I nie żebym przedciążowo była jakoś wybitnie alkoholowa, bo nie, nie byłam. Z reguły to ja robiłam za kierowcę, a kiedy udało mi się przekonać Towarzysza Męża że teraz moja kolej żeby pić a nie prowadzić Towarzysz Mąż za każdym razem uważał że moje picie to marnotrawienie kierowcy, bo wypiwszy jedno piwo w Anglii ciągle można prowadzić (limit 0,8 promila, ale ja to jestem taka stara panikara że i polskie 0,2 to o 0,2 dla mnie za dużo) i o co mi chodzi i skoro już piję to mogłabym się napić porządnie. A ja jakoś nie lubię się napić porządnie.
Co nie znaczy że jakiś ze mnie abstynent-zapaleniec. Wódki nie tknę. Piwo wypiję, często nawet ze smakiem, zwłaszcza pszeniczne. Albo i dwa, też się zdarza, choć nie za często. Ale wino. Wino mnie gubi.
Wino najbardziej lubię do jedzenia, a że uwielbiam jeść, to uwielbiam i wino. Dwa lata mieszkania w Hiszpanii zrobiły swoje, winowo się wyszkoliłam i lampka (albo i pół butelki, a co!) wina po pracy i rozmowy do nocy na balkonie z Towarzyszem Mężem to jedne z moich najcudowniejszych wspomnień.
I to właśnie wina mi brakowało w ciąży, i wina mi brakuje teraz, przy karmieniu piersią. Teraz sytuacja była by o tyle do zrobienia gdybym się zaparła, że mogłabym poodciągać pokarmu na zapas, wypić tą lampkę i czy dwie, karmić mlekiem odciągniętym i wylewać to potencjalnie alkoholowe i spokojnie wrócić do karmienia piersią. W ciąży się tak nie dało. Tylko teraz... Nie chce mi się. Dużo babrania się z tym pokarmem jak dla jednej lampki wina. To znaczy - nie zrozumcie mnie źle - gdyby ktoś mi postawił tu flaszkę mojego ukochanego włoskiego Marzemino to może i bym się skusiła, ale tak... nie jest cała imprezka dla mnie warta zachodu. Ale wina, mimo lenia, się chce.
Nie pamiętam już gdzie usłyszałam czy przeczytałam o tym po raz pierwszy. Wino bezalkoholowe. Kiedy powiedziałam mojej mamie o jego istnieniu ona stwierdziła że no jasne, że takie jest, i nazywa się sok winogronowy. Ale co to to nie. Wino bezalkoholowe z założenia wygląda jak wino, smakuje jak wino, zachowuje wszystkie pro-zdrowotne właściwości wina tylko poddane procesowi dealkoholizacji właśnie alkoholu nie ma. I kalorii przy okazji dużo mniej, więc oprócz tego że świetne dla matek karmiących (mnie!), kobiet w ciąży (że też nie odkryłam tego w ciąży!) i kierowców (znów mnie!) to jeszcze świetnie się nadaje dla osób na diecie, gdyż 100ml takiego trunku to li i jedynie 18 kcal. Więc jak ktoś liczy kalorie (respect!) to za dużo się ich przy tym winie nie naliczy.
W przypływie gotówki (zasiłek macierzyński dotarł) zaszalałam i na stronie winabezalkoholowe.pl zamówiłam pięć butelek. Tak, ze 150 złotych na wino bezalkoholowe wydałam, człowiek przy zdrowych zmysłach puknął by się w głowę. Ale jako że mało która matka karmiąca z siedmiotygodniowym niemowlęciem jest przy zdrowych zmysłach zamówienie poszło. Towarzysz Mąż na szczęście akcję wspiera, jako ze wie jak bardzo lubię wino i podobnie jak ja tęskni do naszych winno-rozmowno-filmowych wieczorów. Co z tego że co drugi przy bezalkoholowym, to o kulturę picia wina chodzi, o piękny kieliszek, o dźwięk wina (choćby bezalkoholowego) uderzającego o jego ścianki, o zapach, o skojarzenia, o wspomnienia, o celebrację momentów, wieczorów, posiłków i wszystkiego, co celebrować się da, a przede wszystkim tego, czego się nie da.
Zamówienie złożyłam w środę wieczorem, w piątkowe południe był u mnie kurier z samego Gdańska, a z Gdańska na Śląsk odległość taka, że ciężko znaleźć dalsze w Polsce. Także przesyłkę uważam za ekspresową.
Oto otwarcie paczuszki i niewątpliwa radość na mojej długo-bezwinnej twarzy.
Wino jest pycha.
Owszem, nie smakuje alkoholowo, ale jak na erzatz jest całkiem udane. Zamówienia nie żałuję i winolubnym, a nie mogącym - polecam.
Polecam też śpiące dziecko do kompletu, dobrą kolację i w tym deszczu podkocowe przytulenie do Towarzysza Męża (w sensie - Waszego ekwiwalentu Towarzysza Męża) i obejrzenie jakiegoś cudownego filmu. I bardzo ale to bardzo polecam, jeśli jakimś cudem jeszcze nie widziałyście, brytyjski 'About Time' ('Czas na miłość') który na takie wieczory jest wręcz idealny.
