Monday 28 April 2014

M1 Dziecko mi się zepsuło...

Dopadło i mnie.

Macierzyństwo bez lukru, psia kość i cholera jasna. A dopiero narzekałam że nie mam na co narzekać. Cofam, cofam, wszystko cofam. Chcę nie mieć na co narzekać! Chcę żeby moje dziecko jadło i spało i tyło (nawet kosztem wyglądu młodego Kalisza, wszak podbródków ma już chyba z cztery).

Dzisiaj królewna dała popalić. Moje budzące się na karmienie i przewijanie i zasypiające ponownie bezproblemowo dziecko dziś postanowiło pokazać mamie (czyli mnie, choć to ciągle kosmos że jednak jestem mamą) co to znaczy mieć dziecko.

Pierwsza pobudka w pół godziny po zaśnięciu. Łaaaa-łaaaaa-łaaaaa. Standardowe kombo cyc + pieluszka + ponowne spanie nie zadziałało. Sucho ma, najedzona jest, o co kaman?

Po pół godzinie huśtania, noszenia i wewnętrznej załamki (mojej, choć jej pewnie też, skoro tak płakała) przechodzi. Nie obstawiam kolki, bo nóżek nie podkulała, więc na ból brzuszka nic nie wskazywało. Co jest, więc?

Zasnęła w końcu, uff. Kolejna pobudka o 4 rano. Powtórka z rozrywki. Z tym że tym razem królewna postanowiła nie spać do 8 (też rano. Ale żeby przez 4 godziny nie spać od 4 do 8!? Huh?). W międzyczasie jedząc, ulewając i, za przeproszeniem, srając. Woo-hoo, uroki macierzyństwa. Ale czemu o czwartej rano? Ja jak zombie, Towarzysz Mąż też, a Młoda wyspana i gotowa do rozrywek. Liczba rozrywek noworodka jest jednak dość mocno ograniczona. Po gapieniu się na kwiatki na ścianie, przytulaniu, ruszaniu kończynami i mówieniu do naszej dziewczynki maminy (znowu - mój - kosmos!) repertuar się wyczerpał i pałeczkę musiał przejąć muszący się wyspać do pracy Towarzysz Mąż (a że 'musi to na Rusi' Towarzysz Mąż się suma summarum nie wyspał). Towarzysz Mąż ma umiejętność śpiewania, której ja nie mam, niestety. Przy moim śpiewaniu M. chyba płakała by jeszcze bardziej, oszczędzam jej więc.

I tak do ósmej rano. O ósmej królewna padła a my kompletnie zmasakrowani musieliśmy powitać dzień.


Poza tym dom wygląda jakby przeszło przez niego tornado. Pieluchy tetrowe walają się wszędzie, milion akcesoriów okołonoworodkowych (typu: witaminki, patyczki do uszu używane wcale nie do uszu, zakrętki z butelek, smoczki, kocyki i takie tam, wiecie o co chodzi, mam nadzieję, a jak nie wiecie to już mam wyrzuty sumienia jaka fatalna ze mnie, ekhen, ekhem, pani domu) jakoś nie chce być na miejscu, a ja nie mam jak ruszyć ręką ani nogą. W sensie, nie chce mi się, oczy mam na zapałkach.

Królewna odmawia spania i chce zabawiania. Nie ma sprawy, w tornadowym syfie mieszkalnym noworodka zabawiać się też da. Nie mniej jednak mogłaby iść spać, bo dom ogarnąć trzeba. Sam się nie ogarnie, niestety. Jak sprawić żeby noworodek (już od jutra awans, niemowlak, jeee!) spał? Chciałabym wiedzieć, przespała bym była noc. Jest jeden sposób (średnio wygodny co prawda w nocy, więc między 4 a 8 uskutecznianie go sobie odpuściłam) który na M. działa zazwyczaj - spacer. Wstrzeliwszy się w dwugodzinne okienko między ulewami matka (czyli ja!) zapiernicza po parku, dziecina śpi. Wracamy do domu, matka po nieprzespanej nocy i około 10 przedreptanych kilometrach pada na pysk i pada z głodu (na szczęście na obiad resztki z wczoraj, dzięki mami!) a wyspana dziecina postanawia się obudzić i domagać rozrywek. Jasny gwint!

