Tuesday 22 April 2014

M1 Butelka

Pierwszy raz Milly z butelką!

Jako że mama czyli ja postanowiła wyglądać jak człowiek i zaszalała i umówiła się do fryzjera w przyszłym tygodniu (cóż, odrost na pół głowy urodzie nie sprzyja, zwłaszcza w połogu) trening trzeba było rozpocząć.

Wizyta u fryzjera z moimi włosami to 3-4 godziny, więc liczenie na to, że ten czas córeczka prześpi to jak liczenie na wygranie w totolotka. Niby możliwe, ale wielce nieprawdopodobne.

Nie ma to jak karmić dziecko jedną piersią a odciągać laktatorem z drugiej. Towarzysz Mąż pomagał obsłużyć tą konstrukcję, ale przy okazji miał też niezły ubaw. Sama się śmieję widząc to oczyma wyobraźni. Szczęśliwie naprzeciwko sofy lustra nie mam.

Było to pierwsze celowe odciąganie (nie ciut-ciut żeby sobie ulżyć po tym jak M. nie była w stanie przejeść tyle ile wynosiła podaż) tylko takie konkretniejsze, do potencjalnego zostawienia dziecięcia z tatą. Chcieliśmy sprawdzić czy da radę ssać z butelki i nie będzie nią pluła na prawo i lewo.

Dała radę, bez problemu! Zjadła 65 ml (wiem, wiem, na porcję karmienia powinno być 90, ale biorąc pod uwagę fakt że jadła przez 15 minut 15 minut wcześniej 65 ml to i tak dużo!), tata w końcu miał szansę ją karmić, o co się dopominał odkąd wróciłyśmy do domu ze szpitala ale ja odsuwałam to w czasie jako że laktator nie jest moim ulubionym urządzeniem i ile dam radę go unikać tyle będę, aczkolwiek nie ukrywam fajnie by było czasem móc gdzieś wyjść. Bez Milly i Towarzysza Męża. Nie mówię że już zaraz i natychmiast, ale prędzej czy później.

Także tego, pierwsze butelkowe karmienie za nami. Mogę iść się fryzjerować.

Poza tym melduję że M. waży szalone 3535 gramów i ma się świetnie. Wczorajszy brak czapki nie zaszkodził jej w żadnym stopniu a moja pediatra wyśmiała mnie że się w ogóle tym przejmuję. Poza tym Milly widziała dziś oboje swoich chrzestnych in spe, poznała mojego chrześniaka i jego siostrę (Ciociuuu, a mogę ją pogłaskać? - kocham ich!!!!!) i przetestowała folię przeciwdeszczową naszego wózka (działa!)

Ściskamy Was,
z&m

 (obrazek stąd)


Karmiący tata, nareszcie!

22 comments:

  1. Jaka maleńka!! :) Nie dziwię się, że wszyscy się nią zachwycają! Laktator nie jest zły, mnie kilka razy uratował...yyy...cycki :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie uratował razy dwa, póki co, i unikałam go jak ognia... Ale przeprosiłam się z nim:)

      Delete
  2. Pięknie udokumentowane ! My też mamy pierwsze karmienie taty na zdjęciu i również strasznie się o to dopominał, a dzisiaj już mu zapał minął ;)
    Liczę na foto po fryzjerze ;)
    Ja bym może i moj laktator polubiła gdyby był elektryczny...
    No i dobrze z tą czapką ! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hhahaha, TM pewnie też minie zapał, prędzej niż później :)
      Foto po fryzjerze oczywiście będzie, ale to dopiero we wtorek.
      Mój laktatort jest elektryczny.... I poza tym ze wyje (Milly wydaje się to usypiać) jest super. Tylko mimo wszystko wolę kiedy ona bezpośrednio, że tak to ujmę, je :)
      O czapce... eh, to chyba temat na osobny post :p

