Choć szczerze mówiąc nie wiem, czy się cieszyć. Cieszę się oczywiście na spotkanie z naszą córeczką za 12 tygodni, ale niekoniecznie na kolejne trzy miesiące ciąży. Choć trochę jednak tak. O tym zaraz.
Taki emocjonalny rollercoaster wynika pewnie z faktu że ogólnie czuję się fatalnie od wczoraj, choć zdecydowanie nastąpiła poprawa, nawet trochę jadłam (dawno nic mi tak nie smakowało jak te pół bułki, banan i gotowany ryż z jabłkiem, wszystko oczywiście przez cały dzień, a nie na raz), dużo piję i staram się nie martwić na tyle na ile się da.
Jutro mamy wizytę u ginekolożki, zobaczymy co ona nam powie. Ale jestem dobrej myśli! Czuję się jakby trochę lepiej, mimo tego że wciąż słabo. No ale czego się spodziewać.
Dlaczego nie cieszę się na kolejne trzy miesiące?
1) Wszystko co czytam o ciąży twierdzi że drugotrymestrowy 'honeymoon period' dobrego samopoczucia wraz z
2. Mam metr w obwodzie. Tak, metr. 100 cm, jakby nie patrzeć. Ciekawe czy do końca ciąży będę szersza niż dłuższa (a mam 158cm)
3. Co trochę wynika z punktu 2. - nie mieszczę się już w bardzo dużo rzeczy. I tak mi wszyscy mówią że mam bardzo mały brzuszek jak na taką dużą ciążę, ale prawda jest taka, że w ciuchy własne już się nie mieszczę za specjalnie, a na spodnie ciążowe nie mogę patrzeć. Poświątecznie zgarnęłam 5 sukienek z szafy mamy, która jest trochę większa (mama, nie szafa), ale co jak i z nich wyrosnę? Przecież to totalnie nieekonomiczne kupować rzeczy na miesiąc albo dwa. Wyjściem z sytuacji jest polubienie legginsów, ale co ja poradzę że nie lubię :/
4. Szybciej się męczę. Wolniej chodzę i wszystko w ogóle robię wolniej. Co kompletnie nie leży w moim charakterze. Ale cóż, córcia każe, mama musi.
5. Martwię się. Nieustannie. Teraz przy chorobie zwłaszcza. Internet demonizuje wszystko. Boję się o każdą najmniejszą zgagę, o to co jem i czego nie jem, o to, żeby jej nie zaszkodzić czymś co robię, o to żeby jej nie zaszkodzić czymś czego nie robię, o to, że niechcący ją zmiażdżę kiedy śpię, o to, czy nie urodzi się za wcześnie, o to, czy wszystko będzie dobrze, o to, czy nie dostanę gasteozy (tak to jest jak się spędza za dużo czasu z Internetem o tematyce dziecięcej, czasem im więcej wiemy tym gorzej, ot, nie wiedziałam o istnieniu gasteozy i żyłam szczęśliwie mając jedno zmartwienie mniej), i o milion rzeczy które mogłabym wymieniać w nieskończoność. Co więcej, wiem, że ten strach o nią będzie towarzyszyć mi już prawdopodobnie zawsze. I ta myśl jednak trochę paraliżuje.
Dlaczego cieszę się na kolejne trzy miesiące?
1. Przygotowania zaczną się pełną parą. Kompletowanie wyprawki, zakup wózka, ogarniane łóżeczka i wszelkich rzeczy związanych z tym, że już niedługo świat przestanie się kręcić wokół mojego brzucha, a zacznie wokół prawdziwego małego człowieczka. Wszędzie czytam że takie zakupy i przygotowania to sama przyjemność, więc tak też się nastawiam, no bo co się mam nastawiać inaczej.
2. Każdy dzień to kolejny mijający dzień to dzień bliżej do spotkania z M. A na to czekam bardzo.
3. Ciągle bardzo lubię kopniaczki. Poza tym teraz już jestem w stanie stwierdzić gdzie ma główkę/dupkę bo przy dotykaniu brzucha to łatwo wykryć. I jest to takie realne że mieszka tam człowieczek, a nie już jakaś kijanka czy inna fasolka.
4. Towarzysz Mąż. Im bardziej jestem w ciąży tym bardziej o mnie dba, albo przynajmniej ja to tak odbieram. Troszczy się. Donosi herbaty, zapatula kocykiem, przytula i cały czas powtarza jak ślicznie wyglądam. Niby tak samo jak przed ciążą, ale jakoś tak... bardziej. Albo ja bardziej wszystko odczuwam ze względu na hormony ciążowe albo on rzeczywiście trochę mnie wynosi w tej ciąży na piedestał (no więc nie będę się buntować, głupia bym była gdybym się buntowała). Co więcej, dużo tej uwagi skierowanej jest na mnie, nie tylko na 'opakowanie jego córki', co też jest ważne dla samopoczucia każdej przyszłej mamy, a jeśli nie każdej to prawie każdej, a jeśli nie prawie każdej to nie wiem o co chodzi, w każdym razie ja to bardzo doceniam.
5. Wszystkie moje przyjaciółki-mamy mówią że brzuszka później brakuje. Tak więc na zapas cieszę się tym, że będę go mieć jeszcze przez trzy miesiące, na wypadek gdyby później miało mi go brakować.
