Saturday, 1 March 2014

W36 Na różowo i baby shower którego nie było

Dawno temu na początku poprzedniego miesiąca przyjaciółka B. wyciągnęła mnie na warsztaty kulinarne u Belli, cudownej Szkotki mieszkającej w Polsce i prowadzącej najpyszniejszą home-made cukiernię na świecie, a przynajmniej na Śląsku (o poprzednich warsztatach było tu a więcej o Belli i jej firmie tu).

Zachwyciłam się warsztatami tak, że postanowiłam wrócić, kiedy tylko nadarzy się okazja. A okazje nadarzają się nader często bo cudowne warsztaty ma Bella w swojej ofercie praktycznie co tydzień.

Początkowo chciałam iść 29 marca, bo tematyka warsztatów cudowna (no same zobaczcie!), ale przytomnie uświadomiłam sobie że prawdopodobnie będę wtedy na porodówce (wszak 29 marca to jedna z moich domniemanych dat porodu. Ogólnie wahają się one od 23 do 30 marca, ale o tym może napiszę osobny post. U mnie w rodzinie trwają też już zakłady kiedy Milly postanowi do nas zawitać. Najbliższa obstawiana data już za 4 dni, najdalsza, póki co, 7 kwietnia. Konkurs jednak wciąż trwa i uważam go za otwarty), więc w ramach rekompensaty i zbliżających się urodzin własnych zafundowałam sobie warsztatay zwane 'Na różowo'.

Pojechała ze mną ciocia B., mama mojej przyjaciółki i sąsiadki A., jako że przyjaciółka i sąsiadka A., która początkowo chciała iść, musiała iść do pracy. No co zrobić, ktoś musi pracować żeby piec mógł ktoś. Ciocia B. cudownym substytutem była i piekłyśmy w jak zwykle (nooo, jak ostatnio, ale zakładam że zwykle też tak jest) cudownej atmosferze Bellowej kuchni.

A piekłyśmy cupcakes różane i ciasteczka wyglądające jak ciasto Battenberg (ciasta Battenberg chyba jednak nie lubię, a ciasteczka są maślane i pyszne. Choć Towarzyszka Córka, podobnie jak większości maślanych i pysznych rzeczy, ciasteczek też nie polubiła. Jasny gwint, wygląda na to że naprawdę muszę odstawić słodycze).

Skojarzenie z takimi różowymi cudami miałam jedno: baby shower. Powinnam była pomyśleć i zrobić imprezę dziewczyńsko-różową, bo szanse na to, że zeżremy z Towarzyszem Mężem 12 cupcaków i ponad pół kilo ciasteczek, których Towarzyszka Córka nie toleruje, są bardzo znikome.

Ale... No właśnie, cała idea baby shower mnie chyba nie przekonuje. Weź tu zaparaszaj gości żeby Cię obsypywali prezentami dla dzidziusia, który jeszcze siedzi w Twoim brzuchu. Fajna sprawa, ale mnie chyba było by po prostu głupio. Czy ja jestem jakaś zacofana?

Choć spotkanie z koleżankami-mamami w celu pogadania o porodach, połogach i macierzyństwie (i koleżankami nie-mamami oczywiście też, o ile temat im nie wstrętny) wydaje mi się ideą super (bo gadanie o porodach, połogach i macierzyństwie w większym gronie, a tym bardziej mieszano-płciowo-statusowo-związkowym kompletnie mnie nie kręci), o tyle cała baby-showerowa pompa chyba już mniej. Nie wiem, może ja się nie znam. Myślę że jako gość na taką imprezę poszłabym chętnie (w końcu na wieczory panieńskie też chodziłam i było super), ale jako organizator i główny zainteresowany - eee... chyba nie.

A Wy co myślicie? Miałyście baby shower?

Ściskamy sobotnio, lekko zrehabilitiowane kuchennie po wczorajszej katastrofie kuchennej (tej),

z&m


Takie wyszły! 
(zdjęcie przytomnie zrobione w Bellowej kuchni w pięknym słońcu)




I ciasteczka też niczego sobie
(mimo tego że zdjęcie nieprzytomnie zrobione w mojej kuchni z niedziałającą i jeszcze nie wymienioną żarówką, zrobione przed chwilą, czyli po zmroku, ale nic to)

PS. Niniejszym oświadczam że blog nie zamienia się w blog kulinarny

6 comments:

  1. takie pyszności, to ja z miłą chęcią bym pochłonęła :)) a co do baby shower, to nie miałam i żałuję, myślę, że to fajna sprawa, zwłaszcza, że w owym czasie bardzo dużo moich koleżanek było w ciąży i to mogło być takie zbiorowe baby shower. Jakbym mogła cofnąć czas, to napewno bym sobie nie pożałowała, ale jak Tobie nie bardzo pasuje taka inicjatywa, to nie ma co się zmuszać...:) ważne żebyś Ty się czuła dobrze.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Inicjatywa mi się podoba, choć chyba bardziej luźna, niż dekorowanie mieszkania na różowo i oczekiwanie prezentów dla M. Ale chyba lepiej żałować że się coś zrobiło i nie wypaliło niż w drugą stronę, także przemyślę jeszcze sprawę :))))

      Delete
  2. A mógłby. Się zamienić :) Bo babeczki piękne wyszły.
    Coraz częściej myślę, żeby się na te warsztaty wybrać. Cena przystępna, a efekty cudne. Cóż, dalej myślę :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki! Też uważam że babeczki wyszły, mimo tego że Towarzysz Mąż nazywa je kupa-cakes :))))) Warsztaty są super i bardzo bardzo bardzo polecam!!!!!

      Delete
  3. PS. Wydaje mi się, że sednem bociankowego jest, że nie organizuje go przyszła mama, ale ktoś dla niej - przyjaciółka, siostra itp. Oczywiście w porozumieniu :) Może jeszcze masz komu zasugerować ?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bociankowe, jaka cudna nazwa! Siostry nie mam, przyjaciółek trochę tak, choć rozjechane po całym świecie, skubane. Ale może coś jeszcze wymyślimy :)))

      Delete