Monday 12 May 2014

M2 Biegusiem... czyli powrót do formy po ciąży, porodzie i połogu

A więc stało się... W sobotę, o 15:40 oficjalnie skończyłam połóg. U mojej ginekolożki zawitałam już dzień wcześniej, gdzie na dzień dobry przywitały mnie ochy i achy z recepcji:

- A pani to już widzę w formie! - mówi pani recepcjonistka
- No ba! - mówię ja i pytam retorycznie - A czy ja kiedykolwiek byłam nie w formie?

No i przyznaję bez bicia, byłam, ale z ciążą to nie miało nic wspólnego. Jadłam niezdrowe rzeczy i słodycze na potęgę a ulubionym sportem było przewracanie kartek książek i zagryzanie co piątej strony ciastkami. Ekhm, słodycze dalej jem i chwała Bogu książki dalej czytam, ale nie w takich dzikich ilościach (te słodycze, bo książki dalej w dzikich) i ze sportem się zdecydowanie przeprosiłam.

Nie będę ściemniać - bywają okresy, że do sportu muszę się zmuszać, bo mi się zwyczajnie nie chce. Nie jest tak, że kocham biegać (a kocham biegać!) i bez biegania nie wyobrażam sobie życia (bo wyobrażam, bardziej niż bez słodyczy) i w ogóle nagle się stałam tak sportowa że Lewandowski się chowa. Nie jest tak. Ale sport polubiłam bo widzę korzyści z niego płynące i choćby samo to jest wystarczającą motywacją. Czuję się lepiej, wyglądam lepiej, ważę mniej i skórę mam lepszą. I jakby o jeden podbródek mniej...

I w ciąży wcale nie odpuściłam. Wiadomo, superintensywne ćwiczenia sobie darowałam, bo oczywiście zaszkodzić dziecku nie chciałam, ale nie mniej jednak ćwiczyć ćwiczyłam, zamiast zalec na kanapie. W końcu podobno przy porodzie spala się tyle kalorii co przy przebiegnięciu maratonu i wysiłek to jest ogromny, no więc jak tak, bez przygotowania? O tym co konkretnie robiłam jeszcze w ciąży pisałam tu i trochę też tu. I opłaciło się - poród zniosłam dobrze, wróciłam do siebie szybciorem i nie mam ani jednego rozstępu i skórę jędrną mam też (jak na moje gabaryty rzecz jasna). I nie zrozumcie mnie źle, ja wiem że są różne ciąże, że zagrożone, że trzeba leżeć, że trzeba się oszczędzać i wszystko to rozumiem i absolutnie nie podważam zdania lekarzy... ale w przypadku ciąży fizjologicznej, czyli prawidłowej takiej jak moja, uważam że leżenie na kanapie i wpieprzanie ciastek codzienne (bo niecodzienne nie jest złe, bez przesadyzmu!) tylko dlatego że jest się w ciąży która jest świetną wymówką jest pomysłem złym. Jak ktoś jest asportowy to niech chociaż tą godzinę dziennie znajdzie na spacer albo marsz (jak ma chęci i siłę), zawsze to lepsze niż bezruch totalny, a i przy okazji świeżego powietrza się łapnie i dzieciątko dotleni....

Po porodzie jak jest - wiadomo. Też u każdego inaczej, ale chyba nie przesadzę jak stwierdzę że mało kto się czuje jak Młody Bóg. Do tego dochodzą blizny pocesarkowe/pokroczowo-nacięciowe... i cała nowa rzeczywistość z noworodkiem. Przyznam szczerze że moja aktywność w połogu ograniczała się do spacerów, za o długich i częstych (1-2 dziennie, co najmniej godzinne, a nieraz i dwu). Po około 3 tygodniach już tęskniłam za ćwiczeniami, ale krwawiąc z taką intensywnością jak krwawiłam ja ciężko by było robić cokolwiek. Zwłaszcza biorąc pod uwagę tamponowy zakaz. Ale...

Połóg minął, krwawienie ustało, wymówki się skończyły. Pora wracać do sportu, wszak energia którą dają mi ćwiczenia (wiem że to nie działa na każdego, ale na mnie tak!) jest nieoceniona.

Tak więc wczoraj fit plan działania pora zacząć. Do łask wróciła Matka Boska Chodakowska (Milly wstaje, zu wstaje. Zu karmi Milly. Zu odkłada Milly do jej ulubionego chrzcinowego rocker-nappera aka leżaczka bujaczka i sadza ją obok telewizora. Milly patrzy z zaciekawieniem na zu. Zu szybciutko ubiera outfit ćwiczeniowy i zapodaje Chodakowską na YouTubie. Na telewizorze wyświetla w sensie bo tak sprytnie Towarzysz Mąż to ustawił że tak można. Zu ćwiczy. Chodakowska mówi 'wdech-wydech'. Milly śmieje się w głos. Najbardziej podoba jej się jak zu majta nogami. Po około 20 minutach Milly przestaje się podobać matka ćwicząca i zaczyna marudzić. Zu przerywa ćwiczenia i zajmuje się Milly. Kiedy spokojna znów Milly pada na powrót w swoim ulubionym chrzcinowym rocker-napperze zu wraca do wyginania śmiało ciała. Chodakowska twierdzi że jest ze mnie dumna. Milly olewa matczyne wysiłki i kima). I tak parę razy w tygodniu, podejrzewam, przynajmniej taki mam plan, ambitny. I spacery, jasna rzecz, zostają stałym punktem dnia. Kiedy w końcu przestanie lać jak z cebra, to znaczy.

I najważniejsze - w końcu byłam biegać. Biegać przed ciążą uwielbiałam, o tym zresztą też już pisałam (tu). I wczoraj, w dzień po połogu, Towarzysz Mąż został z małą a ja się wyrwałam przed siebie. Pierwsze wrażenia? bieganie + laktacja to kiepskie połączenie. Mimo potrójnego stanika (z reguły noszę podwójny, ale teraz dodałam jeszcze karmiący, szaleć to szaleć) było słabo. Ciężkie jednak te mleczne piersi, psia kość. Ale nie poddaję się, kupię jeszcze jeden sportowy stanik i zobaczymy czy da radę biegać. No za bieganiem tęskniłam wszak w ciąży najbardziej (o tym tu). A jak się nie uda to trudno. Na pewno coś wymyślę.

A dzisiaj?

A dzisiaj mam zakwasy.


Ściskam mocno,
z.- (ze śpiącą słodko m)

PS. A jak jest u Was? Macie jakieś sposoby na powrót do formy po ciąży? Czy też nie macie /miałyście do czego wracać bo jesteście w takiej formie jak przed ciążą/bez formy jak przed ciążą? Jaka aktywność się u Was sprawdziła a jaka nie? Napiszcie, może i ja z czegoś zainspiracyjnie skorzystam!

 Czas słaby, ale biorąc pod uwagę to jak długą miałam przerwę, to, jakie wielkie i bolesne są laktacyjne piersi i to, że od trzeciego kilometra miałam kolkę - ujdzie.


Yyyy... A to swoją drogą. Ale w ciąży było gorzej!
[obrazek stąd]


29 comments:

  1. Zuzi, obowiązkowo idziemy na spacer jak będzie ładna pogoda, bo od Ciebie do mnie jak mniemam jest 20 minut drogi pieszo :) zapraszam :) się poznamy :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. No! Pewnie! Napisz kiedy i gdzie i się stawimy :) Nie żebym miała jakoś wybitnie napięty grafik... :D

      Delete
    2. Zacznijmy od tego, żeby nie padało ;) dziś nas złapało;)

      Delete
  2. Och Ty sportsmenko ! Ja w 1 i 2 miesiącu po połogu też ćwiczyłam panią Ch. ale ja to z tych mega niewysportowanych więc jak mi Ch. dała w kość to potem tydzień mnie wszystko bolało, treningi robiłam od początku do końca i wykonywałam je w 90%, plan był 4 razy w tyg, ( mój M. na początku śmiał się ze mnie że " o jeezuu co ci tak ciężko, ja zrobiłbym to z palcem w d. " po czym zmusiłam go do ćwiczeń ze mną i zrobił 10 % treningu, płuca wyplute, jakaż ja z siebie byłam dumna ! a on w szoku że robię praktycznie wszystko i równo z nagraniem ! ) No i rzuciłam ją, nie chce mi się, męczyła mnie strasznie. Wolę biegać ale nie chce mi się. Za toooo jak już będę mieszkała z mamą to mama ma taką fajną maszynkę do biegania i zamierzam korzystać z niej co dziennie i zrzucić przynajmiej 3 kg a jak się uda to i 5 ( bonus na objadanie się wieczorami ) . Kiedyś dzięki niej i diecie mż udało mi się w miesiąc 5 kg zgubić ;) Na przeciwko mam las, ogólnie przedmieście więc będę raportować postępy, na razie nie mam się czym chwalić, bo odkąd M. siedzi ze mną w domu na bezrobociu to mi tyłek troszkę urósł zamiast zmaleć.. :D
    Powodzenia !

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha, rozumiem Cię! Towarzysz Mąż i ja mamy okresy że sportowo-dietetycznie rywalizujemy i się napędzamy nawzajemnie, a że oboje jesteśmy dosyć wygrano-lubni z reguły to przynosi fajne efekty (ha! szybsza byłam na 10km! Ale na krótszych dystansach TM bije mnie na głowę. Schudłam 0.8kg w tym tygodniu! A ja 1.5kg - mówi TM i tak się prześcigamy właśnie), ale mamy też okresy kiedy mamy diety w czterech literach, i to dosłownie, bo tam idą te wszystkie wypite piwa (TM), zjedzone ciasta i inne desery (ja), hamburgery (TM) i jeszcze więcej ciast i innych deserów (ja). Teraz jesteśmy gdzieś pośrodku - ćwiczymy, ale z dietą bywa różnie. TM lubi swoje piwo, a ja karmię i jestem non-stop głodna (serio, w życiu takiego apetytu nie miałam, a zawsze miałam spory, więc chyba tylko na karmienie mogę to zwalić) w związku z czym też dość sporo jem, i mimo tego że do wagi sprzed ciąży wróciłam w tydzień po porodzie to dalej się nie chce za cholerę ruszyć i dwie pary moich ulubionych letnich spodni wchodzą tak na styk, więc chyba jednak się będę musiała przemóc i jakoś to jedzenie bardziej kontrolować, wszak lato za pasem, a przecież nie będę kupować nowych spodni, bez sensu :) Czekam na Twoje raporty, ale jak Ty schudniesz pięć kilo to chyba znikniesz, chudzielcze! :)))))

      Delete
  3. noo to się nazwa sportowy duch! :) ob tak dalej i trzymam kciuki za Ciebie :)) ja po połogu zaczęłam ćwiczyć zumbę, a potem dołożłam siłownię i powiem, że czułam się wspaniale, waga jeszcze mniejsza niż przed porodem i same ochy i achy, dopóki nie pojechaliśmy na urlop i przerwałam na moment, który ciągnie się do dziś.... ale, ale ja od kilku dni brzuszki robię ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. a no i tą jogę z obrazka też ćwiczę :D

      Delete
    2. Ja też ćwiczę zumbę w domu z Xboxem, bo na grupowe zajęcia zumbowe się jednak kompletnie nie nadaję. Ale pamiętam jeszcze z ciąży Twój post o zumbie :)))) Czekam na mniejszą wagę niż przed porodem i ochy i achy na mojej własnej i prywatnej osobie(to znaczy ok, ochów i achów trochę zaliczam, bo wyglądam jak przed ciążą, co ponoć już jest wyczynem, ale czy ja wiem... Przydałoby się jeszcze te parę kil:)), ale zdaje się że sobie jeszcze poczekam, bo i ile sportowo u mnie świetnie o tyle dietetycznie znacznie gorzej :/ I jak to robisz brzuszki? To Ty nie masz naturalnego sześciopaka?! :O