Pozdrawiam,
nieskacowana i ciągle z półbutelką napoczętego wczoraj wina (bezalkoholowego)
z.-
Paczka przyszła, otworzyć trzeba!
Porządnie, cholibka, zapakowane, pomocować się trochę z tym trzeba!
Udało się! Jest radość!
Już za parę chwil, za chwil parę...
Moje Ci one!
A w zamkniętej kieszonce, która myślałam że jest pusta, przy wyrzucaniu opakowań znalazłam małą butelkę białego musującego wina (też, rzecz jasna, bezalkoholowego) w gratisie od firmy. Na piknik idealna!
Jest wino, jest kieliszek, jest uśmiech!
About Time...
No to zdrówko!
No to zdrówko ! :)
ReplyDeleteZdrówko! :)
DeleteA no jak polecasz... Nie mogę uwierzyć, że to smakuje jak wino, ale chyba spróbuję, bo mam ten sam problem co Ty, że wino uwielbiam, a przede mną wielomiesięczna (za mną też przecież wielomiesięczna) wizja bezalkoholowa. Ten uśmiech mówi: i to było dobre. :)
ReplyDeleteBo było! A to najtańsza flaszka, więc co będzie przy następnych? :ppp
DeleteZdrówko w takim razie, no ja nieraz mam ochotę na jakieś winko, a tu niestety, na razie nic z tego. Może spróbuję takiego ;)
ReplyDeletePolecam, daje radę! :)))
Deleteoch... och.... jak ja Cię rozumiem! jakże ciężko jeść wieczorem lasagne bez wina.. wina faktycznie brak!. Ejże.. czyżbyś wykreowała mi potrzebę zamówienia sobie paru flaszek prosto z Gdańska? :)
ReplyDeleteZemsta jest słodka :ppp
DeleteZa to Ty mi wykreowałaś potrzebę na lasagne, sto lat nie jadłam!
no widzisz, jak znalazł do winiacza
DeleteAaa ale fajnie ! Że też nie wiedziałam !
ReplyDeleteMasz rację że szkoda zachodu do 1-2 lampki wina ! Ja karmiąc piersią pokusiłam się ze 3 razy na odciąganie a potem dokarmianie butelką ale wiecej przy tym stresu zachodu niż tego warte ! Tj. namęczyć się z odciąganiem to pikuś, boisz się potem czy starczy mleka ( bo różnie bywa i różne apetyty ) i czy już możesz karmić, czy alkohol zszedł.
A co do kaca to ostatnio się schlałam. Nie upiłam. Schlałam ! Nie tęskniłam i stwierdziłam że już tak dużo więcej pić nie będę bo było okropnie :D
Zdróweczko ( bo ja sączę piwko jako już niekarmiąca ) i smacznego !
Hahahha, ja szczerze mówiąc nawet już nie pamiętam kiedy się ostatnio schlałam - ale w czerwcu przed nami 3 wesela więc podejrzewam że na co najmniej jednym się schleję. Schleję, nie upiję. I chyba lampka wina z alkoholem po takiej abstynencji mi wystarczy :)
DeleteMnie na szczescie ratuje karmi ;-) uwielbiam i polecam, choc wczesniej bym tego do ust nie wziela to schlodzone naprawde daje rade a w przyszlym tygodniu zapowiadaja upaly;-) a z tym winkiem to tez fajna sprawa pozdrawiamm Dori ;-)
ReplyDeleteMnie na szczescie ratuje karmi ;-) uwielbiam i polecam, choc wczesniej bym tego do ust nie wziela to schlodzone naprawde daje rade a w przyszlym tygodniu zapowiadaja upaly;-) a z tym winkiem to tez fajna sprawa pozdrawiamm Dori ;-)
ReplyDeleteMnie na szczescie ratuje karmi ;-) uwielbiam i polecam, choc wczesniej bym tego do ust nie wziela to schlodzone naprawde daje rade a w przyszlym tygodniu zapowiadaja upaly;-) a z tym winkiem to tez fajna sprawa pozdrawiamm Dori ;-)
ReplyDeleteJa do Karmi nic nie mam, wypić wypiję, ale wino to to nie jest, nawet bezalkoholowe :))))) :p
Deleteech co ja bym dała za Desperadosa... ;)
ReplyDelete:))))
Deleterozwiązanie genialne ! odkąd przestałam karmić to P. jest abstynentem a ja sobie na piwko czasem pozwolę :)
ReplyDeleteRozwiązanie jest :) Jak to P. jest abstynentem odkąd przestałaś karmić? Jak to działa?:>
Deleteznaczy jak ja sobie pozwole na piwko on staje sie abstynentem i wszyscy zadowoleni :-P
DeleteO żesz wow! Na piknik mówisz?? A mogłabym ciut ciut spróbować zanim szarpnę się na paletę? Bo z Polką nigdy nic nie wiadomo. Może jej jakiś konserwant nie spasuje i lipa :/
ReplyDeleteNo jasne, całą flaszkę przyniosę! Wolisz białe czy czerwone?:>
DeleteNie słyszałam jeszcze o winie bezalkoholowym :| ale powiem tak - narobiłaś mi smaka!
ReplyDelete