Tuesday, 18 February 2014

W34 O diecie słów kilka

Odchudzam się całe życie, jak większość bab.

Oczywiście odchudzam się falami, niczym Bridget Jones, i mam okresy wpieprzania ciastek codziennie i okresy ultrazdrowego odżywania się. Ot, życie. Moja waga waha się o +/- 5 kilo i jak dochodzi do tego górnego pułapu znowu zaczynam akcję odchudzanie. A jak zbliża się do dolnego to trochę sobie folguję. I tak w kółko.

Ogólnie nie mam mega presji. Nie mam większych problemów z akceptacją swojego ciała, a kiedy przestaję się sobie podobać coś z tym robię. Nie mam obsesji jedzeniowych, uważam, że życie jest za krótkie żeby nie jeść słodyczy, bo są niezdrowe, ale nie przeginam też w drugą stronę i nie jem tabliczki czekolady na raz (chociaż nieraz mam ochotę!). Everything in moderation, including moderation itself, jak mawia Towarzysz Mąż (Wszystko z umiarem włącznie z umiarem), tak w skrócie wygląda moja dieta.
Myślę że wagowo pomaga też wysiłek fizyczny, który bez względu na moją wagę lubię, przyzwyczaiłam się do niego i stosuję.

Ciąża z reguły zmienia nasze dietetyczne przyzwyczajenia. Nie inaczej było i u mnie. Choć, prawdę mówiąc, poszło to w kompletnie innym kierunku niż się spodziewałam przed ciążą.

A mianowicie podejrzewałam że będę jeść non-stop, wstawać w nocy do lodówki i wyżerać zimne kotlety (jak moja własna i osobista mama) i przytyję ze dwadzieścia kilo co najmniej. No cóż, uwielbiam jeść, a ciąża wydawała się świetnym okresem żeby sobie folgować bez umiaru, mimo tego że wszystkie poradniki to odradzają.

A tu figa z makiem z pasternakiem. Pierwszy raz w życiu jedzenie mnie zaczęło odrzucać!

Pierwszy trymestr był traumatyczny pod względem jedzenia więc, całodzienne mdłości i wymioty po dosłownie wszystkim. W życiu nie wytrzymałam tyle bez słodyczy ile w pierwszym trymestrze, co więcej, wysiłek nie był to żaden, bo słodycze mnie odrzucały. I kawa. I jedzenie w ogóle. Do tego podróżowanie i ohydne jedzenie w Stanach (cóż, ohydne było w moim odczuciu, być może jest super, choć wątpię, bo Towarzysz Mąż mimo braku ciąży i mdłości też nim gardził) i po trzech miesiącach ciąży miałam trzy kilo na minusie.

Szczerze mówiąc, wolałabym mieć trzynaście na plusie i czuć się jak człowiek.

W drugim trymestrze wróciłam do Polski, czułam się cudownie, mdłości przeszły, jedzenie znów zaczęło mi smakować, było to cudowne uczucie. Zwłaszcza upodobałam sobie chleb i ogólnie ładne kanapki (podejrzewam że ma to trochę związek z naszym, moim i Towarzysza Męża w sensie, trybem życia - wolne poranki i czas na celebrowanie śniadań), wodę z miodem i cytryną i drożdżówki (trochę mniej zdrowo, ale nie szkodzi, smakowało mi w końcu coś!)

W końcówce teraz jedzenie ciągle mi smakuje, ale jem je bardzo ostrożnie. Bo nigdy nie wiadomo kiedy wróci, niekoniecznie klasyczną drogą. A wymioty zgagowo-żółciowe są męczące i bolą. Najpierw myślałam, że to co jem ma wpływ na to, czy wymiotuję czy nie. Aż do czasu kiedy przez kilka dni pod rząd, za przeproszeniem, rzygałam absolutnie wszystkim, włącznie z jedzonkiem które wprowadza się po zatruciu pokarmowym. A teraz to ruska ruletka - są lepsze dni i gorsze. reguły nie ma. Czasem rano, czasem południe, czasem wieczór. Jak pierwszy trymestr, all over again, z tym że bez długotrwałych mdłości (hurra!) za to z nagłymi zgago-wymioto atakami (zdecydowanie mniej hurra!). Co mogę z tym zrobić? Nic. Wytrzymać.

Prawdopodobnie odzywa się mój refluks, na który cierpiałam lat temu 10 mniej-więcej. Niestety, nic na refluks w ciąży przyjmować nie wolno. Moja ginekolożka i mój lekarz rodzinny zgodnie twierdzą, że Milly to nie zagraża, a że komfort życia średnio komfortowy to trudno, muszę wytrzymać. Mam brać suplementy minerałków (żelaza zwłaszcza, bo kiepskawe ostatnio wyszło) i jeść, nawet jeśli nie wszystko zostaje w brzuszku. Stosuję się więc do zaleceń. Nie tyję wybitnie, ale też nie chudnę. Mój przyrost wagi jest chyba ok - od momentu zajścia w ciążę mam 8 kilo na plusie. Mogło być zdecydowanie gorzej. Przed zajściem w ciążę myślałam że na tym etapie będzie to jakieś 18, jeśli nie 28.