      Delete
  4. No ja też byłam (z naciskiem na "byłam") usportowiona fest przed ciążami. wiesz, karnet na siłkę i te sprawy.. w ciąży z Młodym codziennie ćwiczyłam na karimacie i chodziłam na stepperze.. potem trochę ćwiczyłam z mel b by odzyskać formę po porodzie, ale szczerze mówiąc zaczęłam jakieś 9 miesięcy po porodzie ( a skończyłam jakieś 11 miesięcy po porodzie:)) więc nie paliłam się jakoś do tego sportu, ale mój syn dawał mi wycisk całą dobę, więc czułam się usprawiedliwiona. Drugą ciążę modelowo przesiedziałam z czekoladką w dłoni (i bakaliami żeby nie było), spacery a i owszem, ale do ćwiczeń nie mogłam się zmusić po prostu. A teraz? Hmm.... nie ćwiczę (jeszcze), mówię, że zacznę, ale jakoś nie zaczynam.tęsknię za basenem zwłaszcza, ale zwyczajnie nie mamy czasu pojechać (jedno dziecko musielibyśmy komuś sprzedać w tym celu), liczę, że wkrótce zajmę się pracami malarskimi (malowanie płotów, altanki itepe) w ogrodzie co pozwoli mi spalić trochę kalorii, a poza tym to głównie tańczę z 11 kilowym Młodym na rękach. 5 kg zostało do zrzucenia, więc i tak tragedii nie ma :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Karnet na siłkę,,, kiedy to było? (yyy... niby jeszcze do 5 miesiąca chodziło się na tą siłkę, ale truchtanie na bieżni i w ogóle wysiłek maksymalnie ciążowo-chuchająco-dmuchający to zdecydowanie nie to samo). Do Mel B. jeszcze nie przyszłam, ale czeka w kolejce rzeczy do wypróbowania (tyle sportów i programów ćwiczeniowych do nadrobienia, a tu dom nieogarnięty, dziecko nieogarnięte i ciało nie te - zakwasy się kurka jednak czają na każdym kroku), a czekolada (i to bez bakalii!) u mnie i w ciąży i po, bo też jakoś się nie mogę zmusić żeby ją odstawić. Basenu nie lubię (wizja bakterii ludzi plujących do wody i te sprawy, ale ja ogólnie obrzydliwa jestem, choć zastanawiam się czy się nie przemóc i nie zabrać małej w lato na jakieś noworodkowe basenowe zajęcia), płotów i altanki nie posiadam (pech), podobnież jak 11kilowego Młodego, tak więc chyba będę musiała kontynuować bieganie i domowe wygibasy :) 5 kg to w ogóle nie jest źle, zwłaszcza że nie wiem gdzie je chowasz, ale skutecznie. Mnie niby nie zostało nic w kilogramach, ale jednak letnie spodnie wchodzą na tyłek ledwo (mam jednak ten 'muffin top' którego wolałabym nie mieć) więc coś z tym zrobić trzeba.

      Delete
    2. ja też nie czuję się jakaś.. duża, no ale chyba cała się proporcjonalnie powiększyłam, więc wszyscy mówią że nic nie widać, że 3 ms temu rodziłam. W barach jestem jakby większa (to od 11 kg klocka, którego noszę po domu) biust wiadomo, rozrósł się o kilka rozmiarów, to i brzuszek wydaje się być mniejszy niż jest (ale bezlitosne lustro w łazience mówi mi, że jednak jest). Mam jeszcze sporo par spodni kupionych tuż przed ciążą z Młodym w które się zupełnie nie mieszczę. Niektóre z nich nawet nie są skinny, tylko takie zwykłe, kiedyś nawet dość luźne gacie. Teraz się opinają, albo ich wkładanie kończy się na udach, dalej nie da rady. A to mówi mi, że jeszcze nie czas osiadać na laurach :)

      Delete
  5. Wspaniale! Jesteś super! I tak trzymać. 5 kilosków po ciąży to jest bardzo dużo, znam takich, dla których to jest mega wycisk hehehe

    ReplyDelete
    Replies
    1. No nie? 5 kilosków to niezły wynik, też tak myślę. Jak wyżej, mi niby nie zostało nic, ale jednak coś. Głupie centymetry, a fe!

      Delete
  6. Szacuneczek:) Ja przed ciążą specjalnie usportowiona nie byłam, ale bieganie i rower, że tak powiem zawsze były obecne. A obecnie nul, zero. Karmienie piersią spowodowało, że strasznie szybko spadłam z wagi. I spadam dalej, mimo że jem dużo i syto. Niby fajnie, ale kurde czuje, że brakuje mi energii i siły do aktywności, a to już 5 miesięcy po porodzie. Po ciuchu liczę, że gdy już wkrótce wprowadzę stałe posiłki i zredukuję trochę karmienie wrócę do jakiejjś formy. Trzeba by było wyćwiczyć mięśnie tu i ówdzie przed wakacjami:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No ciąża i bieganie to przecież sportowo bardzo, więc jak nieusportowiona, ej!?

      Chudnięcia przy karmieniu piersią zazdroszczę, Słyszałam o tym zjawisku,a le niestety go nie doświadczyłam. Może ma to coś wspólnego z moim apetytem górnika dołowego? Hmmm...

      I oj tam mięśnie :p

      Delete
    2. ja też nie doświadczyłam chudnięcia od karmienia. not fair!

      Delete
  7. Nie znam drugiej takiej jak Ty. Szacun dla Ciebie. Po miesiącu od porodu ani mi w głowie bieganie było :P Spacery a i owszem, i nadal to jedyna forma mojej aktywności. Zostało jeszcze 4.5 kg do wagi sprzed ciąży i teraz już powoli leci waga. Ale wolę tak, niż miałabym przeżywać efekt jo-jo. Nie lubię biegać, wolę chód, szybki marsz. Może kiedyś przekonam się do biegania...

