Monday 19 May 2014

M2 Praca wre - i kto ma w tym jaki interes

22:30. Poniedziałek.

Towarzysz Mąż ogląda 'Grę o Tron' a ja sprawdzam testy.

Życie jest niesprawiedliwe, chciałoby się rzec.

W końcu to ja mam urlop macierzyński (yyy... jasne. Widział ktoś kiedyś filologa na pełnowymiarowym macierzyńskim!?), ale... ale nie narzekam.

Sama chciałam. O moich rozkminach czy wrócić do pracy (tylko na parę poniedziałków, w końcu koniec roku szkolnego za pasem, a szkoło-językowy się kończy jeszcze wcześniej niż szkolno-szkolny) pisałam tu i trochę za Waszą namową, trochę za namową Towarzysza Męża, trochę za nieprotestem rodziców i trochę za swoją intuicją stwierdziłam że wchodzę w to.

Interes w tym mają wszyscy.

Ja mam parę godzin w tygodniu niebycia tylko mamą i niebycia postrzeganą przez pryzmat tego, że w gruncie rzeczy nią jestem. W pracy nikogo nie interesuje jak się ma moje dziecko (to znaczy może by i interesowało, ale to nie moje grupy, więc się nie dzielę, prywata zostaje w domu), ile robi kup, jak karmię, czy się wysypiam i jak ogarniam. W pracy jestem od uczenia i z zasady jedyna moja rola jest taka, żeby ludzie, z którymi mam styczność, więcej kumali anglojęzycznie po godzinie albo półtorej ze mną.

Moi rodzice mają wnuczkę na wyłączność przez około 4 godziny. Rozpieszczanie na maksa dozwolone, ale na szczęście mam mamę z tych przytomnych, która nie przesadza i nie nosi M. cztery godziny na rękach gdy ta tylko zakwili bo wie, że my potem zostaniemy z nią sami, a aż tyle rady nosić jej nie damy. Spacerują z nią, gadają do niej, dają jej jeść (o ściąganiu pokarmu i laktacji będzie wkrótce też), zachwycają się i przytulają. I noszą, a jakże, ale bez szaleństw na które ja bym się krzywiła. Dzięki, rodzice!

Towarzysz Mąż z całego pracowego zamieszania ma zadowoloną Towarzyszkę Żonę realizującą się na przestrzeni innej niż zmienianie pampersów (choć jestem niezła, przyznaję, nawet jeśli czasem oberwę strzelającą kupą w dziób) i karmienie piersią (też nie jest ze mną najgorzej, zwłaszcza lewy cyc daje radę, dziecko przybiera w tempie zastraszającym).

No i Towarzysz Mąż i ja niewątpliwie mamy z tego jeszcze pieniądze. Żadne szalone co prawda, ale budżet pieluszkowo-szczepionkowy trochę odciążymy.

Albo, chrzanić to, będzie na przyjemności. I tak, do kina ciężko się wyrwać, że już nie wspomnę o jedzeniu na mieście (jedna z moich wielkich pociążowych tęsknot), ale jestem pewna że coś wymyślimy.

Suma summarum więc, to chyba dobra decyzja była. Milly wydaje się nie mieć problemu z moją około czterogodzinną w sumie nieobecnością raz w tygodniu (do tej pory 2 z 3 razy kiedy była u dziadków większość czasu spacerowo przespała. Za pierwszym razem zostawiłam jej za mało mleka więc trochę marudziła, ale nie zniechęciło to dziadków, na szczęście. Nauczona doświadczeniem mleka zostawiam aż nadto i wszyscy są zadowoleni), a wszyscy inni sobie chwalimy.

Dziękujemy za rady więc, a praca... wre!

A Wy jak szybko wróciłyście do pracy po porodzie? A może wcale? Żałujecie w którąś stronę?

Pozdrawiamy Was ciepło,
z&m (popracowo reunited)

A oto parę archiwalnych uczniowych zdjęć:




A Milly sobie śpi...

