Monday, 10 February 2014

W33 Łupy z LIDLa aka wielki haul aka poszalała mamuśka z mamuśką

Tytuł mówi sam za siebie.

LIDLa lubię bardzo, ale jakoś nigdy mi tam nie po drodze. Kiedy mieszkałam w Hiszpanii LIDL był naszym lokalnym sklepem i tam odwalaliśmy większość zakupów zadowoleni wielce. Teraz mieszkamy rzut kamieniem od całodobowego Tesco a wyprawy do LIDLa w celu wypraw do LIDLa jakoś nam nie wychodzą, nie uprawiamy ich więc.

Ale w piątek zadzwoniła mamcia z nowiną że od poniedziałku jest kolekcja niemowlęca i koniecznie musimy iść, jako że gazetka zapowiada się cudnie (skąd moja mamcia ma gazetki z LIDLa?!) i trzeba naszej Milly kupić bits and pieces.

Dobra więc, mówię, pójdźmy. Nie mam prawie w ogóle rzeczy najmniejszych, takich noworodkowych, i wiem że szybko się z tego wyrasta, nie mniej jednak w czymś przez te parę miesięcy chodzić musi (wróć, chodzić pewnie nie będzie. Ale leżeć i wyglądać). Zwłaszcza że wielkoluda się nie spodziewam, myślę, inwestycję poczynić warto. W międzyczasie od zaprzyjaźnionych mam dostałam cynk, że jak się zasadzam na jakąś limitowaną LIDLową kolekcję muszę wstać skoro świt i być przed sklepem około 15 minut przed otwarciem, bo za dużo rzeczy nie ma i rozchodzą się jak świeże bułeczki. Melduję więc mamci że będę u niej o 7:30 (o zgrozo, dla mnie to naprawdę środek nocy) i podjedziemy do jej lokalnego LIDLa, który jest ponoć mniej oblegany niż mój (nie ma to jak porządny risercz). Wstaję. Ziewam. Wyglądam jak zombie. Czuję się jak zombie do kwadratu. Kość ogonowa nawala, ale jak każda szanująca się matka-to-be, na otwarcie LIDLa trzeba zdążyć. Jadę.

Pod LIDLem sceny dantejskie niemal. Myślę o Black Friday, który znam tylko z telewizji i Internetu. Nigdy nie byłam pierwszą osobą na wyprzedażach, nie wystawałam pod centami handlowymi w dzień rozpoczęcia przecen albo wprowadzenia jakiejś projektanckiej kolekcji w H&Mie. Ot, szłam kiedy wstałam i bez spiny. Jak widać LIDLowe reguły są inne. Mimo że jestem jedyną kobietą w ciąży ze zdecydowanie widocznym brzuchem (reszta to babcie i prababcie, tak na oko) zero przywilejów. Nie żebym ja była jakoś wybitnie ciężarno-przywilejobiorna, ot, czasem korzystam z kolejki ciężarówkowej jak mam trzy rzeczy na krzyż w Tesco, a czuję się akurat nie najlepiej, ale pod LIDLem pan lat około 60 który, nota bene, przyjechał po mnie, tratujący mój brzuch wózkiem nie budzi reakcji nikogo. Ja jestem w szoku takim, że też nic nie mówię. Mocno owijam się płaszczem (w końcu puchowy płaszcz to zawsze jedna warstwa więcej ochrony dla M.) i dostosowuję się do reguł panujących w środku. Wchodzimy. Przepuszczam tylko jedną panią, a nie trzy.

Mamcia na szczęście orientuje się w LIDLowych ułożeniach lepiej niż ja. Choć nawet gdyby się nie orientowała to i tak wystarczyło by pójść za tłumem. Sprytnie postanawiamy załatwić najpierw zakupy millusine, potem owoce i warzywa które mi wyszły, a na jazdę na targ/bazarek po dzisiejszym poranku już wiem że nie będę mieć siły. Problem w tym, że nie tylko my tak postanawiamy. Ludzie się pchają. Ja do pchania wysyłam mamę, bo jednak na Milly trzeba uważać, a z łokcia dostać w brzuch od jakiejś zdesperowanej babci niemowlęcia w takich warunkach nietrudno. Instruuję mamę co do rozmiarów (5-56 i 62-68, bo tego mamy najmniej) i mówię, żeby brała co może, a ja sobie to pooglądam z tyłu, gdzie ryzyko zarobienia łokciem w brzuch dużo mniejsze jednak jest. Niebieskie olałyśmy, niebieskości akurat mamy dość sporo po Tymie. moim chrześniaku. Ja się kocham w beżowym i szarym, a jeśli różowe to też w połączeniu z beżowym i szarym. Fart chce, że w tych kolorach jest LIDLowa niemowlęca kolekcja, więc mama łapie co może i donosi. Szczerze mówiąc, wyszła jej ta łapanka świetnie, bo odniosłam tylko jedną rzecz. Ale dobrze że przyjechałyśmy na otwarcie, bo podejrzewam później wyboru nie byłoby żadnego. Nie mówiąc już o rozmiarach. I tym sposobem udało nam się w pół godziny załatwić praktycznie całą millusiną dziecięcą wyprawkę, kupić parę rzeczy z mojej wyprawkowej listy szpitalnej i jeszcze uzupełnić warzywno-owocowe braki. Zmęczenie materiału ogromne po tym przedsięwzięciu, ale rzeczy cudne nam się udało dostać, kompatybilne (w sensie pasujące do się), i ogólny poziom zadowolenia mimo scen jak z horroru oceniam bardzo wysoko. Dzięki, Mami!