    ReplyDelete
    Replies
    1. 4.5 kg to prawie nic! Jo-jo śmierdzi, oczywiście, lepiej wolniej i porządniej, zgadzam się. I nie zmuszaj się do biegania, bo po co. Jest taaaaki wybór aktywnościowy że po co się męczyć czymś co Cię nie kręci? Ja nie lubiłam biegać dopóki nie odkryłam patentu noszenia podwójnego sportowego stanika, a potem się totalnie bieganiem zaraziłam od Towarzysza Męża. I teraz lubię, oj lubię, tylko ta laktacja, kurka... lubi jakby mniej.

      Delete
  8. Co do sportu to... wiesz, że piłeczka do squash'a idealnie mieści się w oczodole? Ilość zaliczonych przeze mnie kontuzji doprowadziła do stałej awersji do ćwiczeń fizycznych. Choć przyznaję, raz porwałam się na szczupłą sylwetkę. W Pure Fitness trafił mi się KONSULTANT DO SPRAW POPRAWY JAKOŚCI ŻYCIA. Chciał mnie ważyć dwa razy w tygodniu, załamywał ręce i mierząc mnie wzorkiem od stóp do głowy zawyrokował: "Długo Pani czekała z tą siłownią, co?". Zapisałam się. Pewnego dnia biegłam dziarsko na bieżni. Jestem słaba, wiem. Przebiegłam powolnym truchtem jakieś 10 kilometrów obserwując zajęcia z piłkami na sali obok. Zlana potem, zachwycona swoimi osiągami, umęczona jak mysz przy porodzie siedmioraczków już miałam się ewakuować, gdy nagle na stanowisko obok wbiegł "piękny Artur". Mój sąsiad z akademika, boski Jolero, Johny Bravo i model. Sylwetka jak z Olimpu, kondycja olimpijska. Bez ani grama zadyszki wyrecytował, że pobiega sobie z godzinkę i pędzi dalej, bo dziś nie ma czasu na trening. Po czym zostawił mnie osłupiałą, upokorzoną i upoconą a sam zajął się lekką przebieżką (tempo max, nachylenie max, opór max, godzina). Załatwiłam sobie zwolnienie lekarskie od Lady i wypisałam się ze słynnego Pure Fitness.

    A po ciąży... cóż. Moja córcia determinuje dietę mamusi. Na gotowanych wiktuałach i ledwie-czym brakuje mi tylko 4,5kg do wagi sprzed ciąży (notowania z rana). A zaznaczam, że jestem jedną z tych, co ciastka codziennie wcinają bo w ciąży są! (na takiej diecie przybrałam w sumie 25kg, więc uważam, że -20,5 to zajebisty wynik jak na 2 m-ce po porodzie). Noszę Polkę, pociskam z wózkiem w sumie co 2-gi dzień do lasu. Żywię się u Lady (2 piętra niżej, zasuwam z garami tam i z powrotem bo u nas indukcyjna a jej królewska porcelana nie). Dom jak forteca, ciągle po coś na sam dół latam. W wolnych chwilach sprzątam - a jest co. I powoli sobie chudnę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Powoli, dobre sobie! 20,5 kg w 2 miesiące po porodzie :O Tożto szok Olga, i istne wagowe szaleństwo! Jeszcze chwila i przekonam się do Twojej diety matki karmiącej o której sama myśl powoduje u mnie ciary (z przerażenia że można tak mało jeść i przeżyć) - ale skoro ma takie efekty...

      Rozbawiłą mnie Twoja historia o konsultancie do spraw poprawy jakości życia i Jolero z akademika. Mam parę podobnych historii w rękawie, ale aż tak dobre jak Twoje nie są :)

      PS. No popatrz, popatrz, nie wiedziałam że piłeczka do squash'a mieści się idealnie w oczodole. Dodaję tą wiedzę do zbioru interesujących faktów do chwalenia się w towarzystwie, dzięki!!!!!

      Delete
    2. 20,5 kilo w 2 miesiące to statystyka dla szpanu. Wszystkie wiemy ile schodzi po porodzie. W 2 dobie ważyłam 10 kilo mniej, jak zeszły obrzęki to kolejne 5 zjechało w dół. Praktycznie 15 kilo to była Pola, wody płodowe i GIGANTYCZNE obrzęki, przez które ledwo się ruszałam. Czyli faktycznie zrzuciłam do tej pory jakieś 5,5 kilo (4,5 more to go) ;) A co do diety to... wcale nie jem mało tylko mam mały repertuar.

