Szyjka cztery centymetry, wygląda wszystko picuś glancuś, córka waży 2,20 kg, gitara gra (szczegóły tu).
No i polekarsko spędziłam cudne popołudnie z Towarzyszem Mężem, oglądając Walking Dead, czytając ostatniego już Larssona (w międzyczasie przeczytałam mnóstwo innych rzeczy, ciąża jest zdecydowanie dobrym czasem na nadrabianie zaległości w czytaniu) i generalnie czując się zrelaksowanie i dobrze.
I wszystko było tak właśnie - zrelaksowanie i dobrze - do momentu kiedy znów nie zaczęły się wymioty. Zwalam na pomarańcze (no bo kto przy zdrowych zmysłach je pomarańcze przy zgadze), ale nie zjadłam ich AŻ tyle. Przy wymiotach pojawiły się też skurcze. Takie świńskie, bolesne skurcze, jak ten jeden z 15 lutego. Z tym że w ilości większej. I częstszej.
Włącznie z internetowymi zaleceniami wlazłam po prysznic i trochę im przeszło (skurczom, w sensie) - znaczy Braxtony-Hicksy, nic nadzwyczajnego, tylko że bolące dla odmiany, skoro im przeszło.
Powymiotowałam jeszcze trochę, skurcze jeszcze trochę potrwały (ale nie były regularne już ani bolesne, ot, takie jak wcześniej, przed bolesnymi) i próbowałam się ambitnie położyć spać. Towarzysz Mąż dzielnie przytargał mi wiaderko pod łóżko bo już samo chodzenie do łazienki zrobiło się uciążliwe w pewnym momencie i łupał mnie krzyż. Łupiący krzyż - myślę - nie jest dobrze, bo to też znak porodowy. Ale przecież ona jest taka Malutka!
Między Skurczami córka wierciła się też jak dzika i kopała na wszystkie strony. Ja rozumiem że ona jest w nocy aktywna, ale tak nie była jeszcze nigdy. Kolejny moment mini-paniki. Ale w sumie dobrze, że się rusza, przynajmniej wiem że tam jest, i, nawet jak nie ma się dobrze, to daje znać, że jest.
Zasnąć nie zasnęłam do piątej rano. Wymioty ustąpiły, ale, znane wszystkim mamom pod koniec ciąży wycieczki nocne do toalety stały się wręcz karykaturą regularnych nocnych wycieczek do toalety. Po około dzisięciu sikach zaczęłam patrzeć na zegar na piekarniku, który mijam w drodze do łazienki.
2:01, 2:16, 2:36, 2:48, 3:02, 3:22, 3:23 (tak, naprawę - nawet nie zdążyłam dojść z powrotem do łóżka, a musiałam się wrócić do łazienki - nie ma to jak ciężarówkowy pęcherz, słowo daję), 3:50, 4:11, 4:27... Serio?!!?!??!!?
W końcu padłam na twarz około 5 rano. Plecy dalej łupały, brzuch się napinał (na szczęście już bezboleśnie), a w głowie tylko gonitwa myśli - czy to już? czy to już? Przecież ja jestem kompletnie niegotowa, niespakowana, nie mam wszystkiego i w ogóle nie nie nie, aaaa! Budzić Towarzysza Męża, nie budzić?
Wstałam o 10:30. Córeczka delikatnie kopnęła dając znać że jest. Brzuch miękki. Czyli chyba dobrze...?
Ale może jednak spakuję tą torbę.
Lekko spanikowane,
z&m
(obrazek stąd)
Ja jestem już spakowana ;) Nie dziwię Ci się, że się trochę wystraszyłaś, w sumie nie wiadomo, czy coś się zaczyna, czy nie. A to wstawanie do łazienki w nocy też mnie męczy, potem mam problem z zaśnięciem
ReplyDeleteJa właśnie dopiero czekam na rzeczy do spakowania do szpitalnej torby, dlatego się jeszcze nie spakowałam... Ale mają przyjść w tym tygodniu, więc mam nadzieję że dotrą bez problemów i zdążę (no w końcu teoretycznie mam jeszcze czas). A jeśli chodzi o wstawanie w nocy - ja mam teorię że organizm się przyzwyczaja do nocnego wstawania po porodzie :)
DeleteNie panikuj ! Nie jestem specjalistką od ciąży, ale panika nikomu nigdy nie pomaga :)
ReplyDeleteMoże jak Ci się Milly teraz tak daje we znaki, to po przejściu na naszą stronę brzucha będzie super grzeczniutka ? :D Trzymam kciuki
Oj trzymaj trzymaj, i oby się sprawdziło! Panikować nie ma co, teoretycznie to wiem, a praktycznie jako że nigdy nie byłam w ciąży (nigdy aż do teraz znaczy się) i nie wiem jak to jest rodzić to jednak trochę panikuję (na szczęście tylko trochę:)
DeleteJa już też spakowana :-) Całe szczęśćie w nocy ide tylko jeden raz do łazienki... i do rana mam spokój. Pozdrawiam
ReplyDeleteNo, w 38 tygodniu to ja też już będę spakowana :)))) I fajnie Ci z tą łazienką!
DeletePakuj torbę!! I nie panikuj, a córa niech się opanuje, kurczę, jeszcze ma trochę czasu!!!
ReplyDeleteNo właśnie... Powinnam. Czekam jeszcze na parę rzeczy (typu wkłady poporodowe i takie tam) które mają przyjść w tym tygodniu, ale co racje to racja. Pakuję co mam, zawsze jakiś kroczek do przodu. Co do córy się zgadzam, kurczę, mogła by się trochę opanować!
DeleteDzięki! A na bloga już zaglądam!
ReplyDelete