Saturday, 13 September 2014

M6 Matka sezonu (którą nie zostanę)

Wieści takie - zębów nie ma. Kataru niby też nie, ale nos jednak lekko świszczy. Pojawił się za to kaszel. Coraz bardziej podejrzewam że to jakieś jesienne przeziębionko się przyplątało, a coraz mniej że to wszystko od zębów. No bo ileż można zwalać na zęby?

Dziąsła twarde i białe od trzeciego miesiąca (o tym było tu), ale to, że matka czyli ja, miała ząb po trzech miesiącach o niczym widać nie świadczy.

Mam zębowy kryzys i wrażenie, że one serio nie pojawią się nigdy. Nie żeby mi się wybitnie do nich spieszyło, nie mniej jednak coś jest na rzeczy, zębowo lub przeziębieniowo. Moje spokojne i aniołkowate dziecko śpi lekko (albo wcale, ale o tym zaraz), marudzi, nie pasuje jej ani leżenie, ani noszenie, ani tulenie, ani nietulenie, ani spacerowanie, ani niespacerowanie, nic, po prostu kompletnie nic nie działa.

Kryzys zaliczony, telefon na ryku do A.B.-B. odhaczony, że nie daję rady, że nie mam pomocy, że niech ktoś mi powie co ja mam zrobić żeby jej było lepiej, bo się zajedziemy obie, ona, bo jej coś dolega, a ja, bo nie wiem co i nie wiem jak jej pomóc.

Towarzysz Mąż wyniósł ją dwa razy na spacer w Tuli, żeby trochę pospała, żebym ja mogła odpocząć. Zrobić pranie, rozładować zmywarkę, pościelić łóżko i zetrzeć kurze, to jest.

A dospać musiała bo noc wcześniej nie obyło się bez noszenia dookoła stołu do drugiej nad ranem. Bo leżenie absolutnie nie wchodziło w grę. Zapuchniętych oczu nie miałam tak od studiów, kiedy ślęczałam po nocach nad książkami, nie dosypiałam, przeżywałam rozterki sercowe i czułam się jak kompletny wrak człowieka. Tylko teraz jest gorzej, no bo przecież chodzi o MOJE DZIECKO. I mimo tego że nic poważnego (oby!) jej nie ma - coś jej jest i się martwię. Nawet hipermartwię, jak twierdzi Towarzysz Mąż, ale zwalam na hormony pociążowe jeszcze.

Dziecko wszak kocham nad życie. Ale czasem jestem tak wykończona, że tylko chcę się zakopać pod kołdrę i nie musieć się spod niej wykopywać przez pół godziny.

Więc w końcu rozumiem matki jedynaków, które tak zajechały się jednym dzieckiem, że odmówiły współpracy przy większej ilości (patrz: Matka Polka). W końcu rozumiem osoby, które twierdzą, że małe dziecko to totalna orka, że nie mają pięciu minut dla siebie, że ciężko jest. W końcu rozumiem osoby zarywające noce, wiecznie niedospane, i niekoniecznie uważające macierzyństwo za najlepszy czas w ich życiu.

Ale w tym całym zrozumieniu łudzę się, że stan ten jest chwilowy. Że kiedy te zęby w końcu wyjdą albo kiedy ta infekcja czy co to za inne pieruństwo jest się skończy moja Mill wróci do swojej wspaniałej normy bycia przesłodką, pogodną dziewczynką, która budzi powszechny zachwyt.

A póki co... W końcu poprosiłam o pomoc. Mill została wczoraj wieczorem z dziadkami, a ja i Towarzysz Mąż wyszliśmy na urodziny kolegi. I tak, byłam ciągle pod telefonem, ale cieszyłam się jak dziecko. Wyszłam z domu. Rozmawiałam z dorosłymi (o dzieciach, fakt, ale to zupełnie naturalne tematy, zwłaszcza w towarzystwie mam przyszłych/obecnych). Nikt ode mnie nie chciał noszenia na rękach, wydawania dziwnych dźwięków, posiłku, no totalny reset. Parę godzin minęło jak z bicza strzelił i odebrawszy Mill w nocy od dziadków do 3:00 miała dziewczynka cudowny humor ale ani myślała spać. Przecież trzecia rano to wspaniały czas na wygłupy, pogawędki i śmeichy-chichy, nie? Ja rozumiem wszystko, reset resetem, ale o trzeciej? Nawet zrelaksowana i gotowa na wszelkie wyzwania byłam średnim kompanem do zabawy i z oczami na zapałkach.

