Thursday, 14 August 2014

M5 Bujamy się: Kocierz + Łękawica

Oczekując na powrót Towarzysza Męża (za trzy dni!) postanowiłyśmy z Mill skorzystać z zaproszenia mojej ulubionej mamy chrzestnej do ich górskiego przepięknego domu w Łękawicy, koło Żywca, i spędzić parę dni na tak zwanym świeżym powietrzu, połazić, polenić się, spędzić czas z rodziną, zobaczyć nowe rzeczy i skrócić sobie czas oczekiwania właśnie.

W tym samym czasie była u mojej chrzestnej chrzesta Mill (to skomplikowane a właściwie proste - moja chrzestna jest mamą A.B.-B., a A.B.-B. jest chrzestną Mill. Matka Polka vel moja mama jest chrzestną A.B.-B. a ja jestem chrzestną syna A.B.-B. - Tymcia. I tu zagadka logiczna - kim jest A.B.B. dla mojej chrzestnej?) ze swoimi dzieciakami, więc miałyśmy towarzystwo i wrażenia.

Wujek O., czyli mąż mojej chrzestnej, zgarnął na z Kato we wtorek i odwiózł dziś. Niby to tylko 1,5h (nawet niecałe!) drogi, a jak tam pięknie! Góry są, jeziora i tamy są, wieś jest, a więc i jajka prosto od kuiry i pomidorki prosto z grządki... No wspaniale!

Wszystko się udało mimo takiej-sobie pogody. Spacery były, eko wiktuały były, opowieści rodzinne były, wygłupy z dzieciakami też były i wycieczka do Kocierza i tamtejszego parku linowego/kompleksu hotelowego też (i te pierogi, mniam!).

Mill... z reguły uśmiechnięta, choć czasem marudziła, jak to dzieci. No bywa. Trochę się zepsuła pod względem spania, bo wstała mi oba dni, Skubana przed siódmą (ale i tak nie mogę na nią narzekać, bo wieczorem ładnie zasypiała), za to uśmiechnięta, radosna, roześmiana i rozgadana. W takim wydaniu ją lubię najbardziej.

Niektórzy mówią że dzieci są najpiękniejsze kiedy śpią - jak dla mnie nie (choć doceniam chwile kiedy śpi, oj doceniam!). Jak dla mnie najpiękniejesze są kiedy się świadomie uśmiechają, śmieją w głos i okazują jakie są szcześliwe że jesteśmy obok. Że robimy głupią minę. Że całujemy w czółko. Że pierdzimy w brzuchol. Że mówimy śmiesznym glosem ruszając zabawką i udając że to zabawka mówi. Że śpiewamy. Że nosimy na rękach. Że zdjeżdżamy na zjeżdżalni. Że polewamy wodą w kąpieli. I że pozwalamy chlapać. I w ogóle - te uśmiechy z powodem albo bez - naprawdę są najpiękniejsze. I bezcenne.


Poza tym z nowości - stan pupy polepszyło zdecydowanie wyłączne używanie białych pampersów (córka wymaga najdroższych pieluszek od maleńkości, aż się boję pomyśleć co będzie dalej), ulewanie trwa w najlepsze (dzień bez obrzygania mamy dniem straconym), górne jedynki prześwitują od frontu i to bardzo (ale nie tam gdzie powinny się wykluwać tylko patrząc od przodu), smoczki dalej są fuj, gryzaki ujdą w tłumie ale słonica po cesarce lepsza i gada Mill jak najęta ('dadadadaddada tatatatattata yyyy attatatatatatat dadadadadda' - a mama gdzie, ja się pytam?) i jest przesłodycz!

A co tam u Was?

Ściskamy powyjazdowo,
pisząco posta-piorąco-zmywarkoładująca z. i śpiąca m.

 Park linowy w Kocierzu

 I Mill w parku linowym. I tak, wiem, że mam odrost na pół głowy, ale idę dziś do fryzjera, w końcu!

 Widok na Łysinę

 Pogoda średnia, ale widoki i tak były!

 Odrost ała, ale córeczka piękna!

 Uwielbiam minę Mill tu ('O co kaman?'). Na zdjęciu z Olcią, córeczką A.B.-B.

 Jeden z elementów pięknego hotelo-spa w Kocierzu. Odsyłam zainteresowanych na ich stronę internetową tu - naprawdę jest tam bajkowo!

 Spajki (Spiky) - fantastyczny bokser mojej chrzestnej, moja chrzestna i ponownie Olcia
 Plażingu nie było, ale opcja i owszem

I już zmykamy? Oooo....

13 comments:

  1. Kto by tam zwracał uwagę na odrosty, kiedy wzrok przyciągają: primo - Twój uśmiech (widać Mama zadowolona i wypoczęta), secundo - słodka Mill (jak Mama zadowolona, to ona przecież też), tertio - piękne krajobrazy.

    Kocierz pamiętam jeszcze z czasu mojego przeddzieciowego (spacer na Potrójną, salamandra, burza,... oj, się działo!)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, dzięki!!!! Odrost już na szczęście zlikwidowany :)
      Zdradź więcej szczegółów, jestem totalnie zaintrygowana hasłami z nawiasu!

      Delete
  2. Ale tam fajnie! I ta mina Mill - bosska!! U nas z kolei "mamamamamamamaamaaa!" słychać przez cały dzień :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No faaaajnie!!!! Zazdroszczę Wam tej mamy u nas tata i tata i tata na potęgę, a mamy ani widu ani słychu

      Delete
  3. Byłam;) nawet kilka razy, siostra męża mieszka w Żywcu, i co jedziemy do niej to robimy sobie postój na kawkę ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, i fajnie tam, nieee?:> Kawy nie piłam, bo w końcu skusiliśmy się na pierogi, ale następnym razem będzie i kawa, na bank!

      Delete
  4. Cudnie bylo, szkoda ze tak krótko, bo juz tesknimy!!!! Caluski dla Was kochane nasze!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cudnie! To my dziękujemy za gościnę i polecamy się na przyszłość!!!!!! xxxxxxxxxxxx

      Delete
    2. PS. I pomidory z działki jedzone o 21:13 nie tuczą, nie?:>

      Delete
  5. A, no i jeszcze: ze czkawke udajemy ze mamy:) ten śmiech Milly na caly glos-bezcenny:D

    ReplyDelete
    Replies
    1. heheheh, tak, prawda!!!!! zapomniałam o tej czkawce!!!! :)

      Delete
  6. Pozazdrościć takiego wyjazdu :-) u nas nuda :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sama sobie zazdroszczę, bo wyjazdowo się ostatnio jak na mnie zapuściłam mocno. Ale wraca już prawie TM, więc nadrobimy! U nas o nudzie nie ma mowy, szkoda życia na nudę! :) Ale wiesz - ja nie pracuję, póki co... Buźka!

      Delete