Może to atawizm jakiś, cholera wie, łupy jaskiniowe i te sprawy, bo jeszcze normalnego człowieka cieszącego się z zakupów w takich warunkach nie widziałam, niemniej jednak się cieszę. Nawet wizja prania wszystkiego mnie nie przeraża.

Poza tym Kamil Stoch zdobył złoto, za oknem od paru ładnych dni wiosna jak się patrzy, umówiłam się z przyjaciółką M. na bułeczkę cynamonową i kawę w środku dnia, potem standardowy parkowy spacero-marszobieg, po południu wraca nasza sofa (ale o tym będzie też pewnie post wkrótce, więc stay tuned!) i ogólnie wszystko mnie jakoś dzisiaj optymistycznie nastraja. I nawet z tego wszystkiego plecy przestały mnie boleć!

Pozdrawiamy ciepło,
Łowcy kropka m&z


Mamoooo... ile tego!


Karuzela do kołyski. Bo tak, kołyskę mamy! Ale o tym też wkrótce na blogu.



Mata. Może też robić za kołderkę. Niewyprasowana i prosto po wyjęciu, ale wygląda w porzo, mimo że parę nitek było do wyprucia. Kolorystycznie świetnie pasuje do naszego mieszkania. Oby M. też spasowała.


Mata nieprzemakająca na łóżko. Decyzja jeszcze nie zapadła czy będzie w millusinym łóżeczku czy naszym. Mama (moja) uparła się żeby ją kupić więc ją kupiłyśmy. Macie jakieś doświadczenia z takimi matami? Sprawdzają się?


Parę rzeczy ze szpitalnej wyprawki.
1. Chusteczki nawilżane paczka mikro-mała (bo w sroczynym rankingu nie najwyżej, ale mogło być gorzej, choć widzę że te które kupiłam ja mają inny skład, nad którym zaraz się zastanowię), taka żeby trzymać w wózku na wszelki wypadek gdyby podstawowe (których jeszcze, poza tymi rossmanowskimi, jeszcze nie mam) wyszły.
2. Wkładki laktacyjne (ze szpitalnej listy wyprawkowej). Mają rewelacyjne recenzje internetowe więc się skusiłam, od razu na dwie paczki, szaleć to szaleć. Skoro karmienie jest w głowie nastawiam się że będą mi potrzebne.
3. Podkłady do przewijania. Też wymagane przez szpital, poza tym ponoć to jedna z tych rzeczy które się przydają. Informacji o nich, ani dobrych ani złych, w czeluściach Internetu nie znalazłam, więc po prostu zobaczymy jak się sprawdzą w praktyce. Też od razu kupiłam dwa opakowania, bo prędzej czy później podejrzewam się zużyją.



Proszek Lovela, bo był w promocji (i znów stara śpiewka o specach od marketingu), a w czymś dzidziusiowe rzeczy trzeba prać. Choć niektóre mamy piorą w normalnym proszku i żyją. W sensie dzieci żyją, i to nawet bezalergicznie. Łudzę się że i tak będzie z M., ale to jest nie do przewidzenia. Ja alergii nie mam na absolutnie nic, Towarzysz Mąż tylko jak pyli, więc może jak nam ten proszek kupiony w przypływie szaleństwa zakupowego wyjdzie to spróbujemy normalnym. Poza tym Lovela u Sroki dopiero na 6 miejscu w rankingu, więc tyłka nie urywa. Świadomy konsument, a-cha.


O rajtuzkach pisałam tu. rajtuzki do sukienek nie mniej jednak przydatna rzecz. W rozmiarze 62-68, przez pierwsze parę miesięcy planuję jednak bodziaki i półśpiochy. I maluńkie skarpetki, bo skarpetek mam jak na lekarstwo. Myślę że 6 par styknie. Nie?


Bodziaki 62-68, bo angielska teściowa już w środę przywiezie te noworodkowe 56.



Gatki i koszulki w moich ukochanych beżach. Maleństwa. Ach ach.


I taki sam zestaw w wersji dziewczyńskiej i o rozmiar większej.


