Friday 27 December 2013

W27 Macierzyństwo fast forward

Kocham Święta i czas okołoświąteczny.

Kocham też moją pracę, mojego Towarzysza Męża, podróże, czekoladę, książki, i święty spokój. Niekoniecznie w tej kolejności. Dzieci lubię, niektóre kocham, ale nie mam na ich punkcie tak zwanego hopla. Najbardziej lubię cudze i na chwilę i to, że jednak kiedyś idą do domu a ja mogę odespać/wypocząć i czytać/jeść i nie rozmawiać do nikogo, nawet Towarzysza Męża, który jest bardzo wyrozumiały pod tym względem i zresztą dziecięcoodczucia też ma podobne.

W czasie okołoświątecznym kocham to, że jest w końcu dużo czasu, żeby spotykać się towarzysko. Czasami spotkania towarzyskie składają się też z dzieci. I ja niedługo przejdę na ciemną stronę mocy kiedy będę wiedzieć jakie są kroki milowe w rozwoju, co to jest kubek niekapek, kiedy wychodzą zęby i w jakim wieku można pić kawę. Póki co jestem z tych, którzy nie mają pojęcia, ale nie szkodzi, nauczę się, wyjścia nie ma.

Dzieci dzisiaj były elementem naszego dziewczyńskiego spotkanka. Te akurat dzieci kocham, to mój wielokrotnie-już-wspominany chrześniak Tymo i jego siostra Olcia. Była też moja hong-kongska przyjaciółka M. (której moja M. brzuchowa dalej nie chce kopać mimo kolejnych prób), standardowo A.B-B., i moja kuzynka O., której chore dzieci zostały w domu, a które są boskie (a ich dodatkową zaletą jest to, że nazywają się Nikola i Zuzia czyli tak jak Towarzysz Mąż i ja. Jako że Towarzysz Mąż jest chłopcem ma na imię Nick a nie Nikola, ale w przypadku dwóch dziewczynek to as close as it gets, czym jesteśmy oczywiście niezmiernie zachwyceni).

Na wejściu Tymcio, lat 6, i Ola, lat 3, zażyczyli sobie kawę. Nie wiedziałam że można pić kawę mając lat sześć. Nie mówiąc już o trzech. Na szczęście ich mama wyjaśniła mi że zbożową. Zbożową chyba mogą, skoro kobiety w ciąży mogą, a że kobiety w ciąży ogólnie mało mogą, to coś co wolno konsumować im wolno pewnie i wieku lat sześciu. Tudzież trzech. Inka o smaku karmelowym leży u mnie w szufladzie odkąd nabyła ją moja mama kiedy dowiedziała się że jestem w ciąży. Milly i ja nie okazałyśmy się być wielkimi fankami Inki o smaku karmelowym, ale dzieci i owszem. Pod warunkiem że z pianką. Nie ma sprawy, jest i maszyna do pianki.

- Ciociuuuuu - zaczęła Olcia - a masz Pepę?

Wiedziałam co to jest Pepa, a to już olbrzymi sukces (hongkonska póki co bezdzietna przyjaciółka M. nie wiedziała, więc 1:0 dla mnie!). Pepy nie miałam, ale od czego jest YouTube i PlayStation, które jest podłączone do do telewizora, który jest podłączony do YouTuba, który Towarzysz Mąż nauczył mnie obsługiwać mimo totalnego antytalentu techniczno-komputerowo-sprzętowego (radia w domu do tej pory włączyć nie umiem, ale ciiii. Planuję się nauczyć kiedy T.M. wróci. Poza tym od kiedy włączenie telewizora zaczęło wymagać 3 pilotów i 10 kliknięć po prostu go nie oglądam). Pepa we wszystkich językach świata (Olci wszystko jedno czy po czesku, czy po serbsku, czy po portugalsku. Poliglotka, skubana) w tle, a Tymcio i Olcia szaleją, M., A.B-B., O. i ja usiłujemy rozmawiać i nawet nam wychodzi. Przez trzy minuty, mniej więcej.  Wtedy Olcia wylewa na siebie kawę. Z pianką włącznie.

- Mamoooooo - mówi Olcia. No bo co ma mówić.

Następuje interwencja. Moje koszulki są na dziewięćdziesięcioośmiocentymetrową Olcię zdecydowanie za duże. Wygrzebuję pudło z rzeczami dla Milly i dziewięćdziesięcioośmiocentymetrowa Olcia jakimś cudem mieści się w siedemdziesięcioczterocentymetrową sukienkę dla Milly. Uff. Kryzys zażegnany. Pojawia się natomiast nowy.

- Ciociuuuu - pyta Ola (Tymek jest podejrzanie cicho) - a masz Conana Barbarzyńcę?

