Saturday 21 December 2013

W26 Macierzyństwo non-fiction

Dzieciątko było wcześniej.

Dzieciątko, dla niezorientowanych, to ktoś, kto na Śląsku przynosi prezenty. Słyszałam już mnóstwo wersji: Dzieciątko, Mikołaj, Gwiazdor, Gwiazdka, Aniołek... Kto u Was przynosi prezenty? U mnie, od zawsze, Dzieciątko.

Dzieciątko pierwsze zawitało do mnie wczoraj w osobie krakowskiej A. Wróć. Dzieciątko pierwsze zawitało do mnie w czerwcu w osobie mojej córki-to-be Milly, ale to Dzieciątko innej kategorii. Bożonarodzeniowe Dzieciątko numer 1 zawitało do mnie we wtorek w postaci paczki od mojej angielskiej teściowej, Towarzysz Mąż zabronił mi jednak otwierać, więc leży u moich rodziców (paczka, nie Towarzysz Mąż, i to leży nawet nie pod choinką bo jeszcze nie ma choinki) i czeka na Wigilię i na otwieranie prezentów o czasie. Wczoraj natomiast u krakowskiej A. pojawiło się Dzieciątko z cudownym prezentem - książką i kosmetykiem. Są to moje dwie ukochane kategorie prezentów jakkolwiekokazyjnych i ciężko z nimi, w moim przypadku, nie trafić. A. też się nie udało, trafiła cudownie.

Przepiękny chubby stick od Clinique w kolorze moich ust tylko w lepszym wydaniu zdążyłam już wypróbować i już polubić. I cieszyć się że to taki prezent tylko dla mnie, niezwiązany z Dzieciątkiem (tym w moim brzuchu, mam na myśli), tylko taki mój-mój, bezdzietny, a coś czuję że takich będzie coraz mniej, więc cieszę się tym niesamowicie, póki mogę.

Ale to wszystko to tylko mega-długi wstęp do clue programu, czyli książki Joanny Woźniczko-Czczott, autorki bloga, matki dwójki dzieci (choć z książki wynika że jednego, ale książka była napisana dwa lata temu, więc spokojnei jeszcze jedno dziecko można wcisnąć. Jeśli się chce, jasna rzecz. W przypadku Autorki zdecydowanie ta informacja mnie zaskoczyła), dziennikarki, kobiety przezabawnej i z którą niezwykle łatwo mi się utożsamić od książki pierwszych zdań. Tu bezczelny cytat:

Już w ciąży przeczuwałam, że istnieje. I że lepiej opanować go przed rozwiązaniem. Słowniczek obsługi dziecka. Ten, którym biegle posługują się młodzi rodzice, a który niewtajemniczonym (a przynajmniej ciężarnej mnie) do złudzenia przypominał chińszczyznę.

Chodziłam więc na przyspieszone kursy do koleżanek matek z podróbką moleskine’a w torbie i zamiast reporterskich treści zapisywałam w notesie obce (sic!) słowa.

Linomag, emmeljunga, oilatum.
Tantum rosa, Frida, bugaboo.
Octenispet, weleda, baby sense.

(…)

Myliły mi się kremy do pupy z markami wózków, a te z kolei – z przyrządami do wyciągania niemowlętom glutów z nosa.

Dokładnie tak czuję się ja. Dalej robi się tylko ciekawiej. Miało być bez lukru, i jest bez lukru. Zresztą, ja lubię takie nielukrowane opowieści. Kocham wszelkie dziecięce Talki, zaczytywałam się w 'Pregnancy sucks' a ostatnio ktoś polecił mi ten blog/vlog, który też polubiłam. Może dlatego że rozumiem hiperbole, a może też dlatego że po macierzyństwie nie spodziewam się pachnących stópek, uśmiechów od rana i żadnych kiepskich chwil. Na pewno zdarzy mi się ubrać dziecku dwie nogi w jedną nogawkę (co, nomen-omen, zdarzyło mi się już przy moim chrześniaku kiedy był malutki). Jestem zdecydowanie nieperfekcyjna. A zawsze to jakoś raźniej czytać o innych nieperfekcyjnych. Nie jestem sama! Nie ja jedna nie wiem co to rampers (ok, już wiem, ale trochę mi to zajęło)! Nie mam nic z wyprawki, mimo tego że już w czwartek zacznie się trzeci trymestr. Nie mam spakowanej torby do szpitala, ba, nawet nie mam torby. O istnieniu zawieszek do smoczków i potencjalnych z nimi problemów dowiaduję się z blogów innych przyszłych mam (ale przynajmniej się staram i dowiaduję). Nie podjęłam decyzji czy będę karmić na żądanie czy starać się mieć rutynę. Ba, nawet nie do końca wiem gdzie będzie stało łóżeczko. Tym bardziej nie wiem jaką będę mamą... Ale kto to wie?

'Macierzyństwo non-fiction' połknęłam jednym haustem. Usiadłam (a w sumie się położyłam), przeczytałam, pośmiałam się. Warto było.

Polecam.

PS. Ale mimo wszelkich obaw i macierzyńskich niedogonień, które niewątpliwie nastąpią, jak miód na moje serce podziałała rozmowa z moim sześcioletnim chrześniakiem Tymem:

Tymo: Ciociu, a kiedy dzidziuś wyjdzie?
ja: Tymo, ja bym chciała żeby on wyszedł. To chyba nie będzie takie proste. Ale już niedługo, w marcu, za trzy miesiące.
Tymo: To rzeczywiście niedługo. A wiesz co?
ja: Co?
Tymo: Nie mogę się już doczekać!

Ja chyba też.

Pozdrawiamy w dzień drugi bez T.M.
z&m



Zuzowo-szminkowo



Poczytane

3 comments:

  1. optymistyczna jest Twoja relacja, zresztą jak i blog, którego narazie pobieżnie przejrzałam:) Nie matrw się, ja nie wiedziałam nic o niekapkach, bidonach, kubkach ze składanym dziubkiem, a teraz mam przepracowane wszystkie :D także wszystko przychodzi z czasem :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jeee, czyta mnie mama-silesia! Właśnie się zastanawiam czy to materiał na osobny post... :)))))) A że wszystko przyjdzie z czasem... taką mam nadzieję! (bo prawdę mówiąc wciąż nie wiem nic o niekapkach, bidonach i kubkach ze składanym dziubkiem)

      Delete
    2. czytam i to chętnie, bo zdaje się że my z tego samego regionu :) wszystko jest materiałem na post, jeśli chcesz, bo to Twój "kawałek podłogi" :))

      Delete