Tuesday 27 May 2014

M2 Dzień Mamy

Miało być tak. Budzę się do radosnego guglania córeczki. Córeczka w humorze od rana, śle mi uśmiechy i mlaskając z zachwytu wcina śniadanie (cycek, to znaczy). Po śniadaniu przejmuje ją Towarzysz Mąż, przewija, przebiera i zabawia. Przy okazji robi herbatę i śniadanie które dosypiającej mnie przynosi wprost do łóżka. Śniadanie wyszukane, dodajmy na to, jakieś świeże bułeczki, pomidorek, szczypiorek, masło wcześniej wyjęte w lodówki i roztopione na tyle że da się je smarować, te sprawy. I mówi mi - Proszę Kochana Mamo mojego dziecka, świętuj sobie, prezencik dla Ciebie mamy. I wręcza mi odcisk millusinej ręki (albo coś w tym stylu) i nową ksiażkę (choćby w wersji elektronicznej) przy której sobie świętować mogę (zasadzam się na Jeannette Kalytę, której chyba jako jedyna jeszcze nie czytałam). Tak więc ja ze śniadaniem i ksiażką w łóżku z godzinkę sobie urządzam podczas gdy Mill rozkosznie bawi się z tatą. Następnie Towarzysz Mąż oznajmia mi że załatwił nam obojgu wolne w pracy żebyśmy mogli razem ten mój pierwszy dzień mamy poświętować. Acha, i że przecież w Polsce moja mama to jego mama też, więc ma dla niej kwiaty i czekoladki czy coś w ten deseń więc pojedziemy ją ochoczo odwiedzić i złożyć życzenia przed tym jak pójdziemy na spacer w pięknym słońcu i przy nie za gorącej temperaturze po drodze racząc się kawą/winem bezalkoholowym/ciastkiem względnie obiadem. Wracamy do domu, Milly grzeczna jak zawsze albo nawet grzeczniejsza z ochotą udaje się na drzemkę a my przytulając się na kanapie w lśniąco czystym mieszkaniu oglądamy jakiegoś Woody Allena i jemy owoce. Ach, cudownie...

Chyba nie muszę dodawać że tak nie było? Córeczka wstała lekko nie w humorze i to o 6 rano. I postanowiła już nie spać, bo po co. Towarzysz Mąż wręcz przeciwnie, spał do 10. Więc sprzątanie, śniadanie i wszelkie inne domowe nieprzyjemności zostały mnie. Towarzysz Mąż zresztą też wstał nie w humorze i spinał się z powodu nerwowego dnia w pracy. Zamiast życzeń na Dzień Matki usłyszałam że w mieszkaniu w którym sprzątałam przez dwie godziny z marudnym dzieckiem do opiekowania się przy okazji jest syf i w ogóle o co mi chodzi z tym Dniem Matki, przecież nie jestem jego matką (fakt, ale skarpetki z różnych dzikich miejsc w mieszkaniu ciągle muszę po nim zgarniać). Pojechałam więc z przemyślanym prezentem dla mojej mamy (pięknym przepiśnikiem, którego wiem że nie ma, a wszelkie gazetowe/telewizyjne przepisy notuje na świstkach które namiętnie gubi, pięknymi czekoladkami z Karmello, które wiem że uwielbia, bo dostaje od taty od wielkiego dzwonu, kwiatkiem w wiklinowym koszyku i zamówionym pilnikiem do stóp Scholla) do mojej mamy i przywitana zostałam z co najmniej brakiem entuzjazmu. Niby wszystko ok, zaserwowała mi mama drożdżówkę i kawę, z prezentu niby się ucieszyła (no ale te przepisy to ona i tak ciągle z głowy i czekoladki be, bo w sumie od dzisiaj ona jest na diecie, kwiatek zwiędnie, i czy ja sugeruję że ona ma niehalo stopy) i ogólnie była jakaś nerwowa. Kochana, i mojo-mamowa, ale nie w sosie. Stwierdziła że Dzień Maki już jej nie interesuje bo teraz ważny jest Dzień Dziecka. Fajnie że jest ważny, ale tego dnia mamy jakoś szkoda... Zwłąszcza, że to mój pierwszy. No i ja zapomniałam skarpetek dla Milly, tragedia się stała więc. Pojechałam więc do pracy i był to chyba najfajniejszy moment dnia (jakież to smutne). Wróciłam, mama oglądała seriale, ale tata i babcia trochę się zajęli i mną i Mill. Odebrałam Towarzysza Męża z pracy, pojechaliśmy do domu, Towarzysz Mąż pyta jak mój dzień a ja zgodnie z prawdą odpowiadam że tak sobie, bo zupełnie inaczej widziałam to w mojej głowie. Na co Towarzysz Mąż mówi, że mam oczekiwania z kosmosu. Hmmm... no tak mnei przyzwyczaił, to tak mam.

Kąpiemy Mill i usypia w mgnieniu oka. Ja z nią. I kiedy przez szczebelki tego małego łóżeczka trzymam ją za tą małą śpiącą rączkę to nic nie jest ważne.

Jestem mamą. Jestem szczęśliwa.

A oto prezent od mojej hong-kongskiej przyjaciółki M., która zaskoczyła nas z rana takim MMSem. Dzień Mamy uratowany!