Conana Barbarzyńcy nie mam.

- Ciociuuuuu - pyta Tymo (zaskoczona Ola już o nic nie pyta) - a możemy pograć w Xboxa?

Oczywiście że mogą. Ale w międzyczasie jeszcze pojawia się potrzeba rysowania. Tymo siedzi i rysuje Hulka. Hulk to ulubiony bohater mojego Tyma. Olcia z braku ulubionego superbohatera rysuje owcę.

- Ciociuuuuu - a piękna owca? - pyta rozbrajająco.

- Piękna - mówię. I rzeczywiście piękna.

W końcu dzieci dopadają Xboxa, na którym znają się lepiej niż ja. W dodatku dowiaduję się że 'ten niebieski w ogóle nie umie boksować'. Trzymam Tyma za słowo. Ja też nie umiem.

W tym momencie O. oddycha z ulgą że nie ma jej dzieci, a ona nie musi się nimi zajmować. Ale przecież one się same sobą zajmują.

A że biegają dookoła stołu, piszczą i się wygłupiają - no cóż, to tylko dzieci. Tym chyba zajmują się na co dzień dzieci z tego co mi wiadomo.

- Ciociuuuuu - jeszcze kawy! - mówi Ola. I gruszkę.

Jest i kawa i gruszka. W międzyczasie O. opowiada historie o tym jak Córka Starsza Nikola jeździ Córce Młodszej Zuzi po czole resorakiem. Albo włazi jej do łóżeczka i się nie niej kładzie. Albo o tym jak Córka Młodsza marudzi na ubieranie pampersów. I ubieranie się w ogóle. I jak nie lubi jeść.

Ku pokrzepieniu serc, oczywiście.

W końcu mama Tymka i Olci dochodzi do wniosku że pora się zbierać. O. też się zbiera. Myślę że w sekrecie tęskni za dziećmi.

Hong-kongska przyjaciółka M., która przyszła z Narzeczonym H., który to narzeczony jest pół-Meksykaninem pół-Francuzem i nie mówi po polsku prawie wcale i który po zrobieniu nam zdjęcia po prostu zasnął na sofie (mimo dzieci piszczących i skaczących przed Xboxem), zbiera się wkrótce po nich. Już przed wyjściem orientuje się, że dzieci które niewinnie bawiły się pod stołem postanowiły przerobić jej granatowe dżinsy na bardziej kolorowy model za pomocą kilku neonowych zakreślaczy.

Minęły trzy godziny, było cudownie, a ja mimo to czuję się jak po dziesięciu godzinach w pracy.

Matko kochana, ja nie dam rady!

Dzieci.

Aaaaa!!!!!

Napisanie tej notki zajęło mi około godziny. Już za nimi wszystkimi tęsknię.

 Chyba zmienię dzwonek w telefonie na 'ciociuuuuuu'.

Ściskamy mocno wykamane Świętami,
z&m


 Olciny Aniołek


 Ciociuuuu, a piękna owca? Trochę z boku....


Tymkowy Hulk

6 comments:

  1. to i tak sukces, że udało Wam się przez chwilę porozmawiać :D ale to może załuga tego, że dzieciaczki nieco większe, to i ciągłego uwieszania na matczynych ramionach nie potrzebują:) jak ja się spotkam z moją koleżanką która ma półtorarocznego synka, ja mam troszkę ponad roczniaka i do tego jeszcze jedna z roczną córeczką, to wygląda to tak, że każda zajmuje się swoim dzieckiem i co jakiś czas uda nam się zamienić słowo w przelocie :D czyli jakby razem, a jednak osobno :))) ehh dzieciiii! Ale jak ich tu nie kochać?! :)

    ReplyDelete
  2. Nie można nie kochać. Ale coś czuję że szybko dzisiaj zasnę :)))

    ReplyDelete
  3. Dziewczyny więcej takich spotkań proszę !!! Brakowało mi tego !!! Jednym słowem od czasu do czasu warto zostawić dzieciaczki z tatą i wyrwać się na klachy no i w tym czasie odpoczywać z Wami :) ps. rysunki piękne, ciocia Ola lepiej by tego nie namalowała :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. No ba, ja tez bym tego lepiej nie namalowała! Super są!!!!! A spotkania bardzo chętnie, zawsze i oczywiście :)

      Delete
  4. Aaaaaaa, to wlasnie moje dzieci.ja po 6 latach z tym starszym, a trzech z ta mlodsza i starszym jednocześnie jakos juz nie slysze tego szumu.a raczej sie uodpornilam:) kocjam cie Zuzi i dasz rade, , uwierz mi.na szczescie na razie bedziesz miala jedno:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahahha! Agi, ale ja kocham Twoje dzieci! Zeby nie bylo! :))))

      Delete