Wednesday 5 February 2014

W32 Wyprawka kosmetyczna dla malucha

Jestem kosmetykoholikiem i przyznaję się bez bicia.

Nie mam dziesięciu kremów na dziesięć różnych partii twarzy i ciała (więcej o pielęgnacji w ciąży pisałam tu) ale o kosmetykach czytam namiętnie, czytam etykiety i składy, oglądam jutjubowe widea i recenzje, czytam wizaż i testuję dopóki nie znajdę ideałów.

Nie byłabym więc sobą, gdybym nie przeczytała wszystkiego co jest do przeczytania w kwestii kosmetyków dla noworodków.

Wniosek pierwszy: producenci szaleją. I produkują zdecydowanie więcej kosmetyków niż jest dzieciom potrzebne. Skoro ja sama nie używam balsamu po kąpieli (bo nudzi mnie to niesłychanie) kiedy nie jestem w ciąży (a i w ciąży używam jak mi się przypomni, skrupulatnie natomiast używam oliwki, ale tylko dlatego że wizja rozstępów działa mocno na moją wyobraźnię, a wizja rozstępionej skóry do gatunku wizji przyjemnych bynajmniej nie należy), to tym bardziej nie widzę sensu maltretowania tą czynnością noworodka.

Wniosek drugi: producenci twierdzą że wszystko z ich linii się uzupełnia i jest absolutnie niezbędnym minimum pielęgnacji noworodka. I marketingują swoje produkty usilnie, a wiem to bo na każdym spotkaniu szkoły rodzenia (z której nomen omen w dalszym ciągu jestem bardzo ale to bardzo zadowolona) dostajemy sponsorowane paczki z dziecięcymi gadżetami i książeczkami typu 'elementarz pielęgnacji' - dużo z tego to fajna sprawa, ale dużo to totalny bull...t czyhający na nieświadome niczego mamy, które nie mają o dzieciach pojęcia i wierzą we wszystko co czytają (patrz: ja, ultrałatwa ofiara specjalistów od marketingu, ale tym razem postanowiłam się nie dać).

Wniosek trzeci i ostatni: Sroka prawdę Ci powie! Ci co nie znają sroczynego bloga (tego) nie wiem gdzie się uchowali, ale ja odkąd poznałam absolutnie się zakochałam. Wie dziewczyna o czym mówi, świetnie analizuje składy, wydaje wnioski i ogólnie otwiera oczy na to co ładujemy w nasze dzieci. Dział 'Analizy' jej bloga jest (a przynajmniej powinien być) must have-em każdego rodzica i rodzica przyszłego też. Czarno na białym, co jest fe, co jest dobre, i wniosek (kurka, a miały być tylko trzy) czwarty sam się nasuwa: nie zawsze to co dużo kosztuje jest tak dobre, jak wskazywałaby na to cena.

Dzięki sroczemu blogowi zdecydowałam się na rossmanowskie kosmetyki z serii Babydream. Moja oliwka dla mam z tej serii sprawdza się genialnie, Sroka chwali, więc nie widziałam powodów dlaczego by ich nie przetestować. Zwłaszcza że w porównaniu z osławioną horrendalnie drogą Mustelą są tanie jak barszcz, a składy mają o niebo lepsze. Jak się nie sprawdzą przerzucimy się na inne (ale też przez Srokę rekomendowane, Johnson's&Johnson's i Nivei mówimy stanowcze nie, sorry Winnetou!)

Poza tym wydawało mi się to podejrzane żeby kupować i balsam i oliwkę i emolient i szampon i płyn do mycia i mydełko. Po co tyle? Po konsultacjach z doświadczoną mamą A.B.-B. (dzięki Kochana za te elaboraty parostronicowe w Wordzie dlaczego tych wszystkich badziewi wbrew temu co twierdzi smykowa lista wyprawkowa nie potrzebuję) i genialnym poście wychwalanej pod niebiosa dziś przeze mnie (i wychwalać będę ile wlezie) Sroki o kosmetycznej wyprawce dla niemowlaka (do poczytania tutaj) oto nasze nabytki:


