Nie dość że nie skopała mnie na dzień dobry, to do południa kompletnie nie reagowała na żadne zaczepki moje ani Towarzysza Męża. Towarzysz Mąż na szczęście słyszy jej serduszko, zmierzył jej puls za pomocą ustrojstwa do gitary (nie pytajcie mnie jak to się nazywa, nie znam się, nie wiem), wychodzi na to że serduszko w najlepszym porządku (puls 164) więc stara panikara ja powinnam przestać panikować i dać się dziecku wyspać skoro spać chce.
Później wpadłam na to żeby puścić jej płytę od hipnozy (o której więcej tu,a swoją drogą jestem już całkiem dobra w te klocki, po 5-10 minutach nagrania odpływam i budzę się na 1-2-3-4-5, ale oczywiście relację ze skuteczności tudzież nieskuteczności tej metody zdam po porodzie. Póki co jestem bardzo zadowolona bo mój strach przed porodem uległ znacznemu zmniejszeniu i uwielbiam ten czas codzienny tylko dla mnie i dla M. kiedy się kompletnie alienujemy, wyciszamy i przygotowujemy na spotkanie) na którą zawsze reaguje w pewnym momencie kopniaczkami i nie inaczej było i tym razem. Uspokojona więc poszłam łazić i pomyślałam, że może ona czeka, bo ja jednak nie jestem do końca gotowa. Nogi zdecydowanie wymagają ogolenia, paznokcie u nóg zmycia i ponownego pomalowania, dziób nawilżenia a niewidoczne bezmakijażowo brwi henny. Tym sposobem wpadłam na to, żeby zrobić sobie ostatnie już chyba (oby!) domowe spa i przygotować się na to, żeby nie straszyć na porodówce.
I wiem, że wygląd naprawdę nie ma większego znaczenia w obliczu porodu i nie mam na jego punkcie obsesji do tego stopnia, żeby brać ze sobą lusterko i występować w pełnym mejkapie o 4 rano jeśli przyjdzie mi rodzić o 4 rano. Ale bez przegięć w drugą stronę też, chciałabym czuć się komfortowo i nie rozpraszać się faktem nieogolonych nóg na przykład.
Tak więc dzisiejszy dzień upłynął pod hasłem doprowadzenia się do stanu używalności - godzinka w łazience i od razu lepiej. A na hennę wyszłam w miasto, sama sobie nigdy dobrze nie zrobię, a tak jestem niezmiernie zadowolona z efektu i w pełnej porodówkowej gotowości, myślę.
Poza tym taka sytuacja:
pani kosmetyczka: Gotowe, proszę bardzo.
ja: Super, dziękuję, dokładnie o to mi chodziło. W końcu znowu wyglądam jak człowiek, mogę iść rodzić.
pani kosmetyczka: Ale to chyba jeszcze trochę?
ja: Tak, jakieś 3 dni.
pani kosmetyczka: :OOOOOOOOOOOOOO I pani taka spokojna?!
No pewnie, spokojna mama to spokojne dziecko!
Poza tym zmieniłam tez koncepcję ciucha porodowego i stary t-shirt Towarzysza Męża (o którym, podobnie jak reszcie zawartości mojej doszpitalnej walizki pisałam tu, a pierwszy post szpitalno-torbowy tu) zamieniłam na równie starą (za to bardzo jarą!) letnią sukienkę na ramiączkach z bawełny, w której wyglądam i czuję się ładniej. I może ładne samopoczucie na porodówce to nie jest rzecz niezbędna, ale po co sobie dokładać nawet pozornie nieistotnych stresów?
A jak było u Was?
Przejmowałyście się tym jak wyglądacie czy kompletnie Wam to zwisało?
Pozdrawiamy,
z&m
Dobra wanna nie jest zła
Jeszcze bez brwi, ale za to już z maseczką czyli musi być gorzej żeby było lepiej
ja się przejmowałam do czasu aż mnie skurcze nie wzięły jak już mnie wzięło to było mi wszystko jedno i rodziłam w jakiejś koszuli którą dali mi w szpitalu.
ReplyDeletePodejrzewam że i u mnie będzie podobnie :)))
DeleteJa też się zrobiłam do porodu, paznokcie u nóg, henna, maseczki, golenie tu i ówdzie, u rąk pięknie wypiłowane co by nie zadrapać mojego noworodka ;). Mała miała wyjść przed terminem.
ReplyDeleteWyszła po, więc było po paznokciach u stóp ( a tak się namęczyłam ! bo oczywiście do kosmetyczki nie poszłam, przecież sama nią jestem, ponaciągam się i dam radę ;) ), ale cała reszta pięknie zadbana. Chociaż już mi się strasznie nie chciało !
