Towarzysz Mąż mówi żeby nie panikować.
W ramach niepanikowania zadzwoniłam do mojego lekarza rodzinnego/gastrologa/taty przyjaciółki M (trzy w jednym!), który mnie uspokoił. Mogę czekać do wtorku. I współczuje mi, bo pewnie się męczę. No męczę, ale co zrobić. Cieszę się że żadne emergency wizyty w szpitalu nie są konieczne. A to nie tak prosto zdecydować jak się nigdy w ciąży nie było i się nie wie. Wszystko co czytam w internecie (jak ludzie żyli bez internetu, ja się pytam?!) twierdzi że wymioty w trzecim trymestrze są w porzo, o ile nie zdarzają się za często. A moje się zdarzają około 6-7 razy dziennie, więc raczej często. W poniedziałek idę zrobić badania, więc też mi się może coś rozjaśni. Nie panikuję, nie panikuję.
A między rzygami oglądam telewizję. Jako że termin porodu trochę spędza mi sen z powiek, o czym już pisałam wielokrotnie, postanowiłam się uodpornić i zapodać sobie dzień z horrorami, aka 'The Midwives'.
'The Midwives' to wyprodukowany przez BBC program o położnych. Trochę reportażowy, trochę reality-showowy, pewnie świetnie Wam znany i ja jestem ostatnią osobą w sieci która go odkryła (wpisując słowo 'poród' w wyszukiwarkę tvn playera), ale w razie gdybym nie była tą ostatnią jakimś cudem to może się ode mnie o nim dowiecie.
Choć w sumie nie wiem czy polecam.
Mnie osobiście ogląda się fantastycznie. Choć wybucham płaczem średnio cztery razy na odcinek (a odcinków, godzinnych, obejrzałam pięć). A płaczę z powodów bardzo różnych: wzruszam się przy każdym urodzonym dziecku, więc płaczę, martwię się komplikacjami niektórcyh pacjentek, więc płaczę (a później płaczę jak wszystko się dobrze kończy) a najbardziej płaczę na scenach typu: 'To Holly. Rodzi od 36 godzin. Nie ma jeszcze pełnego rozwarcia'. 36 godzin!?!?!?!?!? Że co??????
Ja wiem że porody bywają długie i męczące, ale jednak co innego to wiedzieć, a co innego widzieć, a pewnie jeszcze co innego doświadczać. Uspokajająco ten program nie działa (słowa 'boję się' a raczej 'boooooję się' ze łzami w oczach padają z moich ust na tyle często że Towarzysz Mąż już doskonale wie co to znaczy i ma nowy zwrot po polsku który umie), ale, kurka blada, wciąga. I przekaz jest jednak optymistyczny. Większość porodów kończy się dobrze i jakoś chyba oswaja ten program z okołoszpitalnymi fizjologicznymi nieprzyjemnościami.
Choć pozycji do porodu na łóżku niczym z amerykańskich szpitali bohaterkom serii nie zazdroszczę. I mam nadzieję że uda mi się ją ominąć. Ale przecież mam czas, mam czas, nie mam co panikować. Choć kiedy myślę, że już luty, to panika ogarnia mnie lekka. Grunt, że lekka.
Damy radę, (chyba)
z&m
PS. Odcinki 'The Midwives' znaldziecie na TVN playerze (tu) - choć z góry mówię że w porywach dostępne są dwa - i na YouTube (tu). Po głębszym zastanowieniu chyba jednak polecam:)
Zu, ja cie blagam na wszystko.nie ogladaj porodow, nie patrz i nie czytaj o chorobach dzieci, zasada pierwsza nie nakrecaj sie.pojdziesz, urodzisz, zapomnisz co straszne i koniec.bedzie tylko wasza Trojka.prosze cie kochanie....
ReplyDeleteAle wiesz Agi, jednak dobrze mi się to ogląda. Nie czytam o chorobach dzieci, na głowę nie upadłam. Po pierwszym dniu z 'The Midwives' moje reakcje były mocno histeryczne, dziś dzień drugi i chyba zaprawiłam się w bojach, bo nie płaczę i jakoś mi raźniej widząc że to wszystko jest do zrobienia (teoretycznie oczywiście wiedziałam że tak jest, bo jakoś kobiety mają te dzieci przecież i ludzkość nie wymarła, ale co innego wiedzieć o tym abstrakcyjnie, a co innego widzieć to trochę bardziej namacalnie) i... właśnie zabieram się za kolejny odcinek. Fajne te położne :)
Delete