      Delete
    2. Oh elektryczny bym pokochała i z wyciem, od recznego można się dorobić niezłego umięśnienia dłoni :D
      Czekam na post o czapce ! :)

      Delete
  3. Za mala na wychodzenie bez czapki, powinnas jej zakladac ciensza albo jakas opaske. Pomyśl o tym, bo jesli zachoruje to wtedy bedzie za pozno na zakladanie czapek.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cytuję "Nieprawda, czapka wskazana jest dla noworodka i małego niemowlaka przy niskich temperaturach w okresie jesienno-zimowym. Przy temperaturze powyżej 10 stopni C, dziecku od 1. roku życia nie musimy zakładać czapeczki. To jest polski mit, że trzeba założyć czapkę na uszy, bo się je przeziębi. Zapalenie ucha wywołują bakterie i wirusy. Czapkę zakładamy większym dzieciom wtedy, kiedy i my chodzimy w czapce. Na pewno, nie jest konieczna czapka w domu, na przykład po kąpieli. Chyba że przenosimy dziecko z mocno nagrzanej łazienki do innego, chłodniejszego pomieszczenia. I tym razem nie jest korzystna różnica temperatur. Latem zakładamy czapeczkę w celu ochrony przed słońcem. Ale niemowlęta i tak nie powinny być wystawiane na słońce, więc czapeczki są zarezerwowane dla większych dzieci, które dłużej przebywają na zewnątrz w słoneczny dzień."
      http://m.edziecko.pl/edziecko/1,113161,10356242,10_mitow_o_odpornosci_dziecka.html

      Delete
    2. Temat rzeka, mocno rozwinięty pod poprzednim postem. Melduję że dziecko zdrowe oraz że, wbrew pozorom, myślę. Ile mam tyle opinii w tej kwestii i pewnie żadna z nas nie da się przekonać że jest inaczej niż nam się wydaje.

      Delete
  4. Oj tam czapki... ja dziś (córa ma 6 tygodni) zupełnie zapomniałam! Również o sweterku "na wszelki wypadek" no i się rozpadało. Wracałyśmy do domu owinięte kołderką z wózka :)

    I pomyśleć, że czytałam ten post odciągając mleko dla swojej kruszyny! Doskonale Cię rozumiem. Ostatnio, na jakimś forum internetowym, jakaś matka-polka okrzyczała mnie tak, że hej! Że jestem wyrodna, że dziecko dwumiesięczne chcę zostawić na 3, 4 godziny i to z OJCEM! Przy butelce! Chyba zwariowałam itp. itd. Nie pomogły tłumaczenia, że szczęśliwa mama to szczęśliwy bobas i chwila wychodnego nikomu nie zaszkodzi. Idź do fryzjera i testuj zostawianie małej z tatą - niech ćwiczy. Kiedyś będziesz musiała wyjść (nie chciała) i lepiej, żeby obyło się bez nerwów i zamartwiania się o jedzenie, butelki, opiekę i inne.

    Zapraszam do siebie na bloga, bo widzę, że jesteśmy na tym samym etapie :)

    Pozdrawiam cieplutko!

    ReplyDelete
    Replies
    1. @ Instytut Doświadczeń: Opieka społeczna jeszcze u was nie interweniowała..?;-)

      W tym kraju w przypadku wielu kobiet fakt przeistoczenia się w matkę dziecku najwyraźniej oznacza, że tym samym owa matka zyskała status wszechwiedzącej specjalistki_od_wszystkiego, której żyłka pęknie na czole jeśli natychmiast nie obsztorcuje jakiejś niedoświadczonej mizeroty.
      Polecam zerknąć na wierszydło zacytowane tutaj: http://dzidziusiowo.blogspot.com/2013/03/matki.html#more

      Pozdrawiam Autorkę (wraz z uroczą córą - mimo, że bez czapki :P), która z podziwu godną cierpliwością odpiera histeryczne ataki sfrustrowanych wyznawczyń jedynie słusznych teorii wychowawczo-konfekcyjnych;-)

      Delete
    2. @ Instytut Doświadczeń: No właśnie, opieka społeczna jeszcze u was nie interweniowała? Tożto szok;-))))) Na bloga zajrzę z chęcią, dzięki!

