Sunday, 16 March 2014

W38 Mężuuuuuu....

Leje, wieje, w marcu jak w garncu w rzeczy samej.

Tylko czemu ja nie śpię od szóstej rano ja się pytam?

Nerwy mnie dopadają małe przedporodowe chyba. Milion myśli na sekundę. Świat nam się za chwilę wywróci do góry nogami. Powinnam iść posprzątać, poprać, powycierać, wszystko na wszelki wypadek. A leżę tylko, słucham wiatru i deszczu bębniącego o szyby, jedną ręką głaszczę mój brzuch, drugą głowę śpiącego Towarzysza Męża i rozmyślam o tym, jak pięknie o szóstej rano jest. I jak cicho. I jak w sumie czekam już na to, kiedy ta cisza zostanie przerwana pobudkami o szóstej rano niekoniecznie ze względu na szalejące hormony ale M. po drugiej - naszej - stronie brzucha.

Moje rozmyślania o szczęściu, o tym co ważne, o tym co ważniejsze i naj przerywa potrzeba natychmiastowa zwrócenia połowy moich wnętrzności, albo takie przynajmniej poczucie. Dziwne, jak ta ciąża się zamyka klamrą, końcówka niemal taka jak początek, pomijając wielki brzuch, parę dodatkowych kilogramów i to, że zmieniło się wszystko, mimo tego że niby nie zmieniło się nic.

Jakby nie patrzeć, poranki i wieczory spędzam zgięta wpół w łazience zastanawiając się o co chodzi z tym że dla niektórych kobiet w ciąży mdłości i wymioty to jakaś abstrakcja, a niektóre, tak jak ja, mają wrażenie że mieszkają w łazience. I bynajmniej nie relaksując się w kąpielach z pianą. Towarzysz Mąż mówi że wygodniej by mi było mieć kołdrę i poduszkę na kafelkach w łazience niż tak kursować. Pewnie ma rację, ale przecież ruch jest dobry dla M., choćby na trasie między sypialnią i łazienką właśnie.

Z okazji pogody i mojego hormonalnego rozedrgania (ale jak to będzie? Myślisz że ja ją od razu będę kochać? A co jeśli...? Jak...? Kiedy? i milion innych pytań kłębiących się w mojej głowie na które nawet Towarzysz Mąż nie zna odpowiedzi) urządziliśmy sobie niedzielny leniwy dzień.

- Towarzyszuuuu Mężuuuuuuu - mówię - ugotuj mi coś
- Dobrze - mówi Towarzysz Mąż - Co chcesz?

Ja jestem zdziwiona, bo spodziewałam się, że Towarzysz Mąż w swoim leniwie-niedzielnym nastroju zdecydowanie nie będzie skłonny robić nic, a co dopiero gotować.

- Pomidory chcę. I makaron.

Dostałam więc pomidory z makaronem. Pycha.

- Towarzyszuuuu Mężuuuuuuu - mówię znów znad książki - lody bym zjadła. Nie mamy.
- Dobrze - mówi Towarzysz Mąż - Jakie chcesz? Pójdę, kupię.

Jestem zdziwiona po raz kolejny. Bo Towarzysz Mąż jest super, wiadomo, ale żeby aż tak?

- Towarzyszuuuu Mężuuuuuuu? - pytam nieco podejrzanie - Czemu Ty mnie tak dzisiaj rozpieszczasz?

Na co Towarzysz Mąż z rozbrajającą szczerością stwierdza, że ma nadzieję że córka mu się odpłaci szybkim przyjściem na świat. No bo mogłaby. No bo ileż można czekać. Znudziło mu się, mówi. Ha! A co ja mam powiedzieć?!

U nas coraz więcej Braxtonów-Hicksów, i coarz bardziej bolesnych.
Za to znad lodów wydają się dosyć znośne.

Ściskamy Was mocno,
rozpieszczane niedzielnie z&m

 
Obrazek stąd. Świetnie ilustruje nasze końcówkowo-ciążowe samopoczucie.


No comments:

Post a Comment