Sunday 8 December 2013

W24 S(kurcze)!

Wczoraj. Leżę sobie na sofie, grzecznie uprawiam lenistwo (przecież w ciąży i w weekend ponoć dozwolone, więc się lenię), oglądam 'Deszczową Piosenkę' z Towarzyszem Mężem, piję herbatę, cieszę się choinką, światełkami choinkowymi w oknie, zapachem pierników, głaszczę się po brzuchu, albo głaszcze mnie Towarzysz Mąż, aż tu nagle mój brzuch robi się mega twardy. Tak przedokresowo twardy. Albo sześciopakowo, ciężko stwierdzić, bo o ile przedokresowo twardy brzuch jak przez mgłę, ale jeszcze pamiętam, tak z sześciopakowym brzuchem do czynienia w życiu nie miałam. Przynajmniej nie na sobie, na Towarzyszu Mężu też nie bardzo.

- Niiiiiiiick!- krzyczę w panice. Skurcze mam chyba. Aaaa, patrz jaki twardy! I nie czuję że kopie. Może kopie, a ja nie czuję bo taki twardy ten brzuch. I aaaaaaa, co to jest, co ja mam zrobić, dlaczego ja jej nie czuję i dlaczego on taki twardy i aaaaaa, co się dzieje, aaaaaaa! Może do szpitala pojedźmy? Albo do lekarza mam dzwonić, tylko Boże, przecież ja nie mam komórki do mojej ginekolożki (swoją drogą, to chyba przydało by się o tym pomyśleć) a tam jest teraz zamknięte... A może znamy jakiegoś innego lekarza? Tylko czy mój internista będzie wiedział? Hmmm...

Na co mój Jak Zwykle Opanowany (przy takiej starej panikarze jak ja to nie jest wybitny wyczyn, umówmy się) Mąż postanawia zrobić jedyną logiczną rzecz. Wygooglać to.

Okazuje się że to słynne (dla wtajemniczonych słynne, ja w życiu o nich nie słyszałam) skurcze Braxtona-Hicksa. Zastanawiam się jak to jest że o nich nie słyszałam, czytam przecież namiętnie blogi, ostatnio z przewagą tych mamino-ciążowych, ba, nawet książkę o ciąży przeczytałam (no dobra, książka nazywała się 'Pregnancy sucks' i była wręcz antyksiążką ciążową, ale traktowała głównie o tym o czym nikt nie mówi w słodko-cudownym rozpływaniu się nad ciążą, więc i o tych skurczach musiała być mowa, więc jak ja tą książkę czytałam to nie wiem!), a tu takie coś...

To nawet mnie wybitnie nie bolało, tylko napędziło stracha. Towarzysz Mąż mówi, że internet mówi, żeby zmienić pozycję, czyli jak leżę to mam iść łazić a jak łażę mam iść leżeć. Jako że leżałam zwlokłam moje coraz cięższe cztery litery (i całą resztę mnie oczywiście też) i zrobiłam sobie rundkę po mieszkaniu. Z miotłą, bo co tak będę bez celu łazić, jakiś domowy obowiązek się machnie przy okazji... I rzeczywiście, pomogło, zelżało, wróciło do miękkości i normalności, uff, obyło się bez szpitala.

Godzinę później mój brzuch to samo jednak. Nie oszukujmy się, nie spędziłam tej godziny łażąc. Jak tylko przeszło zaległam z powrotem na kanapę, dokończyłam 'Deszczową Piosenkę' (a niedużo zostało) i przeczytałam caaaaały internet na temat skurczy Braxtona-Hicksa. Co ciekawe, nazwy tych skurczów (skurczy? dajcie mi tu jakiegoś polonistę!) do tej pory nie mogę zapamiętać i musiałam znowu wygooglać dziś. Czy to tylko ja czy ta nazwa naprawdę jest jakaś niezapamiętywalna? Jako że podłoga odkurzona, za drugim razem wycierałam kurze z powierzchni płaskich od pasa w górę. Jedyny pożytek z tego taki, że przynajmniej jest czyściej (nie żeby było brudno wcześniej, ale przecież zawsze może być lepiej :) I ewidentnie działa.

I do wieczora już był spokój. Po czym budzę się w nocy i brzuch znów twardy jak kamień (albo sześciopak, ale jak już pisałam wcześniej, ręki ani niczego innego sobie nie dam uciąć, bo nie za bardzo wiem jak to jest z tą twardością sześciopaka). Panika. Panika. Panika. Ale znów Wszechwiedzący Internet mówi, że bez paniki. No to nie panikuję. Postanawiam iść spać (stanowczo odmawiam sprzątania o trzeciej nad ranem!) i postanawiam że jak do jutra (do dzisiaj w sensie) mi nie przejdzie, to jednak załatwię jakiś telefon do jakiegoś lekarza i skonsultuję. Ale dzisiaj jest spokój (na szczęście!). Muszę zapytać o to wszystko moją ginekolożkę we wtorek. I, żebym nie zapomniała, o jej komórkę też.

Spokojne już,
z.- & m.-


4 comments:

  1. Ooo, Zuziątko będzie, fajnie! :)

    ReplyDelete
  2. Ano, będzie :) Też myślę, że fajnie!

    ReplyDelete
  3. O kurcze! Patrz, a ja myślałam że to coś z trawieniem kiedy mi się robi taki twardy brzuch...! ;) A to TE słynne skurcze. Dobrze wiedzieć, kiedyś mi koleżanka mówiła że w zaawansowanej ciąży to trzeba na to uważać, bo to mogę być objawy przedwczesnego porodu. Więc koniecznie trzeba poinformować o tym lekarza. W takim razie i ja powiem swojemu o tych skurczach...

    ReplyDelete
  4. Na pewno jutro powiem mojej ginekolożce i będziemy się martwić (albo, mam nadzieję, właśnie będziemy się nie martwić :) Odpukać od soboty jest spokój na razie... I oby tak dalej! Jeszcze tylko zgaga jakby mi przeszła to w ogóle było by bajkowo, no ale cóż, nic z tym nie zrobię, więc muszę to przeżyć. Update jutro :)

    ReplyDelete