6. Czekolaaaaada! Nie wiem jeszcze jaki mam stosunek do diety matek karmiących (brzmi przeraźliwie) ale wygląda na to, że przez najbliższe trzy miesiące mogę sobie jeszcze trochę kulinarnie pofolgować (i nie mówię tu o zjadaniu tabliczki czekolady zamiast obiadu, ale nie demonizujmy kostki albo trzech) bez ryzyka, że Milly będzie bolał brzuszek czy też będzie miała inne żołądkowe nieprzyjemności (a tego chcemy uniknąć, coś o tym wiem wiem, z autopsji bardzo niedawnej zresztą)
Cieszę się bardzo że uzbierało się jednak więcej powodów dla których cieszę się na kolejne trzy miesiące. Że mimo zmęczenia, fatalnego samopoczucia i lekko-podłego chorobozwiązanego nastroju jednak te małe radości przewyższają te wszelkie nieudogodnienia.
Będzie dobrze! Na pewno!
Pozdrawiamy z ostatniego etapu ciążowego maratonu (już zdecydowanie bliżej niż dalej),
z&m
Po pierwsze gratuluję ostatniego etapu:)) też się cieszę, że jednak plusów jest więcej, bo Twoje samopoczucie, to ważna rzecz:) to że się zamartwiasz, to normalne i niestety nie mija potem, ale najważniejsze, to nie dać się zwariować (ja codziennie się staram), a jeśli chodzi o to co piszą o samopoczuciu w 3 trymestrze, to ja prawie do końca miałam świetne, więc nie ma reguły. Skończyło się, kiedy lekarz powiedział, że śmiało mogę rodzić i na jego oko daje mi tydzień (a było to w 36tyg.) i tak się nastawiłam, że codziennie czekałam na poród, a urodziłam tydzień po terminie czyli w 41tyg.(jeszcze z oxy, bo B. nie miał zamiaru się ruszać):) i to czekanie właśnie mnie dobijało psychicznie...:) ale będzie dobrze, przecież ten czas naprawdę szybko leci:)
ReplyDeleteDzięki Judytka! Z zamartwianiem tego się właśnie spodziewam :/ Twoja historia o samopoczuciu bardzo mi się spodobała, oby i u mnie tak było! A siedzieć niech ona siedzi w brzuchu ile wlezie, na razie się martwię żeby się nie urodziła za wcześnie (ale to chyba normalne),a Towarzysz Mąż twierdzi że znając nasze szczęście to mimo terminu na marzec nastąpi to w Prima Aprilis (też fajnie :). A z tym czasem... różnie bywa. Czasem mam wrażenie że dopiero się dowiedziałam że jestem w ciąży, a czasem mi się wydaje, że jestem w ciąży od zawsze :)
ReplyDeleteSloneczko ty moje!po pierwsze primo:zablokuj tego cholernego wujka googla:)nie czytaj zlych rzeczy,a bardziej nastrajaj sie pozytywnie:)po drugie primo:idzi do lumpka:)mala kasa,fajne ciuchy,a nie bedzie ci szkoda przekazac ich dalej za 3 miesiace:)po trzecie primo,krzywdy milusi nie zrobisz,bo nie tatkie to latwe:)chroni ja duzo warstw,ktore to warstwy wlasnie tworza twoj 100cm obwod wlasnie:)nigdy juz,przenigdy nie bedzie jej tak dobrze i bezpiecznie jak w tej chwili:)Kocham cie misiu!
ReplyDeletehahhaha, wujka googla się nie da zablokować, to tak nie działa :) Nastrajam sie pozytywnie, a jak, ale lepiej trzymać rękę na pulsie :) Z lumpkiem to niezły pomysł, choć nie wiem czy warto, skoro teściowa mi pewnie naprzywozi ciuszków z primarka w lumpkowej cenie, poczekam więc pewnie do kiedy ona przyjedzie, zobaczę czego mi ewentualnie brakuje i wtedy ruszę na łowy :) A uszkodzić ciągle mam nadzieję że jej nie uszkodzę, masz rację, to nie może być takie proste. Kocham Cię też! <3
DeletePunkt drugi negatywów wymiata :D Myślę, że jednak nie przekroczysz tej proporcji;) Męczenie niestety, to jedna z zasług wielkiego brzucha i jeszcze sporo innych też się z tym wiąże:/
ReplyDeleteTrzeci trymestr pod względem przygotowań jest super! Już można iść pełną parą! ;) Jedynek rzeczy o której nie wiedziałam zaczynając III tr, to tego że zaczyna się znowu produkcja jakiegoś hormonu co sprawia, że w okolicach 28-30 tc często robi się słabo. Najprawdopodobniej dlatego ja zasłabłam i trafiłam do szpitala. Teraz wyjście z domu może trwać max. 30 min, bo zaraz mi słabo, kręci się w głowie i nie mam sił wrócić do domu.
Gratulacje i powodzenia! ;)
:))) Z tym przekraczaniem to zobaczymy, T.M. mówi tak jak Ty, że nie przekroczę, ale ja tam nie jestem taka pewna.... Dopiero było 96 :/
DeleteBiedaczek jesteś z tym słabnięciem - mnie odpukać na razie jest dobrze (mimo tego że wolnooooo), dzisiaj spacerowałam 1,5 h (wolno bo wolno, ale zawsze). A przygotowania - cóż, obserwuję Twoje i widzę jak bardzo jestem do tyłu :)))) Ale już niedługo, nadgonimy! Pozdrowionka dla Cię i Ignasia!