Sunday 10 August 2014

M5 Czy z niemowlęciem trzeba siedzieć w domu?

Si, si, tak jak większość z Was się domyśla, jest to pytanie retoryczne.

Ale jak już ktoś chciałby na nie odpowiadać koniecznie, to odpowiedzią wcale nie było by cisnące się wprost na usta 'Nie trzeba'. Ja tam myślę, że zależy od dziecka.

Słynna Tracy Hogg (ta od kontrowersyjnego 'Języka niemowląt' w którym poleca karmić dziecko co 3h i każe trzymiesięcznym niemowlętom przesypiać noce bo przecież one wcale nie muszą w nocy jeść) przedstawiła typologię dzieci - od 'Aniołka' począwszy, poprzez 'Wrażliwca' do 'Poprzeczniaka' (wszystkie tłumaczenia pochodzą z tego artykułu, do którego też odsyłam zainteresowanych). I o ile niekoniecznie zgadzam się ze słynną Tracy H. w wielu kwestiach, tak trudno się nie zgodzić, również śledząc blogosferę i obserwując niemowlęta wokół, że naprawdę mają różne osobowości (czy zgodne z typologią Tracy H. nie wnikam, ale ewidentnie tak jak my jesteśmy różni tak i dzieciaki mają swoje charakterki od urodzenia, i wychowanie wychowaniem, ale są one różne... i tyle!)

Jeśli na myśl o wyjściu z dzieckiem dalej niż do osiedlowego sklepu oblewa nas zimny pot i musimy przygotowywać to wyjście z milionem 'w razie W' i przygotowanie ekwipunku na to wyjście zajmuje nam więcej niż samo wyjście, jeśli sama myśl o dziecku w miejscu publicznym powoduje drżenie rąk, i to bynajmniej nie z pozytywnych emocji, jeśli źle znosimy ewentualne gapienie się na nas bo a) dziecko chce jeść a tak się składa że karmimy piersią b) dziecku coś nie pasuje i wyje i nawet jak wyjdziemy z miejsca docelowego spojrzeń nie unikniemy c) mimo tego że opanowałyśmy ekwilibrystyczną sztukę przebierania pampersów w wózku wciąż są tacy co w to nie wierzą - to rzeczywiście, dajmy sobie spokój, nie wychodźmy z dzieckiem w publikę przesadnie, bez sensu. Umęczymy i dziecko i siebie i na końcu i tak okaże się że to wina Taty Dziecka. Zawsze możemy urządzić wyjściowe zmiany z ekwiwalentem Towarzysza Męża (aka Tatą Dziecka) albo dziadkami czy jeszcze innym chętnym i wilk syty i owca cała - bo nam się udaje wyjść, a dziecka, które ewidentnie tego nie lubi - nie targamy.

Ale jeśli dziecko mamy w miarę bezproblemowe (sorry Winnetou, ale w dzieci totalnie bezproblemowe nie wierzę) to - dlaczego nie? OK - są miejsca bardziej i mniej odpowiednie dla dzieci i zdecydowanie musimy (hmmm... niby nie musimy, ale jednak wypada i ja mam mus wewnętrzny jednak trochę) brać pod uwagę innych ludzi. Nie bierzemy niemowlaka na premierę kinową (że o teatrze czy filharmonii nie wspomnę), bo cała reszta, która zapłaciła za bilety ma prawo, w moim odczuciu, do niezakłóconego ewentualnym niemowlęcym wrzaskiem seansu/przedstawienia/koncertu (a ewentualny niemowlęcy wrzask pojawić się może zawsze). Multikino ma specjalne seanse dla rodziców z niemowlętami (MultiBABYkino - szczegóły tu) - wtedy w porzo, ale w myśl zasady 'żyj i daj żyć innym' - daj żyć innym i poczekaj na premierę dvd zamiast targać dziecko tam, gdzie niekoniecznie wypada.

W super-extra-posz-exklusif restauracjach też bym się nie spodziewała cudownego stosunku do dzieci. I ej, jesteśmy też rodzicami. Jak już idę na randkę z Towarzyszem Mężem do super-extra-posz-exklusif restauracji (w myślach idę póki co, ale może się to uda uskutecznić kiedy Towarzysz Mąż wróci) to po to żeby oderwać się od własnego dziecka i od dzieci w ogóle (z całą moją do Mill miłością), a nie po to żeby słuchać płaczu dziecka cudzego. Mam to na co dzień, nie dziękuję, i pewnie nie dziękują inni rodzice raz na pół roku szarpiący się na bezdzietne super-extra-posz-exklusif restauracje.