Welurowe dresiki w małym rozmiarze i dwóch kolorach.


I ciut większy welurowy pajac. Zakup przemyślany średnio, bo pewnie kiedy ona będzie w takim rozmiarze będzie środek lata, ale na chłodniejsze letnie dni może i on się nada. Z pogodą u nas jednak nigdy nic nie wiadomo.


A to już zachcianka mojej mami. Słodka wszak, nie protestowałam.

I wsio! Nieźle się obkupiłyśmy, nie?
Zainteresowanym polecam się wybrać do LIDLa czym prędzej zanim wszystko zniknie (a nóż Wam się uda na coś trafić) - a szczegóły w LIDLowej gazetce tu.

Ahoj!


8 comments:

  1. Wow! Ale wielkie zakupy!!! My Lidlowe dziecięce rzeczy też lubimy, będą Wam dobrze służyć :-).
    Ps. Ale mnie rozbawiłaś tym zdaniem, że 7.30 to dla Ciebie środek nocy :-). Niedługo będziesz o tej porze po drugiej kawie i gotowa na przyjęcie koleżanki na ploty :-). Buziaki!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mam nadzieję że nam będą służyć, fajnie że Wam też spasowały, same dobre rzeczy właśnie o tych lidlowych dziecięcych klamotach słyszę, więc oby się sprawdziło :)
      Ps. Oj oj oj, mam nadzieję że tak mimo wszystko nie będzie. Ja jednak mam tryb życia przestawiony totalnie ze względu na moją i Towarzyszowo-Mężowo popołudniowo-wieczorną pracę, więc może nasze dziecię też się jakoś do naszego trybu dostosuje i będzie spało, choć pewnie z przerwami, do dziesiątej :))) A jak nie to trudno, dobre ploty nie są złe, wszak (choćby i o 7:30 :D)

      Delete
  2. no własnie też chcę się wybrać do lidla, cholercia, Podobają mi się jeszcze takie spodenki na dziewczynkę w kolorze miętowym, które widziałam w gazetce, i małe legginsy - takie w rozmiarze na lato :) Welurowe pajace też chcę wyhaczyć.. i te fajne komplety dresik+ góra. Fajne rzeczy kupiłaś :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki! Też mi się podobają! Spodnie widziałam, ale się nie skusiłam, bo spodni akurat mam sporo. Polecam się za to wybrać jak najszybciej, bo wieści z frontu (LIDL popołudniową porą) są takie, że nie ma nic :/ Ale może oni co rano coś dorzucają, ja nie wiem, pierwszy raz się tak zakupowo zakręciłam LIDLowo :)

      Delete
  3. Ja się czaiłam na śpiworek do fotelika w kolorze brąz-beż ale niestety nie zdążyłam :( same różowe i niebieskie się ostały :(
    U mnie w Sulejówkowym Lidlu nadal w rozmiarach 50-56 jest wszystko, co wyboru do koloru, więc jakby jakimś cudem ktoś miał podrodze, to zapraszam :) większych rozmiarów brak, więc ja się skusiłam tylko na 1 opakowanie beżowo-brązowych bodziaków, a i tak obawiam się że nasze Małe Cudo, może zacząć życiową przygodę od rozmiaru 62 i tych bodziaczków mu w życiu nie założę :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gosieńka, dzięki za niusy! Śpiworek do fotelika olałam, mam kocyk i styknie, mam nadzieję :) Ten rozmiar 62-68 jest dosyć duży z tego co widzę, więc nawet jak zanosi Ci się na duże Maleństwo to taki noworodek funkiel-nówka i tak się w tym, podejrzewam, utopi, dobrze zrobiłaś więc inwestując w mniejsze. A jak nie zużyjesz to sprezentujesz, z tego co widzę wśród mam nic nie ginie (A.B.-B. wiesz o czym mówię :)))) Trzymaj się Śliczna i rośnij zdrowo!

      Delete
  4. SLICZNE WASZE ZDOBYCZE JAK PATRZE NA TE MAŁE UBIORKI TO AZ CHCE SIE TAKIEGO BOBASKA, RZECZY Z LIDLA SA BARDZO FAJNE SAMA CZASAMI MAJCE COS KUPIE JAK UDA SIE UPPLOWAC ALBO JAK COS SIE OSTANIE, NONO WYPRAWKA JUZ PRAWIE CAŁA ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hi hi, Michalinka, dla chcącego nic trudnego :))))
      Cieszę się że i Ty lubisz LIDLa, mam nadzieję że też będę zadowolona.
      A wyprawka już prawie cała, to prawda, tylko jeszcze nie mam rzeczy dla siebie do szpitala, a w sumie musiałabym się już zacząć pakować, wszak do rozpakowania jeszcze tylko 6,5 tyg! Aaaaa!!!!

      Delete