Długo zastanawiałam się nad szkołą rodzenia.
W sumie większość moich znajomych mam szkołę rodzenia olała i dużo z nich było zadowolonych, bo mówią że dzięki temu słuchały się lekarzy i jakoś im poród poszedł.
Inne mówią, że szkoła rodzenia szkołą rodzenia, ja się mogę nie wiadomo na co nastawiać, a jak mnie mają pokroić to i tak mnie pokroją i na g... będzie mi ta szkoła.
I tak, wiem, że są szkoły z NFZtu, nawet do jednej wysłałam zapytanie na początku grudnia, po czym po trzech tygodniach (sic!) czyli pod grudnia koniec dostałam odpowiedź że mam się zgłosić w styczniu (zaznaczam, że był koniec grudnia). I tak się trochę NFZtowo poddałam.
Popytałam też znajomych, zrobiłam risercz szpitala w którym planuję rodzić (szczegóły tu) i tym sposobem (i jeszcze przy okazji przez krewnych i znajomych królika też) trafiłam do 'Studia Świadomych Narodzin' Kasi Żak, która w 'moim' (moim upatrzonym, to jest) szpitalu położniczuje. Jest progresywną położną, zakręcona na punkcie swojej pracy i eksperymentującą dużo. Co dla mnie najważniejsze - jest też zwolenniczką porodów w wodzie. Szkoła jest prywatna i kosztuje, nie ma to tamto. Jest też w drugiej części miasta i dojazd to niemal pół godziny z głowy. Ale co tam. Sześć prawie dwugodzinnych spotkań to ekwiwalent dwóch wizyt u mojej ginekolożki (finansowy ewkiwalent, w senie, bo mimo tego że jestem z mojej ginekolożki zadowolona o ciąży i porodzie dowiedziałam się więcej już podczas jednych zajęć niż podczas wszystkich wizyt u ginekolożki razem wziętych). Tak też już po pierwszych zajęciach wiem, że było warto.
Jako że mamy ferie Towarzyszowi Mężowi nie udało się wykpić pracą. Jako Żona w Ciąży stwierdziłam że sama tam nie pójdę i koniec, foch. Był to błąd, ale człowiek uczy się na błędach. Towarzysz Mąż siedział jak na tureckim kazaniu przez dwie godziny, nie rozumiejąc ani słowa. Żal mi go było, zwyczajnie. Więcej nie będę więc Sfoszałą Żoną w Ciąży tylko Wyrozumiałą-slash-Rozumiejącą Żoną w Ciąży i jakoś to zniosę i pójdę sama, trudno. Ludzi było sporo, chyba ze 12 par, i nikt, kompletnie nikt nie był sam. No to ja będę, trudno, są gorsze tragedie. A Towarzysza Męża się doedukuje w domu, bo to nie tak, że on się edukować nie chce, ale bariery językowej nie przeskoczy. Jakby mi ktoś zaserwował szkołę rodzenia w Suahili dajmy na to, to też bym się poddała.
Szkoła sama w sobie świetna. Miejsce piękne, na nowym osiedlu, czysto, pachnąco, z ciastkami i czekoladą, z gratisowymi prezentami (tym sposobem odhaczam smoczek z mojej wyprawkowej listy, załapałam się też na wkładki laktacyjne, i mnóstwo fajnych tekstów o karmieniu piersią) ale przede wszystkim z cudowną atmosferą, cudowną, rzeczową prowadzącą która widać że zna się na rzeczy. Sam fakt że wysiedziałam prawie dwie godziny (zmieniając pozycje co minut pięć, ale to nieważne, mnie ogólnie jest ciężko wysiedzieć w jednej pozycji a w ciąży to w szczególności) nie zauważając że tyle czasu minęło o czymś świadczy. Było o porodzie, nacięciach krocza i innych drastycznych sprawach. Ale było to kompendium informacji, które, nawet jeśli są w internecie (no bo wiadomo, jak czegoś nie ma w internecie to nie istnieje), to nie przyszło by mi do głowy żeby ich szukać i pod jakimi hasłami.
Już czekam na następne zajęcia. Bo naprawdę było super! A co mi się najbardziej podoba? Że dwa spotkania poświęcone są tematyce porodu, a reszta to połóg i pielęgnacja noworodka, czyli coś, co jak twierdzi Towarzysz Mąż, dopiero będzie hardcorem. Nie mogę się z nim nie zgodzić. Poród, choćby był masakryczny, to góra doba. No, w razie absolutnego pecha trochę więcej. A co dalej? No właśnie. Nie wiem, ale się dowiem!
Hurra!
Optymistycznie nastawione,
z&m
No i super:)podaruj Nickowi teorie, na praktyke mozesz go raz lub dwa zabrac. Rozumiec polskiego nie musi, ale na pewno pokaza jak trzymac, jak kapac itd.moze to mu sie spodoba:):***********
ReplyDeleteSpodoba mu się w praktyce Millusiowej na pewno... Na szkole rodzenia nie, bo niestety jak ktoś się macierzyńsko leni (ja) to ktoś musi zarabiać (N.), a że zarabia w godzinach szkoły rodzenia to mu się upiecze :) :*
ReplyDeletedobrze, że trafiłaś na tak pozytywną szkołę rodzenia:) a Towarzysza męża podszkolisz jak pisałaś:)) zresztą może zabierz ze sobą jakąś koleżankę, jeśli wolisz nie być tam sama:)
ReplyDeleteNie że nie chcę tam być sama, tylko odstaję od grupy będąc :) No ale nic tam. Jak to z koleżankami będzie zobaczymy, szanuję ich czas :)
Delete