Aaaaale... Przecież jest tyle miejsc gdzie można spokojnie dziecko zabrać! Czuć się jak człowiek, mieć życie towarzyskie, często-gęsto umożliwiać naszemu niemowlęciu kontakt z niemowlęciem cudzym, co z reguły wypada z korzyścią dla zarówno rodziców jak i dzieci. Można wyjść, zmienić scenerię, mieć namiastkę życia 'sprzed dzieci' (i OK, wino zmieniamy na Johna Lemona, ale znam gorsze tragedie) i nie czuć się zamkniętą w czterech ścianach nieszczęśliwą kurą domową bez makijażu i innych perspektyw na najbliższe trzy lata. Ale gdzie wyjść? Ano, nie oszukujmy się, mieszkańcy dużych miast mają łatwiej - wystarczy śledzić Co jest grane? - dodatek do Gazety Wyborczej tudzież inny ekwiwalent (portal czasdzieci.pl na przykad) które na bieżąco informują o tym co się dzieje, w tym dla dzieci starszych też. Albo zwyczajnie, użyć wujka Gugla (a skoro czytacie mojego bloga to jesteście internetowe więc bez wymówek) i zobaczyć co tam w okolicy piszczy. A jeśli w okolicy nic nie piszczy - to możemy same zacząć piszczeć. Ja namiętnie ostatnio spotykam się z poznanymi dzięki blogosferze Ruby Soho z LifeStajlaBabyBlog i Olgą z Instututu Doświadczeń i ich córeczkami - zarówno na mieście jak i w naszych nawzajekmnych domach/ogrodach (co jest opcją jeśli nie macie 'miasta' - w końcu wyjście do koleżanki to też wyjście!)

Mill na szczęście dobrze znosi to, że wszędzie ją ze sobą targam, praktycznie odkąd skończyła parę tygodni. A tu piknik, a tu 'Przystanek Śniadanie' (czyli też trochę piknik), tu kawiarnia, tam inna kawiarnia (w godzinach przedpołudniowych duże natężenie mam z maluchami!), tu odwiedziny u miliona krewych i znajomych królika, skansen, zoo, park (to codziennie!), tam świeżopowietrzne knajpy z leżakami i wegańskim jedzeniem, tu kolejka, tam wesele... I tak nam leci. Pięknie jest!

A Wy jak? Wychodzicie ze swoimi maluchami czy wolicie zostać w domu i wypuszczać się jedynie na spacery?

Ściskamy Was mocno,
z&m

 W nowozaprzyjaźnionym ogródku u Ruby. Muffinki, kawa, słońce i szczęśliwe dzieciaki, czyli pięknie jest!

 I wizyta zwrotna


 Kolejka ELKA w naszym wszystkomającym Parku Chorzowskim

 Ploteczki z Olgą w ukochanym Byfyju (bardzo 'family friendly', ich przewijak i chusteczki i podkłady do przewijania i wszystko co potrzebne do ogarnięcia niemowlęcia biją wszystkie inne znane mi miejsca pod tym względem na głowę)

Kontener Kultury i Mill z miną w stylu 'jeść bo będę ryczeć!' (zjadła i nie ryczała)

 U Olgi, grillujemy!

 Randka z Towarzyszem Mężem i Mill w Villi Gardenie (z ogródkiem, przyjaznej dzieciom, i obsługą, która przeprasza, ze akurat podała obiad kiedy karmisz, bo mogli się lepiej wstrzelić - sic!) w, a jakże, Parku Śląskim

 Spacery... Zawsze, wszędzie, codziennie, dlugodystansowo, w dowolnym towarzystwie... bądź bez!

 'Zacznij weekend piknikiem' Mamy Silesii (PS. Judyta, gdzie Ty?!)

Pierwszy 'Przystanek Śniadanie' (o nim na blogu tu) na którym poznałam Ruby Soho, a także, choć to zupełnie przypadkiem, Olgę (btw, kiedy Mill była taka malutka?!?!?!?!)

