Sunday 13 April 2014

M1 Instrukcja obsługi noworodka - wersja polska i brytyjska

Wiedziałam, że na pewno jakieś różnice kulturowe nas zaskoczą, jeśli chodzi o podejście do wychowywania dzieci.

Nie wiedziałam, że zaskoczą nas jeszcze zanim M. się urodziła, wszak niektóre tematy pojawiły się kiedy beztrosko siedziała jeszcze w moim brzuchu i o naszych dysputach nie miała pojęcia.

Oto podsumowanie podstawowych różnic w podejściu do opieki nad noworodkiem. Podejściu przyjętym społecznie za jedyne słuszne, rzecz jasna, a nie podejściu naszym.

Bo my, oczywiście, jak zwykle w takich sytuacjach, musieliśmy iść na kompromis.

1. KARMIENIE PIERSIĄ

Kiedyśtam, w ciąży jeszcze, taka sytuacja:


TM: - To chcesz ją karmić piersią?
Z: - Jak to, czy chcę? No jasne! Przecież to najlepsze co możesz dać dziecku, wiesz, mimo tego, że nie rozumiem nagonki na matki niekarmiące, to jak tylko się uda to pewnie że chcę.
TM: - Ale nie musisz, wiesz. Dużo kobiet nie chce.
Z: - Wiem, ale ja chcę. Poza tym jak to dużo kobiet nie chce, z tego co widzę to jednak mnóstwo chce, tylko niektóre nie mogą.
TM: - Pierdoły. Wiesz, jak dostajesz na tych wszystkich warsztatach te bezpłatne próbki i pojemniki do przechowywania mleka...W Anglii zazwyczaj dostajesz mleko modyfikowane.

I rzeczywiście. nawet oglądając angielskie dokumetalno-porodowe seriale (The Midwives, o których tu, czy One Born Every Minute) często zobaczymy noworodki przyssane do... butelki, trzymane przez tatę.

W Polsce nie do pomyślenia, żeby ktoś mógł zdecydować, jeszcze przed narodzeniem dziecięcia (przynajmniej pierwszego, bo w przypadku drugiego i kolejnych czasem już wiedzą mamy czym to się je i jak mają jakieś traumatyczne przeżycia z karmieniem w przypadku dziecięcia no 1 - jednak do pomyślenia), że karmić piersią można nie chcieć.

Wyrodna matka nad wyrodne matki.

U nas

Karmię. Z coraz większym powodzeniem i coraz mniejszym bólem. I poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

Towarzysz Mąż czeka na dzień kiedy dojrzeję do tego żeby odciągnąć pokarm z przyczyn innych niż nawał, czyli czysto egoistycznych, i wybędę sama z domu na zakupy/pobiegać/na kawę a M. dostanie butelkę od taty.

Póki nie ma takiej potrzeby, o MM nie chcę słyszeć. Towarzysz Mąż zaakceptował.

2. WERANDOWANIE

Ok. tydzień przed terminem porodu:

TM: - Już się nie mogę doczekać kiedy będziemy ją zabierać na spacery z nami
Z: - Ja też nie
TM: - Może już za tydzień?
Z: - No co Ty, jak za tydzień, przecież dziecko werandować najpierw trzeba.
TM: - ?!?!?!?!?!?!!?!?
Z: - No wiesz, wystawiasz na balkon, na pięć minut, następnego dnia na 10, potem 15 i tak do pół godziny a potem dopiero możesz iść na spacer.
TM: ??!?!?!?!??!?!?!?!?!
Z: - No jak, no nie wiesz o tym?
TM: - No nie, co za pierdoły, w życiu o tym nie słyszałem. Ha - ha! Pierdoły jakieś.


