Tuesday, 17 December 2013

W25 Miejsca: Jeff's

Uwielbiam budzić się w grudniowe poranki (ok, poranki rzecz względna, jak dla mnie poranki to ok 10:00 rano, żeby nie było), kiedy niebo jest bardziej błękitne od sztampowego błękitnego nieba, słońce świeci, ptaszki ćwierkają, a mąż przytula mnie i Milly i nie musimy zwlekać się z łóżka przez co najmniej jeszcze godzinę, mimo tego że to środek tygodnia. Ot, zalety pracy popołudniami. Do cudownego krajobrazu brakuje nam jeszcze tylko śniegu (no kurka wodna, w końcu mamy grudzień, Święta za pasem,a  białych nie było od 2009! Co jest, śniegu!?) i tego żeby ktoś nas wyręczył w robieniu śniadania...

I tu pojawia się myśl: chodźmy na śniadanie!

Dobra randka nie jest zła, dlaczego nie o poranku (choćby w środku tygodnia), dlaczego nie...

Tu następuje szybkie zebranie się z łóżka i ekscytacja wyjściem na śniadanie, wyjściem na dwór (co przy moich ostatnich spacerowych bólach brzucha jest nie lada frajdą :), wyjściem na randkę i możliwością wyszykowania się we wtorkowy poranek w który normalnie 1) uczę 2) przygotowuję lekcje 3) sprzątam 4) gotuję. Jiiiii, śniadanie na mieście!!!!

Hmmm... ok... na mieście to trochę przesadzone określenie. Śniadanie postanowiliśmy zjeść w amerykańskim Jeff's, oddalonym od naszego domu o jakieś... hmmm... 200 metrów. Takteż oto Jeff's wygląda:



Panie kelnerki są amerykańsko bardzo miłe, aż za. Noszą krótkie szorty i zakolanówki, czego serdecznie im współczuję (brak śniegu brakiem śniegu, ale jednak mamy grudzień). Towarzysz Mąż mówi że nie chciałby żeby Milly miała taką pracę i mimo sympatii do Jeff's nie mogłam się z nim nie zgodzić. Myślę że było by zdecydowanie mniej seksistowsko bez takich mundurków. I naprawdę, da się zrobić amerykańsko, ale nie wulgarnie. Szkoda że właściciele tego nie kumają.

Menu śniadaniowe jest krótkie, szybko decydujemy się więc na co następuje:

 
Fitness breakfast...eee... może następnym razem, w końcu takie śniadanie to ja jem codziennie w domu.

Poszliśmy w omlet, tosty, pomidorek i mini hash-browns


Do tego sok pomarańczowy i grejpfrutowy, oba, z niechęcią muszę przyznać, paskudne. Coś im się pomarańcze z tej dostawy nie udały, gorzkie jak szlag, i jakiś taki suchy ten sok. Nie polecam. No-no.


I jeszcze nam pani przyniosła gratis kapustę kiszoną i to nie ze względu na fakt że jestem w ciąży, tylko polityka firmy jest taka, że ponoć zostało udowodnione naukowo że kapusta kiszona zapobiega przeziębieniom i grypie więc ją serwują gratis w sezonie jesienno-zimowym. Towarzysz Mąż pogardził, ja wszamałam z przyjemnością (kapusty kiszonej na śniadanie jeszcze nie jadłam, ale kiedy jak nie w ciąży?!)


Yum yum yum... lubimy randki w środku tygodnia, lubimy!!!! (na co nie wskazuje moja skwaszona mina, ale to pewnie przez tą kapustę!)

Ogólnie polecam/nie polecam? Jeśli macie Jeff's w okolicy, można. Niedrogo (omlet z całą resztą to 11,90PLN) i smacznie, poza sokiem. Zdecydowanie polecam zostać przy kawie bądź herbacie. Poza tym radzę mieć gotówkę bądź Visę, bo kartą Maestro lub MasterCard płacić nie można (o czym obsługa z góry informuje, co jest na plus, ale że informować musi, zdecydowanie na minus - jak to nie można płacić Mastercard?! Przecież tylko randka we wtorkowy słoneczny poranek miała być bezcenna...). Daje radę, ale 10/10 jak w przypadku Byfyja to to nie jest.

Czujące się już znacznie lepiej,
z&m

2 comments:

  1. Ooo, to bardzo dobry pomysł! Pieprznąć, to wszystko, gotowanie, sterczenie w kuchni i zjeść "na mieście". Narobię zakupów na cały tydzień i potem mi żal czegokolwiek wyrzucać...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha ha, znam to. U nas akurat było światło w lodówce bo T.M. dziś pojechał na Święta a i ja się zamierzam świątecznie stołować u mamy, więc nic się nie zmarnowało :)

      Delete