Zachcianek wybitnych nie mam. Jem wszystko. Ciasto? Tak. Czekoladę? Tak. Burgery? Tak, ale tylko w MadMicku (fast foodów nie jadam w ogóle, tyle dobrego). Czipsy? Nie (z prostego powodu, bo nie lubię). Ale staram się urozmaicać jedzenie. Moje postanowienie noworoczne żeby jeść więcej owoców ma się dobrze - jem więcej owoców. Warzywa uwielbiam i zmuszać się do nich nie muszę. Do mięsa się zmuszam, ale jem tylko chude i zrobione przez mamę. Ewentualnie na mieście, choć zdecydowanie wolę dania wegetariańskie kiedy jemy na mieście.

Ciekawa jestem, jak będzie wyglądać moja dieta przy karmieniu. Ciekawe, czy przestanę wymiotować (bardzo na to liczę!). Ciekawe, czy wrócę do swojej przedciążowej wagi. Ciekawe, czy zostanie mi brzuch (zresztą ja zawsze miałam trochę brzucha, więc nawet jeśli, to nie będzie to dla mnie koniec świata). Ależ ja jestem ciekawska dziś, no no!


A jak to było u Was? Przestrzegałyście jakiejś specjalnej diety w ciąży? A po ciąży? Wróciłyście do swojego przedciążowego ciała? Było ciężko czy samo się zrobiło?

Pozdrawiamy jedząc naszą ciążową kolację (musli z mlekiem, i tak, wiem, że to się je na śniadanie),
z&m

PS. A oto mały przegląd naszych ciążowych dań wykonany moim telefonem w bardzo różnych momentach ciąży




Na pierwszy ogień niekanapkowe śniadanka: owsianka albo jogurt z musli i owocami i cynamonem (uwielbiam cynamon!). Do tego oczywiście woda z miodem i cytryną. Czy ja już wspominałam że przez całą ciążę ani arzu nie byłam chora? (tfu, tfu, odpukać!). Twierdzę że zawdzięczam to właśnie wodzie z cytryną.




Śniadanka kanapkowe/omletowo-kanapkowe. Jajecznica też się zdarza. Oczywiście w akompaniamencie ukochanej wody z cytryną i miodem. Śniadanko z pierwszego zdjęcia jest z Jeff's, ale i Towarzysz Mąż czasem takie serwuje. Z reguły jednak to ja króluję śniadaniowo w kuchni i robię ładne kanapki. Zapomniałam wspomnieć o soku marchewkowo-jabłkowym, który do śniadania też pijam dość często, Sokowirówka dostana na ślub okazała się bardzo fajnym sprzętem w naszej kuchni.






A tak mniej-więcej wyglądają nasze obiadki. Dużo warzyw, trochę węglowodanów (a co!), trochę białka. Zupy, kiedy jest zimno, też jemy namiętnie, z tym że z prażonymi pestkami dyni a nie z makaronem czy ryżem.






W ramach przekąsek jemy głównie rzeczy słodkie. Wstręt słodyczowy po pierwszym trymestrze mi przeszedł i nawet wizja wiszenia nad kibelkiem mnie od nich nie odstrasza (cóż, po słonych rzeczach też wiszę, więc co za różnica). Zwykle są to owoce, domowe ciasta, od czasu do czasu cinnabon (bułka cynamonowa z karmelem i orzeszkami pecan - bomba kaloryczna jak sto pięćdziesiąt, ale kiedy jak nie w ciąży?!), a ze słonych przekąsek orzechy (choć orzechy chyba nie są słone, tylko neutralne, choć jak dla mnie do słodkich przekąsek się nie zaliczają) i - ostatnio wypróbowane - wspaniałe czipsy z jarmużu (przepis tu). Plus oczywiście czekolada. I lody waniliowe, ale też w bardzo ograniczonych ilościach (fazę miałam na nie, kiedy odkryłam, że pomagają na zgagę. Niestety przestały pomagać). I tak wygląda nasz mały foodbook. Podobnie do Waszego?

3 comments:

  1. Wreszcie ktoś kto pstryka tyle jedzenia telefonem co ja ! :)
    Wpatruję się w tą tartę z cukinią, bakłażanem i pestkami - zdaje mi się, czy tam i ziemniaki i feta wylądowały ?
    No, a przy bułce cynamonowej o mało nie polizałam ekranu. Co w sumi ejest bardzo dietetycznym rozwiązaniem... :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahah, to tylko mała selekcja! Ja i tak się ograniczam jeśli chodzi o zdjęcia jedzenia bo Towarzysza Męża doprowadza to do szału i twierdzi że nic nudniejszego w sieci nie ma niż zdjęcia jedzenia :) Ja się kompletnie nie zgadzam, zdjęcia jedzenia chętnie podglądam :)

      Jeśli chodzi o tartę - Karolina - CLICKlik sokoli wzrok! Nic Ci się nie wydaje - i ziemniaki i feta się tam znalazły. Jeśli mam być absolutnie szczera to to jest zwyczajna tarta aka danie jednogarnkowe, z tego co akurat miałam w lodówce i wymagało zjedzenia:)

      Rozwiązanie dietetyczne to mój faworyt! Spróbuję razem następnym, zobaczymy czy zadziała :)))

      Delete
    2. Dzięki za reklamę! Dodam linka do drugiej , moim zdaniem lepszej wersyj chipsów. Te są genialne http://ecookland.com/chipsy-jarmuzowo-orzechowe/

      Delete