U nas

Ze względu na ładną pogodę i po konsultacji z położną olaliśmy werandowanie i od razu puściliśmy się na głęboką spacerową wodę w 6 dni po porodzie (a o tym spacerku tutaj). dziecko przeżyło, i dziś, 15 dni po porodzie jest już spacerowym weteranem, nawet mimo pogody nieco gorszej. Wczoraj na przykład nie było nas 4 godziny, bo wsiąkliśmy w park i znajomych w parku, którzy chcieli córeczkę koniecznie poznać. Milly cały interes przespała, raz jedyny obudziwszy się na karmienie. Easy-peasy.

3. DIETA MATKI KARMIĄCEJ

W dziewiątym miesiącu ciąży:

TM: - Chcesz czekoladę?
Z: - A daj, póki mogę.
TM: !?!?!?!?!?!?!?!?!?
Z: - No no jak Mała się urodzi to nie będę mogła
TM: ?!?!??!!?!?!??!!?!?
Z: No wiesz, dieta matki karmiącej, te sprawy.
TM: ?!?!?!?!!!!!!!!!!?!!?!?!?
Z: No jak, tego też nie macie.
TM. - Nie. Po ciąży jak karmisz to masz jeść dużo, a i tak chudniesz.
Z: Nawet frytki?
TM: A czemu nie?

 U nas

 Wypięłam się na dietę matki karmięcej czterema, za przeproszeniem, literami. I aż chciałoby się napisać że mam się czym wypinać, ale nie, mój tyłek do największych, mimo bycia tuż po porodzie, nie należy. Do wagi sprzed ciąży brakuje mi... 0,3 kg. Nie spinam się więc, bo niby czym. Coś czuję że jestem jedną z tych szczęściar które po ciąży będą chudsze niż przed.

I wiadomo, to że się wypięłam na dietę, nie znaczy, że się obżeram fast-foodami (nie jadam), chipsami (nie lubię), gazowanymi napojami (nie pijam) i czekoladą (ok, nie obżeram się, ale tak, jadam, dziecku nie szkodzi).

Jem tak jak w ciąży i tak jak przed ciążą - raczej zdrowo, a raczej zostaje tu tylko z racji tego że oprócz wszelkich uwielbianych przeze mnie rzeczy zdrowych jadam też słodycze i chleb.

Milly wszystko toleruje, a położna mówi, że póki toleruje mam się nie martwić i jeść. No to się nie martwię i jem.

Nie jem regularnie (widział ktoś kiedyś matkę świeżo upieczonego dziecka jedzącą regularnie?!), pijam, o zgrozo, czarną herbatę i nie tknę, o zgrozo dla zwolenniczek diety matki karmiącej, gotowanego mięsa. Sorry Winnetou.


4. PRANIE W PROSZKACH DLA DZIECI

W Tesco, też jeszcze w ciąży:

TM: - Co tam masz jeszcze na tej liście zakupów?
Z: - Pastę do zębów, worki na śmieci i proszek dla dzieci.
TM: - Proszek dla dzieci?
Z: - Nooo...
TM: - Do prania?
Z: - No tak.
TM: - Specjalny proszek?
Z: - No tak.
TM: - A nie możemy wyprać w naszym?
Z: - Nie.
TM: - Dlaczego?
Z: - Nie wiem w sumie. Ale musimy mieć specjalny proszek.

U nas

Mamy specjalny proszek, postawiłam na swoim, bo ponoć nasz proszek jest drażniący dla takiej małej skóry (przynajmniej się dowiedziałam, dlaczego nie możemy prać w naszym). Nie będę eksperymentować na własnym dziecku wszak. Towarzysz Mąż zaakceptował.

5. PRASOWANIE

Ok. 2 tygodnie przed porodem:

Z: - Mama kupiła nam super żelazko! Ma 2200V i parę i jest bezprzewodowe i w ogóle och i ach!
TM: - Yyyy... Ale po co nam żelazko jak my nie prasujemy?
Z: - No, ale do ciuchów Małej.
TM: - ??!?!?!??!?!?!?!?!!?!??!
Z: - No co się dziwisz, przecież takim małym dzieciom trzeba prasować.
TM: - Ale po co?
Z: - Nie wiem. Ale na pewno po coś. Przecież wszyscy prasują i mówią że trzeba.