I tak, pewnie nie zostanę matką sezonu, bo która matka swoje ząbkujące/nie do końca zdrowe dziecko zostawia z dziadkami po to żeby zwyczajnie wyjść na imprezę. Nie musiałam wychodzić, ale chciałam. I nie mam wyrzutów sumienia, co gorsza.

U dziadków jak w domu - czyli lekki sen, trochę płaczu i zmęczenie materiału. Czytaj, na ochocze 'córeczko widzę jaka jesteś zmęczona, może idź z mężem do kina albo na kolację czy inną tam randkę a my z nią zostaniemy przechętnie znów' nie liczę, ale i tak jestem bardzo wdzięczna, bardzo szczęśliwa i w ogóle bardzo wszystko że Matka Polka i Dziadzio Roku (aka moi rodzice) zaoferowali mi luksus w postaci wyjścia na parę godzin i braku panicznego reagowania na najmniejszy szelest.

A teraz... Teraz ooo-ooo, mogę wszystko, jak śpiewało za w moim odczucie nie tak znów dawnych (ale pewnie połowa czytelników mojego bloga w ogóle nie skuma o co chodzi) czasów L.O. 27. Mill ciągle nie w stu procentach w humorze, ale pracujemy nad nią. Teraz odsypia zarwaną nockę (well, no jak się imprezuje do trzeciej rano to odsypiac trzeba, nie ma to tamto), ja piszę tego posta i jeszcze jednego o BLW, Towarzysz Mąż ogarnia mieszkanie i jakoś tak... lepiej. Jest szansa że na dniach wrócę do żywych. I Mill mam nadzieję też, no bo ileż można.

A póki co tulimy, karmimy, bawimy. Smarujemy dziąsełka, raz podaliśmy panadol dla dzieci (smakował, skubaniec!). Sprawdzamy temperaturę (36.6), zakładamy czapkę do wyjść, łagodzimy okoliczności ile się da. Mimo protestów zainteresowanej odciągamy smarki i nawilżamy powietrze. Zmieniamy pościel jak wariaci. I przy tym wszystkim staramy się nie zwariować.

Jeszcze chwilka, jeszcze chwileczka, jeszcze chwiluteńka... I na pewno wszystko wróci do normy.

Prawda?

A jak Wasze dzieciaki? Zdrowe? Czy tak jak u nas? A zęby? Są?

Ściskamy,
z&m

Zęby to? Przeziębienie? Nie wiem, ale nastrój wybitnie filozoficzny. I z jesienią w tle. Uśmiechu, wróć!

22 comments:

  1. Ekhm..no to high five. Bo oto masz przed sobą matkę, która właśnie dziś zostawia swoje znerwicowane i zbuntowane dziecko dziadkom, w celu udania się na regularną imprezę. Po raz pierwszy od 9 miesięcy z ojcem dziecka mego mamy wieczorne wychodne, po raz pierwszy nie będę usypiała M. i w ogóle wszystko po raz pierwszy. Wyrzuty sumienia jeszcze się nie pojawiły, ale Rojek dziś gra więc chyba się nie pojawią:)I tylko stresik mam, żeby mój anioł wcielony łaskawie obeszedł się z dziadkami, coby się nie zrazili na przyszłość;)

    ReplyDelete
  2. Jak ja mam podobnie, to mój mąż zawsze mówi "Kacha, to jest małe dziecko, dzieci płaczą, tak już jest, a co Ty myślałaś, że zawsze będzie tak różowo?"

    ReplyDelete
  3. Replies
    1. To zestaw z Lela Blanc o którym było tu: http://millyme2014.blogspot.com/2014/08/spacerowka-tuning-z-lela-blanc.html

      Delete
    2. To zestaw z Lela Blanc o którym było tu: http://millyme2014.blogspot.com/2014/08/spacerowka-tuning-z-lela-blanc.html

      Delete
    3. To zestaw z Lela Blanc o którym było tu: http://millyme2014.blogspot.com/2014/08/spacerowka-tuning-z-lela-blanc.html

      Delete
  4. Zuziku moj kochany oplerek jest bardzo pysz y, majce wyszły zęby w 10 miesiacu, co zab to katar i tak w kółko, co do wypadow, pierwszy raz zostawilismy Majkę jak miała 4 miesiące później jak miała 6a gdy miala 15 miesięcy to zostala z dziadkami bo myśmy pojechali na 10 na Chorwacje z A. B-B ;-) i na dodatek się bidoka pochorowala gdy mama balowala, zeby wyjdą, katar minie a ty jeszcze będziesz chciała wrócić do tych chwil.pod noskiem smaruj mascia majerankowa :-D buziolki dla was.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Buziolki zwrotne! Ja już nie wiem sama co myśleć o tych zębach, jak wyjdą to wyjdą, póki co uzębienia wciąż brak :) Ja teraz zostawię Mill na caaaały weekend za dwa tygodnie i potem jeszcze tak dwa razy. Co to będzie co to będzie?!?!? :)