Tak więc - mieszkanie mam nieogarnięte, w ramach obiadu zjadłam paluszki (wstrzelenie się w 12 minut które zajmuje odgrzanie obiadu z nieśpiącym dziecięciem jedząco-pieluszko-zmiano-wymagającym graniczy z cudem, a ja dzisiaj po nie tej co trzeba stronie granicy) a zamiast Mozarta w tle leci TVN bo nawet nie mam siły mocować się z ustawieniem Mozarta.

Życie mnie dopadło, kurka wodna.

Już marzę o drzemce, którą utnę sobie jutro.

Macie takie dni?

Pozdrawiam,
zmaltretowana macierzyństwem (z nadzieją że chwilowo)
z.

(m., która w końcu poszła spać, może i mentalnie też pozdrawia. A ja piszę zamiast ogarniać burdello i jeść porządnie. Ale postanawiam poprawę. Może da mi dziewczynka jeszcze z godzinkę żeby się i dom doprowadzić do stanu sprzed zepsutego dziecka. Oby!)

PS. Marzenia czasami się banalne. Oto moje:



22 comments:

  1. Nie znam się jeszcze, bo do rozwiązania jakieś 2 miesiące, ale może to pierwszy skok rozwojowy??

    A Milly jest boska i do zacałowania!;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No jets boska i do zacałowania, jest!

      2 miesiące to zleeeeeci!!!!! :)))) I tak, to chyba rzeczywiście skok, bo melduję że dziecko się naprawiło :)

      Delete
  2. Jaka ona jest slodka!!!!!a nie spanie coz, takie akcje sie przytrafiaja.trzymam kciuki,zeby jak najmniej!

    ReplyDelete
  3. A Tobie by się nie znudziło takie wieczne spanie, cycowanie i pieluchowanie? Wszak dziecko chce mieć coś z życia, jakąś rozrywkę, chce pogadać i w ogóle. A na serio- macie chustę? Może pochustować ją po domu, przynajmniej dwie ręce będziesz mieć wolne i coś zjesz.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ej, to nie tak że ja z nią nie chcę gadać, nooo :DDDDD

      Chustę mamy, ale póki co ona lubi ją przez około 10 minut, a potem przestaje :/

      Jeść jem! Tylko nie zawsze wtedy kiedy chcę :p

      Delete
  4. Ja też obstawiam skok, dwa dni i minie :) U nas był długi czas, gdy Zosia płakała i płakała i płakała. Lekko nie było, ale wszystko jest do przeżycia ;-) Najgorsze były kolki, od 18 nieraz do północy ciągły płacz przerywany drzemkami po 5 minut. Dasz wiec i radę Ty mamuska :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, to był ewidentny skok. Kolki!? Płacz od 18 do północy?! O mamoooooo, współczuję i mam nadzieję że się nie dowiem co to jest!

      Delete
  5. narazie u mnie nie bylo takiej akcji ( odpukać!!!) :-) ale moja Jula teraz w dzień domaga się zabawy - w końcu zaraz bedzie miała 2 miesiace to ile to można spać w dzień ;p

    ReplyDelete
    Replies
    1. :))) No właśnie! Ja nie mam nic przeciwko zabawom w dzień, ale M. dnie lubi przesypiać a bawić się chce w nocy, kiedy ja chcę spać :D