W Anglii nikt nie prasuje, okazuje się. A Angielskie dzieci jakoś żyją i nawet powiedziałabym mają się dobrze. Ba, nawet bez specjalnych proszków do prania.

U nas

Nazwijcie mnie wyrodną matką, ale poszłam w angielski model i nie prasuję. Milly skóra jest bardzo ładna (poza tym że dziś się dorobiła zaczerwienionej pupy, ale to zdecydowanie bardziej od pampersów niż mojego nieprasowania).

6. KĄPIEL

Gdzieś w połowie ciąży:

TM: - To czego jeszcze potrzebujemy dla Milly?
Z: - Wanienki.
TM: - Jak, wanienki?
Z: - No wanienki, do kąpieli.
TM: - A nie możemy w zwykłej wannie kąpać?

U nas

Zarządziłam że nie możemy. Dostaliśmy jedną wanienkę w spadku po Olci, córeczce A.B.-B., ale była ona na tyle duża że wylanie z niej wody graniczyło z cudem. Leży w piwnicy i czeka na lepsze czasy, a my zaopatrzyliśmy się w wanienkę z IKEI za dwie dychy. M. kąpiele uwielbia. Towarzysz Mąż ciągle obstaje przy tym, że przecież możemy ją kąpać w dużej wannie tak jak to robi się (ponoć) w UK, i nie kuma bazy z wanienką dla noworodka, ale skoro ja zarządziłam że chcę, to mi te dwie dychy odżałuje.

7. MIEJSCE DO PRZEWIJANIA

Dalsza część dialogu z punktu 6.:

TM: - Dobra, wanienka. Coś jeszcze?
Z: - Stacja do przewijania.
TM: - ?!?!?!?!?!?
Z: - No wiesz, takie miejsce gdzie się przebiera pieluchy.
TM: ?!?!?!?!?!??!!?
Z: - No jak to, przecież każdy to ma.
TM: - Pierwsze słyszę.
Z: - No to gdzie chcesz ją przewijać?
TM: Gdzie bądź.

U nas

Ja mam biurko przerobione na stację do przewijania (z braku miejsca na osobny mebel,a  jak się nie ma co się lubi... Stacja do wglądu tutaj) a Towarzysz Mąż przewija gdzie bądź - na łóżku, na kanapie, na stole - bo jakoś mojej stacji do przewijania nie lubi...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jakoś się kręci. Co myślicie? Czy to my przeginamy z mega troską o dzieci czy Angole to totalni ignoranci i pojęcia o pielęgnacji dzieci nie mają. Podejrzewam ze tych różnic jest więcej, ale pierwsze primo - długość tego posta jest mega przegięciem na chwilę obecną, a drugie primo jak mi coś jeszcze do głowy wpadnie to najwyżej zrobię vol. 2.

Ściskamy Was mocno,
z&m

20 comments:

  1. Najlepsze są te momenty, kiedy uświadamiasz sobie, że nie wiesz dlaczego, ale tak trzeba, bo inni tak robią i mówią, że to dobre (pkt. 4 i 5). Ja olałam proszek dla dzieci, bo dostałam taki z Niemiec (że niby ekologiczny i w ogóle), przy okazji dowiadując się, że tam nie słyszano o specjalnych proszkach dla dzieci - więc coś w tym jest (głównie marketing pewnie). Zobaczymy, czy nie pochoruję sobie dziecka. Prasowanie - dla świętego spokoju, ale bardziej dla zabicia czasu pierwszą partię wyprasowałam, łącznie z pieluchami tetrowymi, flanelowymi... (nie prasowałam ręczników, bo się im chłonność zmniejsza) - ale prawdopodobnie to było moje ostatnie prasowanie. W celach odkażających dodaję to, co polecają do pieluch wielorazowych (kilka kropli olejku z drzewa herbacianego) i ponoć wystarcza (zapach mnie przekonuje, że faktycznie może wystarczyć).
    Trochę nawet mi się podoba brytyjskie podejście, takie zdroworozsądkowe (oprócz kp vs mm), ale nieco polskiej troskliwości nie zaszkodzi. Najważniejsze, żeście się bez awantur dogadali ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja przed pierwszym użyciem też prałam i prasowałam, z pomocą zresztą mamy i babci które nie wyobrażały sobie inaczej. Drzewo herbaciane to dobry pomysł, słyszałam o tym ale zapomniałam, ale w ramach nieprasowania do pomysłu pewnie powrócę.