      Delete
  5. ja się właśnie cieszę, że starsze usnęło, a młodsze zajęło się..zabawą obok kompa, więc mogę dychnąć na chwilę.patrze tylko by nie podłaziło do kabli i kontaktu. Poza tym.. niech się bawi czym chce. tylko odrobinkę spokoju potrzebuję! Ja we wtorek zostawiam moje stwory i mam wychodne z mężem. Nie liczę że szybko się powtórzy, więc korzystam, skoro mama zaproponowała pomoc przy dzieciach. Pewnie dzieci dadzą im wycisk, i szybko się nie powtórzy. Żal, bo miałam nadzieję, na Woody Allena w kinie tej jesieni. Tak - smutne - ostatnio jesteśmy w kinie raz na rok. Na nowym Allenie :))) Oh, Hel nauczyła się otwierać szufladę, oł sziiiit~! do jutra dziewczynki, paaa!

    ReplyDelete
    Replies
    1. hahahah, bardzo mnie rozbawił Twój koment o szufladzie :) <3

      Delete
  6. U mnie też zaczęło się ząbkowanie :-/ marudzenie ...:-/

    ReplyDelete
  7. a może skok rozwojowy? u nas przy skokach było podobnie.

    ReplyDelete
  8. my mamy pierwszego zęba!!! zawrotny wynik jak na 13 i pol miesiaca, czyz nie?;-)pozdrawiam Dori ;-)

    ReplyDelete
  9. my mamy pierwszego zęba!!! zawrotny wynik jak na 13 i pol miesiaca, czyz nie?;-)pozdrawiam Dori ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj tam, Dori, Mill nie ma zęba też wciąż i nie wiem kiedy ten czas nastąpi, może jeszcze później? A jak to Martusia zniosła? I karmisz ją jeszcze? Buziak!

      Delete
  10. Zuzi! Ja miałam podobnie w okolicach siódmego miesiąca. Dziecko się spsuło i już. Nie wiedziałam co jest. Do tej pory aniołek i nagle całymi dniami marudziła, budziła się z płaczem, zaczęła zarywać nam nocki mimo, że od 6-ego tygodnia ładnie przesypiała, nic jej nie pasowało itd. I dużo później, (jakieś trzy miesiące konkretnie), dowiedziałam się, że jest coś takiego jak kryzys ósmego miesiąca, który potrafi zacząć się nawet około 6-ego, 7-ego i trwać nawet do roczku. I objawia się dokładnie tym co napisałam. Też myślałam na początku, że to zęby, albo pogoda, albo, że ja coś źle robię. Próbowałam miliona sposobów na zmianę zachowania Ewy (głównie na to, żeby przesypiała noce) i nic. Dopiero teraz (11 m-cy i 10 dni) mogę ostrożnie i cicho, (coby jakieś licho złośliwe nie usłyszało), że chyba się skończyło. Noce raczej przesypia (5 kolejnych nocek bez pobudki to chyba już sukces), jest też znowu pogodna i zaczyna być śmielsza do ludzi. Aha, bo to też jest objaw tego kryzysu - lęk separacyjny i strach przed obcymi. Przy czym Ewa do obcych zaliczyła nawet moją teściową widzianą dwa razy w tygodniu, ale niech jej będzie.

    Ja nie mówię, że u was to nie zęby, albo przeziębionko, bo może tak być. Ale u nas okazało się to być co innego i zanim się dowiedziałam, że takie zachowanie jest całkowicie normalne i przejściowe to zdążyłam zaliczyć stany depresyjne, lękowe, załamania i tyle nerwów, że nie pytaj. U nas trwało to jakieś 4 miesiące a mam wrażenie, że wiek cały...Także trzymaj się i powodzenia!

    ReplyDelete
    Replies
    1. U nas na szczęście to parę dni a nie 4 miesiące (o mamo!), uff... I lęku przed obcymi póki co nie doświadczamy, wręcz przeciwniej, im obciej tym lepiej i tym większy uśmiech wręcz :D Dobrze że i u Was i u nas powrót do pogodnej normy zaliczony :)

      Delete