 


12 comments:

  1. Brawo !
    Moim zdaniem podjelas słuszna decyzję. Odrywasz sie na chwilke od codziennych obowiazkow , pobędziesz między ludźmi i będziesz miała okazję żeby zatesknic za Milly :-)

    ReplyDelete
  2. Jak wiesz ja gdybym mogła pochodziłabym sobie od czasu do czasu do pracy, ale u mnie nie tak łatwo a więc 98% czasu to opieka nad Małgosią, ja już się boję powrotu do pracy na pełen etat ! A boję się już odkąd się urodziła ! :D
    I też tęsknię do żarcia na mieście ! Chyba przed wyjazdem M. do UK musimy chociaż raz pójść ! W kinie byliśmy raz :D święto ! Na imprezach chyba 2 razy. Szallllleeńńństwo ! O, i raz byliśmy na pizzy razem z Małgosią. Słabo to wygląda jak tak sobie to napisałam !
    Bardzo ładna Pani Nauczycielka ;))))
    Milly czysta rozkosz !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Yyy... no Wasze wyjścia jak na 5 miesięcy nie powalają w rzeczy samej. A kiedy wracasz do pracy? Po roku czy już za miesiąc?

      Pani nauczycielka jak pani nauczycielka, dzięki, a te zdjęcia to jakieś starocie sprzed lat, ale do posta mi pasowały (czy Ty widzisz jakie ja miałam RUDE włosy?! :)))))

      No a Milly wiadomo - czysta rozkosz :p

      Delete
  3. Coś z tymi filologami jest, fakt. Ja co prawda nie "obca" ani nie "szkolono-uczniowa", ale coś tam sobie dłubię w czasie niektórych międzyczasów. Choć takim ostatnim i skończonym pracoholikiem nigdy nie byłam, ale jednak ;) to ostatnio z dziwną rozkoszą się budzę o dziewiątej i mówię do siebie, że tak naprawdę nic nie muszę. No, oprócz tego, że Natalkę wyżywić, rzecz jasna. ;)

    A Wy, skoro tak super sobie dajecie radę, to to chyba samo za siebie mówi, że decyzja była słuszna. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No ja sobie też dłubię w międzyczasach :))) I fajnie tak, nic nie musieć (poza wyżywianiem, rzecz jasna), a wszystko móc, nie?

      Z decyzji póki co jestem zadowolona, ale jeszcze tylko dwa poniedziałki. A potem... Cóż, międzyczasy :) I chyba zdecyduję się na powrót na jeden dzień w tygodniu (a może i dwa?) od października, w końcu M. będzie już miała pół roku, niektóre kobitki wracają wtedy na cały etat... A te pare godzin dla psyche bardzo dobrze robi :)

      Delete
  4. Oj ja też cały czas robię w drugim obiegu. Pisanie, pisanie, pisanie, z tym, że z domu. Ale dzięki mojej nowej super butli juz niebawem wyrwę się do pisania poza domem.

    A co do zostawiania prywaty w domu... Cóż, dziś zabieram Polkę do roboty pokazać. W dzień rady wydziału! Będzie nawet rektor :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No ja z domu też piszę, chociaż głównie bloga :ppp (nie no, jakieś tłumaczenie czasem wpadnie)

      Ej, ale koledzy z pracy to co innego! Ja M. też na koniec roku planuję zabrać, niech ma :) Ja tylko moim nowym grupom (w sumie nie moim, tylko tym, które tymczasowo przejęłam) prywaty nie urządzam :p

      Delete
  5. Och, zazdroszczę, że to tylko kilka godzin... U mnie pełnoetatowe studia:/ Mogłabym iść na dziekankę ale chcę już skończyć te studia. Dzień w dzień nauka i godziny przed kompem i projektantami, a Mały chce mamy. I tak biegam między dzieckiem a obowiązkami, byle do wakacji.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, współczuję. Pod tym względem mega się cieszę że nie miałam dzieci wcześniej (choć było studiowanie hardcorowe na trzech uczelniach jednocześnie + praca) i teraz mogę robić tyle, ile uważam za słuszne :) Ale wakacje już niedługo, dasz radę, kto jak nie Ty?! Buzi dla Ignaśka!

      Delete
  6. zazdroszczę Ci rodziców na miejscu. Ja już drżę na myśl co muszę zrobić i z kim zostawić małego aby wrócić do pracy

    ReplyDelete
    Replies
    1. A planujesz wrócić po pół roku czy całym? No i Wy macie niewątpliwie trudniej, bo z tego co czytam to mieszkacie w Krakowie a dziadkowie w Kielcach, czyż nie? My mamy dziadków (rodziców moich,w sensie) 10km od nas, więc jest luz blues i mamy komu ją zostawić i właśnie Ci rodzicie na miejscu ułatwiają wiele decyzji. Zwłaszcza że mama nie pracuje. I w dodatku się garnie do opieki nad małą. Podejrzewam że gdybym chciała to bym mogła wrócić do pracy na cały etat od października. Ale nie chcę:)

      Delete