Friday, 28 February 2014

W36 Jak spieprzyć nawet najprostszy przepis?



Pisałam ostatnio o tym że nie mam wybitnych ciążowych zachcianek jedzeniowych.

No wybitnych nie mam, ale jakieś tam jednak mam.

Mango mogłabym jeść kilogramami w tym tygodniu gdyby zechciało być trochę tańsze niż 7PLN za sztukę. Rozbój w biały dzień, ale Towarzysz Mąż mi nie żałuje, bo sam wydaje więcej na piwo, więc skoro mam tyle frajdy z mango to mam mieć. Dobrze myśli, polać mu!

Dzisiaj jeszcze naszło mnie na hummus. Po wczorajszym tłustym czwartku schudłam o kilogram (patent na to jak nie przytyć w tłusty czwartek mimo wszamanych czterech pączków: końcówka ciąży + dziecko wbrzuszne które pączków nie toleruje). Wiem że pewnie istnieją miejsca w Katowicach gdzie gotowy hummus zdobyć można, ale po co, myślę, przecież to banalnie proste, robiłam nie raz, dam radę i teraz.

Z Towarzyszem Mężem przy okazji zakupów zakupiliśmy cieciorkę która nam wyszła, reszta była w domu, więc ekonomiczna ta zachcianka akurat była (w przeciwieństwie do mango). Przepis z kwestii smaku (do znalezienia tutaj), nie może się nie udać.

A mnie się jakiś cudem nie udało.




Przygotowałam sobie składniki, niczym perfekcyjna pani domu


 Oliwa prawdziwa extra virgin, chorwacka, domowa,świeżo przywieziona przez znajomych, sezam uprażony i przestudzony, zgodnie z kwestiosmakowymi instrukcjami...




I do home-made tahini dodałam cieciorkę i teoretycznie powinnyśmy zblenować i powinno być jak należy







Ba, idąc o krok dalej poczytałam komentarze na blogu kwestiosmakowym (tu) i dodałam jeszcze kminek
 


I nie dało się tego jeść. Ja w ryk, że przecież robiłam krok po kroku, i że tego się nie da jeść, i jak można taki prosty przepis z kwestii smaku spieprzyć, że tylko ja potrafię. Towarzysz Mąż spróbował ale też stwierdził że koszmarek. Za dużo sezamu. Za mało czosnku, za gęste i za bardzo bez smaku. Posłuchawszy jego rad próbowałam to wszystko naprawić, ale nie bardzo wyszło.

Przeczytałam jeszcze raz przepis.

Cytryna, jasny gwint, zapomniałam o cytrynie!

Dodałam cytrynę, ciągle bleh.

Dodałam jeszcze trochę oliwy, tym razem czosnkowo-chillowej. Trochę lepiej, ale szału nie ma.

Nie to miałam w głowie kiedy miałam ochotę na hummus.

Zjadłam, ale tyłka mi nie urwał hummus własny, buuuu.


Kolację trochę uratował ukochany chleb przywieziony przez sąsiadkę A. (dzięki A.!)




(I tak, jedna herbata to za mało, więc jadę na dwa kubki)



Nastrój podły do końca dnia gwarantowany.

Towarzysz Mąż poszedł do Tesco o 22:00 w poszukiwaniu gotowego hummusu.

Hummusu nie dostał, ale ekwiwalent, który nie jest takim najgorszym:




(Wybaczcie usyfiony stół, Durczok wpadłby w histerię, ale to pozostałości po krojeniu chleba do kolacji i tak, krojenie odbywało się na desce i nie wiem jak to się stało że tyle syfu poza nią, a na swoje usprawiedliwienie mam to, że krojenia dokonywał Towarzysz Mąż i to on po sobie tego syfu nie posprzątał a ja za bardzo zajęłam się histeryzowaniem w sprawie spieprzonego hummusu żeby się przejmować jeszcze usyfionym stołem)


Także ten, tego, hormony i te sprawy. Do gotowania się oficjalnie nie nadaję (a jutro warszaty pieczeniowe u Belli znów, jak jeszcze ciasta spieprzę to już naprawdę oficjalnie wyjdę z kuchni dopóki nie urodzę!).

PS. W przeciwieństwie do przesmacznych pączków, przeciwko niesmacznemu hummusowi Milly nie wydaje się buntować wybitnie. Wrrrr.

Pozdrawiamy kuchennie,
z&m



1 comment:

  1. Rozumiem Cię, moja kobieta nie dawno też była w ciąży i miałem ten sam problem z zachciankami :) Ale potulnie jak baranek wykonywałem jej rozkazy :)

    Jeżeli szukasz prostych przepisów to zapraszam na mojego bloga kulinarnego : http://przepisymag.pl

    ReplyDelete