11 comments:

  1. haha, witaj w klubie pazernych na przyjemności kobiet :P
    Wieczorem miałam nadzieję na kąpiel w pianie i czytanie książki. Niestety dałam radę tylko dwie strony bo pan mąż dwa razy przychodził do łazienki z małym mówiąc mi, że płacze bo głodny jest (a chwilę przedtem nakarmiłam go do pełna żeby mieć chwile w wannie) Kąpiel skończyłam po 10 minutach ze źle spłukanym szamponem bo trzeba było dziecko ratować. Po minucie zasnął w moich ramionach, tak słodko spał, że zapomniałam o pianie i książce. Fajnie jest być mamą :)
    Buźki dla Was kobietki :)

    ReplyDelete
  2. eh, skąd to znam.
    Też miałam inne wyobrażenia.
    A tu Wit się o 6 obudził.
    Szanowny 'niemąż' o 9.
    Cały dzień jakby zapomniał.
    Myślałam, ze coś szykuje na popołudnie.
    No szykował, ale nie ze mną, a z naszym samochodem.
    Myślę, może wieczorem.
    Tak, na pewno.
    Poszedł spać o 21. ;)

    ReplyDelete
  3. no to przybijam piątkę, bo moje wyobrażenia o tym dniu są zawsze (w sensie 2 raz) :D odmienne od rzeczywistości. Pocieszam się tylko, że dostałam kwiatka zerwanego na łące od Bena, choć On nawet nie wie jaki to był dzień, to dla mnie były to kwiatki na Dzień Matki i już :))

    ReplyDelete
  4. niee no, to ja dostałam po bukiecie od każdego dziecka - kropkowy znalazłam w łóżeczku, a M. sam mi wreczył.. a poza tym.. mąż w robocie lub odsypiający robotę.. Kropka na szczepieniu i gorączkująca.. słowem bez szału ten dzień :)

    ReplyDelete
  5. Właśnie ja też miałam dzień matki do kitu, nic mi nie skapło, żaden prezent oprócz tego że Małgosia zaczęła raczkować, a ja spędziłam cały na sprzątaniu i rozpakowywaniu reszty kartonów, układaniu ciuchów i mebli, wieczorem padłam na twarz. A w zeszłym roki dostałam Lejdi Gagę ! I masz racje ! Przyzwyczajają nas do dobroci a potem nic i to jest nie fair ! Ale pamiętaj że za miesiąc dzień ojca ;) żeby się nie zdziwili przypadkiem jak będzie to zwykły, nudny dzień ;)

    ReplyDelete
  6. Do mnie zadzwonił mój tata, ale mąż się nie poczuł, aby cokolwiek... więc też bez szału,

    ReplyDelete
  7. dołączam się - bez szału też: )plus Syn marudzący 2 godziny przy wieczornym zasypianiu...
    p.s. też się zasadzam na Kalytę- także są już 2 osoby co nie czytały: )

    ReplyDelete
  8. Ech, tak to juz te matki maja.ja zmusilam mojego M. zeby zawiozl dzieci do przedszkola (sam na to nie wpadl),umowilam sie do kosmetyczki (sama)i kupilam sobie klapki, oznajmiajac ze to prezent na dzien mamy. Powtarzalam moim dzieciom caly czas, ze dzis dzien mamy i prosze to uszanowac i uszanowali-w miare;)potem M. pojechal na szkolenie, a ja ogarnelam zajecia popoludniowe, wrocilismy przed 21, ogarnelam mieszkanie i padlam o 23:30 i patrzac na te moje dwie bomby spiace i tulace sie do siebie w moim lozku, przytulilam sie tez i stwierdzilam, ze to wlasnie jest dzien mamy -tzn dzien jak co dzien:) warto im wpajac pewne wartosci, mimo wszystko. skoro towarzyszom mezom/nie-mezom nikt nie wpoil -trudno, kazdego szkoda.ale moze dzieki nam, za pare lub parenascie lat, przyjdzie ten nasz wyrosniety Bąk i ucaluje, da prezencik i powie, "fajna matka z ciebie mamo".jest to tego warte;) pozdrawiam cieplutko!

    ReplyDelete
  9. Ja dzień mamy spędziłam w szpitalu, ale mała w brzuszku miło kopała, jakby czuła że tak wypada być z mamą w kontakcie :)

    ReplyDelete
  10. Dzień Matki sama sobie zrobiłam :P -pojechałam na zakupki ( w końcu zapracowanej matce tez się coś od życia należy:P) Mojego męża często w domu nie ma , a nawet gdyby był 26 maja w domu to napewno nie wpadł by raczej na pomysł zorganizowania mi takiego dnia :P

    ReplyDelete
  11. Dziewczyny, widzę że mój komentarz się nie opublikował (czyżbym sobie sama niechcący zapodała bana?:>)
    Uprzejmie donoszę że Towarzysz Mąż jest z tych co nie lubią przymusu zdaje się bo w dwa dni po dniu matki doczekałam się nowych słuchawek o które od dawna zmierźliłam 'bez okazji' i obiadu, który postawił Towarzysz Mąż. Nie narzekam więc, choć jak widać wystarczy trochę oficjalnie ponarzekać i poprawa jest :) czego i Wam życzę!

    ReplyDelete