      A jeśli chodzi o podejście do wszystkiego noworodkowego - jak ze wszystkim, tutaj też myślę że najlepszy jest złoty środek między brytolskim olewactwem, a polską nadgorliwością (wszak, jak to mówią, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu).

      Delete
  2. Ja myślę że się w PL zdecydowanie przegina.
    Małgosia ma 5 miesięcy, prasowałam chyba tylko 1 miesiąc ale to dlatego że lubię prasować i lubię ciuchy wyprasowane :D Potem już brakło mi czasu i chęci no i zapał też minął. Teraz prasuje tylko to co prasowania wymaga, czyli absolutne minimum !
    Karmienie piersią- wiadomo.
    Kąpiel we wanience ze stelażem bo wygodniej, mała już z niej wyrasta i ledwie się mieści ale nie chce mi się zaczynać korzystać z wanny bo chyba mi plecy siądą do reszty !
    U mnie miejsce do przewijania to przewijak na łóżeczku + przybornik. Super sprawa :) Ale i tak przewijam wszędzie bo zawsze mi za daleko tam :D
    Proszek wykańczam ten który mam i przerzucam się na zwykły.

    A słyszałaś że do robienia MM specjalna woda z butelki ? Zapytaj się TM co on na to? Bo ja używam wody z kranu ale zauważyłam że matki które jej używają są piętnowane w blogowym świecie .

    I jeszcze uważam że niektóre przyszłe i obecne mamy strasznie ze wszystkim przesadzają , aż strach !
    Luz UK rlz ;)

    Muszę ściągnąć od koleżanki wyżej to z olejkiem :)
    Pozdrówkiiii dla Was !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Logiczne, nie? Mleko modyfikowane, to woda też powinna być modyfikowana ;)

      Delete
    2. Hahahha! Jako że Angole piją kranówę to i do robienia MM też, z tego co mi wiadomo.

      Ja prasuję tylko koszule, które jednak noszę na tyle rzadko, że żelazko zdąży się pokryć kurzem między prasowaniami :)

      Z tym olejkiem ja też muszę ściągnąć!

      Odzdrawiamy!!!!!

      z.-

      Delete
  3. chyba mamy podobne podejście.. no poza tym, że ja jeszcze prasuję ciuchy małej, ale pewnie już niedługo. też nie wiem czemu.. no jeszcze rozumiem takie, które akurat do gniecących należą, ale faktycznie dla nas też nie prasujemy, bo zasadniczo to nienawidzę prasować :) We wszystkich innych punktach robimy tak jak Wy.. No, jeszcze poza tym, że Kropka czasem dostaje mm. Średnio raz na tydzień, jak gdzieś wychodzę. Bo ja nienawidzę laktatora. To ZŁO jest ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Witam w klubie nienawidzących prasować!

