kolejnym poście :)

      Delete
  2. o rany! Gwóźdź programu na końcu :))) My kupiliśmy gwiazdkę z IKEA ale jest troche za jasna i chyba zmienię żarówkę na najsłabszą.
    Swoją drogą mam ten różowy Linomag i mnie pocieszyłaś mówiąc, e stosujesz bo myślałam że tylko ten zielony się sprawdza.

    ReplyDelete
    Replies
    1. moja mama twierdzi, że dzięki linomagowi miałam super pupę:)

      Delete
    2. No bo Linomag super jest. Nam dzisiaj wyskoczyły 2 (dwie!) krostki na pupie i Linomag załatwił sprawę między jednym przewijaniem a drugim. Ciągle polecam!

      Delete
  3. czołówka wymiata:))) i browar przy wózku :)) zgadzam sie w kwestii pajaców - najlepszy ciuch na zime/wiosne.. w lecie niezastoapione sa za to body:) prostota przede wszystkim!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czołówka daje radę, browar przy wózku niech tata ma, co mu będę zabraniać :) Pajace rządzą, a od wczoraj mamy dwa nowe (dzięki A.B.-B.!) w pasującym rozmiarze, także ten, tego... pajacowa rozpusta! :) Czekam już na lato i bodziaki!

      Delete
  4. Ja tez oczarowana jestem pomysłem na czołówkę i bardzo proszę o fotkę z czołówką w akcji :-). Pozdrawiam gorąco i serdecznie gratuluję, bo jeszcze okazji nie miałam :-)!

    ReplyDelete
    Replies
    1. OMG, OMG, Hubisiowa Mama w moich skromnych progach!
      Dziękujemy za gratulację, a fotka wedle życzenia w kolejnym poście :)))

      Delete
    2. Gratulację? Que? Gratulacje, plural, oczywiście :)))

      Delete
  5. Lampka świetna !
    Małgosia też zasikiwała przewijak, ponad to ona nawet go "zasrywała" włącznie ze mną i podłogą :D
    Na poduchę do karmienia kładłam pieluchy żeby się nie brudziła, ale nie udało się uniknąć na niej nawet kupki, kiedy bobas wystrzelił z pupki na przewijaku a poducha była w pobliżu :D
    Też korzystałam z aplikacji do karmienia, na początku "drogi mlecznej" niezbędna !
    No i sławny szum - w użytku do dzisiaj !
    Kocyki to samo, nigdy za mało!
    :D
    Milenka jest cudną kruszynką i ma super pajacyki !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, zasrywanie też się zdarza, ale nader rzadko w porównaniu z zasikiwaniem. I na sczęście wszystko zostaje w obrębie podkładu :p
      I dziękujemy za komplementy!
      PS. Bepanthen doszedł, dziękujemy!!!!!!!!

      Delete
  6. Te pokrowce z ikea ponoc wycofuja a tez mam tylko dwa a do ikea nie po drodze :-( podklady uzywamy tez na morgi i linomag po kupci :-) wozek sliczny a mama i M. Ahahaha :-).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak wycofują?! EEEE.... I tak muszę jechać do Ikei po wanienkę (nasza jest tak wielka że można by było w niej wykąpać z powodzeniem siedmiolatka, a Ikeowa kosztuje ratpem dwie dychy i ponoć jest super. Pozdowionka!

      Delete
  7. HAHA Karmienie z latarką na czole!? No tego jeszcze nie słyszałam :D
    Co do kocyków no to macie ich naprawdę dużo, ja myślałam żeby się ograniczyć do 3 ;)
    No a Młoda Mama prezentuje się pięknie! Zresztą Młoda Dama też :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, karmię z czołówką z czerwonym światłem które nie rozbudza małej. Ja też o tym nei słyszałam, patent wymyślił Towarzysz Mąż ale bardzo się sprawdza, więc tak właśnie karmimy. Kocyków radzę więcej niż 3 (tak chociaż z 5), bo ulanie/posikanie to jest pięć minut, a zanim wyschną możesz potrzebować więcej. Nie wiem też czy macie pościel do łóżeczka, bo nasza M. pościelą pogardziła, więc pod kocykami również śpi.Ale zresztą sama zobaczysz jak to wyjdzie w praniu, najwyżej dokupisz w razie potrzeby :)

      Delete
  8. Halo zuziku tylko pozazdrościć wam;-)

    ReplyDelete
  9. czołówka chyba przebija wszystko :D chociaż piwo, to też niezły patent, my wozimy tam bidon z wodą dla Bena, ale o tym trunku to nie pomyśleliśmy :)))
    ps. Dziewczyny wyglądacie znakomicie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz, jako że Milly jedynym napojem jest mleko cyckowe, którego nie sposób do tego pojemnika włożyć póki co, to niech i tata ma piwo, a jak :)
      ps. dziękujemy!!!!

      Delete