Wednesday 15 January 2014

W29 Dresiara

No i kolejny dzień za nami. Przedostatni w pracy.

A po pracy... Nigdy nie byłam dresiarą. Nigdy, przenigdy, nie miałam dwóch zestawów ciuchów, nigdy nie dzieliłam ich na te 'po domu' i 'do wyjście' (tudzież 'nie po domu'). Ubierałam to, na to miałam ochotę i szczęśliwie chodziłam w tym cały dzień. Nigdy nie było mi niewygodnie, albo ubrań szkoda. Bardziej prania i czasu potrzebnego na przebieranie się i noszenie dwa razy takiej ilości szmat.

Ale dzisiaj...

Dzisiaj nieopatrznie poszłam z mamą na wyprzedaże. Jeszcze bardziej nieopatrznie (a tak się starałam, nooo!) weszłam do mojego ulubionego sklepu (nawet, wiedząc dokładnie gdzie on jest, usilnie starałam się patrzeć w drugą stronę, ale i tak się wróciłam) zwanego Intimissimi, który na moje finansowe nieszczęście urządził sobie (i mnie!) obniżkę 50%.

Pięćdziesiąt procent piechotą nie chodzi, umówmy się. Zwłaszcza kiedy znajdziemy coś, na co czaiłyśmy się wcześniej, po dwukrotnie wyższej cenie. Przecież takie wyprzedaże to niemalże samo oszczędzanie. Nie, że wydam stówę której miałam nie wydawać, ale nie wydam stówy, którą bym była wydała gdybym to miała była kupić przed wyprzedażą. Tak koję moje wyrzuty sumienia związane z wydawaniem pieniędzy. Na siebie. Nie kupuję nic dla siebie, bo wiadomo, jak to z dzieciaczkami nowymi - wydatków że tak zajadę po Śląsku w ciul i trocha. Jakby ktoś nie wierzył to zapraszam do mojego posta o wyprawce - tutaj. Tak, naprawdę tyle tego jest. Nie ma więc sensu się spłukiwać na siebie, bo ja co na tyłek mam włożyć, w przeciwieństwie do Milly. No ale....

Dres.

Z własnej nieprzymuszonej woli nabyłam dres, bez przeznaczenia na siłownię.

Do chodzenia po domu, a może nawet i na zewnątrz, kto to wie.

Pierwsze kroki ku zostaniu kurą domową takteż poczyniłam.

Został mi jeden dzień w pracy. A potem...

A potem będę miała dres. I nie zawaham się go użyć!

PS. Przepraszam, że zdjęcia takie ciemne i średnio udane, ale tak wygląda zuz, który wychodzi z domu o 9 rano a wraca o 22:30. 

Bywa.




Dresowe szaleństwa. Nie wiem jak to się stało że spodnie mają rozmiar L a bluza S, a chciałam wszystko M. Plusy - w gaciach dużo miejsca na Milly a bluzę wykorzystam kiedy, mam nadzieję, wrócę do swojej normalnej figury. Przy okazji znów zmierzyłam się w obwodzie, ciągle mamy metr, więc chociaż tyle tego.


Nowo-dresiarowe,
z&m

2 comments:

  1. Boski dres:)wszyscy mi mowia,ze mam sie rowniez szykowac od 1 kwietnia, co prawda zdecydowanie nie z powodow ciazowych:), ale podobno kura domowa siedzaca w domu, dres posiadac musi.i to jeszcze ponaciagany:) kurka moze troche bede (czy juz nie jestem????), ale w domu siedziec przed tv nie zamierzam i ja obale ten mit i bede miala spodniczke dresowa, ktora nabylam w fasardi.pl co prawda to chinszczyzna i okaze sie co to to to jest, jak juz przyjdzie, ale trwam w postanowieniu, ze jak juz dres to z klasa:) wygladasz bosko,a twoj brzuszek wyglada jak moj jak bylam w 4 miesiacu!!!!aaaaaaa, jak to mozliwe?????love you!

    ReplyDelete
  2. Hahahha, Agi, no jak w czwartym miesiącu, no co Ty! Love you too! I nie ma jak dres z klasą! Na mój Towarzysz Mąż zareagował w następujący sposób: 'Ale chyba nie zamierzasz wychodzić w tym z domu?!', wnioskuję więc że klasy nie ma. Ale już go uwielbiam :D A od kwietnia będzie tylko fajniej, zobaczysz :))))

    ReplyDelete