      Ja też nienawidzę laktatora i użyłam go dwa razy bo musiałam (za dużo mleka, a dziecię śpi w najlepsze i jedzenia odmawia). Ale ciągle jeszcze się łudzę że się przekonam i dojdę do tego, żeby podobnie jak Ty, choć raz w tygodniu gdzieś wyjść. Póki co wyszłam dwa razy, na niecałą godzinę za każdym razem, raz była to wyprawa po stanik do karmienia (bez komentarza, cholerny biust urósł do rozmiarów nieprodukowanych) a raz załatwianie chrzcin. Każdorazowo po jedzeniu z nadzieją że przeżyje Milly godzinę bez jedzenia. Przeżyła. Ale dla mnie mega stres, więc chyba byłabym spokojniejsza gdyby jednak miała jedzenie w zapasie. Ale butelki ona jeszcze w życiu nie widziała. Więc laktator to ZŁO, zgadzam się, ale zaparłam się że MM nie dostanie aż do absolutnej konieczności:) Ściskam!

      Delete
  4. Bardzo dobre podejście, chyba też muszę wcisnąć na luz. A już myślałam, że szybko skończę karmi piersią bo umrę z głodu na diecie dla matek karmiących. :P Zapraszam do siebie http://madameblania.blogspot.com/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hhahaha, no właśnie, dieta dietą, ale bez przesady! A do Ciebie chętnie zajrzę, dzięki za zaproszenie!

      Delete
  5. Z tym proszkiem to rożnie może być i tu akurat bym nie eksperymentowała. Jeśli maluch nie będzie alergikiem to spróbowałabym prać w zwykłym proszku i tak też zrobię jeśli okaże się, że Zosi nie przeszkadza. Nie wyobrażam sobie kąpieli dziecka w zwykłej wannie ze względu na kręgosłup i rozmiary łazienki. Bez przewijaka mogę się obejść. Nie rezygnowałabym z kp i z gory zakladala ze karmic nie bede. Dieta matki kaemiacej - to temet rzeka i chyba zalezy od malucha. Tutaj akurat wsluchac sie nalezy we wlasna intuicje. Ciekawa jestem co Anglicy sadza o sterylnosci np butelek, smoczkow i praniu, myciu nowych rzeczy? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No ja też z proszkiem nie eksperymentuję, przynajmniej nie przez pierwszych parę miesięcy. Dla mnie zwykłą wanna też porażka, ale TM siostrzenice były tylko tak kąpane i wszyscy jakoś mają kręgosłupy na miejscu, więc może nie jest tak źle, ale po co się męczyć. Towarzysz Mąż mówi że butelki sterylizują, jeśli chodzi o smoczki - o zgrozo - wkładają je w swoje dzioby i potem dają dziecku. masakra. Towarzysz Mąż nie rozumie czemu mnie to oburza, ale respektuje to, że stanowczo mówię nie takim procederom więc tak nie robi, ale na początku musiałam hamować jego odruch żeby tak robić. Mąż angielski mojej przyjaciółki M. miał to samo, więc w kwestii smoczków są Angole sto lat za murzynami (choć mój mąż teraz sterylizuje wszystkie trzy które mamy w parowarze:D). Jeśli chodzi o pranie i mycie nowych rzeczy to chyba zależy od osoby - na przykład moja teściowa nie pierze nowych ciuchów dla dzidziusiów a Towarzysz Mąż tak. No bo ja piorę. Bo cholera wie jakie chińskie rączki ich dotykały, nie? Fajne pytanie! :)

      Delete
  6. W sumie to prawda, że w wielu kwestiach się u nas trochę przesadza, np. z tym prasowaniem. Że trzeba wyprać, wiadomo. Ale prasować? Setki lat nie prasowano i dzieci jakoś żyły. W ogóle teraz wszyscy za bardzo przejmują się zarazkami i efekty są, ale niekorzystne, czyli wzrost liczby dzieci z alergią. Trzeba dbać o higienę, ale bez przesady.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No właśnie, ja nie chcę hodować małego alergika. Ale też uważam bez przegięć w drugą stronę.