16 comments:

  1. Noż kuźwa teraz to przegięłaś. KOLEJKA GONDOLOWA?!?!?!?! Czy czegoś tam nie ma?

    Ja zdecydowanie przeczekuję upały i one nareszcie ustępują. Wrocławiu, nadchodzę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. :)))) Wszystko jest!
      A we Wrocławiu mieszkałam kiedyś przez rok, fajnie było. Wyspa Słodowa + dzidziuś? :>

      Delete
  2. Staram się wychodzić i zabierać córkę w różne miejsca, choć czasami jest to powiedzmy uciążliwe-znaczy nie ma takiego luzu, trzeba się spieszyć itd.
    Ogólnie widzę sporo mam, rodzin z małymi dziećmi, na pewno jest więcej rodziców, którzy nie chcą siedzieć w domu i zabierają swoje pociechy praktycznie wszędzie, niż to było dawniej.
    Jak do tej pory nie byliśmy jednak w prawdziwej restauracji, czego mi trochę brakuje, choć kilka razy jedliśmy w galerii, i tam nikt nie zwraca uwagi na to czy dziecko marudzi, jest szum i nawet nie słychać ewentualnych pomruków niezadowolenia, że się stoi a nie jedzie wózkiem, zresztą zazwyczaj w otoczeniu jest kilka tez takich rodzin. Ale to jednak nie to samo co restauracja czy pub z prawdziwego zdarzenia. Byliśmy też w kawiarni w ogródku, siedzieliśmy na zewnątrz, ale córka po 10 min. zaczęła płakać...także mąż musiał robić spacery wokół, a po innych gościach było widać ze nie są zadowolenie, że jakieś niemowlę płacze...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiem, ludzie nie są z reguły wyrozumiali wobec płaczących niemowląt. Ja zawsze byłam, nawet kiedy nie miałam dzieci, bo wiedziałam że to nie wina rodziców przecież i nie uważałam że rodzice muszą siedzieć w domu z dziećmi tylko dlatego że dzieciom zdarza się płakać. Ale Matka Polka na przykład do dziś myśli inaczej i nie lubi dzieci w restauracjach i samolotach i tolerancji dla nich ma malutko, i dla własnej wnuczki w miejscu publicznym podejrzewam też by miała ciut ciut tylko... A mnie się tam podoba, że się rodzice z dziećmi wypuszczają w miasto, o ile to zdrowiej robi na psychikę, nie?

      Delete
  3. My też wychodzimy wszędzie często i gęsto. Ha, Zośka już była na Kasprowym nawet ;-) Siedzeniu w domu mówię nie, nie, NIE. Wszystko w granicach rozsądku oczywiście.

    ReplyDelete
  4. My w sobote zabraliśmy małego na Jaworzyne Krynicką. Nie powiem bo ludziska się dziwnie patrzyły kiedy wciągałam wózek do wagoniku na wyciąg :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. :))) No i super, a dziwniepatrzących olać!

      Delete
  5. Chorzowski park jest genialny! Tak blisko, a ja o nim jakby zapomniałam. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nooo, to się cieszę że przypominam, bo oczywiście jest genialny, zgadzam się, uwielbiam!

      Delete
  6. Milly to jest mega outdoorowe dziecko i chwała Ci za to, warto jednak dodać, że do takich wypadów potrzeba w miarę ogarniętego dzieciowo towarzystwa, bo nie każdy towarzysz wypadu będzie miał cierpliwość do "zjemy za pół godziny, gdy okrążymy knajpę jeszcze 10 razy i mała uśnie". Nasza Hanka lubi bywać. W sobotę marudziła cały dzień, a jak poszliśmy do modnego lokalu z ogródkiem na granitę i burgery (mąż) oraz filet w kurkach(ja), to pokazała się jak zawsze od najlepszej strony. A dziś robiła furorę w mięsnym w chuście. Btw- w chuście wszyscy nas przepuszczają w sklepach a z wózkiem nie. Czemu?

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, ciekawe - nie wiem czemu? Ale widzę chusta u Was coraz bardziej hula? Hmmm... w sumie jak się zastanowić to u nas Tula też budzi większe zainteresowanie niż wózek. Nie wiem czemu. I zgadzam się z ogarniętym dzieciowo towarzystwem,a le ja chyba takie mam, wyłącznie!

      Delete
    2. Haha! Ostatnio byłam z córką w chuście w sklepie i starsza pani mnie przepuściła mówiąc "ojej, jakie to biedne, proszę szybko zapłacić i wyjąć ją z tego wora, bo się biedna w tym udusi". :D :D Chyba ciągle panuje przekonanie, że chusta to coś niewygodnego i strasznego. :D Pewnie dlatego przepuszczają. :D

      Delete
  7. Coż mogę dodać. Podpisuję się pod każdym zdaniem! I czekam, aż mój maż też mnie zabierze do jakieś poshowej knajpy ( nie, ikea się nie liczy;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ikea się nie liczy, of kors. Plus, prawdopodobieństwo nieuświadczenia w Ikei dzieci graniczy z zerowym, powiedziałabym. Chyba że środa, tuż przed zamknięciem w okolicy 22, no może, może...

      Delete