      Delete
  6. U nas było podobnie. Skok jak nic! Nie katuj się dziewczyno. Niech mała ma możliwość przeżywania tego na własny sposób. Jak nie płacze to wszystko cacy, niech leży, patrzy na wiszące nad nią zabawki, karuzela na łóżeczko działa cuda. U nas Polka potrafi patrzeć zachwycona na wirujące ptaszki a ja tym czasem obiadek na luzie, łazienka - jak trzeba. Długo zajęło mi zrozumienie, że dzieckiem nie trzeba zajmować się cały czas. To znaczy trzeba być ciągle obok, mówić co chwila, żeby wiedziało, że nie jest samo. Ale permanentna stymulacja w postaci kart edukacyjnych, nauki trzymania grzechotki, wodzenia wzrokiem za zabawką itp.itd. - nie jest konieczna. Doszłyśmy z Polką do takiej wprawy, że jak ja jem swój obiadek ona drzemie sobie w bujaczku obok. Kiedy wychodzę do toalety, otworzyć drzwi, wpuścić/wypuścić kota (bo deszcz), kiedy pilnie muszę odpowiedzieć na maila, albo NIE MOGĘ DOCZEKAĆ SIĘ WASZYCH WPISÓW I SPRAWDZAM BLOGGERA - mała leży na macie i zachwycona podziwia swoje postępy w sięganiu po zabawki. Spróbuj. Wyluzujesz się to i córa odpuści. Ale po skoku rozwojowym.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A jakbyś miała dosyć moich "złotych rad" to od razu proponuję: http://pl.dawanda.com/product/61714535-Body-9-12M-Moja-mama-nie-potrzebuje-twoich-rad ;)

      Delete
    2. Hahahah, boskie to body! I nie pisz już do mnie o DaWandzie bo mój budżet jeszcze na konto nie wpłynął a już go nie ma :D Karuzelkę dziecina ma, ale ją olewa. Dziś ciocia M. przyniosła nową i trochę bardziej już ją wydaje się kumać. Leżaczka bujaczka się jeszvze nie dorobiliśmy, ale już w niedzielę do nas zawita...

      Ja czekam już na to sięganie po zabawki, póki co zabawki jej kompletnie nie ruszają, więc średnio mam jak to wypróbować. Poza tym ja nie jestem niewyluzowana :)))))

      A jeśli chodzi o WASZE POSTY to ja czytam przede wszystkim kiedy karmię (czyli non-stop :p)

      Ściskam dziewczynki! (i dziękuje za złote rady :D)

      Delete
  7. No tak, może być skok ! I zgadzam się z Instytut Doświadczeń że karuzelka działa cuda ! U nas w użyciu najpierw zwykła w dosyć mini wersji grająca i kręcąca się od 1 mieś, potem dostaliśmy taką z projektorem i po prostu mega !
    https://www.youtube.com/watch?v=L9Pfx98_Tg0 tutaj filmik z pewnego wieczoru z magicznym efektem działania karuzelki ( na outfit nie pacz ;) ) , gdy dziecko po 2h spania postanowiło się obudzić i nie spać do pewnie 1 w nocy.
    Plus polecam zawijanie- kołysanie - szumienie - ssanie :) muszę tą metodę opisać u siebie bo wszystkim ją polecam :) I jeszcze chciałam dopisać że moja Małgorzata miewała tak często , nie ogarniała kiedy noc a kiedy dzień do ok 3 miesiąca, więc Zuzi, jeszcze 2 miesiące :D wytrzymasz ! Ja już nawet tęsknię za tymi nocami !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hue hue.... No jasne że wytrzymam!

      Czytałam już Twój post o usypianiu, świetny! Zawijanie się u nas kompletnie nie sprawdza, więc cieszę się że jednak się nie skusiłam na woombie (a chciałam!:) Reszta, z mniejszym lub większym powodzeniem, działa!

