Wspominałam już o nim w podsumowaniu zakupowym parę dni temu, ale jest na tyle fantastyczny że po prostu musiał się doczekać osobnej recenzji.
Nasze wózkowe flamingi spisują się świetnie więc w ogromie kocyków dostępnych na rynku przemówił do mnie właśnie ten. Zresztą, o wszystkich naszych kocykach też mogę kiedyś napisać, czemu nie, wszak mamy swoje ulubione. A ten jest inny. I różni się nie tylko kolorem (bo jak lubię róż, tak ilość różowych kocyków które jestem w stanie mieszkaniowo ogarnąć wymykała się spod kontroli i kompletnie nie pasowała mi do wnętrz, co dla mnie niepoprawnej estetki było jednak jakimś tam mankamentem) ale przede wszystkim jest GRUBY. I nie pomyślcie że to zwykły taki grubas dwustronny materiałowo-minkowy, bo tych jest bardzo dużo na rynku. To jest kocyk który równie dobrze może działać jak kołderka, wszak w środku ma antyalergiczne wypełnienie i jest naprawdę przytulny. Odkąd go mamy w domu w sezonie jesienno-zimowym (który, trochę niestety, uważam za rozpoczęty) praktycznie nie używamy innych (chyba że jest w praniu, co jest kolejną zaletą, wszak można go bezproblemowo prać i schnie o dziwo wcale nie dłużej niż reszta prania) i lata z nami wszędzie - do zabaw na macie kiedy nagle robi się chłodniej, do drzemek na kanapie kiedy rodzice bezczelnie oglądają serial albo czytają no i do spania właściwego też.
Jestem w nim totalnie zakochana. Uwielbiam to jak pięknie jest odszyty, uwielbiam że z jednej strony ma minky (i niby minky jest wszędzie i się nudzi, ale minkowym kocykom wybaczam, myślę że jak najbardziej mają rację bytu i ciągle mi się podobają!) a z drugiej satynę bawełnianą, w dodatku wyprodukowaną w Polsce.
Poza tym - choć to oczywiście odczucie bardzo subiektywne - uwielbiam jego kolory. Świetnie mi się komponują z mieszkaniem, poza tym są ciepłe, takie właśnie długo-jesienno-zimowo-wieczorne. I zupełnie niedziecięce. Towarzysz Mąż mówi na nasz kocyk per 'German flag blanket' ale ja tam pomarańczu ani granatu we fladze niemieckiej nie widzę. Widzę za to naprawdę fajną odskocznię od wszystkich dziewczyńskich pasteli, które są w porzo i pasują dzieciom, ale trochę soczystych i ciemnych barw skontrastowanych z niemowlakiem jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Mnie podoba się bardzo.
Dodatkowym plusem (choć chyba tylko dla takich designowych świrów jak ja) jest fakt, że wzór (o jakże wymownej nazwie 'Pasuje mi!') jest zaprojektowany przez słynną ilustratorkę książek dla dzieci (i malarkę) Elżbietę Wasiuczyńską z ilustracjami której pluszowe książeczki upatrzone u Ruby Soho (tu) muszę koniecznie nabyć dla Mill bo absolutnie mnie urzekają.
I tak zachwytów nie było by końca. Jedynym mankamentem jest cena (164PLN), ale, jak za wszystkie rzeczy dobrej jakości, myślę że warto ją wydać. Mamy jeden świetny koc, a nie trzy zmechacone po kilku praniach (a takie też mam, niestety, bo ze wstydem przyznaję że zanim Mill się urodziła szłam w ilość bardziej niż w jakość, a efekt jest taki, że kompletnie nie mam do tych rzeczy sentymentu, obywam się świetnie bez nich i zdecydowanie nie używam tak chętnie jak tych, które są naprawdę piękne i naprawdę dobrej jakości, ale człowiek uczy się na błędach).
I zdaję sobie sprawę że wzór koca jest kontrowersyjny, że niektórym może się wydać ponury albo zupełnie niedziecięcy, a przecież dziecko go używa i ja matko-niepolsko kieruję się gustem swoim zamiast dziecku dogadzać... I ja to rozumiem. W ofercie swojej Lela Blanc ma też zdecydowanie bardziej dziecięce wzory, w tym, również uwielbiane przeze mnie koty Wasiuczyńskiej czy inne pieski, kotki i muffinki. Co kto lubi, o to w tym chodzi. Ja lubię ciepłe, ciemne kolory jesienią i zimą, no i zdeycydowanie uważam że póki mogę się obejść bez Hello Kitty, Peppy (nie, żebym miała coś do Peppy!) czy innego Monster High to się obchodzę i tym cieszę, bo fascynacja wyżej wymienionymi i innymi bohaterami na pewno jeszcze przyjdzie i na pewno będę musiała jej ulec... A póki nie muszę - dogadzam sobie - i córeczce przy okazji, a jak!
Polecamy, bo jak tu nie polecać! Nasz koc - tylko że z minky-granatem zamiast mango, bo te manga zdaje się wyszły - znajdziecie tu, a wszystkie inne na stronie Lela Blanc.
A Wy jak? Macie już przytulne kocyki/kołderki/śpiworki na jesień i zimę?
z&m
Kocyk jest naprawdę prześliczny, właśnie dlatego, że nietypowy, mam powyżej uszu sówek i muffinek (chociaż muffinkowa poduszkę mamy i lubimy, ale wzory mi sie znudziły)..dzięki Tobie zakochałam się wLela Blanc i to już skutkuje poważną wyrwą w portfelu na starcie miesiąca
ReplyDeleteKajam się! No ale co zrobię że Lela Blanc ma takie piękne rzeczy i niekoniecznie w muffinki i sówki? :) Ja tej wypłaty też już nie mam, ale część przyszłej na pewno zostanie zużyta tamże... Pech to pech :)
DeleteZaskakujące, ile można napisać o kocyku. Nie jestem ani skąpa ani biedna, ale 170 zeta za kocyk to dla mnie przegięcie. Można tyle bardziej użytecznych rzeczy za to kupić. Ale cieszę się, że Wam sprawia radość!
ReplyDeleteWiesz, jedni kupują sojową latte w kawiarni przy okazji codziennych spacerów kontemplując swoje fajne żyćko a inni kupują za jej półmiesięczny ekwiwalent kocyk, który posłuży co najmniej cały sezon, a najprawdopodobniej dwa, a jeszcze prawdopodobniej przyda się jeszcze kolejnemu dziecku. No co kto lubi, tak jak piszesz. Jest radość :)
DeleteOjejj....nie cierpię pomarańczu, ale ten mnie urzekł :)
ReplyDeleteNo bo on ma mało pomarańczu :)))) Ja też nie jestem fanem pomarańczu saute, ale to kombo kolorystyczne działa, po prostu :)
DeleteA te kotki-grzechotki to były u nas hitem! Prałam je mnóstwo razy i nie straciły fasonu :)
ReplyDelete