A panie położne bardzo chwaliły mój makijaż i że tak pięknie urodziłam , w ogóle się nie rozmazałam ! ( mimo że mejkap miał już jakieś 24h :D ) Drugiej koleżance tymczasem chwaliły pedicure. Więc warto ładnie się prezentować chociażby dla takich komplementów po porodzie ;)
A co do Milly i jej spokoju, moja mała też się uspokoiła przed na jakiś czas porodem. Panikowałam 10 razy dziennie :D Pobudzałam ją ruszając brzuchem, zajadając się słodyczami, liczyłam ruchy, wyczekiwałam najmniejszej łaskotki hihi :D nawet na ktg byłam ;)
Pięknie Ci w tej maseczce ! Ja ostatnio taka otworzyłam drzwi listonoszowi, na co mnie skomentował " zbladła pani jakoś ! " :D
Powodzenia życzę raz po raz ! :)
Hahhaha, tekst z listonoszem mnie zabił :D
DeleteJa mejkap do porodu chyba oleję, pomyślę o tym później :))))
Młoda dalej podejrzanie spokojna, ale w nocy obudziły mnie mega skurcze i nie spałam przez nie dwie godziny. Były co dzisięć minut, ale czekając aż przyspieszą.... przysnęłam do rana i przeszły. Psia kość!
Hmm... u mnie to poszło tak, że nie zdążyłam się przebrać w coś bardziej mojego niż koszula, którą miałam na sobie... cały czas mi mówili, że nie urodze w tym dniu... ;) ale ogólnie look był przyjemny. Makijazu nie miałam bo to już noc była :D Ale niebawem i poród mój opiszę u siebie.
ReplyDeleteNoooo, to czekam na porodową relację!
DeleteJestem ZA! Zarówno w kwestii wyboru takiej koszuli do porodu, w której będziemy się czuć no, może nie seksi, ale co najmniej w porządku. Sama zakupiłam czarną tunikę w H&M. To samo zdanie mam odnośnie pielęgnacji: nigdy nic nie wiadomo, więc staram się pamiętać przynajmniej raz w tygodniu o peelingu całego ciała, co 2 dni golenie (Chryste, jak już ciężko!), niedawno byłam u fryzjera. Do szpitala planuję wziąć korektor i tusz ;)
ReplyDeleteO rany! To Ty po domu chodzisz niczym po wybiegu dla Miss :) Co drugi dzień golenia nie dałabym rady, myślałam że i tak jestem ok jak raz w tygodniu się ogarnę w tej kwestii.
DeleteHahahha :))) Ja też się ogarniam raz w tygodniu albo i rzadziej, ale jestem z tych fuksiar które po tygodniu (albo i dłużej) niegolenia nóg mają włosy jak większość babeczek po jednym, maks dwóch dniach :]
DeleteG., a tuniką H&Mową widziaąłm u Ciebie na blogu, świetna jest!
A korektor i tusz też oczywiście znalazły się w mojej szpitalnej kosmetyczce :p Jak mi się nie będzie chciało ich używać to to oleję, ale w razie gdyby mi się jednak chciało to wolę mieć :)
Wczoraj wieczorem przeczytałam tego posta i tak Ci pozazdrościłam tej wanny z pianą, że sama sobie taką przygotowałam. Co prawda woda ciepła a nie wrząca jak lubię ale i tak było miło :)
ReplyDeleteWiem, też boleję nad tą megagorącą wodą a raczej jej brakiem. No ale przecież nie marznę w tej wannie więc nie jest źle :))))
DeleteHaha, nogi jak nogi to pikuś, weź tu utrzymaj bikini i okolice w jako takim porządku na oślep :((( To może zbyt daleko posunięta szczerość, ale naprawdę bardzo się boję, że przyjdzie mi rodzić z zarośniętym bobrem :DD
ReplyDeleteTo prawda, nogi jeszcze pół biedy, ale ogolić okolice intymne... Ja celuję trochę na oślep, licząc na to, że pamiętam, jak to tam wszystko wygląda ;D ewentualnie coraz poważniej myślę o posłużeniu się małym lusterkiem ;)
DeleteLusterko daje radę, serio! Choć mam i koleżanki których mężowie im pomagają w tej kwestii! Poza tym w szpitalu jak weźmiesz jednorazową maszynkę to położne Ci też pomogą (przynajmniej w moim szpitalu tak jest i jednorazowa maszynka w tym celu nawet znalazła się na liście wyprawkowej przygotowywanej przez szpital) także dziewczyny, bez strachu!
Deletemój małż nosi taaaaką brodę i nie lubi się golić, więc mu nie zaufam:) zostaje lusterko, nie wiem jak to w tym moim małym brodziku zrobię, ale przynajmniej spróbuję!
DeleteU mnie jest tak samo jak u kejt ;) mąż w ogóle nie goli się jednorazówkami, a jak już zdarzy mu się ogolić raz na miesiąc, to używa elektrycznej maszynki. więc też obawiałabym się powierzyć mu moje wrażliwe rejony ;)
DeleteHue hue, ja bym może i powierzyła, ale Towarzysz Mąż odmawia w tej kwestii współpracy :)
Delete