      Delete
    2. Uf, bo już myślałam że nikt nie czytał, albo wszyscy czytali ale wszyscy już to wiedzą i nikomu się nie przyda :D
      No to Milly najwyraźniej lubi wolność ! Małgorzata gdy próbowałam zawinąć ją w szpitalu ( co prawda bardzo niezdarnie :D ) wszczęła protest i kolejną próbę podjęłam jakoś po tygodniu albo półtora i dopiero wtedy zaczęło się sprawdzać. Woombie jest piękne ! Szkoda że moja M. już wyrosła z zawijania hihi ( bo niestety odkryłam ten wynalazek dopiero jak miała już ok 4 miesiące :( ) :D
      Matki tyle rzeczy kusi.. trzeba uważać :D Ja mam czapę na zimę z La Millou 0-9 miesięcy, kupiona w 1 mieś małej i wyobraź sobie że dzisiaj jeszcze ją przymierzałam i ciągle jest za duża ! Mam nadzieje że we wrześniu czyli jak Gośka będzie miała prawie 10 mieś jednak ponosi ją chociaż miesiąc ! Kompletnie nie trafiony zakup :( Z resztą butki tej firmy też nie są rewelacyjne.. jedynie wyglądają, nic poza tym ! Muszę zrecenzować u siebie na blogu te produkty. A w drodze stroller pad, mam nadzieje że będę zadowolona !

      Delete
  8. Witaj w świecie moich nocy :) Ja dziś 2 godziny na przemian: karmienie-odbijanie-pielucha. A Grześ dalej płacze, w końcu z bezsilności zaczęłam płakać z nim. Owinęłam w rożek i zasnął aż!!!! do rana.
    Ja się boję jak te skoki będą u nas wyglądały.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O rety, biedna jesteś... Ja po jednej nocy z płakaniem padłam na dziób, co noc sobie tego nie wyobrażam... ale kto jak nie Ty!!!!

      Delete
  9. No tak, zawsze przychodzi taki moment kiedy to nasze idealne dziecię się psuje.... :) Normalna sprawa. Pociesz się, że nie każdy dzień i nie każda noc taka będzie. Jak Kitka miała trudne dni to właśnie ta myśl mnie trzymała przy życiu. Kołysałam ją, starałam się nie zacząć płakać na równi z nią, albo co gorsza nie drzeć się na równi z nią i myślałam rytmicznie: "Przy dziecku wszystko mija. Nie ma nic stałego. Nic nie trwa wiecznie. W końcu MUSI jej przejść." :) Pozdrawiam, zaczynam czytać regularnie i zapraszam do siebie: kawa-herbata-mleko.blog.pl

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dobre podejście, i ja tego się będę trzymać! Na bloga oczywiście chętnie zajrzę, dzięki za zaproszenie! Odzdrawiam!

      Delete
  10. Pewnie jeszcze z milion razy "Ci się popsuje" (nie żebym życzyła, czy coś, ale tak to jest, że zanim normalny rytm dnia i nocy się unormuje, to trochę mija, a pototem przychodzi nowy rytm itd., aż do jednej drzemki 1,5h w ciągu dnia, a przez resztę zbawiaj i nie ma zmiłuj - czyli do tego etapu mogę napisać, bo tu jesteśmy) :) Mimo wszystko oby "psuła się" jak najrzadziej, ale nawet jak są te nowe rytmy, to jest dobrze, bo znaczy że dziecię nam rośnie i coraz bliżej momentu w którym mamusia będzie mogła się porozumieć i z czystym sumieniem powiedzieć "idź spać" a dziecko to posłusznie wykona :D :D :D no dobra sama nie wierzę, że taki moment wogóle istnieje :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och, było by to piękne! Za życzenia dziękujemy!
      PS. Dziś byłyśmy na chwilkę na grillu u sąsiadów, gdzie M. przy dość głośnym AC/DC i chłopakach przeżywających każdą bramkę w Lidze Mistrzów (a były ich cztery) przespała całe zamieszanie. Poza tym słodka była cały dzień. Naprawiła się. Hurra!

      Delete