1 + 2. Chusteczki nawilżane (różnią się jedynie tym, czy mają zapach czy nie - więcej o nich tu). 
Te akurat wypadły dość słabo w sroczynym rankingu, na wizażu mają opinie mega różne, albo że cudowne albo że do dupy, ale nie w tym dosłownym sensie w którym do dupy w rzeczy samej być mają. Zużyć zużyjemy, kupiłam bo byłam w Rossmanie i bo były w promocji (mówiłam już że jestem niezwykle łatwą ofiarą marketingowców?) a jak się nie sprawdzą to kupimy inne ze sroczynych rekomendacji.
3.  Oliwka (więcej tu)
No dobra, poniosło mnie. Niezbędne minimum pielęgnacyjne to to nie jest, ale kocham moją mamową tak bardzo, że ta też jakimś cudem wylądowała w koszyku. Jak będzie mieć suchą skórę to będziemy wlewać odrobinę do wanienkowej wody, jak bardzo suchą skórę to używać tak jak oliwki używać przystało, a jak okaże się w ogóle zbędna to z chęcią wypaplam i ja.
4. Szampono-żel do mycia, który w dodatku ma pompkę, a fanką pompki jestem wielką (szczegóły tu - o kosmetyku, nie o moim byciu fanką pompek)
Srocza recenzja sprawdzona, a Młodą w czymś myć trzeba. Nie potrzebuję osobnych produktów do włosów (i może jeszcze odżywka, co?) i do ciała, nie mówiąc już o różnych konsystencjach i opakowaniach (że niby mydło w kamieniu, i w żelu, i z pomką i bez pompki?). Ta butelka powinna nam załatwić sprawę.
5. Krem do pupy (więcej tu)
Krem do pupy warto ponoć mieć. Początkowo planowałam Sudocrem, ale skonsultowawszy sprawę z A.B.-B. dowiedziałam się że jest jednak bardzo mocny i może warto pomyśleć o czym innym. Skończyło się na rossmanowskim, który ma świetne recenzje, więc mam nadzieję że i u nas się sprawdzi.
6. Oliwka dla mamy, zapasik (pisałam o niej tu, a wizaż pisze o niej tu)
Jako że była w promocji (9,90PLN, taniocha) przy okazji millusinych zakupów machnęłam i moje. Mimo tego że mam jeszcze dwie butelki zapasu w łazience, ten produkt chyba nigdy mi się nie znudzi i będę używać dopóki go nie wycofają albo nie wycofam się ja (z życia, w sensie, ale zostawmy martyrologię w spokoju na jakiś czas). Amen.
7. Patyczki do uszu specjalnie poszerzane dla dzieci
Kontrowersyjny zakup, jako że do patyczków do uszu sympatią wybitną nie pałam, bo zawsze udaje mi się zrobić sobie nimi krzywdę, więc tym bardziej waham się czy w ogóle odważę się eksperymentować z nimi na mojej córce. A.B.-B. mówi że się takie specjalne przydają. Wydatek to groszowy, a najwyżej Towarzysz Mąż zużyje do czyszczenia swojego elektronicznego nieśmierdziela, czytaj papierosa. 
8. Płatki bawełniane dla dzieci
Też kupione za radą A.B.-B. - ja niedoświadczona uznałam, że przecież takie demakijażowe płatki też się chyba nadadzą, ale ponoć te dzieciowe się tak nie kudłacą, nie zostawiają włosów wszędzie i ogólnie lepsze we wszelkich dziecięco-pielęgnacyjnych kwestiach są. Przemywanie oczek solą fizjologiczną (której nota bene jeszcze nie mam) czy pielęgnacja tego pępuszkowego wystającego czegoś (czym mam nadzieję zajmie się Towarzysz Mąż gdyż ja jestem szalenie obrzydliwa i sama myśl o tym trochę mnie przeraża) to tylko niektóre z potencjalnych płatkowych zastosowań.

I już, finito, koniec listy.

Planujemy w aptece dokupić jeszcze Linomag A+E (ten) i maść na brodawki dla mnie z flos-leku (chyba że uda mi się dostać rossmanową, ale nie widziałam ostatnio, i chyba że okaże się nie być potrzebna bo nie będę mogła karmić, ale jako że karmienie jest ponoć w głowie nastawiam się że karmić będę) i wsio.

I tym sposobem kolejny mały kroczek przygotowań do przodu poczyniony.

Och, gdybyście wiedziały jaka duma mnie rozpiera!

A może czegoś jeszcze mi brakuje? Poleciłybyście coś?

Ściskamy,
z&m






2 comments:

  1. Zu a propos chusteczek nawilżanych, polecam sprawdzic ten link. Okazuje sie, że najlepsze są do kupienia w Netto i Biedronce :) http://www.srokao.pl/2013/01/analiza-chusteczki-nawilzane.html

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nooo, ja właśnie z tego linku korzystałam:))) nawet wybieram się do Netto w tym tygodniu w celi polowania na te chuteczki:) a Ty miałaś? Sprawdziły się?

      Delete