      Delete
    3. No nie wiem czy tak dla szpanu (choć szpanuje fest!) ale u mnie tak nie było. W ciąży przytyłam 8 kilo i łudziłam się że po ciąży będę chudsza niż przed (bywa ponoć, no i przecież tyyyyle się traci po porodzie) i przy karmieniu piersią to już w ogóle będę laska jak nigdy. A tu dupa, w dzień powrotu ze szpitala ważyłam o 5 kilo mniej, a zrzucenie kolejnych trzech zajęło mi tydzień. Zadowolona z tego progresu spodziewałam się dalszego chudnięcia i wylaszczenia, a tu dupa, waga stanęła i drgnąć nie chce (nooo... teraz lekko dryga, ale muszę się starać żeby tak było, a maiłam się nie musieć starać tylko karmić piersią i sama miała spadać. Phi, czuję się oszukana). 4,5 kilo to nie dużo, mnie by się też tyle przydało żeby czuć się tak jakbym chciała się czuć w swojej skórze. Zobaczymy jak mi pójdzie.... I trzymam kciuki żebyś w końcu mogła jeść!!!!!

      Delete
  9. Szacun kochanie;)ciesze sie, ze ty sie cieszysz, a uciesze sid jeszcze bardziej jak was w czwartek zobacze:Dlove!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też się cieszymy i czekamy! Buzia! x

      Delete
  10. Czytam od pewnego czasu, ale dzisiaj postanowilam pierwszy raz skomentować :)

    Moja aktywnosć fizyczna przed ciażą czyli 2011 rok. była całkiem w porządku, często na rolkach jeździłam :) w ciaży to wiadomo :D od razu po sierpień 2012, oj cieżko mi się było zabrać za rolki znowu, bo przecież po porodzie zgubiłam dodatkowe kg, których mi przybyło. Od dwóch miesięcy zaczełam jeżdzić na rowerze, najcześciej wieczorem jak Młody padnie spać :D więc robię rundkę przez tysiaclecie do parku chorzowskiego, jak nie pada to pojeżdzę po parku, jak pada wracam do domu :D i to by było na tyle. nie wiem czy coś to daje faktycznie takie małe dystanse, ale podświadomie lepiej się czuję, z tym że nie siedzie i nic nie robie :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. O, fajnie że napisałaś! Witam kolejną śląską mamę!
      Dobra rundka na rowerze nie jest zła!
      Ja przyznaję bez bicia na rowerze nie byłam od około stu lat. A małe dystanse lepsze niż żadne, nie?:))))
      Rolki.... Yyyy... Też kiedyś często jeździłam, tak chyba w 2009. I leżą w piwnicy. Muszę spróbować znów!

      Delete
    2. Ja rolki odpuściłam bo pewnie nie dałabym już rady tyle jeździć co przed ciążą, a ja jak szłam na rolki to przynajmniej 3h musiałam jeździć. Poczekam, aż Witek podrośnie to razem będziemy jeździć :)
      pewnie gdybym musiała zrzucić kg po ciąży to częściej bym jeździła na rowerze i dłużej plus jakieś ćwiczenia, na szczęście z 19kg które przytyłam 16kg zostawiłam na porodówce :D (tej samej co Ty) więc nie narzekam :D teraz te moje wyjścia na rower są dla relaksu :D

      Delete
  11. Co ja mogę powiedzieć o swojej aktywności w ciąży... Spacerek. Czasem nie jak było zimno. Nic mi się nie chciało i leniłam się na maksa. Niestety nie jestem z tych kobiet, które znajdują w sporcie szczęście i dawkę endorfin, choć chciałabym... Może dlatego przytyłam 17 kg. Ale prawdą jest, że po połogu zostały mi tylko 4 na plusie co uważam za wynik dobry zważywszy, że nie zrobiłam nic w tym kierunku ;) Mam farta po prostu. I zaburzenia samooceny najwyraźniej, bo moje ciało po porodzie podoba mi się dużo bardziej niż przed ;) Nie żeby lepiej wyglądało, po prostu bardziej siebie zaakceptowałam

    A cóż mogę powiedzieć o mojej aktywności fizycznej teraz? Hmm... "I stay in shape by doing yoga two or three times a week..." ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No z 17 do 4 to mega postęp :)
      Ja się sobie chyba też bardziej podobam po porodzie niż przed, więc wiem o czym mówisz.

      I Twoja aktywność teraz.... Hahhahaha!!!!:)))

      Delete