Tuesday 10 December 2013

W24 Doktor House

Dzisiaj zgodnie z zapowiedzią będzie lekarsko.

Dziecina ma się dobrze, aaaale:

1) jest kompletnie niefotogeniczna (chyba po tatusiu) - kolejny zestaw otrzymanych zdjęć to po po prostu szare smugi  na szarym tle z szarymi cieniami. Ja tam nic nie widzę, Towarzysz Mąż twierdzi że widzi, ale ja myślę że ściemnia.
2) jest gruba. Przytyła w ciągu dwóch tygodni z 450 gram do 640. W CIĄGU DWÓCH TYGODNI! O jedną trzecią swojej masy nieomal. Dobrze że u mnie nie tak źle. Ja w od momentu zajścia w ciążę mam 3 kilo na plusie (nooo ok, na poczatku schudłam 3, więc w sumie 6, ale zdecydowanie procent mojej wagi to jest mniejszy. Ufff)
3) Skurcze B-H (ciągle nie pamiętam ich nazwy, psia kostka) mogą jednak być niefajne. Mam je obserwować i jak będą się pojawiać często (co 15 minut) albo dłużej trzymać (do 5 minut) albo boleć to mam jechać do najbliższego szpitala po jakąś mega dawkę magnezu i podpiąć się pod KTG (tak, co to jest KTG też musiałam wygooglać, co składnia mnie do dwóch przemyśleń A: beznadziejna jestem medycznie, B: jak ludzie żyli bez internetu?!)
4) co prowadzi do kolejnego wniosku: gdzie jest najbliższy szpital!?
5) czy ja powinnam już to wiedzieć?
6) zapytałam internetu (i znowu: jak ludzie żyli bez internetu?!) i okazało się, że szpital w którym chcę rodzić (hmmm... no dobra, rodzić w ogóle nie chcę, ale chyba nie mam wyboru poza wyborem szpitala) to mój najbliższy szpital. Trafiło się ślepej (przynajmniej w kwestii wydruków z USG) matce ziarno...
7) na zgagę mogę wziąć, jak człowiek (a pod pojęciem człowieka rozumiem osobę nie będącą w ciąży), Renni czy inne Manti. Łuuu huuu!
8) krew mi się trochę poprawiła, przestała mi M. zżerać żelazo aż tak (albo ciągle zżera, ale biorę żelazo dla anemików, które jak widać się sprawdza i starcza dla nas obu), siuśki też w porzo
9) ale za to magnezu biorę za mało. Bo przeczytałam (o ja naiwna!) ulotkę (a magnez mam maminy hela-mag B6-mama, i niech mi ktoś powie że nie jest podatny na reklamy - w radiowej trójce słyszałam tą nazwę tyle razy że od razu wiedziałam o co prosić w aptece... Strach się bać. Dobrze, że telewizji nie oglądam) w której pisało że mam brać jeden dziennie. Więc brałam. A doktórka mówi że mam brać trzy. Dziennie. Hellllou, ja pamiętam żeby brać raz dziennie tylko dlatego że blistra z tabletkami używam jako zakładki do książki, ale jak pamiętać o czymś tak błahym jak branie tabletek 3 razy dziennie przy ciążowym zaniku mózgu nie mam pojęcia. Chyba tylko przypomnienie w telefonie może mnie uratować. Chociaż oczywiście już to widzę jak piszczy poza domem a tabletki w domu i odwrotnie. Hmmm... obcykane sposoby mile widziane!
10) I to chyba tyle z nowości. Kopie dalej. Poza zgagą i głupimi skurczami B-H czuję się super. Brzuch rośnie (naprawdę! Nawet moje dzieci w pracy moją mniej-więcej-środkową część wytykały palcami dziś, więc może się domyśliły że ten wielki brzuch to naprawdę nie pizza i czekolada. Nooo, może trochę, ale na pewno nie tylko pizza i czekolada). Apetyt jest. Praca ciągle mnie cieszy (i jak myślę że tak mało zostało to nie chce mi się wierzyć). Jeszcze bardziej cieszy mnie bycie w domu i domowo-świąteczno-zimowe klimaty. Za dwa tygodnie Wigilia! Hej!

I na koniec małe porównanko:


Wyglądający jak dzidziuś przypadkowy dzidziuś z internetu


I nasza Milly...

Na pewno jest śliczna. Na pewno.

2 comments: