Monday 9 December 2013

W24 Miejsca: Byfyj

Myślę sobie, że pokażę Wam miejsca, w które sobie w ciąży chadzam.
Póki jeszcze mogę.

Bez ciąży chadzałam też, żeby nie było, a jako że zachcianek wybitnych ciążowo-związanych nie mam, chadzam z reguły w te same miejsca. Z tym że piwa piję mniej. To znaczy wcale nie piję, ale wcześniej też piłam mało, bo ktoś musiał prowadzić, a dla Towarzysza Męża wyjście na piwo bez piwa to nie wyjście. Ale to dygresja znów, a miało być o miejscach.

Wczorajsze miejsce jest bezalkoholowe, co jest cudną opcją jeśli lubisz kiedy ludzie wokół Ciebie też nie piją (no bo z jakiej racji mają mieć lepiej tylko dlatego że nie są w ciąży). Mnie to akurat lotto, mimo że piwo lubię, co będę innym żałować, niech mają, niemniej jednak fajnie było posiedzieć z ludźmi przy herbacie, dlatego że to bardziej herbaciane niż piwne miejsce. I jakie piękne!

Piekarnia na Nikiszowcu (dzielnica Katowic, odsyłam do Wikipedii albo filmów Kuca tych co nie znają, a Ci co nie znają to trąby!) istnieje od nie wiem którego roku, ale od dawna. Od mojego dzieciństwa na pewno (hmmm... na pewno to i jeszcze dłużej) i najlepszy chleb jest od Michalskiego, ale to każde dziecię w okolicy Ci powie. Parę lat temu właściciele (znani i lubiani przeze mnie, ale nie polecam miejsca bo znam i lubię właścicieli, tylko bo to cudowne miejsce, które znam i lubię co najmniej tak samo) wpadli na mistrzowski pomysł otwarcia kawiarni w piekarni (Kawiarnia w Piekarni to też ich idea, z tym że na placu Miarki, ale o tym pewnie napiszę kiedy indziej) o jakże adekwatnej lokalnej nazwie Byfyj (co po Śląsku, info dla Goroli aka nie-Ślązoków, znaczy kredens). Byfyj stoi jak się patrzy, zaraz przy wejściu. Ogólnie jest bardzo śląsko, bardzo swojsko i bardzo cudnie. Przy okazji wczorajszego jarmarku były dzikie tłumy, a Byfyj nic nie stracił ze swojej swojskości, domowności i przytulności. No ale decor decorem (10/10, jak dla mnie) ale jednak do knajpy się idzie jeść (to znaczy niektórzy chodzą pić, ja niewątpliwie, zwłaszcza z Milly, zdecydowanie chodzę jeść). A z jedzenia do wyboru do koloru, sto tysięcy ciast, a jedno lepsze od drugiego, chleb prawdziwy, chleb z tustym, słone, słodkie, co kto chce.

Wczoraj chciałam chleb z tustym właśnie. Z przerwą na pączka. I wspaniałe ciasto drożdżowe z miodem, żurawiną i orzechami. I zielona herbata clippera, najlepsza. Potem szybka rundka po jarmarku, zmarznięcie, i powrót na kakao.

Brzuszek szczęśliwy, Dziecina ewidentnie lubi moją od-czasu-do-czasową dietkę, a ja w końcu widziałam się z dawno-nie-widzianymi i niedawno-widzianymi znajomymi przy jednym stole... Wspaniałe niedzielne popołudnie. Mieszkańcom Katowic koniecznie polecam. A niemieszkańcom tym bardziej, warto się przejechać, bo Nikiszowiec sam w sobie warty zobaczenia, a w Byfyju takie cuda, że przegapienie ich to grzech większy, niż prawdopodobne skonsumowanie podwójnej albo i potrójnej dziennej dawki kalorii. Ale co tam, żyję się raz, a takie życie to ja rozumiem!


Aga B-B przyjechała z Mikołowa a jagoda Grr z Norwegii...

Krzyś i Pat pofatygowali się z Bytomia i dokonali rzeczy niemożliwej: byli w Byfyju i nic nie zjedli! (byli po dużym obiedzie i wzięli zapasy na wynos, co jako jedyne ich tłumaczy)


 A tu Adzia szefuje a ja jak zwykle jem (ale teraz przynajmniej mam na kogo zwalić... Przecież Milly jak chce jeść to nie będę jej odmawiać, nie?)


Jagoda z cudownego bloga o zdrowym jedzonku  rzadko grzeszy jedzeniowo, ale w Byfyju jest tak pysznie że ciężko nie...


A oto kolejny powód Byfyjowej wyątkowości - stały rezydent Pączek (imię dla piekarniano-kawiarnianego kota: 11/10)

 
Jest i Byfyj...


No i jak tu to skomentować... Milly jest ewidentnym żarłokiem!

Pozdrawiam Was ciepło z ciągle pełnym przyjemnie brzuszkiem...
z.-

1 comment:

  1. I ja tam bylam i herbatke pyszna pilam i jadlam chleb z tustym i oczywiście Pszczolke....ech:) tylko ja nie mam juz nikogo w brzuszku na kogo moglabym zwalic....aj tam, takie grzeszki t nie grzeszki:)

    ReplyDelete