Tak, da się przejechać tyle samochodem z niemowlęciem i przeżyć. Niemowlę też ma się dobrze, ręczę!
Wczoraj o 5:30 wstaliśmy z zamiarem wyjazdu do Chorwacji o
6:00. Plan był cudny, ale jak to z większością cudnych planów bywa nie do końca
zrealizowany.
Przeszkody jakie następuje:
- Mill ciężko było o tej porze dobudzić. Dobudzona w końcu natychmiast domagała się jedzenia, a dostawszy je oczywiście elegancko obrzygała siebie i mnie, w tym mnie gotową do wyjazdu
- Po zapakowaniu samochodu zorientowaliśmy się że ściągnięta do zdjęć z tuningiem spacerówki buda ze spacerówki została w komórce a klucz do komórki z kluczami z domu, które zostały z moją mieszkającą na drugim końcu miasta babcią
- Po wypakowaniu spacerówki całe zapakowane auto trafił szlag, gdyż gondola którą trzeba było spakować zamiast – bez zaskoczenia – okazała się mieć większe wymiary niż rzeczona spacerówka
- Załadowana na iPhone GPSowa mapa w momencie ustawienia jej stwierdziła, że jej nie ma i pokazała komunikat ‘map not found’. Nie to nie, kolejne 15 minut w plecy żeby załadować od nowa
- W międzyczasie Mill zdążyła porzygać swój podróżny outfit (tym razem mój już na szczęście ocalał) i była cała do wymiany (poza skarpetkami, które podobnie do mojego outfitu, przeżyły rzyg)
- Jako że na wyjazd dostał nam się duży pięciodrzwiowy samochód taty zamiast naszego małego trzydrzwiowego…yyyy… w momencie tankowania dobre 10 zajęło nam szukanie otwarcia wlewu paliwa (facepalm)
I tym samym o 7:10 w końcu udało nam się wyruszyć. 1,10h
poślizgu to i tak nienajgorzej, myślę. Poza tym nie myślę i zapominam
Towarzyszowi Mężowi powiedzieć żeby jechał na Gliwice i Ostravę, a nie na
Cieszyn, na który uparcie kieruje nas GPS, a przez który jedzie się dłużej,
zwłaszcza teraz, z mnóstwem objazdów. Ups.
O 7:15 Mill usypia. Towarzysz Mąż i ja kłócimy się na
całego, ale już nie pamiętam o co. Cóż, słabe z nas ranne ptaszki, każdy ma
swój, za przeproszeniem, wkurw. Na szczęście tuż za czeską granicą nam
przechodzi – w końcu jedziemy na wakacje, nie ma się co wkurzać. Spokój, tylko
spokój. Stoicki, zwłaszcza kiedy pani od autostradowych winietek na Czechy i
Austrię śpiewa nam 187 zeta. Hmmm… Podrożały autostrady od moich ostatnich
czasów, ale w sumie miały prawo, kiedy zdaję sobie sprawę że ostatnia raz w
tamte rejony jako kierowca jechałam cztery lata temu, kiedy z Towarzyszem Mężem
przeprowadzaliśmy się do San Sebastian.
Mamy zapas kanapek z kotletem i zieloną sałatą (niezastąpione
akcesorium podróżne), wodę z gazem i bez, czekoladę, banany, pomidory i serwetki.
Mamy drobne korony i eura na sikanie po
drodze i ewentualnie jakąś kawę. Mamy zapas pieluszek tetrowych, pieluszek
nietetrowych (pampersów to jest), zabawek, gryzaków, ciuchów na przebranie,
kołysanek i dobrego nastawienia. No bo jakże by mogło być inaczej, my
uwielbiamy podróże, więc i nasze dziecko nie bardzo ma wyjście. Nie spinamy
się. Jakoś dojedziemy, myślimy, najwyżej na parę razy i w mniejszych odcinkach,
ze spaniem po drodze, jakoś się dokulamy. Udało się na raz, na szczęście.
Jak Mill zniosła tą lekko ponadczternastogodzinną podróż? Nadzwyczaj
dobrze! Swoim standardowym autowym zwyczajem od razu poszła spać. Obudzona
płakała domagając się wyjęcia z fotelika/jedzenia/przewinięcia. Niepotrzebnego
nie skreślać, bo z reguły chciała wszystko na raz. Wtedy zjeżdżaliśmy na najbliższą
stację benzynową i wszystkie czynności w/w szły w ruch. Kilka razy musiałam,
przyznaję i kajam się, ekwilibrystycznie karmić Mill, ciągle w foteliku i
zapiętą, i ja też przypięta pasami, podczas jazdy, co jak wszyscy wiemy
niebezpieczne jest (bo mogła się zakrztusić, a operowanie zaksztuszonym
dzieckiem zapiętym w fotelik nie jest łatwe), na szczęście nic się nie działo.
Zjeżdżaliśmy wtedy na pobocze i awaryjne światła szły w ruch – cóż – megapłaczące
dziecko i brak stacji benzynowej w pobliżu to niewątpliwie awaria jest – i szybkie
karmienie uspokajające do następnej stacji szło w ruch. I udało się (nie mniej
jednak lepiej nie brać ze mnie przykładu, karmienie podczas jazdy i niemalże
podczas jazdy naprawdę nie jest dobre i nie jestem z niego dumna). Po czterech
bodziakach, sześciu przerwach, dziewięciu pampersach, i nawet nie wiem ilu
karmieniach, po czternastu godzinach i dziesięciu minutach naszym oczom ukazał
się Adriatyk, roześmiane twarze dziadków (z którymi na parę dni udało nam się
urlopowo zbiec w czasie), i malutki apartament z cudownym widokiem.
Mill , wbrew naszym obawom, po przespanym podróżnie w dużej części dniu,
przespała ładnie noc i obudziła się o 7:00, rześka jak skowronek, wierzgająca
nóżkami i nie mogąca się doczekać dnia. Jak ja.
Warto było jechać.
Wakacje! Hurra!
A zdjęcia nadejdą, jak tylko obcykam jak to ogarnąć.
Ściskamy mocno,
z&m
W zyciu nie wzielabym tak malutkiego niemowlaczka na tak dluga droge...to meczarnia dla dziecka
ReplyDeleteWidzisz, i tym się różnimy, Ty byś nie wzięła, a ja wzięłam. O, i jeszcze tym, że ja się podpisuję pod tym, o czym piszę.
DeleteLudzie Milly ma już 5 miesięcy !! W dzisiejszych czasach nie oczekuje się już po rodzicach że będą siedzieć z dzieckiem w domu do ukończenia 2,3,..,5?lat?? Właśnie dobrze że podróżujecie ! Brawo rodzice że nie zamykacie się na świat :) Pozdrawiamy M&A ;)
ReplyDeleteDziękujemy za wsparcie:) Zaznaczę tylko że Mill nie jest najmłodszym dzieckiem na plaży:)
DeleteJa tez uważam, że to dobrze! Nic jej się nie stanie jak jeden dzień (no, dwa, bo jeszcze powrót) posiedzi w foteliku. Zwłaszcza, że traumy nie było. :)
ReplyDeleteP.S. W tytule powinno być M5 a nie W5. ;)
traumy nie było a droga powrotna na parę razy bo chcemy co nieco jeszcze zobaczyć, więc już w ogóle luz! I dzięki za spostrzegawczość tytułową, już zmieniam!
DeleteRispekt :) Ja się denerwuję, jak jedziemy do teściów 80 km ;))
ReplyDeleteoj tam oj tam :)
DeleteSuper! My też właśnie grzejemy tylki:)Matylda chyba nawet nie zauważyła że leci, zero wzruszenia:)nie to co matka.dobrego wypoczynku!
ReplyDeletePs. Masz pierwszego anonimowego hejta. Gratki;)
haha, właśnie! Haters make u famous :)
DeleteTo dobrze że Matylda taka niewzruszona 'mękami' podróży. A hejt anonimowy to nie pierwszy - czyżbyś nie znala słynnej historii z czapką?:> A hejt.... haters gonna hate, niestety.
DeleteDziecku nie stała się krzywda, a rodzice mają swój tryb życia - lepsze to niż gdyby mieli oddawać dziecko na tydzień lub dwa i sami jechac na wakacje. Dziecko to pełnoprawny członek rodziny i ma prawo uczestniczyć w jej wszystkich przedsięwzięciach. A jesli dziecko znosi dobrze podróż to już w ogole nie widze przeszkód.
ReplyDeleteRosie
właśnie!
DeleteDzięki! A swoją drogą wakacje z zostawieniem Mill w ogóle nie wchodzą w grę!
DeleteBrawo dla Was! Male dziecko nie rowna sie siedzenie w domu.dobrze, ze przyzwyczaja sie od małego do podróży. Nasi tez tak mieli i do dzis nie ma z nimi zadnych problemow i uwielbiaja podróżować:) a odpowiadając na pierwszy komentarz-meczarnia to jest dla rodzicow, a nie dla dziecka, które smacznie spi przez wiekszosc drogi-przeciwnie do rodzicow, ktorzy muszs byc na tzw" chodzie".tym bardziej RESPECT:)
ReplyDelete<3 mam nadzieję że Mill też będzie takim malym podróżnikiem jak Twoje dzieciaki!
DeleteEh, trzeba było dzwonić z ta awaria pakowania, doprawdy! Daliscie czadu, wracajcie bezpiecznie, no a w wolnej chwili... Foooooty!
ReplyDeleteBędą dziś!
Deletejejku, jejku, "jedyne" 14 godzin.. i już widać pięękny adriatyk! Ja też chcę i oferty przeglądam. Bawcie się i wygrzewajcie :)
ReplyDeletePrzeglądaj, przeglądaj, WARTO!
DeleteWow, szacun dla Milly! Zazdroszczę typowo niemowlęcego zachowania, tj. samochód = spać. U nas tak gładko nie jest. I szacun za sięgnięcie piersią do fotelika, i to w pasach! My pracujemy, ale jeszcze nie daję rady :D
ReplyDeleteOdpoczywajcie, opalajcie się i róbcie witaminę D!
To to nietypowe niemowlęce zachowanie jest? wow, tożto szok, ja myślałam że wszystkie lub prawie wszystkie dzieci śpią w aucie! A za karmienie piersią w foteliku powinna być, prawdę mówiąc i za przeproszeniem, zjebka a nie szacun, bo to naprawdę wątpliwie bezpieczne jest:/ Witamina D w akcji! Buziaki!
DeleteNasz synek za tydzień skończy 3 lata. W tym czasie był już 2 razy w Chorwacji, 3 razy nad Bałtykiem i niezliczoną ilość razy u dziadków jednych (120 km) i drugich (250 km). Tylko my na wakacje jeździmy z nianią - żeby naprawdę wypocząć... ;-)
ReplyDeleteMy nie dorobiliśmy się niani... Ale za to przez parę dni byliśmy na wakacjach z dziadkami Mill a moimi rodzicami (końcówka ich urlopu i początek naszego) więc to już coś... :)))) Fajnie tak podróżować z dzieckiem ile wlezie, też planujemy nie poprzestawać na jednorazowych wakacjach:)
ReplyDelete