Friday, 20 December 2013

W26 Męża nie ma, baby harcują

Wziął i pojechał Towarzysz Mąż w siną dal (a przez siną dal rozumiem jego rodzinną Anglię). Przez następne osiem dni będziemy urzędować same, Milly i ja.

Dziś postanowiłyśmy dzień spożytkować w babskim towarzystwie (to znaczy ja postanowiłam a M. nie miała nic do gadania, jako że primo jest jeszcze w brzuchu a secundo, o ile mi wiadomo, gadać jeszcze nie gada). Zaczęłyśmy od Krakowa i kochanej A. A właściwie od Huty, bo do Krakowa w końcu nie dotarłyśmy bo tak nam dobrze się siedziało i gadało i jadło.

No bo czemu mamy nie jeść, przecież nie wyskoczymy na piwo, a i w ciąży jakieś przyjemności się należą.

Zaczęłyśmy od śniadaniowego omleta, który zniknął tak szybko, że zanim przypomniałam sobie żeby zrobić zdjęcie już go nie było. Potem była cudowna tarta ze śliwkami, której zjadłam zdecydowanie za dużo, ale A. była taktowna i miła, jak zawsze zresztą, i mi tego bezczelnie nie wytykała. Wręcz przeciwnie, wtykała mi kawałek za kawałkiem. Także wiesz A., jak znowu szalenie przytyję albo będę mieć rozstępy to będzie na Ciebie!  Na obiad byłyśmy grzeczne i wcięłyśmy 'tylko' sałatkę z awokado (mniam), suszonymi pomidorami (miam) i kurczakiem (mniam), a po obiedzie byłyśmy jeszcze grzeczniejsze i poszłyśmy na spacerek. Trochę potestować czy mój brzuch dalej boli kiedy chodzę (nie boli, ale skurcze B-H ciągle są :/), trochę zwiedzić Nową Hutę, trochę podłapać dziennego światła w ten najkrótszy dzień w roku, trochę dotlenić Młodą a trochę po prostu ruszyć tyłek z kanapy i przestać jeść. Ach, cudowny był ten dzień krakowski!

Atrakcjom jednak nie było końca. Po tej krótkiej, ale jakże fantastycznej wizycie, pojechałam do Mikołowa, do mojej najukochańszej A.B.-B., mojego chrześniaka i jego siostry, gdzie urzędowały też moje dwie dawno niewidziane cudowne znajome M. i (dla odmiany) M.

Plotom, herbacie i jedzeniu (nie wiem gdzie to mieszczę, ale już chyba ustaliliśmy że moje dziecko to ponadprzeciętny głodomór) nie było końca, i pojechałam do domu tylko dlatego, że człowiek który wstaje o 6:30 przy regularnych pobudkach w okolicy 10 to człowiek, mówiąc w skrócie, nieprzytomy.

I taka pół-śnięta piszę też teraz, ale lepiej pół-śnięta niż wcale (tak się łudzę, przynajmniej :)))



Pośniadaniowo- (i poobiednio- też zresztą) deserowa tarta ze śliwkami i cytrynowa zielona herbata, kombo doskonałe!

 

W ramach rekompensaty po rozpustnej pośniadaniowo -(i poobiednio- też zresztą)deserowej tarcie - na obiad sałatka 
 

Moja piękna nowohucka A. 


I boroczek bałwanek Buli w wersji black (tudzież ja) przed dworkiem Matejki


A tu już w Mikołowie u mojej A.B.-B., która stanowczo protestowała zdjęciom z jedzeniem (znowuuuu!) ale się nie dałam


 M1


Zu (jedzenie! więcej jedzenia!) i M2


Ach jak ja lubię takie dziewczyńskie dni!

Ale teraz naprawdę ale to naprawdę musimy już iść spać.

Dobranocka,
z&(szalejąca w brzuchu na maksa dziś)m

2 comments:

  1. Cudnie!!!! A już niedługo dojdzie do nas, juz w pelnej swej krasie, a nie tylko poprzezbrzuchowej, malutka M.:)

    ReplyDelete