      Delete
    2. Nie wydaje mi się by prasowanie miało coś wspólnego z wybijaniem zarazków, raczej chodzi o swoiste poczucie estetyki, wyprasowanie, gładkie ubranka ładniej wyglądają ;)

      Delete
  7. Powiem tak, angielskie podejście jest dla nas trochę zbyt szalone (?), no nie potrafię tego ująć w słowa w każdym bądź razie szokuje. Mnie najbardziej szokuje noszenie dzieci boso, bez skarpetek/rajstopek/bucików etc. już marcu! Ostanio nawet widziałam fotkę royal family jak wysiadali z małym Jerzykiem z samolotu ( nie muszę chyba mówić o przeciągach) w marcu, a on w krótkich spodenkach bez rajstopek! No dla mnie szok, dla nich normalka... Sprawdza się w 100% powiedzenie 'co kraj to obyczaj'. A reszta mnie ani ziębi ani grzeje :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak tak, i krótkie spodenki w mundurkach szkolnych w listopadzie i brak czapeczek u noworodków (ha ha, powinnam to zamieścić w drugiej części - Towarzysz Mąż kompletnie nie kuma bazy z czapeczkami). Ale polskie mamy przeginają w drugą stronę i totalnie przegrzewają dzieci - mnie jest słabo jak widzę zimowe kombinezony i wełniane czapki przy dwudziestu stopniach na plusie i rodzicach w krótkich rękawkach... Z dwojga złego już chyba lepiej (i zdrowiej!) trochę przechładzać :)

      Delete
  8. Na naszej szkole rodzenia położne puszczały ploty, że w UK jest moda na niemycie dzieci. Tzn mycie niemowlaków np raz w tygodniu. Ja mam teorię, że Angole są po prostu leniwi (sorry Nick:)). A dziecięce ciuchy prasuje się, żeby troszkę zdezynfekować oraz zmiękczyć tkaninę. Co do detergentów dla dzieci- cóż są i dorosłe płyny typu sensitive (sprawdzałam skład ten sam, co Dzidziuś czy Lovela np Kokosal Neutral), chodzi po prostu o mniejszą ilość potencjalnych alergenów, czyli substancji zapachowych itd. Jeśli chodzi o dietę matki karmiącej to zgadzam się w 100 proc.absolutnie nie dopuszczam myśli o jedzeniu gotowanego mięsa. Zamierzam zacząć spokojnie i tradycyjnie od krupniku:) i wprowadzać powoli wszystko po kolei. Szczególnie owoce i warzywa, bo bez tego ani rusz, szczególnie, że zaraz będą truskawki mniam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niemycie dzieci... Nie wiem, w rodzinie Towarzysza Męża myli :p I to codziennie, ze względu na rytuał. Ale w Ju Es end Ej kanał na jutjubie BabyCenterVideo poleca mycie dzieci 1-2 w tygodniu (do sprawdzenia tu: https://www.youtube.com/watch?v=-RnxD-KRkw8) co nawet mnie, póki co kąpiącej co dwa dni ale planującej to zmienić w tym tygodniu wydaje się odstępem trochę rzadkim... Ale może ja się nie znam :) Dzięki za cynk z Kokosalem! Ale po praniu co ma się dezynfekować tym żelazkiem? I zmiękczenie tkaniny kumam, ale bawełniane rzeczy są dość miękkie takie jakie są, albo przynajmniej mnie się tak wydaje i działają tak jak mają, więc ja ciągle jednak będę to prasowanie olewać.

      Jeśli chodzi o truskawki to też mam nadzieję że nie okażą się alergiczne dla M., bo lato bez truskawek to nie lato, kropka. I mniam! :)

      Delete
  9. No wiesz w praniu masz temp 40 stopni, a w żelazku jakieś 200 to pewnie o to chodzi, o jakieś roztocza czy coś:)

    ReplyDelete
  10. No wiesz w praniu masz temp 40 stopni, a w żelazku jakieś 200 to pewnie o to chodzi, o jakieś roztocza czy coś:)

    ReplyDelete