      @leśna Pozdrawiam również, wierszydło boskie, a córa od czasu do czasu jednak w czapce :pppp

      Delete
    3. @leśna: wierszyk boski, ale lepszy byłby finał z hiszpańską inkwizycją ;) ma lepszą tradycję komediową :)

      A co do opieki społecznej... WYSTARCZY, ŻE MAM TEŚCIOWĄ Z SANEPIDU! Taka interwencja raz na jakiś czas całkowicie rozwala system.

      Delete
    4. Teściowa z sanepidu rulez! :)

      Delete
  5. U nas butelka ta sama.
    Grześ jeszcze w szpitalu się z nią zmierzył ale widzę, że dla niego to bez znaczenia butelka/pierś byle by leciało jedzonko:) Aczkolwiek przy butelce zjada więcej bo łatwiej leci.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Butelka to jakiś gratis ze szkoły rodzenia czy innych warsztatów. Uzbierało ich się parę, kupić jeszcze żadnej nie kupiłam :) Ja nie wiem ile ona zjada z piersi, ale zdecydowanie wystarczająco skoro w takim szalonym tempie tyje :D

      A jak Ty się lubisz z Towim laktatorem? Bo my mamy taki sam i uczucia mam mieszane...

      Delete
    2. "Pierwszy raz" bolał jak cholera! Teraz już jest luzik. Naprawdę go lubię. Mam problem z jedną piersią i płaską brodawką więc jak już nie mam sił i nie chcę męczyć małego to odciągam z niej mleko i podaję w butelce.

      Delete
    3. Mnie nie tyle boli, co po prostu nie umiem się jakoś usadowić z nim i przyssać jak należy i w ogóle jakoś psychicznie ten laktator mi kompletnie nie leży. Fajnie że u Was się sprawdza!

      Delete
  6. Milly jest urodzonym ssakiem po prostu. Bardzo się cieszę, że z jedzeniem nie ma problemów. Tak wielu mamom spędza to sen z powiek. A jeśli chodzi o resztę, to przypominam Ci, że Milly jest Twoim dzieckiem i to Ty wiesz najlepiej i tylko Ty masz prawo decydować o tym, co dziecko je, nosi z kim zostaje na ile itd. I nikomu nic do tego

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, świetnie to ujęłaś, jest urodzonym ssakiem! Cieszę się bardzo że nie mamy problemów z jedzeniem, to prawda. A jeśli chodzi o resztę to dzięki za przypomnienie :) Pierwszą noc po ataku na mnie jako głupią, wyrodną i nieodpowiedzialną matkę nie spałam, ale już mi przeszło. Haters gonna hate. Buźka!

      Delete
  7. Hehehe, moje dzieciaki zakochane, chca znow do Milly:) ale jedno ci musze powiedziec: (pamietasz ze Milly zaliczyla dwie kupki plus siusiu prawie pod rzad) moja Ola: mamo, my nie bedziemy miec juz malego dzidziusia, male dzieci smierdza. Ja : Olenko, co ty mowisz!!! Male dzieci pachna, sa cudowne i w ogole. Ola: ( wzdycha i przewraca oczami): Mamo... kupa smierdzi, prawda????A male dzieci robią kupy. Ja : Olusiu, kazda kupa smierdzi, ale wy tez robiliscie kupki i absolutnie mi to nie przeszkadzalo! Ola: (szeroko otwarte oczy,trzyma sie za glowe) jezus maria!wachalas nasze kupy? Bleeeeee! /dla nie wtajemniczonych moja Ola ma 4 lata..../

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też się uśmiałam :)
      I zaznaczam że kupy Milly nie śmierdzą (natomiast ma ich wybitną nadprodukcję:)

      Delete